Rozdział 41 Wspomnienie Śmierci i Magia Destrukcji

Hejka moim kochani czytelnicy, chciałabym wam ogłosić że najpierw chce skończyć tą książkę a potem zabrać się za pozostałe.

Wszelkie informacje dotyczące rozdziałów będą się pojawiać na początku rozdziałów poprzednich...

Oraz informuję was że fabuła tego rozdziału może być trochę dziwna...

Zapraszam na kolejny rozdział tutaj..
~~~~~~~~|~~~~~~~~~

To znów się stało...

Znów poczułam to samo...

To uczucie, a raczej jego brak...

W tej chwili, czułam się tak jak kiedyś...

Dokładnie tak samo jak tamtego cholernego dnia...

W dniu w którym straciłam wszystko...

W dniu moich...

Osiemnastych urodzin...

kiedy to straciłam wszystko...

łącznie z swoim człowieczeństwem...

Pusta w środku...

Jak martwe ciało, chcące umrzeć...

Jednak to zbyt proste aby było prawdziwe...

Życie jak i Śmierć są okrutne..

Nie..

Ten świat od początku taki był...

Okrutny i Niesprawiedliwy...

Czemu?!  Gdy zawsze nadarza się okazja, aby umrzeć, to nigdy nie mogę z niej skorzystać?

Czemu gdy jestem pomiędzy tymi dwoma, muszę przypomnieć sobie ten cholerny dzień?

Ten jeden cholerny dzień w którym przyszłam na ten pojebany świat...

Przeklęta data...

24 Marca....

To wtedy oni stracili życie...

A ja stałam się potworem...

///////////////////

Gdy rozbłysło to światło, a wraz z nim wybuch czarnej magii. Eksplozja była na tyle przerażająca aby stworzyć takie spustoszenie że świat, a raczej Stolica Fiore zapamięta to do końca swego istnienia. Stworzyłam szybko podwójną barierę za moimi plecami aby moim przyjaciołom się nic nie stało. Jednakże to nie oni byli celem...

Lecz ja...

Widok na całe otoczenie i pole walki przysłoniła mi wielka chmura dymu i kurzu. Pociagnęłam nosem aby wyczuć zapach mego wroga.... Nie wrogów,  Zerefa i Acnologii.
Jednakże gdy chciałam to zrobić, poczułam niewyobrażalny ból w brzuchu i barku, czułam jak coś właśnie wbija się w tamte miejsca, ale nie zdążyłam zobaczyć co ponieważ upadłam bezwładnie na zimną i przelaną krwią niewinnych ziemię.

Znów naszły mnie obrazy z przeszłości, a dokładniej obrazy z mojego jakże cudownego dzieciństwa. Z życia czteroletniej dziewczynki.

Jaką byłam kiedyś...

Wspomnienia

- Mamo, mamo! - Wykrzyknęłam w kierunku młodej kobiety o niezkazitelnie jasnej cerze wręcz białej, miała ona ciemnobrązowe włosy proste sięgające prawie do ziemi, jednakże tym razem były one związane w piękny dobierany warkocz. Jej oczy o kolorze Niebieskim jak lazurowe wody oceanów błądziły tęsknym spojrzeniem po niebie które tak bardzo przypominało moje oczy.
Jej wzrok z nieba przeniósł się na mnie, momentalnie ta tęsknota w jej spojrzeniu zmieniła się na uczucia matki do jej dziecka.

- Tak skarbie? Coś się stało?  - Zapytała swoim jakże łagodnym i spokojnym głosem.

- Chciałabym się nauczyć twojej magii!  - Wykrzyknęłam z dużym uśmiechem na twarzy i błyskiem w oczach.

Kobieta zdziwiona moim zachowaniem stała przez chwilę w bezruchu. Następnie na jej delikatnej i kobiecej twarzy ukazał się delikatny i czuły uśmiech.

- Napewno chcesz się jej nauczyć
Sa-chan? - Zapytała matka

- Tak! Chcę!  Bardzo! - Powiedziałam z radością w głosie.

- No dobrze kochanie. Zaczniemy twoją naukę od jutra dobrze?

- Oczywiście Mamo! - Wykrzyknęłam i usiadłam na ziemi. Oglądając krajobraz gdzie widniała mała polana z olbrzymim smokiem o szkarłatnym kolorze.

Obraz zaczął się zamazywać, a ostanie co widziałam to jej uśmiech skiwrowany prosto do mnie.

Zmiana scenerii:
Inne wspomnienie

- Dobrze Sandra-chan, jednak za bardzo skupiasz się na swoich ruchach. Musisz spojrzeć na otoczenie w okół ciebie. - Powiedziała piękna brazowo-włosa kobieta o niebieskich oczach.

- Postaram się Mamo. Chcę opanować tą magię do perfekcji. - Powiedziałam machinalnie jako sześciolatka.

Kobieta podeszła do mnie i kucnęła tak aby nasze twarze były na przeciw siebie.

- Wiem o tym Sa-chan, jednakże musisz uważać to bardzo potężna magia, źle użyta może stworzyć wielką destrukcje. Przez nią możesz kogoś skrzywdzić. - Wyszeptała z strachem w oczach. Położyła mi lewą dłoń na ramieniu, natomiast prawą położyła mi na policzku.

- Mamo?

- Tak skarbie?

- Jak nazywa się ta magia?

Kobieta się zaniepokoiła ale odpowiedziała

- Ta magia... nie,  to nie magia.
Cóż można to nazywać klątwą.
Dokładnie jest to klątwa Demonów Destrukcji, albo po prostu Klątwą Zniszczenia. Nosi też nazwę Jako Magia Apokalipsy.

- Magia Apokalipsy.. Czyli jest ona Magią Końca... - Wyszeptałam sobie pod nosem.

- Sa-chan. Chcę coś ci dać.

Moje oczy zaświeciły się, a kobieta wyjęła małą kryształową fiolkę z ciemną cieczą w środku, która znajdowała się na delikatnym srebym łańcuszku.

- Co to takiego Mamo?

- Prezent od twego ojca dla ciebie skarbie. - Powiedziała ze łzami w lazurowych oczach. Następnie założyła mi naszyjnik na szyję i pocałowała mnie w czoło.

Spojrzałam na nią i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ten przeklęty smutek w jej spojrzeniu i mimice twarzy.

- Mamo czy coś się stało?

- Ja także mam coś dla ciebie. - Powiedziała a następnie ugryzła się w wargę z której poleciał strumyczek świeżej czerwonej posoki. Pochyliła się lekko w moją stronę a potem pocałowała mnie krwawymi ustami w czoło. Przed oczami zawirowała mi ciemność, znalazłam się w czarnej pustce...

- Wierzę w ciebie moja mała córeczko. Gdy przyjdzie czas wiesz co robić. Zapamiętaj ma ukochana córo, to ty jesteś panią tej magii, ty nią rządzisz,  nie ona tobą. Zapamiętaj również to kim tak naprawdę jesteś mój cudowny skarbie. Nie jesteś tylko zwykłym magiem. Jesteś kimś znacznie potężniejszym. Zawsze będę cię kochać... - To było ostatnie zdanie zanim zapadłam w odmętach ciemnej nicości.

Koniec wspomnień

Otworzyłam gwałtownie swe niebieskie oczy. Zaczęłam się podnosić jednak ból w samym środku brzycha był niewyobrażalny, a jeszcze do tego olbrzymia rana w lewym barku, napiełam mięśnie aby zyskać siłę do podniesienia swego ciała, ale się przeliczyłam, ból był na tyle silny że z chwilą ponownego upadnięcia na ziemię, zwijałam się w potwornej agonii. Podniosłam się delikatnie aby nic sobie bardziej nie uszkodzić, ale i szybko aby nie marnować czasu do kolejnego ataku ze strony czarnego maga. Przewróciłam się na lewy bok aby zwiększyć ucisk w barku ,a następnie złapałam prawą dłonią wystającą z niego broń. Ma ręka od ramienia aż po czubki palców rozświetliła się szaro-czerwonym blaskiem. Przegryzłam wargę, a następnie poczułam na języku metaliczny smak krwi.

- Moja Matko co mnie zrodziłaś...
Demonie co mieszkasz wewnątrz mnie... - Ledwo wyszeptałam, wypluwając czarną ciecz nagromadzoną w mych ustach.

- Daj mi sił, w swej
prawdziwej postaci...
Niech me ciało wypełni nienawiść...
A twa pierwotna magia
przebudzi się we mnie...
- Wyplułam czarną ciecz ponownie. Poczułam że zabrakło mi tlenu w płucach, dlatego wzięłam ogromy wdech, który pochwili przemieniłam w pokłady magicznej energii.

- Magia Apokalipsy/ Klątwa Demonów Destrukcji / Cząstka Zniszczenia ...
- Pochwili z mojej szaro-czerwonej dłoni zaczęła wpływać magia która  zniszczyła broń tkwiącą w mym ciele.

Byłam tak zajęta moim bólem że nie zauważyłam kolejnego ataku Zerefa, pedzącego w moją stronę. Prawie bym oberwała ale uratował mnie pewien osobnik o różowej czuprynie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top