Rozdział 45 Świat vs Diabeł - Wejście do czeluści piekła, Moc z egzystencji.

Tak o to ostatni rozdział w tej książce. Napiszcie w komentarzach czy chcecie jakieś rozdziały bonusowe albo one-shoty. Oczywiście z perspektywy głównej bohaterki.

I uznałam że w wolnym czasie będę pisać wszystkie inne książki po trochu aby nie było... Ale także że Nie zakończę tej książki tak prędko jak na początku myślałam, ponieważ mój mózg odżył z nowym pomysłem.
Zapraszam na rozdział. Tylko zanim to nadejdzie chcę skończyć pierwszą książkę jaką zaczęłam tutaj na wattpadzie pisać czyli o Naruto.
Tak więc moi piekielni czytelnicy czekajcie cierpliwie na rozdziały :)

~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~♤~

Chciałam teraz umrzeć i zmienić się w kolorowy pył, który rozpłynął by się ,a następne całkowicie zniknął w nicości.

Jednakże coś ciągle mnie tutaj zatrzymywało i to coś nie dawało mi upragnionego spokoju.

Tym kimś, a raczej czymś był głos.

Znajomy głos.

Bardzo znajomy głos.

Za którym tęskniłam bardzo długo.

Prawdziwy głos Apokalipsy.

Miły ludzki głos Acnologii.

Ale po chwili usłyszałam także kilka innych ludzkich głosów.

Tak dobrze znanych mojemu sercu.

Jednak wciąż widziałam przed oczami ciemność.

Jednakże już wiedziałam jaki podjęłam wybór.

Po chwili z trudem zdołałam otworzyć swe powieki na tyle ile pozwalały mi siły.

Pierwsze co ujrzałam to...

Niebo...
Znowu karmazynowe niebo...
Z czarnymi gwazdami i chmurami...

Otworzyłam gwałtownie powieki i chciałam już podnieść się do pozycji siedzącej, jednakże utrudniały mi to czyjeś duże ręce.

Podniosłam lekko głowę w kierunku osobnika który mnie trzymał.

- Acno... - Wyszeptałam z wielkim trudem. Przy okazji wypluwając czarną smolistą ciecz. Powodując następnie salwe krwawego kaszlu.

- Nic nie mów Hime.. Zaraz cię wyleczymy. - Powiedział Smoczy Król w swojej ludzkiej postaci z czułością dotykając mych włosów.

Nagle usłyszałam Ten ryk.
Koszmarny ryk który przywołuje najgorsze wspomnienia.

Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej ale zakreciło mi się lekko w głowie. Ale na szczęście moją podporą okazał się Gray.

- Uważaj, bo rany mogą ci się bardziej pogłębić. - Powiedział spokojny głos czarnowłosego maga lodowego tworzenia.

- Co wy...- Dopiero teraz spostrzegłam że Wendy zaczęła mnie leczyć.

- Sandra-san proszę nie ruszaj się, muszę oczyścić ci rany. - Powiedziała delikatnym ale poważnym tonem mała granatowłosa zabójczyni Smoków.

Czułam się okropnie.
Bo, dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę z tych dziwnych rzeczy które mi się pokazały po tamtej stronie. Moje oczy rozszerzyły się.

- Wendy... przestań...- Powiedziałam nieco głośniej odtrącając granatowłosą członkinie Fairy Tail, pochyliłam się pośpiesznie wypluwając krew.

Znów usłyszałam smoczy ryk ale jakby bliżej nas.

Poderwałam się gwałtownie to pionu, ale i tak się zachwiałam. Szybko zdołałam utrzymać równowagę i zaczęłam iść w kierunku Mojego Przekleństwa.

- Sandra-san - Usłyszałam zmartwiony głos pewnego blond-włosego maga z Sabertooth.

Spojrzałam na blondyna

- Sting.... - Poczułam w sercu lekki ucisk, gdy Powiedziałam imię Białego Zabójcy.

- Co chcesz zrobić Urie-san? - Zapytał Rogue Chaney, cienisty Zabójca Smoków.

Odwróciłam głowę w stronę Tego przeklętego smoka.

- Sandra...odpowiedź nam... - Powiedział mistrz Fairy Tail.

- To chyba jasne, Makarovie. - Powiedziałam poważnym tonem, ale z trudem powstrzymując krwisty kaszel, a krew i tak nadal wzbierała mi się w ustach i przełyku. Powodując uczucie metalicznego smaku.

Nie dając już rady dłużej utrzymywać cieczy w gardle, zaczęłam powoli się nią dławić. Schyliłam się lekko do przodu i wyplułam wzbierającą się krew w gardle, na brudną od kurzu i gruzu, ziemię przede mną.
Wyczułam troskę i strach ze strony mych bliskich. Jednakże nie odwracałam się. Spojrzałam na krew.

Rozszerzyłam oczy z zdziwienia, gdy zobaczyłam jej postać. Była ona całkowicie czarna z tym charakterystycznym szkarłatnym połyskiem. Ale najbardziej zszokował mnie jej zapach.
Nie była ona ludzka.
Ta krew była inna.
Miała ona w sobie coś z Smoka, ale także z Demona. Gdy zaciągnęłam się bardziej jej zapachem, wyczułam nawet trochę znajomego zapachu który posiadają tylko bogowie.

Kucnęłam i dotknęłam wyplutej przeze mnie wcześniej cieczy, opiszkami palców lewej dłoni.
Dopiero gdy jej dotknęłam poczułam w jej składzie, bardzo małe kawałki kamieni szlachetnych. Zauważyłam rubiny, szmaragdy, szafiry i wiele innych jak, na przykład perły czy diamenty. Były ich miliony w bardzo małej formie.

- Sandra? - Usłyszałam zmartwiony głos Natsu.

- San-chan co chcesz zrobić? - Zapytała Lucy, przykładając prawą dłoń z różowym symbolem gildii do piersi.

Odwróciłam się w ich stronę.

- Nie martwcie się o mnie, przyjaciele. - Powiedziałam z spokojnym ale także poważnym głosem. - I tak nie mogę umrzeć. - W moim tonie głosu można było wyczuć smutek i melancholie.

- Sandra-san...- Wyszeptała Wendy z zdziwieniem w swoim dziecięcym głosie.

Moje oczy zaszkliły się.

- Ty chyba nie chcesz... - Powiedział spokojny głos Laxusa.

Zamknęłam powieki pod którymi były czerwone tęczówki. A gdy je otworzyłam miały kolor czerwono-złoty z czarną pionową źrenicą.
Czułam przerażenie ale i fascynację ze strony moich przyjaciół. Ostatni raz spojrzałam w kierunku mojej smoczej rodzicielki, która posłała mi matczyne spojrzenie swych onyksowych Smoczych oczu.

- Przypomniałam sobie... - Powiedziałam do niej. - Kim tak naprawdę jestem... - Widziałam jak wyraz w oczach i mimice się zmienia natychmiastowo. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. -
Dziękuję za wszystko Adulruno. - Powiedziałam nieco głośniej, a nasi towarzysze patrzyli na nas nic nie rozumiejąc.

Odwróciłam się do nich plecami, a przodem do mego pierwotnego celu.

- "Już wiem co muszę zrobić..." - Spojrzałam w stronę źródła tego chaosu, a w samym jego centrum znajdowała się Bestia. Dosłownie bestia z piekła rodem.

Przeniosłam wzrok na kałuże mojej własnej krwi. Podeszłam do niej i nogą rozrysowałam pentagram, który znaczył dla mnie jedno...

Symbol ofiary...

Ten jeden symbol znaczył tak wiele dla innych ludzi...

A dla mnie akurat...

Ofiarę...

Miałam znów uwolnić tę moc.
Moc drzemiącą we mnie od urodzenia, aby stać się jej ofiarą.

Jednakże to wszystko dla nich. Dla moich przyjaciół.
Dla Fairy Tail i następnych pokoleń.

Zacisnełam dłonie w pięści, i robiąc ten jeden krok, znalazłam się w samym środku pentagramu z mojej własnej krwi. Pojawiły się olbrzymie kręgi magiczne, jeden nade mną, drugi natomiast pod moimi nogami.

Teraz można było wyczuć tą energię, nie tylko mentalnie, ale też cieleśnie.

Wszystkie moje uczucia i emocje przelałam na magię. Rozłożyłam ramiona, wzięłam głęboki wdech i wydech. Przybrałam poważny wyraz twarzy, a następnie zaczęłam recytować.

- Boże , Ty który mnie pobłogosławił... A twa miłość do mnie, przeklnęła śmierć...Proszę, pozwól mi stać się twą bramą... - Wyszeptałam, a potem poczułam jak wewnątrz rozlewa się nieznana mi dotąd siła.
- Demonie, który mnie spłodził i przekazał swoją wolę... Powołuję się, aby stać się twym naczyniem... - Powiedziałam pod nosem nie co głośniej. Wyczułam iż aura bijąca od mej osoby, zmieniła się diametralnie. Na bardziej mroczną i niszczycielską niż do tej pory.
- Smoku, który mnie wychował i powierzył swą magię... Na me życzenie, rozłupuje ziarno natury...- Powiedziałam jeszcze głośniej niż wcześniej, aż poczułam na swym drobnym ciele kilkanaście par kolorowych oczu. Tym razem, tak jak przy poprzednich, także poczułam to uczucie.
- Diable, ty który masz czelność być moją pokutą i cierpieniem...
NA MÓJ ROZKAZ!! OTWIERAM WROTA PIEKŁA, DO KTÓREGO NALEŻYSZ!!! - Poczułam niesamowity gorąc, wewnątrz mego ciała. Dosłownie czułam jak narządy wewnętrzne są trawione przez płomienie.
- NA WIECZNOŚĆ, PRZEKLINAM SIĘ SWYM DZIEDZICTWEM!!! - Wykrzyknęłam w stronę olbrzymiego szkarłatnego Smoka, który jakby czując na sobie mój wzrok czerwono-złotych oczu odwrócił się do mnie przodem. Wtem jego ślepia w kolorze świeżej krwi spoglądały na mnie, wprost. Tak jakby próbowały wedrzeć mi się w duszę.
- KLĄTWA WSZECHŚWIATA-BÓL ŻYCIA, NIENAWIŚĆ ŚMIERCI!!! - Ryknęłam tak aż wysadzało mi gardło od środka.

Kręgi powstałe z mojej magii, znajdujące się w zasięgu mego ciała, zaczęły się rozprzestrzeniać do takiej wielkości że pokryły całe miasto Krokus. Ich siła była na tyle wyczuwalna w atmosferze że spokojnie można ją porównywać do każdej rasy, które zamieszkiwały moje wnętrze , jak i duszę. Umiejętności takie jak klątwy i magie zaczęły szaleć w formach czystej ,ale i widzialnej jakby namacalnej energii. Czekały tylko na mój jeden ruch.

Leviatan: NIC MI NIE ZROBISZ! NAWET TA TWOJA MAGIA, MA CÓRKO JEST NIC NIE WARTA!! - Jego ryk przeszył przestrzeń. A jego ton spowodował zimne i nieprzyjemne dreszcze na moim ciele. Zaczął podchodzić swoim wielkim smoczym cielskiem, co raz bliżej mojej osoby.

Kątem oka zobaczyłam...
Jak moja smocza matka ochrania ludzi przed tą niszczycielską magią mego ojca. Poczułam jak świat wiruje a następnie wszystkie jego odczucia gromadzą się w jednym skupisku jakim jest moja osoba. Zawyłam w bólu. Skierowałam dłonie z nieba w kierunku zbliżającego się Smoczego Diabła. Aura która otoczała mą osobę, okrążyła me dłonie a następnie jej moc wchłonęła się w me ciało.
Zrobiłam delikatny krok w przód i ułożyłam szybko dłonie w innej kombinacji.

Klątwa na szczęście wciąż działała...

((Już wyjaśniam ta klątwa jak sama nazwa wskazuje "klątwa Wszechświata - ból życia, nienawiść śmierci" to starożytna klątwa która powoduje niewyobrażalny ból i cierpienie psychiczne i fizyczne wybranej rasy( w tym przypadku dwóch) cały ból wszystkich żyjących i martwych istot zbiera się w jednym miejscu i atakuje z siłą o milion razy większą. Jednak jest jeden warunek aby użyć tej klątwy. Trzeba posiadać w sobie jakąś część rasy którą chcę się zaatakować.))

Ustawiłam się w wygodnej pozie i przybliżyłam ręce do ciała.
Skoncentowałam całą magię wszystkich ras w małe kule.

Biała - Bóg

Ciemno Fioletowa - Demon

Czerwono złota - Smok

Czarna - Diabeł

Bladoniebieska - Człowiek

Kule zaczęły wirować w okół mnie.
Aby następnie przekształcić się w jedną kolorową małą kulkę.
Ta lewitowała mi w dłoniach i emanowała swą siłą. Podniosłam dłonie na wysokość ust i nachyliłam się w ich stronę, otworzyłam usta i chapnęłam tą kulkę wypełnioną niesamowitą energią.
Gdy była ona już w mojej jamie ustnej, przełknęłam ją szybko i głośno.

Wtem ten drugi raz...
Postanowiłam uwolnić tą moc...

Świat zaczął się zmieniać pod wpływem mojej mocy.
Gruzy i kawałki ziemi zaczęły się podnosić i lewitować za pomocą grawitacji. Budynki zaczęły się kruszyć i zmieniać w pył.
Tak samo było z wodą z pobliskiej fontanny , a raczej z jej pozostałości...

Cały świat zaczął drgać...

Aż ziemia pode mną rozstąpiła się, ukazując tym samym olbrzymią czarno-złotawą brudną od zaschniętej krwi, bramę do piekła.

Jednym ruchem ręki, przyciągnełam tego cholernego gada, nad wejście do piekła.

Leviatan: Nie zrobisz tego! - Uśmiechnęłam się lekko pod nosem w iście szatański sposób, a me oczy zabłysły niezdrową czerwienią i złotem.

Leviatan: TY PRZEKLĘTA WIEDŹMO!!! BĄDŹ POTĘPIANA PRZEZ CAŁY KRES SWEGO MARNEGO ISTNIENIA!!! - Wykrzyknął Smok. Złożyłam dłonie jakbym chciała otworzyć ogromne wrota. Wzięłam szybki wdech. I całą siłą w rękach i ramionach pchnęłam nie widzialne wejście do piekła.
Gdy to uczyniłam, tak samo stało się z tą prawdziwą bramą do królestwa samego Diabła. Natomiast Smok zawył straszliwie swoim rykiem i zionął nim w stronę moich przyjaciół.

Nie mogąc się ruszyć z wyznaczonego pola pentagramu. Postanowiłam działać emocjami.

- Kontrola Grawitacji: Zmiana Stron! - Posługując się tylko oczach w tej chwili, Użyłam magii grawitacji, zmieniając kierunek tego ataku, powodując tym samym atak na Smoczego Diabła pędzący wprost na mnie.
Nim się obejrzałam, poczułam silny ból wewnątrz mnie, akurat tam gdzie znajdowało się serce. A raczej jego zniszczone pozostałosci.
Zakuło...

Zabrakło mi tchu...

Czułam się jakbym...

Umierała...

Powoli...

I...

Bezlitośnie...

W olbrzmim cierpieniu, jakiego doświadcza moje nieśmiertelne ciało...

Otoczyła mnie biała poświata, a następnie szary dym z charaktetystycznym zapachem siarki.

Serce przyśpieszyło...

Zamknęłam powieki...

I poczekałam chwilę aż narząd wyrówna swój rytm...

Czułam się inaczej...

Całkowicie inaczej...

Poczułam na plecach coś dziwnego...

Coś jakby skrzydła...

Duże i czarne przypominające te Smocze skrzydła Rozpaczy Acnologii, jednakże moje były, także czarne ale ze złotymi wzorami. Natomiast na mym drobnym ciele pojawiły się łuski. Smocze łuski. Pierwsze były w kolorze krwistym czerwonym z czarnymi wzorami, a drugie bezbarwne ze złotymi śladami.
Zawiał mocny wiatr...
A pasma moich włosów stały się jeszcze bielsze niż wcześniej. Zauważyłam że na ich końcach pojawia się kolor jakby smolistej czerni.

Zamachnęłam nimi powoli, rozwiewając otaczający mnie dym i kurz. Ukazując tym samym swą teraźniejszą postać, wszystkim tutaj obecnym.

Lucy: San-chan?... - Usłyszałam jak jej głos drży. Słyszałam różne emocje czy odczucia w głowie.

Gray: To przecież.... - Zdziwienie i Zaskoczenie..

Natsu: Skrzydła... Smocze skrzydła.... - Kompletny Szok i Melancholia. Niczym mały chłopiec zagubiony we wspomnieniach dosyć dalekiej przeszłości.

Już nikt nie śmiał się odezwać.

W tej chwili...
Nastała cisza przed burzą.

Cisza niczym zwiastun końca tej beznadziejnej i bolesnej historii.

Rozprostowałam swe Smocze i upiorne skrzydła przypominające te Rozpaczy.

Wzbiłam się lekko na nich w górę. Spojrzałam na każdego z osobna ze Smoczych Zabójców. Uśmiechnęłam się do nich delikatnie niczym ukochana matka. Uroniłam powoli pierwszą łzę która poleciała z prawego oka , przymknęłam powieke aby poleciało ich więcej, więcej, i jeszcze więcej.
Podleciałam do nich na diabolicznych skrzydłach. Najbliżej stał Różowo-włosy. Stanęłam na równych nogach przed nim. Otarłam prawą dłonią łzy i tą samą rękę położyłam na ciepłym policzku chłopaka. Zbliżyłam się bardziej do niego, tak że dzieliły nas tylko parę centymetrów. Poczułam na sobie oczy wszystkich tu zebranych. Stanęłam na palcach. (Wspomniałam że jestem boso?jak nie to sorry). I pochyliłam się w stronę jego głowy, aby następnie cmoknąć jego rozgrzane czoło... Tak samo zrobiłam pozostałym smoczym zabójcą.
Tak nawet Acnologii.
Cofnęłam się o trzy kroki do tyłu, upewniając się że nikogo nie pominęłam. Poczułam jak z drugiego oka leci mi łza. Aby następnie pojawiło się ich co raz więcej. Tak samo jak wcześniej otarłam je i spojrzałam po przyjaciołach. Którzy nie byli smoczymi zabójcami.

- "Fairy Tail to Gray,Lucy,Erza... Sabertooth to Yukino i Orga...
Lamia Scale Lyon i Chelia..."- Były także inne osoby z innych gildii.
Odsunęłam się od wszystkich, spoglądając na nich spod demonicznych czerwono-złotych oczu. Przeskanowałam ich szybko swoim wzrokiem pełnym uczuć których doświadczył ten świat. Wtem spojrzałam na Adulrune która jako moja matka obdarowała mnie swym spojrzeniem swych onyksowych oczu z których wpłynęły złote łzy.
Zamachnęłam swymi skrzydłami aby następnie wznieść się na nich w górę.
Podleciałam do Smoczycy i oparłam się czołem o jej gadzi pysk.

- Dziękuję za wszystko Mamo... Zawsze będę cię kochać... - Wyszeptałam tak żeby tylko ona słyszała moje słowa. Poczułam jak w kącikach oczu znów zbierają się łzy.

- Ja ciebie też Skarbie... Ale już czas to zakończyć... - Powiedziała Adulruna ze smutkiem i jednocześnie troską w głosie.

Puściłam ją i oddaliłam się od nich wszyskich na parę metrów.

Ostatni raz uśmiechnęłam się do ludzi którzy mnie zaakceptowali, taką jaką jestem... I odleciałam na czarnych skrzydłach mieniących się złotymi wzorami, w stronę mojego przeznaczenia, jakim był Smok z Piekła.

Znów zamachnęłam kilka razy skrzydłami aby zbliżyć się do mego celu jakim był mój ojciec.

Użyłam szybkości, potem rzuciłam na siebie zaklęcia wzmacniające.

- Wzmocnienie! Ciało. Magia. Umiejętności. Walka. Szybkość. - Okrążyło mnie kilka małych kręgów magicznych o kolorze jasnej zielenii.
Czułam jak utracone siły wracają.
Tak jak wcześniej przesunęłam gada jeszcze bliżej w stronę bramy.

- O Boże któryś zrodził się z ciemności która jest w każdym z nas... Oddaje się w twe ręce i twej magii, abyś otulił mnie swym mrokiem i cierpieniem! SEKRETNA TECHNIKA BOGA ŚMIERCI - DŁONIE CHWYTAJĄCE MROK!!! - Wykrzyknęłam i skierowałam swe ręce na bramę z której zaczęły pojawiać się czarne długie dłonie, które zaczęły oplatać krwawego smoka piekieł aby następnie zacząć go ciągnąć na drugą stronę bramy.
Nagle ten jakby przewidział co chcę zrobić, rozwarł swą gadzią paszczę i zaatakował formującym się w niej czarno-szkarłatnym płomieniem, o tym odrażającym zapachu krwi i siarki. Który jak na złość skierował na mą osobę. Widząc że jego atak kieruje się na mnie, zrobiłam to samo co on.
Wzięłam wdech gromadząc w ustach cząsteczki eternano. Skumulowałam energię w sobie.

- DEMONICZNY RYK BOŻEGO SMOKA WSZECHŚWIATA!!! - Wykrzyknęłam, wypuszczając z siebie śmiercionośny i wzmocniony magią czarno-niebieski ogień w stronę mego przeciwnika jakim był mój własny stwórca.

Jednakże ten atak okazał się bezcelowy.

Ponieważ ten przeklęty potwór zamiast się poddać, to wchłonął moją magię i ten zabójczy płomień.

Spojrzałam bezradna na wszystko do okoła mnie, co znajdowało się w pobliżu.

Ludzie, Znajomi, Moi bliscy Przyjaciele i Rodzina.

Uniosłam swe spojrzenie pełne bezradności na moją smoczyce.

Wtedy przypomniałam sobie coś.

Coś bardzo, ale to bardzo istotnego w tej chwili.

W tej jednej chwili która mogła ocalić niewinne życia na tym świecie.

Zamknęłam powieki próbując sobie przypomnieć tą właściwą scenę z przeszłości.

Wspomnienia

Siedziałam sobie pomiędzy kilkoma wielkimi ciemno-brązowymi regułami wypchanymi grubymi tomiskami czy innymi książkami.
Rozejrzałam się po danym pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Mój wzrok natrafił wszędzie na takie same regały, przy których siedziałam. Dopiero teraz spostrzegłam że znajduje się tutaj pełno informacji w postaci starannych zapisków na różnego rodzaju i koloru papierze.
Nie które notatki były zapisywane szkarłatną krwią.

Poczułam że pod prawą ręką coś jest.
Podniosłam i wzięłam do obydwu rąk.

- D.S.U. - Taki tytuł widniejący na okładce, przeczytałam. Nie wiem za bardzo jak ale gdy przejechałam opuszkami palców po literach tytułu poczułam wygrubienie pod nimi.

Jakim szokiem było dla mnie to że książka i jej tajemnicze strony i informacje w nich zawarte stanęły przede mną otworem.

Książka zaświeciła się na złoto wydając przy tym dziwny szum w uszach.

Wszystkie w niej słowa w kilku sekundsch pojawiły się w mojej głowie. Przeszył mnie nieprzyjemny i irytujący ból głowy z nadmiaru zawartych w niej informacji.

Zamknęłam oczy z bólu.

Usłyszałam głosy...

Wiele głosów w głowie.

Ale jeden się wyróżniał.

Ponieważ był to głos kobiety która mnie urodziła.

Hakai: Gdy nadejdzie czas, Ta księga przekaże ci wiele swych tajemnic....
Wszczególności o twoim ojcu i o tobie samej... Wierzę w ciebie moja ukochana córeczko że dasz radę to zrobić... Ale zanim to zrobisz, przypomnę ci jedną i ostatnią rzecz przed moim odejściem na drugą stronę. - Kobieca sylwetka pojawiła się tuż przed moimi oczami. Niczym piękna zjawa skąpana w bieli w tej otaczającej czerni. Poczułam delikatny ale jednocześnie zimny dotyk kobiecych dłoni na obu policzkach.
Już chciałam otworzyć oczy i upewnić się czy to przypadkiem nie jest sen.

Hakai: Nie otwieraj oczu Hime. - Powiedziała delikatnym ale rozkazujacym tonem zjawa.

Na jej wypowiedziane słowa zacieśniłam mocniej powieki.

Hakai: Słuchaj mnie uważnie
San-chan bo nie będę się powtarzać. - Wyszeptała szybko i poważnie.

Kiwnęłam głową na jej rozkaz.

Hakai: Istnieje możliwość zniszczenia raz na zawsze Piekielnego Smoka. Jest pewne zaklęcie które wymazuje istnienie przeciwnika tylko na czas określony. Jednakże użycie tego zaklęcia ma pewne konsekwencje...
A dokładnie to jest moc cierpiąca z życia użytkownika...powoduje ona że życie użytkownika zostaje przeklęte i skazane na pilnowanie duszy wroga którego się tym zaklęciem obarczy.
Wiem kochanie że nigdy tego niechciałaś. Ja także nigdy niechciałam dla ciebie takiego życia. Ale ten wybór należy tylko i wyłącznie...

- Powiedz wkońcu to jebane zaklęcie! - Wykrzyknęłam wkurzona.

Hakai: Dobrze... Zaklęcie te brzmi.....
########...######...#####...#####...
#########..###########..##########..
#######.....#######............
######...######...
#########...#########...
- Kobieta uśmiechneła delikatnie i zniknęła rozpływając się w białej poświacie.

Nastała okropna cisza...

Koniec wspomnień

- Dziękuję Mamo.... - Wyszeptałam, zaciskając dłonie w pięści.
Poczułam ziemię pod stopami.
Otworzyłam powoli oczy i ponownie wzbiłam się lekko na skrzydłach w powietrze.

Skierowałam swe dłonie w miejsce w którym znajdowało się moje serce.
Pochwili poczułam jak cała moja moc zostaje wyciągnięta z mego ciała i gromadzi się w splecionych ze sobą bladych dłoniach, pełnych starych jak i nowych blizn i ran.

Plątanina kolorów zmieszała się że sobą tworząc coś na wzór kuli energii.
Kula którą trzymałam w dłoniach zmieniła się w miecz o różnorakich barwach.

- Zakazana Klątwa Smoka Życia: Całkowite Zniszczenie Ograniczeń, Zjadacz Istnień. - Wyszeptałam z obojętnością, aby następnie poczuć jak z moich już niebieskich oczu lecą łzy. Uniosłam się jeszcze wyżej na skrzydłach które teraz zmieniły się na bardziej demoniczne. Spojrzałam przed siebie, uważnie obserwując mój cel.

Cel którym było Smocze serce...

...………………
.............………………
..……………
..…………
...
..………
...…………
...
...…………
...
...………………………………
.. …………
..……………………………………
..……………
..
...
...………………………………
...
...……………………………

Zamachnęłam czarnymi jak onyks skrzydłami. Miecz przełożyłam do prawej dłoni i zacisnełam na nim se palce z których kapała czarna maź.

- Ostrze Chaosu. Piekielne więzienie. - Z tymi słowami wraz z niesamowitą 100 krotnie pomnożoną szybkością, pędziłam na tego piekielnego gada.

Miecz uniosłam wysoko, przed siebie.
Nagle znalazłam się tuż przy tym miejscu i szybko wbiłam ostrze miecza w wyznaczone wcześniej przeze mnie miejsce, gdzie miało się znajdować jego serce.

Poczułam jak broń pochłania moje siły życiowe. Nim się obejrzałam było już po wszystkim.
Ciało Leviatana zniknęło w otchłaniach bramy piekieł. Na nogach wróciłam już do przyjaciół, ponieważ skrzydła zniknęły gdy Smok opuścił nasz świat.

Znów poczułam to dziwne uczucie...

Uczucie pustki...

Niczym część układanki która zaczęła się rozpadać na małe kawałeczki.

Słyszałam jak wszyscy się cieszą i podchodzą do mnie.
Zadawali mnóstwo pytań, na które nie miałam siły odpowiadać.

Laxus: Sandra... - Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, zakrywając oczy.

Natsu: Hej! Odpowiesz coś!

Lucy: San-chan? Coś się stało? 

Erza: Przecież Wygraliśmy.

Gray: No! Odezwij się!

Sting: Sandra-san? Coś nie tak? - Zapytał tym swoim głosem który tak kochałam.

Zeref: Czyli to koniec. - Każdy z tutaj z zebranych, odwrócił się w stronę mężczyzny.

Acnologia: O czym ty mówisz gówniarzu?! - Wykrzyknął Czarnemu magowi prosto w twarz, łapiąc go wcześniej za kołnierz.

Poczułam jak cząsteczki mego ciała rozpadają się,  aby zamienić się w złoto-szary pył.

- Wybaczcie.... - Powiedziałam ze łzami w oczach. Wszyscy się szybko odwrócili w moim kierunku.
Moje całe ciało zaczęło świecić.

Sting: Sandra-san... - Powiedział z szokiem w swych blado-niebieskich oczach.

Podniosłam głowę.

- Na mnie już czas. - Uśmiechnęłam się, chociaż w moim głosie wyczuwalny był smutek.

Blondyn podszedł bliżej mnie.

Sting: O czym ty mówisz Sandra-san? Jak to że już czas na ciebie? - Zapytał z niemocą w głosie.

Opuściłam głowę w dół.

Zeref: Księga D.S.U... To Książka o prawdziwej postaci Sandry Urie.
Demvioln Sandra Urie.

Zaległa cisza...

Pierwszy odezwał się syn Igneela.

Natsu: Demvioln?  Co to w ogóle jest?!

Zeref: Połączenie Demona i Diabła.

Sting: Demvioln... - Na samo wspomnienie tej nazwy, ściskało mnie w żołądku.

Spojrzałam w dół...
Nie miałam już nóg...

- Kocham was. - Powiedziałam co przerwało rozmowy wszystkich.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam. A z mych oczu nie przestawały lecieć łzy.

- KOCHAM WAS WSZYSTKICH!!!
-

Wykrzyknęłam ile tylko miałam ostatnich sił w sobie. Już miałam upaść, lecz powstrzymały mnie kogoś silne i umięśnione ramiona.

- Sting... - Mruknęłam, wyczuwając przy tym jego przyjemny zapach.

- TAKŻE CIĘ KOCHAM SANDRA-SAN! - Wykrzyknął jakby smoczym rykiem chłopak. Następnie uniósł mój podbrudek i wbił się w moje usta swoimi.

Odwzajemniłam pocałunek pełen uczuć.

Nagle odsunęłam się gwałtownie od blondyna.

- Czas na ostatnie pożegnanie. - Powiedziałam z bólem w oczach.
- Kocham was wszystkich...
Moi ukochani przyjaciele... - Zobaczyłam że od brzucha w dół, nie mam już nic. - Mam nadzieję że niedługo ponownie się na spotkamy... - Powiedziałam w stronę magów i Smoczycy. Wtem spojrzałam na blodyna obok mnie. - A wtedy będę tylko twoja Sting... - Ten na moją wypowiedź zarumienił się, aż zrobił się cały czerwony. Została już tylko głowa. - Do zobaczenia wkrótce przyjaciele.... - Moje teraźniejsze istnienie zakończyło się złoto-szarym świecącym pyłkiem, ulataniającym się ku jaśniejącemu niebu, pełnym złotych i srebnych gwiazd oraz zodiaków.

- Zaraz, znów się spotkamy Anno... - Wyszeptałam jako ostatnie słowa, w tym życiu.

…………………………

Jak wyczytaliscie możliwe że będę robiła jeszcze one-shoty na ciąg dalszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top