Rozdział 42 Upadła Wiedźma

Hejeczka moi czytelnicy oraz ludzie zagladajacy tutaj :) chciałabym was poinformować że zbliżamy się powoli do końca tej jakże dziwnej ale emocjonującej historii...
Zostało do końca tylko 3 rozdziały i może kilka bonusów (2-3)...
Cóż po tej książce będę pisać
"Świat ninja moimi oczami"
Którą także zamierzam skończyć...
A następnie zrobię mały konkurs.... Ale o tym później...

Zapraszam na rozdział ;)
##########################

Uratował mnie różowo-włosy ognisty Zabójca Smoków przed atakiem czarnowłosego.
Czułam się jak mała dziewczynka w ciepłych i dużych ramionach Dragneela.

Jednakże najlepsze, jak dla kogo..   zaczęło się później.

Dwa słowa...

Prawdziwa Destrukcja....

Time skip

Dobra, Destrukcja to za mało powiedziane. Magia poszła w ruch. Odbył się totalny rozpierdol. Budynki się walały. Miasto stało się ruiną pozbawioną życia. Każdy z nas był już bez ani krzty energii magicznej w ciele. Tak każdy, my czyli Fairy Tail, Sabertooth i pozostałe gildie magów które brały udział w bitwie oraz igrzyskach. Oraz oni. Mężczyzna władający czarną magią i pewien Smok który zniszczył wiele rzeczy w swoim ponad czterystu kilku letnim życiu potwora, jakim się stał na własne życzenie.

Był to okropny widok. Nikt nigdy nie powinien doświadczać czegoś takiego.

Byłam tak zajęta rozglądaniem się, że nawet nie poczułam stałego gruntu pod nogami. Które szczerze powiem, miałam jak z waty.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego iż bariera którą stworzyłam zamieniła się w niebyt.
A magowie zaczęli zacięty bój z naszymi przeciwnikami.

A ja jedyne co robiłam to, się patrzyłam na ten widok przed moimi oczyma.

Atak.Cios.Obrona. Kontratak.Cios. Obrona. Atak.

I tak w kółko. Magia szalała w powietrzu niczym prawdziwy huragan.

Dobro vs Zło

Trzy różne strony wmieszane w ten konflikt...

Magowie vs Smoki vs Przeklęci

Po której stronie mam stanąć skoro jestem mieszanką?

- "Nie, nie jestem zła...
Zależy mi...
Na nich...
Na moich przyjaciołach... "

Siedząc na ziemi złożyłam ręce jak do modlitwy.

Uznałam że nadszedł odpowiedni moment na użycie tej magii.

Mojej pierwotnej magii...
Która nigdy nie miała wyjść na światło dzienne...

- O Tetrabibliosie, jam jest błogosławioną przez gwiazdy,
Hakai ,Moja Matko, Demonie Zniszczenia co mnie zrodziłaś,
Nersusie, Mój nauczycielu,
Boże coś dał mi swe skrzydła rozkoszy i rozpaczy,
Leviatanie, Mój Smoczy Ojcze,
Diable który dał mi swą przeklętą krew,
Adulruno, Moja Smocza Rodzicielko, tyś mnie nauczyła tej magii...
Zjednoczonych pięć ras...
Niech ukażą się światu...
W tej jednej postaci... - z mych ust popłynął mały strumyk czerwonej cieczy. Kaszlnełam krwawą posoką na ziemię, a następnie położyłam na kałuży dłonie z czarnymi pazurami.
Nade mną pojawiły się olbrzymie kręgi magiczne. Złoty, Szaro-Granatowy, Czarno-biały, Szkarłatny, i Srebno-fioletowy. 5 warstw kręgów nałożonych na siebie tworzyło niesamowity efekt.
Powoli wstałam z klęczek, chociaż nogi miałam jak z waty.
Poczułam jak oczy zmieniają swój kolor. Włosy zaczęły mi się unosić przez stężenie mojej magii w atmosferze. Wyciągnęłam dłonie jak do modlitwy, jednak nie złączyłam ich ze sobą, ale ustawiłam na tej samej wysokości i w takiej samej pozycji.

- Gwiazda...
Demon...
Bóg...
Diabeł...
Smok...
Proszę przebudźcie się...
Za mą winę...
Za mą karę...
Błagam o wybaczenie i pozwolenie... - Wyplułam czarną maź razem z krwią.
Poczułam że z moich oczu wpłynęły szkarłatno-czarne łzy. Wyczułam wzrok wszystkich tu obecnych na sobie. Wzięłam głęboki wdech, dławiąc się czarną krwią.
- Przeklinam się... Po raz kolejny... - Wyszeptałam z trudem.

Natsu: Sandra co ty... - Powiedział zaskoczony i zszokowany ognisty smoczy Zabójca.

Laxus :Nie mów że to... - Usłyszałam głos zaskoczonego wnuka mistrza Fairy Tail.

Wendy: Sandra-sama! - Wykrzyknęła mała zabójczyni Smoków.

Sting: Sandra-san... Co ty...- Powiedział zaskoczony Eucliffe.

Zeref: Nigdy bym nie pomyślał że pokażesz coś takiego... Sandra...

Poczułam jak ból rozrywa mnie od środka.  Z mych ust wydobył się niemy krzyk agonii. Poczułam jak zachodzą we mnie drobne zmiany.
Zmych palców wyrosły czarne i ostre pazury. Kły które miałam do tej pory wydłużyły się jeszcze bardziej. Jednakże naj okropniejszy był ból w czaszce. Nie przejmując się moim wyglądem zaczęłam się szykować na atak.

Acnologia: Czyli jednak chcesz tego użyć... - Moje oczy rozszerzyły się na wspomnienia związane z jego osobą.

Zamknęłam oczy i zaczęłam sobie przypominać najgorsze i najokrutniejsze rzeczy jakie mnie spotkały w przeszłości.
Nagle przed oczami pojawiło się wspomnienie. Gdzie Acnologia zabił Hikarii. Otworzyłam szybko oczy. Górowała we mnie chęć zemsty i przelania krwi.

- JIGOKU NO NOROI - UCHÛ NO HAKAI!!! *- Wykrzyknęłam na ile pozwalały mi moje możliwości.
Pojawiła się bariera magiczna nie pozwalająca nikogo wypuścić z jej wnętrza. Jedynie ja mogłam przeteleportować kogoś na zewnątrz poza pole ataku. W barierze znajdowali się wszyscy obecni w tej bitwie. Skierowałam lewą dłoń w stronę magów. Oni natomiast zaświecili się bladym jasnym światłem.

- Wybaczcie mi przyjaciele... - Wyszeptałam ze łzami w oczach. Przeleportowałam ich wszystkich poza barierę. Oni zniknęli. A pole walki stało się puste. No , nie tak dokładnie....

Po zostaliśmy my...

Nieśmiertelni i Smoki...

Patrzyliśmy się na siebie nawzajem, aby przewidzieć następny ruch przeciwnika.

Świat na około nas zaczął zmieniać swoje pierwotne kolory na te z mojej klątwy. Czyli czerwień dominowała na niegdyś niebieskim niebie, natomiast ziemia jak i budynki stały się czarne niczym smoła.

Wystarczyło wypowiedzieć tylko jedną formułę zaklęcia, aby zabić ich wszystkich za jednym zamachem.

Odblokowałam kolejne źródło mojej energii magicznej.
Poczułam jak moje ciało zmienia swą formę na smoczą.
Jednakże tym razem było trochę inaczej....

Miałam jeszcze coś z Demona....i Boga....

Rogi na mym czole stały się bardziej demoniczne, a smocze łuski zmieniły się , ale tylko z wyglądu na pióra w kolorze czerni i bielii. W okół mojego ciała pojawił się ogień o różnych kolorach...

-Jigoku no yõna hakai. - Powiedziałam z obojętnością w głosie,  ale w oczach można było zobaczyć chęć mordu...

Świat w barierze spłowiły płomienie wieczyste. Ziemia zaczęła się roztąpiać a budynki kruszyć.
Nie było ucieczki dla nikogo...

Nawet dla mnie i mojego gównianego przeznaczenia...

Jakim było cierpienie i śmierć...

Ale nie moja...

Ja miałam być tylko bramą..

Dla potwora...Który mnie spłodził...

Który jest dla mnie początkiem, jak i końcem...

I Śmiercią tego świata...

Zamknęłam powoli oczy delektując się tą chwilą... Odetchnęłam głęboko. Poczułam jak magia się uwalnia z mego ciała w olbrzymich ilościach.

Wiedziałam jedno...

To już nadchodzi...

Otworzyłam gwałtownie i szeroko oczy, aby następnie upaść na ziemię.
Złapałam się za miejsce w którym znajdowało się serce...
Biorąc głębokie wdechy i wydechy, niczym sapiąc i z trudem łapiąc oddech.

Poczułam jak coraz więcej smoczej przeklętej magii się uwalnia z mego ciała.

Ból był zbyt silny...

Zawyłam, a bariera pękła na miliony malutkich cząsteczek...

Wyczułam że kilka gadów z przeszłości zniknęło na dobre.

Jednakże najgorsze miało się dopiero zacząć...

#############

* Klątwa Piekieł - Zniszczenie Wszechświata

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top