One-Shoty: Parringi z Główną Bohaterką ( Acnologia )
Trzecia Propozycja to...
Acnologia x Itami!!
Dla: Milo-nee-san kaktusowata
Oby się spodobało!
Zaczynamy!
Perspektywa 3-osobowa
Czarnowłosa młoda Tengoku ułożyła się wygodnie w swoim ukochanym łóżku i czekała aż zmorzy ją upragniony sen.
Gdy sen nadszedł to na samym jego początku była jak zawsze zupełna ciemność. Jak tamtego przeklętego dnia w którym wszystko zostało jej odebrane.
Jednakże zamiast kolejnego koszmaru i tej okropnej ciemności zaczęły pojawiać się pierwsze fragmenty różnorakich scen.
Scen z przeszłości.
Nim się obejrzała zamiast stąpać w mroku, pojawiła się na pięknej złocistej polanie.
Natomiast na samym jej środku znajdowało się samotne jak jej dusza drzewo.
Rozejrzała się na około siebie w poszukiwaniu żywej duszy.
Gdy nikogo nie dostrzegła, spojrzała na swoje ciało.
Dokładnie się oglądając. Miała na sobie tylko białą krótką sukienkę na cieniutkich ramiączkach.
Nie miała nic.
Ani butów czy bielizny....
Tylko tą białą przkelętą sukienkę, która jest nieodłączonym elementem jej nędznej przeszłości.
Spojrzała ponownie przed siebie.
Widząc to...
Samotne stare drzewo.
Podeszła bliżej, jakby ciągnięta przez jakieś dziwne przeczucie.
Gdy była wystarczająco blisko zobaczyła pewną postać.
Postać ta spała sobie smacznie pod koroną tego samotnego drzewa.
Cień konara zasłaniał twarz postaci, jednakże gdy zbliżyła się jeszcze bardziej rozpoznała tą twarz i sylwetkę schowaną w mroku cieni liści i gałęzi.
- Acnologia... - Wyszeptała, niezdając sobie sprawy że mężczyzna może się z łatwością obudzić przez każdy możliwy szmer.
Przyłożyła pośpiesznie dłoń do ust zasłaniając je.
Istny odruch.
Już chciała ruszyć gdzieś indziej, kiedy to poczuła jak pewna męska dłoń zacieśnia się na jej nadgarstku.
- A ty dokąd? - Wychrapał ciemno-skóry mężczyzna z błękitnymi tatuażami pokrywającymi jego odsłonięte ciało. Trzymał ją dość mocno i brutalnie zaciskał dłoń na jej nadgarstku.
Przez co przestała odczuwać swoją kończynę. Patrzył na nią uważnie swoimi oczami skrytymi w cieniu drzewa.
- Nie chciałam ci przeszkadzać... - Wyszeptała, kierując swój wzrok złotych oczu na każdy możliwy fragment przestrzeni aby tylko nie patrzeć na niego.
- Dobrze wiesz że ty mi nie przeszkadzasz. W końcu ty jesteś inna. - Powiedział długo-włosy.
- Dobrze to wiem i nie musisz mi na każdym kroku tego wypominać. - Stwierdziła naburmuszona jego wypowiedzią.
- Chodź tu. - Powiedział przyciągając ją do siebie.
Król Smoków zamknął ją w swych ramionach zaciągając się jej zapachem.
Zapachem którego mu zawsze brakowało obok siebie.
Zapach który potrafił jako jedyny go uspokoić..
Jego własny afrodyzjak.
Dla niego właśnie tak pachniałoby niebo.
Gdyby mógł w końcu umrzeć.
On czuł jej zapach jako coś niemożliwego.
Coś nieosiągalnego.
Coś tylko dla niego.
- Dlaczego mi się znowu śnisz? - Spytała cicho. ale na tyle aby Smok Apokalipsy mógł ją na spokojnie usłyszeć.
- Ponieważ myślę ciągle o tobie. - Odpowiedział patrząc na jej pięknę długie i czarne jak noc włosy.
- Dlaczego rozpamiętujesz to co było wieki temu? - Ponownie zadała pytanie długo-włosemu.
Mężczyzna nie wiedząc co na początku odpowiedzieć, złapał wolną dłonią za jej podbródek podnosząc go do góry, tak aby jej oczy zrównały się z jego.
Przyłożył swoje czoło do jej. Trącił jej nos swoim aby kobieta zwróciła na niego całą swoją uwagę.
Zadziałało.
Teraz dziewczyna spoglądała w jego oczy, zafascynowana ich kolorem.
Coś pomiędzy zielenią a czernią.
- Kocham cię, gługia. - Wyszeptał wprost do jej ust, czekając na jej reakcję.
Na jego słowa była zaskoczona , bo nigdy jej przecież tego nie powiedział. Ale po chwili szok minął jak makiem zasiał i położyła swoją drobną dłoń na jego policzku.
- Także cię kocham, Acnologio... - Wypowiedziała czekając na jego ruch.
Mężczyzna uśmiechnął się ukazując tym smocze kły i przyszpilił się do jej brzoskwiowych ust.
- Ta wieczność należy do nas. -Wypowiedizał gdy zabrakło im powietrza w płucach.
Kobieta z zaróżowionymi policzkami uśmiechnęła się do niego delikatnie i kusząco. Po czym wzięła wdech.
- Oczywiście że tak.... - Wypowiedziała szczęśliwa, przytulając się do nagiego torsu mężczyzny-smoka.
Obydwoje zasnęli pod samotnym starym drzewem, które już niebyło tak samotne jak na początku.
622 słów!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top