Rozdział 4
Vivien wpadła do mieszkania z impetem, który od razu zbudził śpiącego na parapecie kota. Przez konieczność odwiezienia pani Broadhurst spóźniła się na spotkanie z prokuratorem. Co prawda wysłuchała od niego kilku gorzkich słów, ale ostatecznie i tak wszystko skończyło się propozycją omówienia tej sprawy przy kolacji. Nie po raz pierwszy została postawiona w tak niezręcznej sytuacji, ale jak zwykle miała problem z tym, jak z niej wybrnąć. Nie chciała pogorszyć swoich relacji z prokuratorem, a jednocześnie nie zamierzała umawiać się z mężczyzną, który wiekiem dorównywał jej ojcu. Poza tym co rusz wpadali na siebie w pracy, więc wystarczył jeden fałszywy ruch, żeby wpakować się w kłopoty. Przez to wszystko ani trochę nie myślała o przyjęciu od niego jakiegokolwiek zaproszenia. Może i ostatnio nagminnie umawiała się na randki, ale przynajmniej z ludźmi, z którymi chciała.
Na dzisiejszy wieczór również zaplanowała sobie tego typu rozrywkę. Właśnie z tego powodu z rozmachem otworzyła drzwi szafy z ubraniami i pospiesznie zaczęła przeglądać jej zawartość. Przykładając do ciała kolejne suknie i przeglądając się w lustrze, pod nosem powtarzała, że niedługo z tym skończy. Kilka miesięcy temu uznała, że skoro znów jest sama, to powinna się w końcu wyszumieć, szczególnie że od zawsze wyjątkowo łatwo było ją zauroczyć. Już nie męczył jej żal po rozstaniu, a jednak wciąż nie potrafiła zainteresować się nikim na dłużej niż dwa tygodnie. Tak naprawdę nic nie miała z tych pojedynczych randek. Nic oprócz towarzystwa zupełnie obcych jej ludzi. Vivien jednak nigdy nie potrafiła być sama. Nie potrafiła również usiedzieć w mieszkaniu i po prostu zająć się swoimi sprawami.
W końcu zdecydowała się na zwiewną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni, ponieważ ta jako jedna z nielicznych nie kojarzyła jej się w negatywny sposób. Mimo wieczorowej pory temperatura na zewnątrz wciąż była wysoka, więc Vivien nie zaprzątała sobie głowy szukaniem czegoś, co w razie chłodu mogłaby zarzucić na ramiona. Nie planowała spacerować po dworze, lecz siedzieć w restauracji. Dzisiaj nie zamierzała również tknąć alkoholu, ponieważ na miejsce spotkania jechała samochodem. Poza tym nie chciała jutro rano obudzić w takiej formie jak dzisiaj, dopiero godzinę temu przestała boleć ją głowa. Na dodatek śledztwo, które rozpoczęła, z każdą chwilą wydawało jej się coraz bardziej skomplikowane. Tym bardziej chciała zająć głowę czymś innym niż wspomnienie zmasakrowanego brzucha ofiary.
Wzięła szybki prysznic, umyła zęby, a następnie przebrała się w wybraną wcześniej sukienkę. Przed wyjściem z ciasnej łazienki poprawiła jeszcze delikatny makijaż. Burczało jej w brzuchu, ale nie miała czasu, żeby coś zjeść. Poza tym jechała do restauracji. Liczyła na to, że w czasie oczekiwania na otrzymanie zamówienia, jej żołądek nie zdradzi, jaki jest pusty. Wypiła pół szklanki wody, schowała naczynie do zmywarki, a potem ruszyła do wyjścia. Dzisiaj wyjątkowo zdecydowała się włożyć buty na obcasie – skoro to miało być jedno z ostatnich tego typu spotkań, to zamierzała ubrać się dokładnie tak, jak miała na to ochotę. Nawet jeśli będzie wyższa od swojego dzisiejszego towarzysza, to co z tego? Przecież to nie jest nielegalne.
Schowała portfel i telefon do niewielkiej torebki, chwyciła z konsoli kluczyki do auta, a na koniec zatrzasnęła za sobą drzwi. Zatrzymała się dopiero przy windzie, która już moment później sprowadziła ją na parter. Przemknęła przez przestronny hol, głośno stukając obcasami o niezbyt czystą posadzkę. Mimo wieczorowej pory na zewnątrz wciąż było na tyle jasno, że latarnie jeszcze nie musiały rozświetlać okolicy. Właśnie z tego powodu lato było ulubioną porą roku Vivien. Z roku na rok mrok coraz bardziej ją niepokoił. To właśnie pod jego osłoną działy się najstraszniejsze rzeczy.
Clyne wsiadła do auta i rzuciła torebkę na siedzenie pasażera. Zapięła pasy, odpaliła silnik, a następnie płynnie włączyła się do ruchu. Jeżdżenie w szpilkach miało praktycznie same wady, ale Vivien i tak to robiła. Już niejedną osobę doprowadziła tym do szału – szczególnie mocno denerwowało to jej ojca. Mimo że zdawała sobie sprawę z trafności logicznych argumentów, których wysłuchała już nie raz, to i tak nie były one w stanie zmienić jej zachowania. Wiedziała, że w takim obuwiu łatwiej o wypadek, ale nie potrafiła wbić sobie do głowy, że przecież może prowadzić w innych butach, a szpilki ubrać dopiero przy wysiadaniu z auta.
Dotarcie pod odpowiedni budynek zajęło jej niemal pół godziny, przez co zatrzymując się na parkingu, miała już dziesięciominutowe spóźnienie. Przestawiła wsteczne lusterko, by lepiej dostrzec w nim swoją twarz. Sapnęła poirytowana, gdy dostrzegła cienie pod oczami przebijające się przez cienką warstwę podkładu. Przez jej głowę przemknęła myśl, żeby po prostu wrócić do domu i się wyspać, a nie stale wracać po nocach albo nad ranem. Zamiast tego Vivien poprawiła grzywkę, która co prawda nie wyglądała już tak strasznie jak rano, ale wciąż była co najmniej niesforna. Przejechała usta wyjętą z torebki matową pomadką i w końcu wyszła z samochodu. Upewniła się, że zamknęła pojazd, po czym ruszyła przez parking w stronę restauracji. Zawzięcie ignorowała to, że co rusz natrafia cienkimi obcasami na wgłębienia kostki brukowej.
Jej telefon rozdzwonił się na moment przed wyjściem zza rogu budynku, więc przystanęła, by wyciągnąć go z czarnej torebki. Wcale się nie ucieszyła z imienia widniejącego na wyświetlaczu. Była wręcz trochę rozczarowana. Nie rozumiała, co się z nią dzisiaj stało. Naprawdę aż tak przejęła się tym, że przespała się z jakimś młodym chłopakiem? Przecież był pełnoletni, nie zrobiła nic aż tak strasznego.
Podmuch letniego wiatru jeszcze bardziej rozwiał jej włosy, przy okazji wywijając grzywkę na wszystkie trony. Vivien potrząsnęła głową i wzięła głęboki wdech. Kliknęła zieloną słuchawkę, po czym przyłożyła urządzenie do ucha.
– Hej, za moment będę.
– Jestem przy drzwiach.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, mężczyzna po prostu się rozłączył. Poirytowana schowała telefon do torebki. Może i się spóźniła, ale nie musiał być tak oschły. Spojrzała przez ramię na swoje auto zaparkowane w gąszczu innych samochodów. Wtapiało się w scenerię, a jednak miała wrażenie, że w ogóle tam nie pasowało. Naprawdę mogła zostać w domu. Teraz jednak szkoda było jej czasu, który zmarnowała na przygotowanie się i dojazd tutaj.
Pokonała jeszcze kilka kroków i skręciła w lewo. Dzięki temu jej wzrok najpierw padł na dwuskrzydłowe drzwi restauracji, a dopiero później na stojącego obok nich mężczyznę. Niemal przystanęła, dostrzegając jego strój. Wyglądał... zwyczajnie. Szary, a przy odrobinie dobrej woli może grafitowy, t-shirt nie był nawet wyprasowany. Spodnie wcale nie prezentowały się lepiej. Wyglądały, jakby Jett wyciągnął je z szafy znacznie wyższego kolegi. Jej policzki poczerwieniały, ale jedynie ze złości. Bez sensu się tak wystroiła. Ten wieczór zapowiadał się coraz gorzej.
– Zawsze się tak spóźniasz?
– Jak miło – mruknęła, gwałtownie się zatrzymując. Postanowiła nie witać go pocałunkiem w policzek.
– Mam dużo zajęć – odparł wciąż tak samo oschłym tonem, a następnie skierował się do wejścia. – Szanuj mój czas i będzie okej.
Vivien przewróciła oczami. Przeszła przez próg przytrzymanych dla niej drzwi, jednak myślała jedynie o tym, jak uciec. Najłatwiej byłoby się odwrócić i po prostu odejść, lecz nie potrafiła tego zrobić. Podczas ich ostatniego spotkania Jett wydawał się w porządku. Minęło tylko parę dni, ale zmiana była naprawdę rażąca. Jej spaczony pracą umysł od razu zaczął wymyślać, co mogło się wydarzyć w międzyczasie. Może właśnie z tego powodu postanowiła zostać.
Zajęła miejsce przy zarezerwowanym stoliku. Poprawiła obrus przekrzywiony przez siadającego Jetta, by ten nie zsunął się z białej płyty. Moment później z wdzięcznością przyjęła menu od ciemnowłosej kelnerki, której rytmicznie stawiane kroki przebijały się nawet przez panujący w pomieszczeniu gwar. Vivien oderwała od niej wzrok, dopiero gdy siedzący naprzeciw niej mężczyzna zapytał, dlaczego przełożyła ich spotkanie na późniejszą godzinę.
– Też mam dużo zajęć.
– I po co jesteś taka wredna, co?
Zachichotała, czym jedynie wywołała większą konsternację na jego twarzy. Przez to zaśmiała się jeszcze głośniej. Naprawdę nie wiedział, jak bardzo złośliwa potrafiła być, gdy wymagała tego sytuacja. Teraz to nawet nie było jej intencją. Po prostu powtórzyła jego słowa.
Gdy na horyzoncie pojawiła się kelnerka niosąca im napoje, Vivien odchrząknęła i spojrzała na twarz swojego towarzysza. Jego brązowe oczy nie sprawiały już wrażenia tak sympatycznych, jak wtedy, gdy zaczepił ją w jednym z klubów w centrum miasta. Kiedy tak przyglądała się jego zaciśniętym ustom schowanym między wąsem a brodą, w końcu dotarło do niej, dlaczego nagle tyle się zmieniło. Po prostu była pijana, gdy ostatnio z nim rozmawiała. On pewnie był wtedy tak samo nieznośny, jak teraz.
Nawet to spostrzeżenie nie przeszkodziło jej w złożeniu zamówienia. Pusty żołądek dawał jej się we znaki i to właśnie głód wygrał ze wszystkim innym. Poza tym rysy owalnej twarzy Jetta jakby nieco się wygładziły, gdy zaczął opowiadać o swoim dniu. Vivien jedynie kiwała głową, czasem tylko o coś dopytując. Wcale go nie słuchała. Już nawet jego zachrypnięty głos zaczynał ją drażnić, chociaż była wręcz pewna, że parę dni temu to właśnie tym ją urzekł. Skoro nawet na trzeźwo miała słaby gust, to strach pomyśleć, co działo się, gdy znajdowała się pod wpływem alkoholu.
– Powiesz coś w końcu, co?
Pociągnęła przez słomkę kolejny łyk zamówionej lemoniady. Nie była w stanie przypomnieć sobie, o czym wcześniej mówił Jett. Na moment uciekła wzrokiem od jego twarzy, tym samym dostrzegając szerokie barki. Może to jednak tym ją wtedy zainteresował, skoro jego charakter był irytujący? Wróciła wzrokiem nieco wyżej. Na pewno nie zaimponował jej tym długim i sterczącym na wszystkie strony zarostem. Cudem powstrzymała się od zasugerowania mu wizyty u barbera.
– A co chcesz wiedzieć? – zapytała po dłuższej chwili.
– Cokolwiek.
– Nie wyspałam się.
– Okej... – mruknął i przycisnął plecy do miękkiego materiału, którym pokryta była loża restauracyjna. – I co z tego?
Clyne wzruszyła ramionami. To czekanie na posiłek robiło się coraz bardziej uciążliwe. Wiedziała, że gdyby zaczęła zachowywać się nieco inaczej, to może nawet by się dogadali, ale z każdą kolejną chwilą jej chęci coraz bardziej malały. Nawet gdyby puściła w niepamięć nieprzyjemne powitanie ze strony mężczyzny, wciąż nie chciałaby tu z nim siedzieć. Coś w jego postawie i spojrzeniu wywoływało u niej niepokój. Nigdy nie należała do lękliwych osób, a jednak Jett w pewnym stopniu naruszał jej poczucie bezpieczeństwa. W takich sytuacjach zazwyczaj brała nogi za pas. Wolała nie kusić losu.
– Powiedziałam cokolwiek. Tego chciałeś.
– Zawsze bierzesz wszystko tak dosłownie, co?
– Przypomnisz mi, czym się zajmujesz? – rzuciła, by zmienić temat. Ostatnie, na co miała ochotę, to słowne przepychanki z jakimś pseudodrwalem. Do dzisiaj wydawało jej się, że ta moda już przeminęła.
– Najpierw przychodzisz spóźniona, a potem jeszcze masz w dupie to, co mówię. Po co tu w ogóle jesteś, co?
Kelnerka akurat kładła przed nimi talerze, gdy Jett kończył swoją wypowiedź. Mimo nieprzyjemnych słów pod swoim adresem Vivien i tak uśmiechnęła się do pracownicy restauracji. Stanowczo wolałaby spędzić trochę czasu z nią niż tym gburem. Może i było nieco prawdy w tym, co mówił, ale nie musiał się aż tak irytować.
– Przyszłam, żeby coś zjeść – odparła obojętnie. Było jej już wszystko jedno. Mógł sobie myśleć, co chciał. – Zakładałam, że będzie miłe towarzystwo, ale nie jest.
– A bo ty taka wspaniała jesteś?
Vivien oderwała wzrok od zdobnego talerza i parującego naleśnika, by wbić go w bladą twarz Jetta. Mężczyzna już przeżuwał swoje danie i to tak głośno, że nie dało się tego słyszeć. Nagle straciła ochotę na jedzenie.
– Zapchaj się tym makaronem i skończ pieprzyć.
Jett jeszcze coś burknął pod nosem, ale Vivien była zbyt zaabsorbowana krojeniem naleśnika, żeby go usłyszeć. Zawartość jej talerza była znacznie bardziej interesująca niż siedzący naprzeciw mężczyzna. To już ten chłopak z rana był od niego lepszy. Tak czy siak, żaden z nich nie nadawał się do rozmowy. Przeżuwając kolejny kęs gumowatego naleśnika, ostatecznie postanowiła, że kończy z tym ciągłym randkowaniem. Problem w tym, że obiecywała to sobie już parę razy, bo prawie po każdym nieudanym spotkaniu, a tych było sporo.
Vivien była niemal pewna, że ten wieczór już nie może potoczyć się gorzej, a jednak Jett wciąż gadał i jeszcze bardziej psuł jej humor. Z pełnymi ustami narzekał na nią, na restaurację, na obsługę, na wszystko. Po raz pierwszy zjadła coś tak szybko, a mimo tego pod koniec posiłku i tak już ledwo mogła usiedzieć w miejscu. Co gorsza, na horyzoncie nie widziała nikogo, kogo mogłaby prosić o rachunek. Marzyła jedynie o tym, by za siebie zapłacić, dotrzeć do domu i położyć się spać. Jeszcze lepiej by było, gdyby udało jej się zapomnieć o tym wieczorze.
– To gdzie mieszkasz, co?
– Myślisz, że ci powiem?
Jett przytaknął, kręcąc między palcami fragment długiej brody. Nie dość, że wredny, to jeszcze zuchwały. Znowu nie mogła uwierzyć, że naprawdę się z nim umówiła. Co ona miała wtedy w głowie? Chyba jedynie tequilę.
Vivien w końcu udało się zaczepić długowłosą kelnerkę i poprosić ją o rachunek. Zdecydowała się zapłacić gotówką, by bez problemu zostawić pieniądze jedynie za swoją część. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby Jett oczekiwał, że zasponsoruje mu tę kolację.
– Twoja strata – rzucił zniesmaczony, gdy podniosła się z krzesła.
– Moja, bo tutaj przyszłam.
Upewniła się, że ma wszystko w torebce, po czym ruszyła do wyjścia. Żwawym krokiem pokonywała kolejne metry, głośno stukając obcasami o lśniącą podłogę. Nie zwracała uwagi na pojedyncze spojrzenia rzucane w jej stronę, gdy przechodziła pomiędzy kolejnymi stolikami. Dawno nie była na siebie tak zła. Nie dość, że musiała nasłuchać się nieprzyjemnych komentarzy pod swoim adresem, to jeszcze przepłaciła za kolację. Po prostu gorzej być nie mogło. Przynajmniej w drodze do domu nie przytrafiła jej się żadna niemiła niespodzianka, nie licząc korków, przez które zamiast trzydziestu minut jechała godzinę. Gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, od razu zrzuciła szpilki i zniknęła w łazience.
-------------------------------------------------------------------------------------------
W następnym rozdziale powinno być już więcej akcji :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top