rozdział 4. On

A więc wskoczyłam na jego ramiona.
Krzyczałam i piszczałam ze śmiechu, bo było to tak oderwane od rzeczywistości.
Chłopak elf, dziewczyna w świątecznej piżamie. Laponia. 𝑭𝒂𝒃𝒓𝒚𝒌𝒂 𝑺́𝒘𝒊𝒆̨𝒕𝒆𝒈𝒐 𝑴𝒊𝒌𝒐ł𝒂𝒋𝒂.

- trzymaj sie - przypomniał mi gdy tak siedziałam na jego barkach.

Dłońmi złapałam się za jego włosy. Pachniały piernikowo mandarynkowo, oraz były bardzo miękkie i zadbane.

Nie wiedziałam do tamtej chwili co to motylki w brzuchu, bo nigdy ich nie miałam ale tak właśnie się wtedy czułam.
Motyle w brzuchu.

Chichrałam się, na co on odpowiadał pełen śmiechu prychnięciem.

- trzymaj bombkę, ja podchodzę do choinki a ty zawieś ją - rozkazywał.

- ale trzymaj mnie!

- trzymam przecież - odpowiedział, a na dowód mocniej przytulił i oplutł wokół swojej talii moje nogi.

Podał mi moją ozdobę, a ja jedną ręką trzymając i bawiąc się jego włosów a drugą trzymając dekoracje wyciągając wysoko ręke zawiesiłam ją prawie w połowie choinki, co było osiągnięciem bo choinka n a p r a w d e była ogromna.

Gdy skończyłam, ześlizgnełam się z Albera i przybiłam z nim piątke.

- no dobra, może nie jest na czubku, ale jest wysoko. To i tak dobrze bo przecież jest ona bardzo wysoka! - cieszyłam się nawet tą małą rzeczą.

- Nie udało nam się, przepraszam. Może następnym razem się uda - był zawiedziony, ale próbował się uśmiechać.

- hej! No co ty! Nie przepraszaj! Jest super, powiesiłam? Powiesiłam. - udeżyłam go lekko pięścią w brzuch.

Zupełnie zapomniałam, że ma on na sobie strój elfa, a ja świąteczną piżame.

- ej a jakim następnym razem? - zastanowiłam się.

- za każdy sukces lub osiągnięcie, lub jako wynagrodzenie można powieśić następne życzenie. - wytłumaczył.

Zawiesił mój kosmyk włosów z twarzy za ucho, poczym odwrócił się, jakby nic się nie wydarzyło.

Wgapiałam się w niego z otwartą buzią.

On chyba mnie zachipnotyzował.

Pomachałam przecząco głową do siebie, aby odsunąć te myśli od siebie.
To nic takiego, spokój.

- eee, to fajnie - zarumieniona opuściłam wzrok i odwróciłam się. - Dzięki.

- spoko - odchrząknął - okej, w sumie to koniec wycieczki, wracajmy - przypomniał.

Czar prysł.

Wracaliśmy w niezręcznej ciszy.
Jakby to co się stało, było błędem.

- dobra to... Wskakuj do sań, a Minelf cię odwiezie. Mikołaj niestety nie może bo coś ważnego mu wypadło. Chyba ktoś widział cię jak szłaś do Mikołaja - wytłumaczył.

- ale... Kto to? - spytałam.

Nagle zauważyłam coś w saniach. Myślałam, że to jakiś kot, ale był to mały, dziwny krasnoludek.
Kosmita?!
W takim razie co robi w saniach Mikołaja, zamiast w UFO???

- YY? - wspiełam się na fotel.

- o, to właśnie Minelf. - przedstawił poczym... Po czym zaczął mówić po chińsku?

Z mojej miny ewidentnie można było wszystko wyczytać bo wyjaśnił:

- eee, to elfi język.

Oczy prawie wypadały mi z orbit.

- Nauczysz się kiedyś - machnął niedbale dłonią - aha, zapomniałbym. Masz - wręczył mi dzwoneczek.

Zwykły, mały, złoty dzwoneczek.

Zdziwiłam się. Co?

- jak zadzwonić tym dzwonkiem cztery razy. Wtedy dasz znać Szefowi. - wyjaśnił instrukcje.

-okej... - zawachalam sie. - aha! Twoj płaszcz

- zimno jest, oddasz mi kiedy indziej - powiedział i odszedł.

Już wtedy wiedziałam, że tego nie odzyska.

Ruszyliśmy. Ten mały ufoludek wzrostu mojej głowy prowadził całym wozem.

No i polecieliśmy.

.
.
.
.
.
.
.

..

.

słowa: 496

I jak, podobało się? ❄️❄️❄️ ogólnie jesteście moimi elfami ☃️☃️✨🎄
napiszcie jak myslicie, jak się potoczą dalsze losy?

MILEGO DNIA LUB NOCYYY 💋😻❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Data skończenia rozdziału: 15.11.2024r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top