rozdział 3. Bombka


Wskoczyłam do sań tak jak to
kazał Święty Mikołaj.

- trzymasz sie tam? - zapytał, siadając przede mną na sterach.

- mhm - wyjąkałam.

Na co ja właściwie się zgodziłam?!

- to lecimy! - zawołał, poczym sanie poszły w ruch.

Renifery zaczeły iść, potem biec, a na koniec wybiły się w powietrze i...
biegły po powietrzu.

- AA! - pisnełam.

- 𝒉𝒐 𝒉𝒐 𝒉𝒐! - zawołał. 

Zaczeło być mi niedobrze. Postanowiłam, że klękne pod siedzeniem, bo nie mogłam patrzeć na widoki. Przecież mam lęk wysokości...

Po krótkiej chwili poczułam, że lecimy już teraz bardzo szybko. Baaardzo.
popatrzyłam się do góry, ale nie widziałam nic, bo od prędkości obraz bardzo szybko sie zmieniał i zamazywał.

- AAAA! - krzyczałam.

- spokojnie! Jeśli się boisz, załóż ten worek na głowę. - zaproponował.

Worek? Na głowę?
Co ja niby, mam pomóc mu się porwać?

Już chciałam zaprzeczać ale jeszcze bardziej przyśpieszyliśmy co wywaliło mnie na tyłek i poleciałam trochę do tyłu razem z jakimiś prezentami, dlatego postanowiłam zaufać mu.
Jeszcze chwile wkurzały mnie na maksa dzwoniące dzwoneczki na szyjach reniferów ale zaraz potym zasnełam.

- halo! Wyskakuj z tych sań! - obudził mnie obcy chłopięcy głos.

Wystraszona szybko zdjełam z siebie snurkowy wor i rozejżałam się.
Mój zwrok padł na chłopaka stojącego obok mnie, który miał na sobie...
Zielono-czerwony strój elfa. Miał też zieloną czapkę na której szczycie wisiał dzwoneczek, ale niechlujnie założoną.

- C-co? - poprawiłam swoją pozycje siedzenia na podłożu.

- Pan Mikołaj kazał mi po ciebie przyjść. - wyjaśnił.

dalej patrzyłam na niego jak by był z innego świata.

- gdzie... - zaczełam ale zawachałam się. Zaczełam się dokładniej rozglądać.

Zauważyłam mnóstwo śniegu.
Mnóstwo.
Byłi też dużo domków z kominkami w których palono, oraz wiele świątecznych światełek.

- nooo... W Laponii - zawachał się. - okej, a teraz wyskakuj bo musze cię oprowadzić i wytłumaczyć ci wszystko.

- ale kim jesteś? - wydusiłam z siebie.

- aha, przepraszam - odchrząknął - A więc cześć, jestem Alber. - uśmiechnął się czarująco.

Jego oczy przypominały gorącą czekoladę.

- aha, ja jestem Merida - postanowiłam się także przedstawić.

- Piękne imie. Okej, pozwól, że oprowadze cie po naszej wiosce - zaproponował.

W jedną chwile z niegrzecznego chlopaka który wywałał mnie z sań zmienił się w eleganckiego z kulturą.
Podziwiałam go za to.

- No dobrze, niech ci będzie. Ale co ja tu tak właściwie robie? - dopytywałam.

W między czasie pomógł mi wyskoczyć z transportu, a gdy dotknełam jego dłoń poczułam dreszcze na całym ciele.
Dziwne, bo przecież moi znajomi mnie dotykają a nie reagowałam tak. Nawet jeśli mowa o Kristianie.

- Już tłumacze. - zapowiedział, poczym narzucił na mnie jakiś ciemno-zielony płaszcz, którego wcześniej nie zauważyłam (zapewnie jego), i zaczeliśmy chodzić oraz zwiedzać całe miasteczko.

Szliśmy wzdłóż ozdobionych świątecznie małymi drewnianymi domkami i wyrzeźbionymi z śniegu ścieżkami. Na każdym domku był jakiś napis, ale nie nadążałam czytać. Klimacik był bardzo przytulny. I nawet jeśli było mnóstwo śniegu i lodu, czułam przytulne ciepło w ubraniu które pożyczył mi Alber.

- No więc, Mikołaj potrzebuje do fabryki mądrych nowych pracowników. Nie jesteś tu bez powodu. Napewno obserwował cię od dłuższego czasu, ale odwiedził cię czemuś akurat dziś. Jesteśmy teraz w wiosce Świąt. Obchodzą je bardzo, ponieważ to tu mieszka Święty Mikołaj. Teraz mu coś wypadło, dlatego nie polecieliście do fabryki, ale to nic, tu też jest ciekawie - wczuł się w mojego przewodnika - jak masz pytania to pytaj, jak coś.

- no mam pytanie - zagryzłam wargę.

- jakie? - popatrzył na mnie przelotnie.

- czemu to ty mnie oprowadzasz? Masz takie stanowisko, czy coś? - zastanawiałam sie nad tym od jakiegoś już czasu dlatego spytałam.

Po chwili milczenia wkońcu odpowiedział:

- Mam taką karę - wytłumaczył.

Coś we mnie pękło. Kara? Oprowadzić mnie? Bardzo słaba kara. Czemu nie mógł zrobić tego z własnej woli?

- Pf. To bardzo straszna kara - sarkastycznie odpowiedziałam.

- kontynuując. Tutaj możesz wpadać kiedy chcesz, jeśli dostaniesz taką możliwość od szefa. W fabryce za to bedziesz pracować, pewnie jako moja pomocna dłoń, a ja jestem dosyć ważny w tej "firmie" a więc to zaszczyt jest dla ciebie. - uśmiechnął się irytująco - dostaniesz też dużo jakiś magicznych rzeczy, na przykład... a dobra w sumie nie będe ci spojlerować - szturchnął mnie ramieniem i uśmiechnął się.

Odwzajemniłam uśmiech.

- pięknie tu - stwierdziłam.

- muszę przyznać ci racje. Dobra, a teraz mam dla ciebie niespodzianke, zakryj oczy, nie podglądaj - złapał mnie za ramiona i zaczął mną prowadzić.

Szliśmy z dwie minuty, czułam się niepewnie bo nie podglądałam, a elf mnie prowadził. Znając życie Kris sterowałby mną bardzo energicznie, Sarah niestarannie a Victoria wrzuciłaby mnie w ściane dla żartów.
Jednak mu zaufałam.

- okej, możesz otworzyć oczy. - wydał następne polecenie.

Moim oczą ukazała się wielka, a nawet ogromna choinka ozdobiona mnóstwem bombek i światełek. Byliśmy bardzo blisko tego drzewa, więc musiałam dość mocno zadzierać głowę aby zobaczyć bardzo wysoki czubek tej przecudownej świątecznej rośliny, na którym była dumnie reprezentująca tę wioske złota lśniąca gwiazda. Cóż, metr pięćdźiesiąt sześć to nie przelewki.

- A o to serce tego miasteczka - przedstawił.

- O łał... Cudowna - zdumiona skomentowałam.

- masz - rzucił we mnie przezroczystą bombką którą wyjął z koszyczka z pod choinki. - każdy nowy, może udekorować bombkę i zapisać w niej życzenie - wyjaśnił.

- serio? O mój boże - oczy mi się świeciły z ekscytacji.

- no, tylko ruchy, ruchy, bo nie mamy tyle czasu - miałam wrażenie, że czasem próbuje mi popsuć chumor.

Usiadłam na śniegu i otworzyłam ozdobę. W między czasie Alber podał mi jakieś brokaty oraz farbki i usiadł obok mnie. Wsypałam do środka śnieg z srebnym brokatem i troszkę cekinów, a po zamknięciu dekoracji, zrobiłam pare czarnych ślaczków ale nie za dużo, aby było widać jej wnętrze.

- czekaj, jeszcze musisz wrzucić karteczkę z życzeniem do środka. - podał mi pióro i papier, poczym znów przysiadł obok mnie.

- nie możesz patrzeć, bo się nie spełni! - zaśmiałam się, poczym odwróciłam się plecami do niego.

- to ja tu wymyślam dla ciebie zasady! - też się zaśmiał i rzucił sie na mnie aby zobaczyć co zapisuje.

Pisnełam, a gdy udało mi się wydostać od jego mocnych lecz chudych ramion, zaczełam uciekać zapisując w tym samym czasie karteczkę.

𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł𝑎𝑏𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑐́ 𝑢𝑑𝑎𝑛𝑒 𝑠́𝑤𝑖𝑒̨𝑡𝑎.

- Już! Haha, dobra zapisałam - śmiałam się.

Zakopałam w śnigu w bombce karteczke, i zamknełam ją.

- no to wieszaj gdzie chcesz - podpowiedział.

- a co, gdybym powiedziała, że chce na górze powiesić? - drażniłam się z nim, chociaż w sumie chciałam tam ją dać.

- a chcesz? - upewniał się.

- no... Tak - zagryzłam wargę.

- no to wskakuj - pochylił się.
.
.
.
.
.
.
396 słów yyy edit:1017 słów jednak xd

Cześć kochanii 😻 jak się czujecie? ♥︎ 🎅

Podobało się? Mam nadzieje🧝✒️📜🎄

miłego dnia/nocy kochani🥰

data skończenia rozdziału: 1.11.2024r.

minimalna poprawka : 05.12.2024r

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top