rozdział 1. List


Wracałam z przyjaciółmi - Kristianem, Sarah oraz Wictorią - ze szkoły, prowadziliśmy luźną rozmowe, gdy nagle Sarah wpadła na szalony pomysł:

- ej, a może zróbmy sobie sami własną wigilie. Tylko my. Zrobimy sobie jedzenie i w ogóle... Na dworze, na śniegu! Ozdobimy otoczenie i drzewka... - rozmarzona wyskoczyła z planem.

- Jestem za. Jakiekolwiek ma to konsekwencje przynieść. U mnie nie ma takiego fajnego klimatu w domu... Chciałbym miłą wigilie a więc popieram cię - przyznał Kris.

- To... Szalone - wyznałam.

- nie głupie - odpowiedziała po chwili zastanowienia Wica. - a może zrobimy dotego impreze też? Na przykład najpierw zaprosimy innych a pozniej zostaniemy sami na wigili - dodała.

- Super! Boże zawsze wiedziałam że jestem genialna - zadowoliła się z siebie Sarah.

- No nie wiem... Twoje pomysły rzadko kiedy się udają, Sara. Poza tym, nasi rodzice się nie zgodzą - szukałam logicznego wyjścia aby to odwołać. Wątpiłam w ten pomysł.

( PS JAK COS KRISTIAN TO KRIS W ZDROBNIENIU TAK SAMO JAK SARAH TO SARA, WICTORIA TO WICA A MERIDA TO MERII )

- No weźźź, Merii, co ty, nie umiesz sie bawić - namawiał mnie Kristian.

Nie dziwiłam się mu. W domu nie miał za wesoło, zwłaszcza na wigilie, gdy cała jego rodzina się zjeżdża. Panuje wtedy wielki chaos. I nie chodzi tu o to, że wielkie przygotowania, a o ciągłe kłótnie i sprzeczki rodzinne, bo mają jakieś spory. Ja natomiast zwykle zamykałam się w pokoju i słuchałam muzyki, ale nie jakiś tam świątecznych, tylko normalne. Zawsze gdy nadchodziły święta coraz bardziej chowałam się w pokoju, ponieważ zbierałam zapasy bym w święta nie musiała wychodzić do rodziny. W skrócie - nie przepadałam za Bożym Narodzeniem i tym podobne.

- no dawaj, zgódź się! - nalegały dziewczyny.
- jeszcze miesiąc do świąt, przemyśle to. - mruknełam i wyprzedzając ich poszłam do domu.

Za plecami usłyszałam tylko ,,a ona co?" , ,,obrażalska" i ,,aha? Pf" .

Nie. Lubie. Świąt.
Bo co w tym takiego?
Jedzenie - srelenie, prezenty - srelenty, mikołaj - sralołaj...

                    ☆ wieczorem ☆

- Merida! List do ciebie! Chodź! - krzyczała moja mama z salonu.

- Co? - zdziwiłam się, ale podeszłam.

- Masz. Kto tak do ciebie pisze? - kpińsko wypytywała.

- Nie wiem, boże. - wziełam koperte i poszłam z powrotem do swojego pokoju.

Usiadłam wygodnie na łóżku i ostrożnie zaczełam otwierać tajemniczą poczte. Byłam dosyć podekstytowana, bo przecież kto wysyła w tych czasach poczte? Wystarczy pare kliknięć w telefonie i już nawet z drugiego końca świata dostanie się informacje.
Wkońcu dostałam się do koperty.
Zaczełam szeptem czytać list, aby być pewnym :

ℋ𝑜 𝒽𝑜 𝒽𝑜!
𝑾𝒊𝒕𝒂𝒋 𝑴𝒆𝒓𝒊𝒅𝒂, 𝒛 𝒕𝒆𝒋 𝒔𝒕𝒓𝒐𝒏𝒚 𝒘𝒆 𝒘ł𝒂𝒔𝒏𝒆𝒋 𝒐𝒔𝒐𝒃𝒊𝒆 𝑺́𝒘𝒊𝒆̨𝒕𝒚 𝑴𝒊𝒌𝒐ł𝒂𝒋! 𝑻𝒂𝒌, 𝒕𝒂𝒌, 𝒑𝒆𝒘𝒏𝒊𝒆 𝒋𝒆𝒔𝒕𝒆𝒔́ 𝒘 𝒔𝒛𝒐𝒌𝒖. 𝑾𝒚𝒔𝒚ł𝒂𝒎 𝒄𝒊 𝒍𝒊𝒔𝒕, 𝒑𝒐𝒏𝒊𝒆𝒘𝒂𝒛̇ 𝒘𝒊𝒆𝒎, 𝒛̇𝒆 𝒋𝒆𝒔𝒕𝒆𝒔́ 𝒏𝒊𝒆𝒅𝒐𝒘𝒊𝒂𝒓𝒌𝒊𝒆𝒎, 𝒊𝒛̇ 𝒔́𝒘𝒊𝒂̨𝒕𝒆𝒄𝒛𝒏𝒂 𝒎𝒂𝒈𝒊𝒂 𝒊𝒔𝒕𝒏𝒊𝒆𝒋𝒆. 𝑨𝒍𝒆𝒛̇ 𝒊𝒔𝒕𝒏𝒊𝒆𝒋𝒆! 𝑴𝒚𝒔́𝒍𝒆̨, 𝒛̇𝒆 𝒕𝒆𝒏 𝒍𝒊𝒔𝒕 𝒄𝒊 𝒕𝒐 𝒖𝒅𝒐𝒘𝒐𝒅𝒏𝒊. 𝑱𝒂𝒌𝒐𝒛̇, 𝒛̇𝒆 𝒘𝒊𝒅𝒛𝒆̨ 𝒘 𝒕𝒐𝒃𝒊𝒆 𝒑𝒐𝒕𝒆𝒏𝒄𝒋𝒂ł, 𝒛𝒂𝒑𝒓𝒂𝒔𝒛𝒂𝒎 𝒄𝒊𝒆̨ 𝒅𝒐 𝒎𝒐𝒋𝒆𝒋 𝑭𝒂𝒃𝒓𝒚𝒌𝒊 𝑺́𝒘𝒊𝒆̨𝒕𝒆𝒈𝒐 𝑴𝒊𝒌𝒐ł𝒂𝒋𝒂!
𝑯𝒐, 𝒉𝒐, 𝒉𝒐!
𝑾𝒚𝒋𝒅𝒛́ 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒅 𝒅𝒐𝒎 𝒐 𝒑𝒐́ł𝒏𝒐𝒄𝒚, 𝒂 𝒑𝒓𝒛𝒚𝒋𝒂𝒅𝒆̨ 𝒑𝒐 𝒄𝒊𝒆𝒃𝒊𝒆, 𝒊 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒅𝒔𝒕𝒂𝒘𝒊𝒆 𝒄𝒊 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒐𝒓𝒂𝒛 𝒕𝒘𝒐𝒋𝒂̨ 𝒑𝒓𝒂𝒄𝒆.
𝑾𝒆𝒔𝒐ł𝒚𝒄𝒉 𝒔́𝒘𝒊𝒂̨𝒕!
𝑺́𝒘. 𝑴𝒊𝒌𝒐ł𝒂𝒋

Gdy skończyłam czytać, wybuchłam dosyć fałszywym śmiechem. Wiedziałam, że to sprawka moich przyjaciół. Wziełam do ręki telefon i wysłałam im sms'a:
,, co wy kombinujecie, lol " i odłożyłam list na biórko. Pomyślałam, że okej, pobawie się z nimi w tą śmieszną gierke. Chwile później odpisali jakby niewiedzieli o co chodzi:
,,co?" ,,o co ci chodzi??" itp.
Przewróciłam oczami.
Co oni kombinują???

Pomyslalam, ze w trakcie gdy na nich czekałam, posłucham sobie Metaliki (aby zrobic cos co nie bedzie mialo najmniejszego znaczenia z Bozym Narodzeniem ) i zagram w Minecrafta.
W między czasie mama zawołała mnie na kolacje. Wziełam bułkę w dłoń niespojżawszy nawet na przygotowane rzeczy na stole wracając znów do swojej nory. Gdy dochodziła dwudziesta druga zaczełam się szykować zapomniawszy o liście. Moja młodsza siostra już dawno spała, wiec wziełam prysznic, przebrałam się w piżame - niestety - swiąteczną, którą dostałam od Wictorii ale zakryłam się szlafrokiem. Ogarnełam też swoje rude falowane włosy, (gdy miałam je mokre wpadały w brąz, i prostowały się) wyczesując i susząc je, poczym umyłam zęby. Zaparzyłam sobie herbatkę, po czym nakryłam się na zachowaniu jak jesieniara przez co straciłam na nią apetyt, a gdy już powiedziałam rodzicą, że ide spać, wskoczyłam do łóżka i przeglądałam Instagrama.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Z dworu usłyszałam cholerne dzwoneczki. Wyjrzałam za okno. Nie wiele widziałam, więc nie zupełnie wiedziałam czy to moi przyjaciele, otworzyłam okno gotowa wychodzić do nich. Po drodze zgarnełam telefon w którym włączyłam latarke i sprawdziłam powiadomienia, ale ani jednego.
Usiadłam na parapecie, wziełam wdech i skoczyłam na drzewo obok. Był to kasztanowiec który rosnął idealnie przy moim oknie a jego gałezie byly grube, więc skorzystałam z tego. Sięgnełam po telefon który zostawiłam przy oknie poczym mocno trzymając się gałezi zaczełam zsuwać się i zchodzic.
Wkońcu dotknełam ziemi.
Uf, udało się.

Świeciłam telefonem pod nogi aby się nie wywrócić. Na początku nie mogłam zaufac oczą co wydawało mi się, że widze. Szłam dalej, i nie mogłam uwierzyć. Gdy stanełam już na tyle blisko, że nie mogłam się mylić co widze, szczęka mi opadła.

O. M. G.

I jak się podoba? 😁 mam nadzieje, że jest okej 😊
próbuje pisać w zapasie więc jesli to opublikowalam to za jakis czas pewnie wstawie nastepne rozdzialy. Chcialam abyscie mieli fajna lekture na swieta🎅🥰😘

❄️ WESOŁYCH ŚWIĄT! ❄️

Data skończenia rozdziału: 16.10.2024

Slowa: 797

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top