Rozdział piąty - Wspomnienie


- Ah... tak, jestem jednorożcem - odparł, jakby nieco zmieszany moim pytaniem.

Jego ręka odruchowo powędrowała do karku, gdzie przez moment masował napięte mięśnie. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, ale dało się w nim wyczuć pewien dystans, jakby nie był przyzwyczajony do takich pytań. Oczy Keroshane'a na chwilę uciekły gdzieś w bok, zanim ponownie skupił na mnie spojrzenie.

- Nie jesteś pierwsza, która o to pyta - dodał z lekkim westchnieniem, po czym poprawił okulary zsuwające się z jego nosa.

Nie miałam pewności, czy czuł się z tym nieswojo, czy po prostu było to coś, czego wolałby nie tłumaczyć po raz setny.

Gdy przekroczyliśmy próg głównego holu, od razu uderzył mnie chaos tego miejsca. Było przestronne, z wysokimi kolumnami podtrzymującymi sufit i kilkoma masywnymi drzwiami prowadzącymi do różnych części budynku. Na wprost znajdowało się szerokie wejście, które najwyraźniej prowadziło na zewnątrz, a po bokach widać było korytarze wiodące do nieznanych mi jeszcze pomieszczeń. Nad nami znajdowała się galeria na piętrze, z której schody prowadziły w górę - to tam, jak podejrzewałam, znajdowała się biblioteka.

W powietrzu unosił się ciężar napięcia. Wiele osób rozmawiało podniesionymi głosami, niektórzy wydawali się wyraźnie wzburzeni. Wśród urywków rozmów przebijały się słowa pełne gniewu i strachu.

Wtedy dostrzegłam go.

W samym centrum zamieszania straż niosła młodego chłopaka. Ubrany był w długą, czarną szatę, która niemal całkowicie zakrywała jego sylwetkę. Na pierwszy rzut oka mogłabym pomyśleć, że to zwykłe dziecko - wyglądał najwyżej na dwanaście lat - ale coś w nim mnie niepokoiło. Był zbyt spokojny, jakby nie robiło na nim wrażenia ani to, że został schwytany, ani to, co działo się wokół.

Jego oczy - buntownicze, ale jednocześnie puste - przez moment spotkały się z moimi. Poczułam dziwne ukłucie w piersi, jakby przez tę krótką chwilę próbował mnie prześwietlić na wylot. Jednak zaraz potem odwrócił wzrok, jakby stracił zainteresowanie.

I wtedy kobieta rzuciła się na strażników.

Zanim zdążyła dosięgnąć chłopca, powstrzymali ją, a ona w odruchu opadła na kolana, kompletnie roztrzęsiona. Jej twarz była zalana łzami, a z jej ust wyrwał się rozpaczliwy krzyk:

- Dlaczego go skrzywdziłeś?! Dlaczego?!

Jej głos odbił się echem po holu, a ja poczułam, jak moje serce ściska się boleśnie.

Nie musiałam pytać, kim była. Matką.

Mimo że nie znałam ani jej, ani tego chłopca, coś we mnie instynktownie kazało mi wierzyć, że nie zasługiwał na to, co go spotkało. Czy był winny? A może został po prostu wciągnięty w coś, czego nie rozumiał?

Obserwowałam go uważnie, licząc na jakąkolwiek reakcję. Ale on nie spojrzał na nią nawet przez chwilę. Jakby jej rozpacz nic dla niego nie znaczyła.

I wtedy wspomnienie uderzyło we mnie z pełną siłą.

Widziałam moją babcię, klęczącą przy grobie moich rodziców. Jej ramiona drżały, gdy szlochała cicho, powtarzając raz po raz:

- Biedni... biedni...

Stałam wtedy obok, zbyt mała, by w pełni pojąć ogrom tej straty, ale wystarczająco duża, by czuć ból. Patrzyłam na nią, a łzy same płynęły po moich policzkach. Chciałam coś powiedzieć, zrobić cokolwiek, ale czułam się bezsilna.

Dokładnie tak samo, jak teraz.

- Chodźmy - powiedział cicho Keroshane, przywołując mnie do rzeczywistości.

Jego głos był spokojny, ale w jego oczach widziałam cień niepokoju. Może bał się, że to, co właśnie zobaczyłam, sprawi, że zacznę zadawać pytania, na które nikt nie chciał odpowiadać.

Jeszcze raz spojrzałam na chłopca i kobietę, a potem skinęłam głową, pozwalając, by Kero poprowadził mnie dalej.


_________________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top