Rozdział drugi - Człowiek pośród Fairy

Nie oglądając się, wybiegłam w stronę wyjścia. Byłam bliska płaczu, gdy kątem oka zauważyłam, że potrąciłam również młodą kobietę o rudych włosach i króliczych uszach. Tony papierów rozsypały się na ziemi, a ona, zszokowana, pisknęła.

Czułam się okropnie, ale co mogłam zrobić? Musiałam się stąd wydostać, aby wrócić do domu.

Aby na chwilę odetchnąć, ukryłam się obok wielkiego drzewa wiśniowego i wsłuchałam się w otaczające dźwięki. Nagle usłyszałam szept:

— Słyszałaś? – zapytała młoda dziewczyna.

— O czym, kochana? – odpowiedziała druga, o wyższym głosie.

— Tylko bądź cicho. Ktoś włamał się do Kryształowej Sali – wyszeptała do ucha koleżanki.

Te słowa natychmiast rozgrzały we mnie adrenalinę. Wiedziałam, że wieści o mnie szybko się rozchodzą, a droga ucieczki wydaje się stawać coraz bardziej zablokowana. Muszę się stąd wydostać, niezależnie od trudności.

— Dalej, [imię], weź się w garść... — wykrzyknęłam cicho, gdy już nikogo nie było w pobliżu.

Starając się być niezauważona, przemykałam między ogromnymi budowlami o nieznanej mi formie. Nagle donośny głos jednego ze strażników rozległ się w oddali:

— Pilnujcie wyjścia! Sprawdźcie każdy zakamarek!

Przytłoczona sytuacją, ugryzłam się w język – usłyszałem, jak echo moich kroków niesie mój dyskretny ból.

— Tam jest! — krzyknęli, a kilka osób szybko zgromadziło się wokół mnie.

— Hej! Nic wam nie zrobiłam, nie zbliżajcie się! — błagałam, trzymając to, co mi pozostało.

Nagle za mną pojawił się ten sam elf, któremu wcześniej zaszkodziłam. Zwinym ruchem odebrał mi jedyną broń z ręki – widać było, że wciąż odczuwał skutki mojego wybryku.

— Zabierzcie ją do Miiko — rozkazał chłodno.

— Przestańcie! Ile razy mam wam powtarzać, że jestem niewinna?! — krzyknęłam z desperacją, gdy zauważyłam dwie dziewczyny, o których wcześniej słyszałam. Jedna została dobrze obdarzona urodą, druga miała czarno-różowe włosy i bladą skórę, co sugerowało, że była czymś więcej niż zwykłą istotą.

Elf szedł przodem, pilnując, abym tym razem nie zrobiła niczego głupiego. Mój oddech stawał się coraz bardziej niespokojny, a ciało zaczynało sztywnieć. Czułam, że powoli opadam z sił. Niebawem moje oczy zamknęły się, a ciało upadło na zimny, twardy grunt.

W ostatnich chwilach, zanim pogrążyłam się w nieświadomości, usłyszałam przytłumione szepty i czułam narastające zagrożenie. W głębi umysłu tliła się myśl, że nie mogę jeszcze się poddać – muszę walczyć o swoje życie, nawet jeśli wszystko zdaje się być stracone...



———————



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top