P. VI / JESTEM ZASKOCZONA

Reszta soboty minęła im praktycznie bez większych problemów. Jasne, Lukas nie kręcił się wokół stodoły przez pół bożego dnia i prędzej czy później musiał ponownie zawitać na ganek w nowym rodzinnym domu Shei. Zapukał, co w założeniu zapewne miało być wyrazem kultury i dobrego ułożenia i wychowania chłopaka, choć w rzeczywistości wyglądało bardziej jak nerwowe walenie o drewno w wykonaniu dzikiego zwierzęcia i było co najmniej zniechęcające. Philip wykonał skok, którego nie powstydziłby się sam Martin Riggs i rzucił przez kanapę, bezpiecznie na niej lądując i chowając się za oparciem, nieco jednak wychylając by móc obserwować sytuację, która miała rozegrać się przy frontowych drzwiach.

Helen obserwowała ten skok, wykonany dosłownie sekundę po tym, jak rozległo się pukanie z lekko zaniepokojonym uśmiechem i kręcąc z niedowierzaniem głową. Usłyszała syk bruneta, gdy jego twarz, a zwłaszcza wciąż ukryty pod opatrunkiem nos, zetknęły się z miękkim materiałem kanapy. Gabe wyciągnął ręce i przyjął pozę jakby zamierzał pobiec do chłopaka żeby asekurować jego najnowszy, idiotyczny popis, ale nie zdążył nawet dotrzeć na czas, więc po prostu sobie odpuścił. Unikając jednoznacznego spojrzenia żony, zacisnął dłonie w pięści i usiadł na fotelu stojącym obok kanapy, na której ukrywał się Shea. Miał ochotę roznieść Lukasa na cząsteczki pierwsze, ale mordercze spojrzenie żony tylko upewniło go w tym, że po pierwsze, ona zrobi to lepiej, a po drugie zrobi to bez najmniejszych ofiar, więc całkowicie bezpiecznie pod względem ewentualnego aresztowania.

- Jesteś pewien, że nie chcesz z nim rozmawiać? - spytała cicho Szeryf, opierając się o kanapę i udając, że Shea wcale na niej nie leży i właśnie na nią nie patrzy.

- Przecież wiesz Helen. Nic się nie zmieniło od raptem wczoraj - mruknął Philip, moszcząc się wygodniej i układając ręce wygodniej pod głową.

- Z Twoich opowieści wynika, że zmieniło się bardzo dużo - zauważyła kobieta, uśmiechając się dość jednoznacznie, za co zarobiła od Gabe'a pełne niezrozumienia spojrzenie i wybitnie rozczulającą ją minę Shei, który wyglądał, jak przyłapany przez rodziców pięciolatek, na czekaniu na Świętego Mikołaja i wyżerający przeznaczone dla niego ciastka i mleko.

- Christopher to zupełnie inna historia - oznajmił Shea, wbijając wzrok w sufit, który nagle wydał mu się tak ciekawy. Czy ta plamka zawsze tam była?

- Oby ze szczęśliwym zakończeniem. Przynajmniej tym razem - zaznaczyła Helen. - Mam ochotę aresztować dzieciaka. Czy to już nadużycie uprawnień? - spytała retorycznie, wzdychając ciężko i podchodząc do drzwi, które trzymały się ramy już chyba tylko ze względu na siłę przyjaźni.

Helen westchnęła ciężko po raz ostatni, psychicznie zebrała w sobie wszelkie pokłady cierpliwości, które wykształciła w sobie, by przypadkiem nie skrzywdzić podejrzanego lub aresztowanego człowieka za jego głupotę i otworzyła drzwi. Lukas zachwiał się, nie spodziewając się nagłego zniknięcia podpórki i praktycznie trafił Szeryf w twarz, próbując zapukać w to samo miejsce, w które pukał do tej pory. Helen rzuciła swoim chłopcom spojrzenie, niemo pytając, czy aresztowanie blondyna naprawdę nie wchodzi w opcję.

- Wciąż tutaj? Jestem zaskoczona - zaczęła kobieta, opierając się ramieniem o futrynę i zakładając ręce na piersi.

Shea z cichym prychnięciem zauważył, że nie dało się jednoznacznie sklasyfikować miny Lukasa. Zaczynał się też zastanawiać, czy taka wzmożona aktywność mózgowa przypadkiem blondynowi nie zaszkodzi. Z pewnością dostrzegał niewielką dozę zaniepokojenia i być może tęsknoty. Zbyt małą, by Philip zamierzał uznać ją za wartą uwagi, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej znajdowali się ostatnimi czasy. Co więcej, chłopak z zaskoczeniem odkrył, że na dobrą sprawę niewielka ilość zaniepokojenia Lukasa wcale mu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, było to coś, czego się spodziewał i w sumie przyjął z uśmiechem. No bo jeśli Ci na kimś nie zależy to raczej nie jesteś z nim w związku, prawda? 

Poza tą niewielką część widać było sporo urażonej dumy, niechęci oraz złości. Głównie na Philipa, który zaczął bójkę, ignorował go, a koniec końców odjechał z zupełnie obcym człowiekiem. Tę część Shea potrafił zrozumieć, choć w wydaniu Lukasa sprawiała ona, że czuł się bardziej przedmiotem niż człowiekiem w ich związku. Jakby był zabawką, którą Lukasowi odebrano i nie był zły z jakiegokolwiek innego powodu niż to, że ktoś ośmielił się ruszyć jego rzeczy. Złości na Helen, którą Waldenbeck również odczuwał, Shea wytłumaczyć już nie potrafił.

- Mówiła Pani, że jest w stodole - oznajmił Lukas, z głosem aż drżącym od złości i rozbieganym spojrzeniem, jakby spodziewał się znaleźć Sheę kręcącego się gdzieś po domu. W sumie miałby na to jakiekolwiek szanse, gdyby tylko miał te dwie szare komórki w głowie.

- Oh, nie ma go tam? - ogrom zdziwienia, jakim wykazała się Helen był aż karykaturalnie sztuczny. - Cóż. Wróci prędzej czy później. To nastolatek, a nie pies przywiązany łańcuchem do jednego miejsca.

- Nie martwi Pani w ogóle to, że zniknął bez słowa? - warknął Lukas, wciąż nie patrząc kobiecie w oczy.

- Martwiło mnie. Wczoraj. Jak zniknął na cały dzień, bo nie chciał się spotkać z Tobą - wypomniała mu z lodowatym spokojem i echem matczynej furii w głosie. Waldenbeck nie zdawał sobie sprawy z tego, na jak wielką minę właśnie się wpakował. - Dzisiaj widziałam go jakieś pół godziny temu. I pewnie kręci się niedaleko, a nie pięćdziesiąt kilometrów dalej, więc nie, szczerze Ci powiem dzieciaku, że nie martwię się. Ty natomiast powinieneś.

- Ja? - spytał całkowicie zaskoczony blondyn, który już spodziewał się kłopotów. Nie miał najmniejszego pojęcia, co Shea nagadał rodzicom, nie rozumiał zachowania bruneta i powoli zaczynał mieć wszystkiego dosyć. Pocałować klamkę trzy razy z rzędu w ciągu dwóch dni to już lekka przesada.

- Nie jesteście przypadkiem razem? - spytała Helen, ponownie udając zaskoczenie. - Chyba powinieneś martwić się o osobę, którą podobno kochasz, nie? No ale skoro to Cię nie martwi to może coś innego da radę. Zakaz zbliżania się. Jeśli jeszcze raz się tu pojawisz, dostaniesz go na papierku.

- Nie ma Pani najmniejszych podstaw - oświadczył słabo Lukas, który oczami wyobraźni widział już, jak wielkie problemy będzie mieć u ojca.

- Masz rację, nie mam - odpowiedziała Helen tonem, jakby została przyłapana na powiedzeniu głupstwa. - Ale, co to? Oh, no tak. Jestem Szeryfem.

- To przekroczenie uprawnień - wciąż bronił się blondyn, zaskakując Philipa, że w ogóle zna tak skomplikowane pojęcia.

- Prawdopodobnie owszem - przyznała Helen. - Zawsze możesz mnie pozwać. Tylko to chyba musiałoby iść przez Twojego ojca. W sumie, gdybyś dostał zakaz zbliżania się to on też przejdzie przez Twojego ojca. W sumie nie ma żadnej wersji tej sytuacji, w której Twój ojciec nie zostaje powiadomiony. No chyba, że grzecznie się odwrócisz i sobie stąd pójdziesz - Helen uśmiechnęla się szeroko, ale nie był to miły uśmiech. Raczej jeden z tych, które mrożą człowiekowi krew w żyłach.

- Muszę omówić parę rzeczy z Philipem - Lukas mimo strachu wciąż się nie poddawał. W końcu zraniona została jego duma, a duma Waldenbecka znaczyła więcej niż jego życie.

- On z Tobą też - przyznała Helen. - Ale nie ma na to chwiliowo ochoty, więc sugerowałabym żebyś odpuścił. A, prawie bym zapomniała. Wyślę Ci rachunek ze szpitala. W końcu to Twoja wina, że się tam znalazł, więc sądzę, że Ty powinieneś zapłacić. Chociaż nie, przecież Ty nie masz własnych pieniędzy. Wyślę go od razu Twojemu ojcu, pasuje?

Shea uznał, że wystarczy gróźb jak na jeden wieczór. Zresztą, robiło się późno, a oni mieli film do obejrzenia. No i znał Lukasa na tyle dobrze, by wiedzieć, że chłopak nie ruszy się, dopóki mu się tego dosadnie nie powie. Wstając z kanapy i zauważając zdziwione spojrzenie Gabe'a, doszedł do wyjątkowo prostego wniosku. Nie czuł najmniejszych wyrzutów sumienia w związku z tym, co zamierzał zrobić. Spokój, który go ogarnął zaskoczył nawet jego samego. Przecież kochał Lukasa. Szczeniacką, pierwszą miłością, ale z całego serca. Czasami jednak ludzkie drogi się rozchodzą, a człowiek ma po prostu dość zbyt wielu spraw.

- Kochanie, podjedziesz tu na chwilę? - krzyknął Gabe, ściągając tym samym uwagę zarówno Helen, jak i Lukasa.

Oboje spojrzeli w stronę salonu i oboje równocześnie zauważyli idącego w stronę drzwi wejściowych Sheę. Szeryf zamarła na chwilę. Była przekonana, że już udało jej się znaleźć schemat na rozczytanie masek chłopaka, ale tym razem jej wszelkie instynkty zawiodły. Widziała tylko jego spokojną twarz. Zupełnie, jakby Philip podjął decyzję i nic nie mogło go od niej odwieść. Zgodnie z oczekiwaniami, wycofała się nieco, ale nie przeszła do salonu. Stała dosłownie trzy kroki za Sheą, który stanął przy drzwiach.

Mina Lukasa zmieniła się natychmiast. Nie stała się jednak łagodniejsza. Wręcz przeciwnie. Waldenbeck był tylko coraz bardziej zirytowany, że Philip przez cały ten czas siedział w domu, gdy on marnował swój, szukając go w stodole. Brunet zauważył również, że do blondyna nic nie dotarło, więc uznał, że trzeba to zrobić najprościej, jak się da. I najszybciej. Zupełnie, jak z plastrem.

- Cześć - oznajmił spokojnie, łapiąc drzwi jedną ręką.

Zobaczenie go w takim stanie tylko jeszcze bardziej rozsierdziło Lukasa. Czarne dresy, czarna, luźna koszulka i niesamowite włosy w nieładzie. I ten spokój. Lukas musiał przyznać, że jego chłopak wyglądał niezwykle, cudownie i wszystkie pozytywne epitety, jakie tylko dało się tu przypisać, ale to tylko przypominało mu, jak Philip wskoczył na cudzego harleya i odjechał z obcym facetem.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - warknął Waldenbeck, po raz pierwszy tego dnia skupiając na kimś wzrok. Widać było, że był wkurzony i zamierzał kontynuować, tak samo, jak widać było, że Helen zamierza wkroczyć. Shea zrobił zamyśloną minę.

- Tak w sumie to nie - przyznał poważnie. - Mam Ci do powiedzenia jedną rzecz.

- Przeprosiny? - spytał domagającym się tonem blondyn, na co w odpowiedzi usłyszał prychnięcie Helen i kroki Gabe'a na panelach.

- Oj nie. To nie to - naprostował od razu Shea, pocierając lekko nos kciukiem. Wciąż był całkowicie poważny i wyglądał, jakby już nigdy miał się nie uśmiechnąć. - Tak właściwie to chciałem CI powiedzieć, że to koniec. Między nami.

Nie sposób było powiedzieć, kogo zamurowało najbardziej. Bo zamurowało wszystkich. Czy Helen, która zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji, mimo wcześniejszych rozmów z synem, czy Gabe'a, który już szykował się do zamordowania Waldenbecka, czy Lukasa, który nigdy nie spodziewał się, że Shea mu się jakkolwiek postawi. Nie wspominając w ogóle o zerwaniu. Philip nie rozejrzał się w poszukiwaniu wsparcia. Nie potrzebował go. Doskonale wiedział, co robi. Zastanawiał się nad tym od dłuższego czasu, ale zawsze spychał to na skraj świadomości. Rozmowa z Helen zmusiła go, by w końcu zmierzył się z własnymi uczuciami i myślami. I dzięki temu, a także po części dzięki szczęściu, które odczuwał, był w stanie podjąć decyzję, którą uznał za właściwą. 

Spodziewał się, że będzie to trudne. Że Lukas zmiękczy go tym swoim szczeniackim spojrzeniem. Teraz jednak Philip wiedział, że nie zadziała to na niego nawet w najmniejszym stopniu. Inna kwestia, że zmierzenie się ze wściekłym Lukasem okazało się o wiele łatwiejsze, niż mógł przypuszczać. A zaskoczenie malujące się na jego twarzy było tak niesamowicie wielkie, że aż miał ochotę zrobić temu pamiątkową fotkę.

- Poczekaj chwilę - oznajmił Shea, odwracając się na pięcie i wbiegając po schodach na górę. Znalezienie starego aparatu, który kiedyś kupił mu blondyn zajęło mu wybitnie mało czasu, mimo, że Shea z założenia był przecież bałaganiarzem. Zbiegł po schodach z szerokim uśmiechem, trzymając w dłoniach urządzenie i wrócił na swoje miejsce. Oddał aparat zaskoczonemu Waldenbeckowi i po raz pierwszy tego wieczora, uśmiechnął się do niego, najszerzej, jak tylko potrafił. Lukas słabo odwzajemnił uśmiech, acz o wiele słabiej. Uśmiech, który po usłyszeniu następnych słów zmienił się w wyraz całkowitego osłupienia.

- Spierdalaj.

Shea uśmiechnął się po raz ostatni i z ogromnym uczuciem ulgi i szczęścia, zatrzasnął blondynowi drzwi, centralnie przed jego twarzą.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top