P. IX / TO TYLKO FAJNA HISTORYJKA

Tym, czym Chris przejmował się zdecydowanie bardziej od niezbyt dobrze ukrywanych szeptów na jego temat rozlegających się wśród szkolnej braci, był wybitnie milczący Shea, który po prostu szedł przed siebie. Motocyklista szedł, praktycznie tylko pół kroku za nim, obserwując go uważnie i próbując wywnioskować, jak bardzo sobie u chłopaka przeskrobał wyczynem sprzed chwili. Sam jednak nie potrafił dojść do żadnych konkretnych wniosków, a wraz z kolejnymi pokonywanymi zakrętami, cisza zaczynała coraz bardziej mu przeszkadzać.

- Jesteś bardzo zły za ten pocałunek? - spytał w końcu, tak cicho, że Philip musiał się wysilić żeby go usłyszeć, gdy Chris zrównał się z nim. Brunet odwrócił głowę, by na chwilę na niego spojrzeć, po czym znów wbił wzrok w rozciągający się przed nimi korytarz.

- Trochę - odpowiedział szczerze Shea. Chłopak wyciągnął już z życia kilka odpowiednich nauczek i wiedział, że stawianie na prawdę zawsze lepiej się opłaca. Brunet podrapał się w tył głowy w wyrazie lekkiego zakłopotania, ale po dłuższej chwili milczenia kontynuował podjętą myśl. - Z jednej strony jestem Ci wdzięczny, bo mina Lukasa była tak piękna, że żałuję, że ktoś nie zrobił mu zdjęcia. No i czuję, że takie wyraźne oddzielenie historii grubą linią i z przytupem dobrze mi zrobi na dłuższą metę. Ale z drugiej strony, nie tyle jestem zły, co raczej jest mi przykro. Znamy się raptem kilka dni, widzieliśmy jeszcze mniej razy, a i tak wiesz o mnie więcej niż osiemdziesiąt procent mijanych przez nas ludzi. A ja chwilowo nie potrzebuję rollercoastera w życiu. Z jednego przed chwilą zsiadłem i na razie chciałbym w spokoju podoceniać wszystko, co mam i co mnie otacza. Nie potrzebuję kolejnych problemów, dramatów i złamanego serca. I tak, wiem, że to pewnie tylko pocałunek, ale mimo wszystko myślę, że poznałeś mnie na tyle dobrze by wiedzieć, że dla mnie to nie jest takie znowu "tylko". Zwłaszcza w tak otwartym wykonaniu - skomentował to Shea, zmuszając się na koniec do niemrawego uśmiechu i zatrzymał się. dopiero wtedy zauważając, że szkolny korytarz dookoła nich jest praktycznie pusty. Ewidentny znak, że zaraz miały zacząć się lekcje. - Niemniej. Tu masz sekretariat. Babki Cię trochę przetrzymają, ale jak tylko pojawi się dyrektor to pozwolą Ci do niego wejść. Jak poprosisz to dadzą Ci cały ten zestaw nowego ucznia. Wiesz, wydrukowany plan zajęć, mapkę szkoły i rozpiskę klubów. Nudne pierdoły, ale powodzenia - zakończył swój wywód Shea i postąpiwszy kolejny krok, odwrócił się by pójść w stronę sali, w której miał mieć najbliższe zajęcia.

- O której kończysz? - Chris zadał pytanie, które zdołało zatrzymać Sheę w miejscu, przynajmniej przez chwilę.

- O trzeciej - odpowiedział brunet, wzruszając lekko ramionami i nie do końca rozumiejąc, po co motocykliście taka informacja.

- Mogę na Ciebie poczekać? - kontynuował chłopak, zaskakując samego siebie z jakim spokojem daje radę wymówić kolejne słowa, mimo lekkiego stresu, że przez jeden, zupełnie nieprzemyślany krok mógł zrujnować całą swoją relację z Sheą.

- Wiesz, że załatwienie wszystkiego z dyrektorem zajmie Ci najwyżej trzy godziny? Chce Ci się później tyle czekać? - odpowiedział pytaniem na pytanie Philip, jak zwykle podchodząc do sprawy trzeźwo i logicznie, ale chłopak okłamywałby sam siebie, gdyby nie przyznał się, chociaż w głębi duszy, że tak naprawdę zrobiło mu się miło, że ktoś chciał odebrać go po zajęciach.

- Czytałeś wcześniej książkę, nie? - spytał Chris z szerokim uśmiechem. - Jeśli mi ją pożyczysz to z chęcią poczekam.

- Lubisz Orwella? - ponownie odpowiedział pytaniem na pytanie Shea, ale pogrzebał chwilę w torbie i wyciągnął z niej książkę, podając ją rozmówcy.

- W życiu niczego od niego nie czytałem, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? 

Philip nie potrafił powstrzymać uśmiechu w towarzystwie chłopaka, jednak dzwonek obwieszczający lekcję potrafi zniszczyć nawet najbardziej przyjemną atmosferę. Potrafił też zmotywować do bardzo szybkiej ewakuacji w stronę odpowiedniej klasy, gdy na odchodne machało się rozmówcy ręką. Pierwsze lekcje minęły Shei stosunkowo spokojnie. Ani jakiegoś wybitnie trudnego materiału, ani nieprzyjemnych komentarzy, ani nawet Lukasa w zasięgu wzroku. Fakt faktem, cholera jedna wiedziała, gdzie zaszył się też Chris, ale to nawet pomagało Philipowi, który przecież musiał się solidnie zastanowić nad całą sytuacją. Nie żeby wcale nie próbował odsunąć tych myśli na samą granicę świadomości, zadziwiająco mocno skupiając się na przedstawianym tego dnia na lekcjach.

Nawet pojawienie się w późniejszych godzinach tego dnia Lukasa niewiele zmieniło. Shea nagle nie zakładał, że chłopak zacznie z nim otwarcie rozmawiać, co to, to nie. W końcu ten temat przewałkowali tyle razy, że powoli zaczynały się w nim robić ogromne dziury. Czuł natomiast jego natarczywy wzrok na swoich plecach i to zmotywowało go do odwrócenia się na krótką chwilę. Niemniej Philipowi wystarczyło jedno spojrzenie w stronę chłopaka, by pozbyć się wszelkich złudzeń. Waldenbeck nie wyciągnął żadnych wniosków z żadnej z ich rozmów, zwłaszcza tych, które odbyły się ostatnimi dniami. Siedział absolutnie i święcie obrażony, z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, jedynie lekko podszytym smutkiem. Gdyby Philip wcześniej nie wątpił w jego szare komórki to w tamtym momencie z pewnością by zaczął.

W szkole, jak to w typowym małym miasteczku, huczało już od plotek o przystojniaku z rana. O jego mocnym wejściu i stylu, a większość, wcale nie o dziwo, dziewczyn wspominała, że chłopak przyjechał na motorze przy każdej możliwej okazji. Ku zdziwieniu Shei, ich poranny pocałunek nie przeszedł jednak do głównego nurtu plotek. Zupełnie jakby licealiści nie wierzyli naocznym świadkom i ignorowali ten fakt, będąc zbyt ciekawymi nowego ucznia. Philip uśmiechał się pod nosem, za każdym razem, gdy słyszał czyjeś rozważania na temat Chrisa. Kim był, skąd pochodził, jaki był. Ludzie chcieli wiedzieć dosłownie wszystko. 

Philip wyszedł ze szkoły, mając niemal pewność, że Kane pojechał już do domu i że czeka go spacer do komendy i czekanie aż pani Szeryf skończy pracę i będą mogli wrócić do domu. Chris zaskoczył go jednak, siedząc po prostu na tym samym murku, co rano i czekając na niego. Chłopak naprawdę wczytał się w pożyczoną książkę i Shea mógł to stwierdzić po niewielkiej ilości kartek, które zostały mu do przeczytania. Brunet nie wiedział, jakim cudem Kane był w stanie ignorować jeszcze stosunkowo nieśmiałe plotki, ale jakoś mu się to udawało. Na razie wszyscy czuli, że stąpali po cienkim lodzie i nikt nie chciał być tym pierwszym frajerem, który zrobi coś nie tak i straci szansę na poznanie interesującego świeżaka. Dlatego na razie nikt do niego nawet nie podchodził, a wszyscy jedynie komentowali wszystko ze względnie bezpiecznej odległości.

- Nawet jak nie robisz wokół siebie zamieszania to robisz wokół siebie zamieszanie - oznajmił Shea z lekkim uśmiechem, stając przy murku i od razu zwracając na siebie uwagę chłopaka.

- Szczerze Ci powiem, że liczyłem, że przesadzasz z tym, jak stereotypowa może być ta szkoła z małego miasteczka, ale o kurwa - odparł Chris, sprawdzając na której stronie skończył i zamykając książkę. - Pożyczę do jutra, dobrze? Cholernie wciągająca. A wracając, to chyba zacznę się przyzwyczajać do uciekających przede mną chichoczących lasek, chociaż to nie ma absolutnie żadnego sensu.

- Ostrzegałem - wytknął mu Shea, chowając dłonie w kieszenie kurtki i kiwając twierdząco głową na znak, że pożyczenie książki nie było najmniejszym problemem.

- Niby tak, ale to jest jak rodem z beznadziejnego filmu dla nastolatków - zaczął usprawiedliwiać się Chris, chowając książkę do plecaka i zeskakując z murku. - Znalazłem nam miejsce, dość niedaleko, gdzie można miło spędzić czas. Jest takie niewielkie jeziorko, dosłownie półtorej godziny drogi stąd. Podobno ma boskie widoki.

Shea chciał zaprotestować w pierwszym momencie. W końcu wciąż nie potrafił pływać i cholernie bał się wody. Z drugiej strony chciał jednak docenić wysiłek Kane'a, który próbował poszukać im miłego miejsca do przyjemnego spędzenia czasu. No a z trzeciej, wbrew pozorom, było niewiele miejsc, które w jakiś sposób nie kojarzyłyby się Philipowi z Lukasem, bo przecież z prawie każdym wiązały się jakieś wspomnienia. A jeziorko, o którym mówił Chris, zdecydowanie zaliczało się do tych, w których nigdy się z Lukasem nie pojawił. Z tych powodów i powodów, których nawet sam sobie nie potrafił przedstawić, odpowiedział coś zupełnie innego, niż chodziło mu po głowie.

- Półtorej godziny według czasu Google'a czy Twojej jazdy? - spytał, w ostatnim momencie uskakując przed kuksańcem w bok, którego zdecydowanie chciał mu sprzedać Kane za ten tekst.

- My dojedziemy tam trochę szybciej - przyznał jednak szczerze Chris z nieco zawadiackim uśmiechem. - Aczkolwiek myślałem, że lubisz mój styl jazdy - dodał, odpinając kask i podając go Shei.

- Polubię, jak zainwestujesz w drugi kask - odgryzł się chłopak, jednak wiedział, że jakakolwiek próba kłótni na temat tego, kto powinien ochraniać łepetynę spełzłaby na niczym, więc tylko odgarnął włosy i założył kask. - Ale mówię poważnie. Zwłaszcza przy Twoim stylu jazdy. A żeby Cię zmotywować dodam, że więcej nie wsiądę z Tobą na motor jeśli nie będziesz miał dwóch kasków - oznajmił, zajmując miejsce za Chrisem.

Chłopak nijak tego nie skomentował, bo nawet jeśli cokolwiek by na to odpowiedział to i tak jego słowa zostałyby zagłuszone przez ryk startującego motoru. Shea bardzo szybko pożałował własnych słów, które z jakiegoś powodu wydały mu się nieodpowiednie. W końcu takiego argumentu mógłby użyć jeszcze tydzień wcześniej przy Waldenbecku ze względu na ich relację. Relację, której przecież na takim poziomie z Kanem nie miał i nie wiedział nawet, czy kiedykolwiek będzie miał. Odchylając się na siedzeniu na tyle, na ile dał radę i odsuwając w tył żeby stworzyć choć namiastkę wolnej przestrzeni między nimi, próbował zebrać myśli.

Chciał stworzyć jakąkolwiek granicę, coś absolutnie nieprzekraczalnego w ich relacji i trzymanie się Chrisa, praktycznie przytulając do niego na motorze, zdecydowanie tę linię przekraczało. Nieważne, że częściowo mogła to być kwestia bezpieczeństwa. Shea wolał zaryć buźką o asfalt, niż stracić poczucie, że choć minimalnie panuje nad sytuacją. Kane, chyba wyczuwając nastrój chłopaka, nie poprawił go w żaden sposób. Choć Philip bardziej obstawiał, że chłopak po prostu nie zauważył jego zmieszania. Przynajmniej do tej drugiej opcji przyzwyczaił go Lukas i Shei czasami ciężko przychodziło pamiętanie, że ludzie czasem miewają inne reakcje. Choć nawet świadomość, że w pewnym momencie musiał nagle odwrócić wzrok i udawać absolutne zainteresowanie mijanym przez nich lasem, bo Chris spojrzał kątem oka żeby sprawdzić, czy Shea dalej ma tak samo zepsuty humor, zdawała się temu przeczyć. Nie żeby Philip zamierzał się przyznać, choćby w duszy i przed samym sobą, ze świadomie mylnie ocenia chłopaka tylko po to, by dać rade stworzyć miedzy nimi pewien dystans.

Choc fakt faktem, ze las prezentował się więcej, niż cudownie. Zwłaszcza, gdy w pewnym momencie zjechali z asfaltowej drogi na pełną wybojów ścieżkę, o której Shea nie mógł z cala pewnością powiedzieć, ze była legalna. Tumany kurzu unosiły się w powietrze niemal przy każdym zetknięciu opon z piaszczysta nawierzchnia, sprawiając, ze w pewnym momencie Philip prawie zaczął kaszleć. Powstrzymał się jednak, zakrywając częściowo twarz czerwona chustka, którą zawsze miał na szyi, którą zdjął dopiero, gdy zsiadł z motoru dobry kwadrans później.

Shea niemal zamarł z ręką przy twarzy i palcami na chustce. Widok, który zobaczył był po prostu niesamowity. Stali na niewielkim klifie, otoczeni zielenią, a rozciągająca się przed ich oczami woda odbijała słoneczne promienie, dając złudne wrażenie powrotu lata. Przyjemna odmiana po tylu chłodnych dniach, które pojawiły się wraz z rozgoszczeniem się jesieni. Chris nie potrafił oderwać wzroku od towarzysza. Dla niego jezioro w lesie to tylko jezioro w lesie. Nie widział w nim niczego specjalnego. Zgodnie z jego logika to ludzie sprawiali, ze miejsca były niezwykle, ale same w sobie pozostawały mocno zwyczajne. Miał zupełnie inne podejście do sprawy, niż Shea, który patrzył na świat niemal przez pryzmat aparatu.

Shea zupełnym przypadkiem zauważył ścieżkę, która serpentyna schodziła w dół klifu, na którym stali. Ruszył wiec bez słowa, zbyt zauroczony magia otoczenia, by przejmować się kimkolwiek. Chris upewnił się tylko czy wyłączył motor i ruszył za kumplem, kręcąc z niedowierzaniem głową i załamując się nad tym, jak Philip może być tak nieodpowiedzialny. Nieomal śmiał się z niego z tego powodu, przynajmniej dopóki sam nie potknął się i gdyby nie szybka reakcja Shei, zapewne skończyłby dwadzieścia metrów niżej w wodzie. Dopiero ten niewielki incydent zdołał wybudzić Philipa z jego stanu pełnego zamyślenia i podziwu dla otoczenia i sprowadzić na ziemie.

- Jak Twój pierwszy dzień? Jakieś problemy z dyrekcją? - spytał Philip, łapiąc się najdurniejszego tematu, na jaki zdołał wpaść, byleby przestać myśleć o tym nieszczęsnym pocałunku i o tym, jak bardzo łamało mu się w tamtym momencie serce, że zdradzał w ten sposób Lukasa, a jednocześnie jak bardzo chciałby ten pocałunek powtórzyć.

Jasne, kochał Lukasa pierwsza szczeniacka miłością. Jasne, liczył, że ich związek przetrwa to wszystko. Jasne, że tęsknił za tym, jak idealnie ich dłonie pasowały do siebie, za tym, jak Waldenbeck przytulał go od tyłu i kładł głowę na jego ramieniu bądź czubku głowy, za tym, jak leżeli razem. Tęsknił za cisza, która nie była niezręczna, za rozmowami na każdy temat. Po prostu tęsknił za Lukasem. I pamiętał, jak bardzo chcieli razem zobaczyć cały świat. Jak bardzo chcieli wszystko odkryć we dwoje. Po tym wszystkim został mu jedynie ból serca i to drobne, nieprzyjemne ukłucie, za każdym razem gdy go widział czy o nim pomyślał. Shea wiedział, że minie jeszcze wiele, wiele czasu nim będzie mógł z cala pewnością powiedzieć, ze wyleczył się z blondyna. A być może taki czas nigdy nie nadejdzie i brunet będzie pamiętał go do końca życia. Niby pani Szeryf mówiła, ze czas leczy rany, ale czy na pewno wszystkie? Z tych wszystkich powodów jego głowa pełna była chwilowo sprzecznych myśli. Od jego zerwania z Lukasem nie minął nawet tydzień i to wszystko było jedna, ogromna, świeża sprawa, która bolała niczym otwarta rana, na którą sypie się sól. Dlatego pocałunek Chrisa, choć dal mu chwilowa satysfakcje, namącił mu w głowie i w sercu jeszcze bardziej i sprawił, ze Shea nie czul się w jego towarzystwie już tak komfortowo i bezpiecznie. Liczył, że może mu przejdzie, może nawet niedługo, ale nie potrafił się zachowywać tak, jakby to się nie stało.

- Najmniejszego. Byli po prostu zaskoczeni, ze ktoś się tu z własnej woli przeniósł - odpowiedział natychmiast Chris z lekkim uśmiechem, drapiąc się po karku w wyrazie poddenerwowania. - Ale na szczęście nie pytali, co mnie tu przywiało. Moje nazwisko też nie było jakimś wielkim problemem. Mam wrażenie, że wszyscy już zapomnieli o tym, co nawyrabiał tu mój ojciec. Albo chcą dać mi czysty start - dodał chłopak patrząc w ziemię i nie rozumiejąc do końca, czy robi to po to żeby uniknąć kolejnego przewrócenia się, czy ze wstydu z powodu własnego rodowodu.

- Na "czysty start" to nie masz co liczyć - uświadomił go Shea, uznając, że wszelkie negatywne myśli i wielkie przemyślenia zostawi sobie na nocną porę, gdy będzie już sam, a że w tym czasie zamiast się martwić, będzie się po prostu bawił. - W takim miejscu jak to ludzie rzadko powiedzą Ci coś prosto w twarz. No chyba, że będą pewni, że solidne dziewięćdziesiąt procent publiczności ich poprze. Raczej zaczną gadać za Twoimi plecami. Wiesz, małomiasteczkowy styl radzenia sobie z życiem i nudą. A Ty trochę stałeś się najnowszą atrakcją - zauważył chłopak spokojnie.

- A co z Twoim czystym startem? - spytał szczerze zaciekawiony Kane, idąc dosłownie o dwa kroki za Sheą.

- Moim? - odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak, średnio poświęcając konwersacji uwagę, bo akurat zdołał dostrzec przed sobą niewielkie poszerzenie ścieżki. 

Gdy się nad tym chwilę zastanowił, uznał, że to było idealne miejsce na odpoczynek. Droga, którą przypadkiem wybrał, prowadziła wzdłuż niemal pionowej ściany klifu i zapewne kończyła się bliżej wody, ale on nie chciał znaleźć się tak blisko niej. Nie potrafił pływać, bał się wody, a ostatnie wydarzenia zamiast pomóc mu to przełamać, jedynie pogorszyły sprawę. Dlatego, gdyby zostali na tej niewielkiej polance, schowani przed światem, mniej więcej w połowie wysokości klifu, Shea wiedział, że czułby się najlepiej. Z miejsca też odłożył plecak i usiadł na samej krawędzi, przerzucając za nią nogi i wystawiając twarz do słońca z przymkniętymi oczami. Z przymkniętymi przynajmniej do momentu, w którym poczuł, że Chris delikatnie puka go czymś w ramię.

- Znowu zapomniałeś swoich, co? - spytał Chris uśmiechając się lekko i trzymając w wyciągniętej dłoni okulary.

- Może po prostu wolę Twoje? - odparł zaczepnie Shea, odbierając od towarzysza przedmiot.

- No to jak z tym Twoim czystym startem? - powtórzył pytanie Kane, siadając obok Philipa, ale zachowując między nimi niewielką odległość, jakby bał się, że naruszy linię, którą próbował wytworzyć między nimi Shea.

- Chwilowo żadnego bym nawet nie chciał - oznajmił brunet po dłuższej chwili namysłu. - Kiedyś to rozważałem, kiedyś nawet zadzwoniłem sam po opiekę społeczną. Ile Helen miała roboty z odkręceniem tego to Ty sobie nawet nie wyobrażasz. Ale zrozumiałem, że tutaj dostałem swój czysty, nowy start. I prawdopodobnie najlepsze życie, na jakie mogę liczyć. Helen i Gabe są niesamowici, wspierający i pełni miłości. Wiem, że nawet jeśli wyjadę na studia gdzieś dalej to i tak będę chciał do nich wracać, chociaż raz na jakiś czas. No i nie mam też niczego, od czego chciałbym się jakoś wybitnie odciąć.

- A wydarzenia sprzed kilku miesięcy? - dopytał Kane z lekko ściśniętym sercem, wciąż bojąc się tego, że Shea odrzuci go tylko przez pryzmat jego ojca. Chłopak uśmiechnął się jednak lekko, nie odrywając wzroku od lśniącej wody.

- To tylko fajna historyjka - uznał z lekkim wzruszeniem ramion Philip. - W końcu ilu ludzi może przeżyć bycie postrzelonym i przewiezionym w bagażniku? Będę miał co opowiadać na starość i tyle.

- Jesteś absolutnie niemożliwy - stwierdził Chris z tak zaraźliwym śmiechem, że Shea nie potrafił powstrzymać uśmiechu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top