P. IV / DZIĘKUJĘ ZA PORWANIE CHRIS
Shea spojrzał na nowego kolegę z niedowierzaniem i wybuchnął śmiechem. Zsiadł z motocykla, zdjął kask i odłożył go na miejsce, które sam przed chwilą zajmował. Przeczesał włosy palcami i ułożył je niedbale. Spojrzał na motocyklistę z uśmiechem tak szerokim, że aż zrobiły mu się urocze dołeczki w policzkach.
- A matka ostrzegała przed nieznajomymi - oświadczył, zdejmując kurtkę, którą założył na czas jazdy i odkładając ją na siedzenie obok kasku.
- Proszę, proszę, mamy buntownika - odparł Chris, również zsiadając z maszyny.
Shea usiadł i oparł się plecami o motor. Może i się zgubili, ale humor miał wybitnie dobry. Był daleko od domu, daleko od problemów, daleko od Lukasa. Czuł, że mógłby zostać w dokładnie tym miejscu, z tym chłopakiem, aż do końca świata. Nie potrafił tego wytłumaczyć i sam doskonale rozumiał, jak idiotyczne było jego podejście, ale czuł się tu dobrze i bezpiecznie. A nawet gdyby jego pierwsze wrażenie co do motocyklisty okazało się błędne, to i tak miał pewność co do jednego. Chris przynajmniej nie będzie ciepły, przyjacielski, nie będzie okazywał mu bezgranicznej miłości, a potem nie popchnie go na szafkę, nie zacznie obrażać i wyzywać. Inna sprawa, że poza tym jednym, zupełnie przypadkowym spotkaniem, pewnie ich ścieżki nigdy się nie przetną.
- Cieszę się, że dałem Ci się przypadkowo porwać - oznajmił Shea, odchylając lekko głowę i uśmiechając się nieco.
Christopher usiadł obok niego i przekrzywił głowę tak, by móc spojrzeć na towarzysza. Zatrzymał się godzinę wcześniej, bo siedzący sam na poboczu drogi chłopak przyciągnął jego uwagę. Teraz był aktualnie zaskoczony, choć również zrobiło mu się miło, gdy to usłyszał.
- Wiesz, że potrzebuję raptem pięciu minut i Twojego adresu żeby nas odnaleźć, ogarnąć, gdzie jesteśmy? Magia Google Maps - oznajmił, nieco sarkastycznym tonem.
Shea przekręcił głowę w jego stronę i spojrzał w te cudownie błękitne oczy. Chyba w życiu nie widział piękniejszych. Patrzyły na niego z pełną uwagą, lekkim rozbawieniem, szczęściem i niewielkim ognikiem, który dość ewidentnie sugerował, że chłopakowi nieobce były niebezpieczne sytuacje. Philip uznał, że mógłby w te oczy patrzeć w nieskończoność.
- Może wolę się zgubić? I tak pozostać? - spytał niby poważnie.
- To też da się załatwić - oznajmił tamten, nieznacznie wzruszając ramionami i patrząc z tymi cudownymi ognikami w oczach wprost w oczy Shei. - Tylko czy ucieczka ma sens?
- Nie nazwałbym tego ucieczką - Shea zaczął się bronić, minimalnie przy tym gestykulując. - Raczej chwilowym oderwaniem od rzeczywistości w celu zdobycia lepszej perspektywy na pewne kwestie.
- Czyli ucieczka - skomentował to Chris.
- Czyli ucieczka - potwierdził Shea, kapitulując z miejsca.
Obaj chłopcy zaśmiali się cicho. Nie było między nimi żadnych niedopowiedzianych akcji. wymagań, oczekiwań. Po prostu dwóch nieznajomych, którzy wpadli na siebie zupełnym przypadkiem. Philip już zaczynał żałować, że ta relacja nie rozwinie się w żaden sposób. Ale może to było lepsze. Czasem łatwiej wygadać się obcemu człowiekowi, którego osąd w żaden sposób nas nie zrani.
- Tylko przed czym mógłby uciekać taki buntownik? Mam nadzieję, że nie przed glinami, bo prawko mam lewe - oświadczył z szerokim uśmiechem Chris.
Philip sięgnął po okulary, które jego rozmówca miał na czubku głowy i zdjął mu je, o dziwo bez większych protestów ze strony motocyklisty. Założył je sobie na nos i spojrzał z szerokim uśmiechem na towarzysza. Nie zamierzał wypominać mu braku prawka. Skoro chłopak potrafił jeździć, to co za różnica? Zresztą Shea sam też nie był święty. W jego portfelu wciąż znajdował się podrobiony dowód, na który weszli z Lukasem do gejowskiego klubu w Nowym Yorku.
- Powiedzmy, że przed dwulicowością - oznajmił Philip, a widząc zaciekawienie i to, że Chris poświęca pełną uwagę jemu, nie wyciągając nawet telefonu z kieszeni od początku ich spotkania, kontynuował z lekko ironicznym uśmieszkiem. - Jest taki jeden chłopak, który okazał się być zupełnie kimś innym, niż myślałem. I chyba powoli zaczynam mieć dość całej sytuacji związanej z nim.
- Ten blondyn, który wołał Twoje imię, gdy Cię porywałem? - spytał poważnie, zupełnie jakby to, co leżało Shei na sercu, naprawdę go obchodziło.
- Tak, to ten. Nie wydajesz się zbyt zaskoczony faktem, że poszło o chłopaka - zauważył Shea, zsuwając okulary minimalnie niżej i obserwując rozmówcę zza ciemnych szkieł.
Chris przyjrzał się towarzyszowi tak, jakby wcale nie robił tego mniej czy bardziej ukradkiem od początku ich spotkania. Piękne, pełne emocji brązowe oczy częściowo zakryte przez okulary i włosy, które zupełnie się poczochrały. Philip wyglądał w tej pozycji zadziornie i doskonale o tym wiedział.
- Nie żyjemy w średniowieczu mój drogi nieznajomy - zaśmiał się.
- Zdziwiłbyś się, jak wielu wciąż chciałoby palić czarownice i homoseksualistów - zauważył Shea, z lekkim uśmieszkiem.
- Najgorzej musiały mieć czarownice homo. Dwa razy jednej laski utopić się przecież nie da - zażartował czarnowłosy, za co został obdarzony spojrzeniem, które jednoznacznie sugerowało, że Shea chwilowo wątpił w jego szare komórki.
- A Ty przed czym uciekałeś nim mnie porwałeś? - spytał Shea, nie odsuwając się ani nie zmieniając w jakikolwiek sposób pozycji, mimo że siedzieli z Chrisem, zahaczając się ramionami i pochyleni ku sobie. Ich twarze znajdowały się tak blisko, że gdyby tylko któryś z nich chciał, mógłby pochylić się minimalnie bardziej i pocałować drugiego.
- Nie nazwałbym tego ucieczką - oznajmił, wykorzystując słowa Philipa przeciw niemu. - Raczej potrzebą zmiany środowiska, a ktoś mi bliski powiedział, że jest gdzieś tu niedaleko miejsce, które koi zszargane nerwy i uspokaja duszę.
- Czemu Twoją dusza jest nie spokojna? - spytał, aktualnie zainteresowany Philip.
Brunet był całkowicie pewny, że gdyby Lukas zaczął teraz o czymkolwiek mu opowiadać, zwłaszcza o swoich problemach, Philip całkowicie by się wyłączył. Jasne, udawałby, że go słucha, kiwałby głową i mruczał coś, sprawiając wrażenie, że jest na bieżąco z rozmową, ale nie mógł mniej dbać o cokolwiek związanego z Lukasem niż teraz. Z Chrisem było inaczej. Nie czuł, że musi z nim przebywać, jak zdarzało mu się to ostatnimi czasy z Waldenbeckiem. Po prostu tego chciał. Naprawdę miał nadzieję, że rozmowa z nim i wyżalenie się pomogą chłopakowi.
- A czemu Ty uważasz ludzi za dwulicowych? - uniknął odpowiedzi zadając pytanie i przez cały czas rozmowy nie odrywając wzroku od Philipa ani na sekundę. A jednak nie było to niezręczne i Shei całkowicie pasowała taka sytuacja.
- Spytałem pierwszy - oznajmił z miną wszechwiedzącego bóstwa Philip, poprawiając w końcu okulary, które zjechały mu z nosa nieco za bardzo.
- Czy my się cofnęliśmy do podstawówki? - spytał, wyraźnie rozbawiony motocyklista.
- Ja tam chodzę do ogólniaka, ale Ty chyba nie musiałeś się nigdzie cofać - odgryzł się Shea z zadziornym uśmieszkiem.
Chris zagwizdał krótko w wyrazie uznania za dobrą ripostę i natychmiastowo się poddał.
- Jestem typowym bogatym dzieciakiem - zaczął, wzruszając ramionami, jakby to było nic. - Matka pracoholiczka, praktycznie nie bywa w domu. Plus taki, że chociaż hajsu nigdy nie brakowało. Czasami zdarzało mi się coś przeskrobać specjalnie tylko po to, by musiała pojawić się chociaż w szkole i wykazać minimalne mną zainteresowanie, ale zazwyczaj tylko przychodziła po mnie opiekunka, wręczała dyrektorowi kopertę z najróżniejszymi kwotami i prośbą, by utrzymać sprawę cicho. Matka bała się, że zaszkodzę jej wizerunkowi. Ojciec nie był lepszy. Też pracoholik. Może dlatego ich małżeństwo wytrzymało tak długo, bo nie miał kto, komu wypominać nieobecności. Tyle, że on nie zarabiał kokosów. Po prostu potrzebował pracy do życia bardziej niż tlenu.
- Nie brzmią, jak najgorsi rodzice świata - zauważył Shea, pochylając głowę tak, by okulary nieco mu zjechały, by mógł bez najmniejszej przeszkody wpatrywać się w twarz chłopaka, która była tak pełna emocji. - Byli po prostu nieobecni. Stworzeni do większych celów - Philip zrobił cudzysłów palcami w powietrzu z dość jednoznaczną miną na temat tego, co myśli o większych celach dorosłych ludzi.
- Jak najlepsi też nie - skontrował go czarnowłosy z lekkim uśmiechem. - Niemniej jednak byłem wybitnie problematycznym dzieckiem, bo zastanawiałem się, ile kasy jest w stanie wydać moja matka na łapówki zanim ze mną porozmawia. Jeszcze nie dobrnąłem do limitu. Jakiś już czas temu uznałem, że może zmiana otoczenia dobrze mi zrobi. Poznam nowych ludzi, odciągnę się od wyścigów, bo to się nie może skończyć inaczej niż śmiercią, może nawet uda mi się spotkać tę najważniejszą osobę w życiu. Kto wie, co czeka za rogiem? Wystarczyło żebym zmienił stan i już spotkałem Ciebie. Matka nie miała zupełnie nic przeciwko. Powiedziała mi tylko, że mam jej pisać na bieżąco kwoty, które ma mi wysyłać na konto. Przez telefon oczywiście, bo jej czas jest zbyt cenny, by prywatnie spotkała się z synem w cztery oczy. Trochę będzie mi brakować gangu, ale jeśli dzięki temu nie będę lądował na komisariacie co trzy dni, to jestem w stanie żyć z tym poświęceniem.
- Ojciec nie miał nic przeciwko wyjazdowi? - spytał Shea, aktualnie zaciekawiony historią nowego kumpla. Chris spojrzał na niego z pytaniem w oczach, więc Philip pospieszył z wyjaśnieniami. - Wspomniałeś, że matce całkowicie to wisi, a nie powiedziałeś choć słowa o ojcu.
- Ojciec zmarł niedawno - oznajmił cicho, głosem całkowicie wypranym z emocji chłopak.
- Przepraszam, nie wiedziałem - zaczął całkowicie zmieszany Philip po dłużej chwili milczenia. Zrobiło mu się wybitnie głupio, a w głowie gratulował sobie posiadania jedynie dwóch szarych komórek.
- Nie masz za co przepraszać, przecież nie mogłeś tego wiedzieć - odpowiedział Chris, wracając do normalnego, pogodnego tonu. - A zresztą to jego śmierć mnie zmotywowała żeby ruszyć się przez cały kraj i odnaleźć swoje miejsce.
- Będę trzymać za Ciebie kciuki nieznajomy - obiecał Philip, szeroko się uśmiechając i lekko przekrzywiając głowę.
- Czas na Twoją historię - oświadczył Chris.
Shea przyjrzał się jego postawie. Było widać po jego rozmówcy, że cieszy się, że może tu być i że nie pospiesza niczego, byleby jak najszybciej się od siebie odsunąć. A to zdarzało się Lukasowi coraz częściej. Robili wielkie plany czego to oni nie zrobią, gdy razem wyjdą, a kończyło się na tym, że Philip nagrywał blondynowi trochę materiału w kamieniołomach na crossie, a potem nagle Lukas o czymś sobie przypominał. Czasem tak bardzo się spieszył, że zapominał nawet o odwiezieniu Shei do domu, a z kamieniołomów nie było nigdzie blisko. Chris zdawał się rozkoszować ich rozmową i spotkaniem, a przede wszystkim był naprawdę zainteresowany, co u niego mimo, iż zupełnie go nie znał. Philip jakoś nie potrafił przestać się uśmiechać czy dobrze czuć w towarzystwie tego chłopaka.
- Jest nudna. Nie ma jakichś wielkich wybuchów czy zwrotów akcji - ostrzegł od razu. - Zakochałem się jak szczeniak w jednym gościu. Jakimś cudem ze wzajemnością. Więc wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy okazał się homofobem. Nawet nie wiem, czy jesteśmy razem. Nie wiem, co jest między nami. Wiem, że mi na nim zależy, ale jeśli nic się nie poprawi to przecież nie ma najmniejszego sensu. Ogółem w domu, czy prywatnie, to zdarza mu się być tą ogromną kulką pełną miłości i ciepła, choć ostatnimi czasy coraz częściej ucieka i milczy, ale w szkole czy na ulicach miasteczka? - Philip wskazał palcem wskazującym na swoją twarz dość obszernym ruchem. - Niby już wszystko w porządku, bo pozszywali mi to, co mieli i teraz mam opatrunki i przeciwbólowe, ale no wyglądam, jak po poważnej bójce ze ścianą, a nie z chłopakiem.
- Trochę słabo, jak jesteście sami, zaczynacie się kłócić i gość nagle wylatuje na Ciebie z pięściami - zauważył Chris i delikatnie podniósł okulary z nosa Philipa żeby zobaczyć dokładniej opatrunek.
- O, co to to nie. My się nigdy nie kłócimy, gdy jesteśmy sami. Po prostu, zdarzy nam się porozmawiać w szkole, ale gdy ktoś nas na tym przyłapie, Lukas albo zaczyna mnie wyzywać, albo kończy się bójką. Choć tę akurat ja zacząłem, bo puściły mi nerwy.
Chris zaklaskał z dumą i zaczął się śmiać. Przez kolejnych kilka godzin zdążyli się już całkiem dobrze poznać, łącznie z tym, że Shea dowiedział się, że jego rozmówca zamierza dołączyć do drugiej klasy w ogólniaku w miejscowości w pobliżu, więc może nawet uda im się utrzymać kontakt, co bardzo go ucieszyło. Wieczorem, gdy mieli się już zbierać, Chris spytał o numer telefonu Philipa, na co chłopak trochę się zmieszał. Podał swój, bez najmniejszego problemu, ale czuł się głupio, gdy tłumaczył się, że zostawił komórkę w samochodzie ojca, gdy zwiewał przed chłopakiem. Chris nie skomentował tego tylko zaśmiał się szczerze i puścił krótkiego.
- Jak się dorwiesz do telefonu to będziesz miał mój numer - wyjaśnił na spokojnie.
- Jak poczekasz dwie minuty po odwiezieniu mnie do domu to nawet go sobie zapiszę - obiecał z szerokim uśmiechem Shea.
Nie można było zaprzeczyć jednemu. Zrobiło się naprawdę późno. Słońce już dawno przestało przyjemnie świecić, a oni przegadali cały boży dzień. Dopiero, gdy Philip zaczął się trząść z zimna i sięgnął po kurtkę, uznali, że czas jechać do domu. I tak było już po dwudziestej, a zgodnie z tym, co pokazywała mapa, którą włączył Chris na telefonie, do domu Shei mieli dwie godziny jazdy. Tak czy siak Shea mógł uznać się za chodzącego trupa.
- Wyrobię się w godzinę tylko trzymaj się mocno - oświadczył Chris, rzucając Philipowi cudowny uśmiech.
Jazda nocą, po pustej drodze, w środku lasu, przytulonemu do pleców chłopaka, z którym spędziło się miło prawie cały dzień. Niczego więcej Shei do szczęścia nie było potrzeba. Zwłaszcza, że tym razem uparł się, dość bezsensownie, na jazdę bez kasku i mógł w końcu w pełni poczuć wiatr i przyjemność z jazdy.
Chris nie kłamał i nie przesadzał jeśli chodziło o jego umiejętności. Pięć minut przed dwudziestą pierwszą zaparkował na początku podjazdu przed domem Philipa. Chłopak zsiadł z maszyny i poprosił motocyklistę by poczekał dosłownie dwie minuty. Na ganku siedziała Helen z Gabem i już po ich samej postawie Shea wiedział, że ma poważne kłopoty. Skinął głową na przywitanie i na znak, że zaraz do nich podejdzie.
Otworzył auto, wziął ze schowka swój telefon i lekkim truchtem wrócił do motocyklisty. Odblokował komórkę i pokazał mu jedno nieodebrane połączenie, które nieomal zginęło w powodzi powiadomień od Lukasa.
- Twój? - spytał, wskazując odpowiednie powiadomienie.
Chris przeczytał szybko zbiór cyferek i skinął twierdząco głową, po czym założył kask.
- Dziękuję za porwanie Chris. I za podwózkę. I wyjątkowo przyjemny dzień - oświadczył Philip z szerokim uśmiechem, odsuwając się o krok od motoru, by chłopak mógł wykręcić i pojechać w swoją stronę.
- Cieszę się, że Cię porwałem - odparł na to motocyklista, uruchamiając ponownie silnik i puszczając Philipowi oczko. - I też dzięki za wyjątkowo przyjemny dzień. A okulary odbiorę przy następnym spotkaniu - dodał, widząc, jak jego lustrzanki wciąż perfekcyjnie układają się na czubku głowy Shei. - Do zobaczenia nieznajomy.
- Do zobaczenia - odparł Philip, kręcąc z rozbawieniem głową.
Gdy chłopak tylko zniknął mu z pola widzenia, odwrócił się na pięcie i powędrował z miną skazańca do domu. Musiał się im solidnie wytłumaczyć, ale nawet wszelkiego rodzaju szlaban nie mógł zniszczyć dobrego humoru, który miał po spotkaniu z Christopherem. Zwłaszcza, że na własnej głowie nosił obietnicę ponownego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top