2.Kłótnia [Luna]

Cicho,Powoli, Ostrożnie.
-Jescze troszkę-pomyślałam uważnie stąpając po leśnym mchu i uważając by nie nadepnąć na jaką kolwiek galazkę.
~Nieruszaj się~
Od dwóch godzin poluje na jednego królika to straszne irytujące ale nie lubie polować na ludzi jak reszta mojego stada.
~Już prawie,tylko mi nie ucieknij~
-Heeeej! piękna co robisz?-odezwał się nagle czyiś głos
Poskoczyłam na równe łapy,rozgladajac sie przestraszona wokoło.
-Zed!-krzyknęłam-Ty debilu!Zdajesz sobie sprawę ile czatowałam na tego durnego królika-dodałam,odwracajac sie prosto do czarno,niebieskiego wilka z glupim uśmiechem na pysku.Oczywiście królik zwiał gdy tylko usłyszał głos mojego kumpla.
-Sorry my lady ale twój brat cię woła-odpowiedział Zed uważnie lustrujac mnie swoimi niebieskimi patrzałkami.
-Powiedz mu że jeśli to nic ważnego to złapie pierwszego lepszego królika i wsadze mu do piska-warknełam kierujac sie w stronę zrujnowanej przez nas wioski.
-Uuuu mamy dzisiaj zły dzień?-zapytal Zed wesolo kroczac obok mnie,zawsze byl dumny że się ze mna przyjaźni głównie dlatego ze bylam siostrą przywódcy stada.
-Tak mam zly dzień nic od rana nie jadłam-odpowiedziałam zgrabnie omijajac zwalony pień,czując nagły skurcz w brzuchu.
-Nie no co ty tyle żarcia at ty tak nic a nic? .-zapytal Zed przystajac ze zdumienia
-Wiesz co jakoś nie przepadam za ludzkim mięsem-odpowiedziałam kiedy do mnie dobiegl.
-Mówił ci ktoś ze jesteś dziwna-mruknął moj przyjaciel
-Tak i to praktycznie przez cały czas-odpowiedziałam wychodząc z lasu na polanę na której znajdowala się wioska a właściwie to co z niej zostało.
-A moglbym wiedzieć kto?-zapytal Zed węszac w powietrzu
-Serio nie domyślasz sie?A mowiac Rengar sie domyślisz-odparowalam
-No tak.W zupełności zgadzam sie z twoim bratem
Weszliśmy miedzy spalone domy i od razu moje nozdrza uderzył zapach pieczonego ludzkiego mięsa.
-Bleee-powiedziałam spuszczając głowę blizej ziemi podczas kiedy Zed zaciągnął się zapachem.
Po chwili staliśmy na polanie gdzie siesziała juz cała nasza wataha.
-Luna,Zed chodźcie cos zjeść pewnie jestescie glodni-krzyknął Thresh jeden z wilczych zwiadowców w swojej ludzkiej postaci.
Ludzkiej postaci?tak umiemy się przemieniać w ludzi.
-Nie dzieki Thresh nie mam ochoty ale pewnie Zed się skusi-odkrzyknęłam widzac jak mojemu kompanowi cieknie slinka.
Zed gdy tylko to usłyszał przemienil sie i podbiegł do kolegow Thresha wyrywając im z rak kawał mięsa.
-Hej!-krzyknął Aatrox który właśnie w tym momencie pozbył się swojej kolacji.Zachichotałam cicho i ruszylam w strone mojego brata siedzacego z zadumaną miną przy ognisku.
-Hey Ren-powiedziałam po przemianie wyrywajac go z zamyślenia i siadajac obok niego
Zawsze mówiliśmy do siebie zdrobnieniami oprócz oficjalnych sytuacji.
-O hej Lu-odpowiedział zerkajac na mnie a usta ściągając w wąska kreskę
-Co sie dzieje braciszku?-zapytalam widząc jego nietegą minę
Rengar westchnął i popatrzył w moje oczy a ja w momencie wiedzialam że to coś poważnego
-Rozmawiałem z Dravenem i...
-I...-pognałam go
-Zapytal mnie czy pozwole jako przewodnik Stada byś została jego żoną.-powiedział zciszajac glos
-Że co!-zapytałam niemal krzycząc
Draven zawsze starał sie moje względy ale olewalam go,jak większość adoratorow.Wedlug wszystkich dziewczyn ze stada byl najprzystojniejszym z chłopaków ale mnie to nie ruszało,nie wiem czemu nie piszczalam na jego widok jak większość dziewczyn w moim wieku.
-A-Ale jak?Przeciesz on jest brutalny i w ogole nikogo nie kocha tylko zyski mu w glowie i no...Co mu powiedziałes?-zapytałam próbując sie uspokoić bo opanowala mnie panika.
-Że sie zastanowie-odpowiedział moj brat patrzac w plomienie
-Nie zrobisz mi tego-powiedziałam blagalnie na niego patrząc.
-Zrobie to jeśli będę musiał z naszej watahy tylko on jest odpowiednim kandydatem na męża-mruknal Rengar przenoszac wzrok na mnie
-Przykro mi-dodał
-Nie! wiesz co to mi jest przykro-krzyknęłam wstajac gwałtownie z ziemii i zwracajac na nas uwagę calej watahy.
-Lu prosze-westchnal moj brat
-Nie nie chcę z toba rozmawiać-powiedziałam ,odwrocilam na pięcie i przemieniwszy się
pognałam z powrotem do lasu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: