72. Wisienka na torcie.

POV Dragon :

— Hijo! — Krzyknął Antonio, uderzając w solidny blat biurka, gdy zajmował miejsce tuż na przeciw mnie. — Co Ty do cholery jasnej sobie wyobrażasz?! Jak śmiałeś zadecydować beze mnie?!

— O czym tu było decydować? — Patrzyłem mu prosto w oczy, starając się sprowadzić ton swojego głosu do spokojnego. — Aron spierdolił Padre. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Spierdolił dostawy, przez co interesy będą teraz wisieć na włosku. Mamy na to wszystko papiery, które przy nim znaleźliśmy, gdy szykował się do ucieczki. Groził mi, to mało?

— Wiesz co Dragon? — Zaczął, przeczesując palcami swój podbródek. — Wierze Ci. Wierzę że chodziło o to wszystko. O anonim i interesy. Ale tobą mój drogi kierowało coś innego, Roberta nie potrafisz znaleźć tyle czasu, a pieprzonego Arona znalazłeś w zaledwie kilka godzin!

— Robertowi ktoś pomaga Padre. Aron wyśpiewał mi już przy drugim paznokciu o tym, że Robert chciał dobić z nim targu.

— I co na to Aron?

— Zgodził się. Napad na Lorenzo zorganizowali razem. Tyle, że ludzie Arona nie maczali w tym palców. On tylko zapewnił mu informacje na temat tego czy jestem w środku, czy nie. Robert wynajął co prawda idiotów, ale potrafili zadać porządne ciosy. Chcieli dostać się do domu. Mamy kreta, którego ciężko jest wychwycić.

Mój Ojciec zamilkł, rozmyślając nad tym co właśnie usłyszał.

W głębi siebie wiedziałem, że ma racje. Poza tym wszystkim kierowało mną coś innego i nie jest to żadną tajemnicą, że była tym Cindy. Dostanie w łapy, tego skurwiela nie było wcale łatwe. Większość takich akcji przeprowadzamy w nocy, gdy jest mniejsza widoczność, jak i mniejsza ilość niepotrzebnych świadków. Jednak to nie mogło czekać. Aron czuł, że pali mu się tyłek, bo spieprzał tak, że aż się za nim kurzyło.

Na szczęście nie straciłem żadnego człowieka, ale niestety dwóch zostało rannych, przez postrzelenie jednego z ochroniarzy Arona.

Gdy miałem go już w swoich łapskach i ta gnida siedziała tuż przede mną, miałem w głowie tyle popieprzonych rzeczy, że aż sam się sobie dziwię, że Aron nie zdechł na tym krześle. Trud, jaki włożyłem w opanowanie swoich demonów, kosztował mnie znacznie więcej wysiłku, niż zazwyczaj.

Aron miał przy sobie mnóstwo papierów dotyczących dostaw, jak i interesów. Przejrzałem każdą teczkę bardzo dokładnie i nie wierzę, że nasi księgowi nie dopatrzyli się tak ogromnych błędów w fakturach. Jednak nie to mną tak wstrząsnęło. Gdy otworzyłem ostatnią teczkę, zamarłem.

Wszystkie zebrane tam informacje dotyczyły Cindy. Data urodzenia, znaki szczególne takie jak kolor oczu, czy to że jej blond włosy są naturalne, gdzie chodziła do szkoły, jej oceny, liczne zdjęcia zarówno z młodych, jak i obecnych lat. Było również trochę wzmianek o jej rodzicach, ale to co zobaczyłem na samym końcu doprowadziło do tego, że zmasakrowałem go na miejscu.

Fałszywy paszport jak i czek na 90 tysięcy dolarów.

Sprzedał ją.

Ten pieprzony zasraniec dokonał transakcji, za ''towar'' którego nawet nie miał. Wpakował Cindy w gówno, o którym ona nawet nie miała nawet bladego pojęcia.

Jedynie słuchy zdołały uderzyć w moje uszy na temat miejsc z którymi współpracuje Aron. Nigdy nie byłem święty i nigdy nie zamierzałem się nim stać, lecz handel żywym towarem był dla mnie „interesem" w który nigdy nie wkroczę. Była to dla mnie granica, której nikt nie zdołałby zatrzeć, ani przekroczyć.

Takich miejsc było wiele, a najzwyklejsi ludzie nie mieli pojęcia o tym, co się dzieje w elitach, które nimi rządzą, które miały władzę. Nie mieli pojęcia, jak cholernie byli zepsuci i czego się dopuszczali, chowając się za pieniędzmi, które zostawiali by zapłacić za swoje grzechy, by je zatuszować tak, aby nikt, nigdy się o niczym nie dowiedział.

— Tak więc będziemy musieli polecieć do Hiszpanii Dragon i wyjaśnić wszystko Familii. — Wyrwał mnie z rozmyśleń głos Ojca. — To nie może czekać. Twoja Babcia poleciała już dzisiaj, bo miała jakieś poranne starcie z twoimi dziewczynami. — Spojrzał na mnie znacząco, na co zmarszczyłem pytająco brwi.

— Jakie starcie?

— Trzymasz je tu we dwie i nad niczym nie panujesz. Rozumiem wszystko Hijo, ale weź się w garść. Rosita pytała ostatnio o Ciebie, mam nadzieję że mnie nie zawiedziesz. Chyba, że wspominanie Esther o tym, iż Cindy to twoja narzeczona, to twoja ostateczna decyzja. — Ojciec zgromił mnie poważnym wzrokiem, przeczesując swoje nieco zmierzwione włosy.

— Nie mam teraz czasu na Rositę. — Odpowiedziałem krótko, omijając temat Cindy szerokim łukiem.

— Lubisz tą dziewczynę. — Stwierdził szorstko.

— Dlaczego ją tam zabrałeś? — Zacisnąłem zęby, czując jak mięsień w mojej szczęce drgnął.

Przed oczami stanęła mi bezbronna blondyna, która klęczała przede mną na brudnej, betonowej jak i zimnej posadzce. Gdy tylko spojrzała mi w oczy, miałem ochotę zrobić z nimi wszystkimi, to samo co z Aronem. Wiedziałem, że te niewinne oczy, które dostrzegły moje oblicze, zmienią się.

Cindy się zmieni.

A ja nigdy nie chciałem, by cokolwiek się zmieniło. Uwielbiałem to, jak krucha była, to jak potrafiła mi odpyskować i to jak rumieńce wypalają jej piękna twarz.

— Powinna wiedzieć czym się zajmujesz. — Odpowiedział beznamiętnie, taksując moją twarz swoimi ciemnymi tęczówkami.

— Ale nie powinna tego widzieć i dobrze o tym wiesz. Wiedziałeś, że będzie to dla niej za dużo. — Zacisnąłem dłoń w pięść, mając głęboką nadzieję, że w ten sposób zdołam utrzymać swoje nerwy na wodzy.

— Co za różnica Dragon? Uciekła. Przestraszyła się Ciebie. Myślisz że wytrzyma u twojego boku tyle co Rosita? Dla niej takie rzeczy są normalne, a dla tej blondyny nie. Spójrz prawdzie w oczy. Kierujesz się uczuciami a pamiętaj, że u nas nie ma uczuć, tylko są żelazne zasady. Ona Cię osłabi, będzie twoją słabością, a ktoś to w końcu wykorzysta i to będzie tylko i wyłącznie twoja porażka. — Ton jego głosu był poważny, jak i lodowaty. Kończąc swoją wypowiedź podniósł się z krzesła, ruszając wprost do drzwi.

— Ostrzegasz mnie, bo sam popełniłeś ten błąd. — Patrzyłem wyczekująco w kierunku ojca, pocierając palcem swoją dolną wargę.

Antonio jedynie zerknął na mnie zza ramienia, lecz nic nie powiedział, tylko opuścił mój gabinet. Uznałem to za zwycięstwo. Miałem rację. Mój Ojciec również popełnił ten sam błąd. Kierował się uczuciami, gdy wybierał swoją żonę, czyli moją mamę.

Nawet nie minęło pięć minut, a do gabinetu wparowali jak zwykle roześmiani od ucha do ucha Fabio wraz z Nero. Weszli tu jak gdyby nigdy nic, jakby kilka godzin temu nic się nie stało. Nie wyglądali totalnie na takich, którzy chwilę temu pomogli mi pozabijać ludzi, nie śpiąc przy tym jakiś 25 godzin.

— Szefie! — Krzyknął Fabio krocząc śmiało w stronę mojego biurka. — Ogłaszam, że dziś zamierzam napruć się jak świnia i uczcić to piękne wydarzenie!

Zmarszczyłem pytająco brwi, zerkając to na Fabio, to na swojego przyjaciela.

— Lorenzo się obudził! — Nero klasnął w dłonie, po czym ocierając je o siebie ukazał rząd białych zębów.

Jakiś dziwny rodzaj ciężaru spadł mi z mojego i tak już martwego serca. Odetchnąłem głęboko, przymykając oczy w ramach ulgi. Zawsze wierzyłem w to że się obudzi. Nie docierały do mnie żadne słowa współczucia o stracie jednego z najlepszych ludzi, ponieważ Lorenzo dla mnie cały czas żył i doskonale wiedziałem, że jeszcze stanie u mojego boku.

Nero zasiadł na krześle, tuż na przeciw mnie zakładając nogi na róg dębowego biurka.

— A wiesz co to oznacza smoczku? — Znajomy błysk w oczach blondyna nie świadczył nic dobrego.

— Nawet o tym nie myśl. — Pokręciłem przecząco głową, śmiejąc się pod nosem.

— Kurwa, Dragon ja to o tym myślę cały dzień. — Wyjęczał Fabio opierając się rękoma o oparcie krzesła, na którym siedział mój przyjaciel.

— Nie masz wyjścia, ja już zdecydowałem. Wszystko jest szykowane. — Nero zatarł cwaniacko dłonie, ukazując swój rekini uśmiech.

— No.. smoczku. — Fabio wydymał usta w moją stronę, na co zareagowałem głośnym i gardłowym śmiechem.

— Jesteś pierdolonym idiotą, wy obaj jesteście. — Stwierdziłem, próbując zapanować nad wybuchem śmiechu przed tą dwójką.

— Tak jak za dawnych czasów wielkoludzie. — Nero puścił mi oczko, wstając energicznie z krzesła.

— Szykuj się! — Oboje skierowali się do wyjścia. Gdy tylko Fabio znalazł się za drzwiami, Nero przystanął w progu, po czym wypinając się w moją stronę, sprzedał sobie siarczystego klapsa w tyłek. — Tą pupcie będziesz miał dziś zaszczyt oglądać bez gaci.

Na swojej twarzy wykazałem wyraźny niesmak, w postaci zmarszczenia nosa i wykrzywienia ust.

— Skoro masz mnie straszyć, to za nic nie przyjdę.

— Głupiec z ciebie. Dziś idziemy pochędożyć, a ty się z tego mój drogi smoczku nie wywiniesz. — Pokręcił palcem w moją stronę, po czym posłał mi buziaka, zatrzaskując za sobą drzwi.

Westchnąłem ciężko, opierając się o oparcie krzesła. Wiedziałem, że dzisiejszy wieczór powali mnie z nóg...

POV Cindy :

Po powrocie zdążyłam się jedynie umyć i położyć do łóżka. Spędzanie tak dnia nie było dla mnie żadną nowością, większość mojego wolnego czasu tak wyglądało. Jednak dziś prócz leżenia i głębokiego rozmyślania, męczyły mnie bóle głowy, jak i wymioty.

Dzisiejsze zdarzenia mogły przejść do historii mojego dotychczasowego życia. Jestem ciekawa co jeszcze się wydarzy, co będzie moją wisienką na trocie do przypieczętowania tego koszmaru.

Odkąd dotarliśmy do domu, nie widziałam Dragona ani razu. Nie próbował nawet ze mną rozmawiać, z czego byłam niesamowicie zadowolona. Jego widok w tym momencie nie był dla mnie najlepsza opcją, choć chcąc nie chcąc, jestem w jego sypialni i z pewnością przyjdzie w końcu spać, a ja będę musiała zatrzymać w sobie każdą możliwą siłę, by nie zrobić czegoś, czego będę żałować.

Gdyby Dragon wyrzucił mnie z jego sypialni, nie byłabym w stanie uciec z Eleną. Dlatego ten plan staje się dla mnie coraz cięższy. Ciężko mi znieść jego brutalność wobec innych, choć w głębi czuje, że Aron na to zasłużył.

Czy ja również stawałam się potworem?

Pójdę do piekła, razem z Dragonem. Nawet po śmierci będzie mnie trzymał w swoich szponach, z których z pewnością się nie wydostanę.

~ . ~

Tej nocy budziłam się i zasypiałam na nowo. Nawiedzały mnie nocne koszmary w których widziałam scenę sprzed klubu. To jak Lorenzo mnie obronił, zabijającego i przerażającego Dragona oraz ledwo żywego Arona, konającego na drewnianym krześle.

Próbując wymazać sprzed oczu okropne obrazy, uniosłam się na łokciu, po czym pochylając się ku szafce nocnej, chwyciłam w dłoń szklankę, upijając duży i soczysty łyk wody.

Zerknęłam za siebie, orientując się przy tym, że Dragona wciąż nie ma w sypialni, jednak drzwi balkonowe były uchylone. Noc i owszem była gorąca, ale on nigdy nie zostawiał mi otwartych drzwi, przecież nie po to były tam blokady.

Odłożyłam prędko szklankę na róg stolika, po czym chwyciłam kołdrę na której zacisnęłam nerwowo dłonie. Zasłony były odsłonięte, tak więc ciemny pokój został oświetlony blaskiem księżyca, dzięki któremu miałam możliwość lepszej widoczności.

Próbowałam wyostrzyć wzrok, by skanując pokój znaleźć jakiś szczegół, który będzie wydawał mi się podejrzany. Jednak prócz drzwi balkonowych, niczego innego nie dostrzegłam w otaczającej mnie przestrzeni. Pozostała mi tylko znienawidzona przeze mnie garderoba jak i łazienka.

Niepewnie wstałam z łóżka i powolnym jak i cichym krokiem zaczęłam zmierzać wprost do garderoby. Jednak gdy nagle z zewnątrz zaczęły docierać jakieś głośne śmiechy, jak i krzyki zatrzymałam się w półkroku. Zmarszczyłam brwi przysłuchując się całemu otoczeniu. Była to mieszanina damskiej, jak i męskiej barwy głosowej. Mimo iż zmierzałam w stronę garderoby, to nie dotarłam tam, ponieważ moje nogi same poniosły mnie na balkon w momencie gdy usłyszałam kobiecy pisk.

Wychyliłam się niepewnie, solidnie zaciskając dłonie na chłodnej barierce balkonowej, a moim zaspanym oczom ukazała się biegnąca Rebeca w skąpej bieliźnie, którą łapał jeden z ochroniarzy. Przez chwilę analizowałam to co się stało, miałam odpuścić, gdyż nie powinnam się pakować w kłopoty. Ale.. Co jeśli ona potrzebuje pomocy?

— Pieprzę to. — Fuknęłam pod nosem.

Prędko wybiegłam z pokoju i wymijając gabinet Dragona zbiegłam po schodach, kierując się do salonu, wprost do drzwi tarasowych. Gdy postawiłam krok za framugę, a zielona i zimna trawa musnęła moje stopy, poczułam przyjemne dreszcze, które przeszyły moje ciało.

W oddali słychać było muzykę, która z każdym moim krokiem w przód stawała się głośniejsza. Wyminęłam podświetlany basen, w którym jakiś czas temu pływałam z Eleną, kierując się wciąż do miarowo wzrastającego dźwięku. I w pewnym momencie coś do mnie dotarło, nie dość że jestem tylko w satynowej koszuli, to do tego wszystkiego nie wzięłam ze sobą nic do obrony, nie pomyślałam również o tym, że po drodze nie spotkałam żadnego z ochroniarzy Dragona. Dopiero gdy znalazłam się przy dobrze mi znanym budynku, dotarły do mnie wszystkie moje niedociągnięcia. To dlatego nie jestem w stanie uciec sama, zbyt szybko podejmuje decyzje, nie zastanawiając się nad skutkami swoich poczynań.

To miejsce znałam bardzo dobrze. To właśnie tutaj została mi wymierzona pierwsza kara. I to właśnie tutaj zaliczyłam starcie z nieżyjącym Rickiem. Na samą myśl o tym człowieku, znów podeszły mi wymiociny do gardła. Mogłabym go zaliczyć do tego samego typu człowieka, co Aron. Nieczułe, przebrzydłe i okrutne gnidy.

Przełknęłam głośno ślinę, poprzez odnalezienie źródła dźwięku. Drzwi nawet nie były zamknięte, jedynie delikatnie uchylone. Więc każdy kto znajdował się na posesji, mógł tam wejść.

— Kilka wdechów i wydechów — Powiedziałam sama do siebie, wykonując czynności, które powtarzałam również w duchu. — I ruszamy.

Popchnęłam drzwi w przód, a moim oczom ukazała się gęsta chmura dymu, która buchnęła mi prosto w twarz. Przez to, że nie palę żadnych wyborów tytoniowych, była to dla mnie trująca bomba, przez którą lekko się zakaszlałam. Kolorowe plamy zamroczyły mnie przez chwilę, jednak nie przeszkodziło mi to w dalszym poszukiwaniu Rebe.

Im dłużej stałam w pomieszczeniu, tym bardziej zaczęłam oswajać się z duchotą, jaka panowała w środku. Lustrzany korytarz dudnił od odgłosów muzyki, jak i basów, które rozbrzmiewały z części sypialnej dziewczyn. Wszędzie panował chaos, porozrzucane futerka dziewcząt, części ich bielizny, szklanki, pootwierane drzwi na oścież do prywatnych salek z tańcem, a wejście do części sypialnej było również udostępnione dla każdego. To stamtąd dochodziła tak głośna muzyka.

Krzyki jak i śmiechy mieszały się z dudniącą muzyką, jak i chmurą dymu, która wciąż się ulatniała w pomieszczeniu. Mimo wątpliwości skierowałam się w stronę korytarza dziewcząt, krocząc powolnym i niepewnym krokiem wprost do salonu.

Niektóre sypialnie były zamknięte, w niektórych były uchylone drzwi, przez co dźwięki jakie stamtąd dochodziły, wywoływały niesmak na mojej twarzy.

Im bliżej byłam salonu, tym więcej zdołałam dostrzec. Chmura zaczęła stawać się dla mnie mniej widoczna, dzięki czemu nie dostrzegałam już tylko szarości i zarysu sylwetek, ale normalne postacie. Stanęłam w progu, zatrzymując się w bezruchu.

Dudniąca krew w moich żyłach zaczęła wrzeć, by za chwilę wybuchnąć niczym wulkan. Gdy zastanawiałam się co będzie moją wisienką na torcie, by przypieczętować cały dzień, nie spodziewałam się, że będzie nim właśnie ten widok.

Choć wielu ochroniarzy leżało pijanych na podłodze, jak i przy stołach, znaczna większość zabawiała się w najlepsze. Niektórzy grali w pokera, siedzieli przy barku, smakując coraz to mocniejszego alkoholu, lecz znaczna większość poza tymi w pokojach, robiła coś o wiele gorszego.

Wciąż stałam w bezruchu, poczułam w końcu okropne szczypanie w oczach i nagłą potrzebę zamrugania. Jestem pewna, że przez jakiś czas stałam tam nie mrugając, ani nie oddychając.

Nie poznawałam każdego z nich, ale Nero posuwający piersiastą brunetkę od tyłu rzucił mi się pierwszy w oczy. Jej piersi falowały w rytm poruszających się bioder blondyna, a siedzący obok Fabio był w całkiem innym świecie. Odchylona głowa w tył i klęcząca, jasnowłosa dziewczyna pomiędzy jego nogami z głośnymi pojękiwaniami wsysała jego krocze.

Jednak to co mnie wbiło w stan osłupienia, znajdowało się na środku ogromnej kanapy. To był Dragon.. Siedząca na nim piękna blondynka, wiła się na jego kolanach, podczas gdy druga stała tuż przed nim poruszając zmysłowo swoimi krągłościami, których ja mogłam tylko pozazdrościć.

Wpatrywał się w nią, popijając szklankę whiskey, którą trzymał w dłoni. Jego wzrok zdawał się być z jednej strony nieobecny, a z drugiej był pełen pożądania.

Dopiero po dłużej chwili zdołałam zamknąć usta i zacząć powoli się wycofywać. Może i mogłabym zrobić mu awanturę, bo przecież patrząc na to z mojej perspektywy miałam do tego prawo. Napluł na mnie, zgnoił i wykorzystał. Ale jak miałabym się odegrać? Zrobić mu scenę zazdrości? Czy może zacząć podrywać pijanego ochroniarza, który z pewnością coś by mi zrobił.

Byłam naiwna myśląc, że Rebeca potrzebuje pomocy. Zawsze byłam głupią, naiwną blondwłosą dziewczyną, którą każdy robił w bambuko. A w szczególności Dragon. Wiedział, że ma nade mną przewagę fizyczną jak i psychiczną, tak więc to, że nade mną górował, było dla niego oczywiste.

Wzrok Dragona w pewnym momencie przesunął się w moją stronę. Jego twarz po raz pierwszy od dłuższego czasu wyrażała jakieś ludzkie emocje. Rozszerzone oczy, jak i rozchylone usta okazały jego zaskoczenie, które momentalnie wpełzło na jego buzię. Przez chwilę nasze oczy wpatrywały się w siebie. Kręcąc głową w niedowierzaniu zaczęłam wycofywać się znacznie szybciej, niż mogłabym to zrobić.

Dragon fuknął coś pod nosem i zrzucając z siebie blondynkę, ruszył w moim kierunku.

— Cindy! — Krzyknął, zaczynając biec.

Moje imię wypowiedziane przez jego usta były w tym momencie paliwem dla mojej adrenaliny. Odwróciłam się i gdy już chciałam ruszyć do biegu, zderzyłam się z czyjąś klatka piersiową, która mnie zatrzymała. Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem, jednak gdy usłyszałam coraz głośniejsze wołanie mnie, poczułam jeszcze większy napływ złości. Ochroniarz stojący przede mną nie był niczemu winny, ale stał mi na drodze, a ja musiałam jakoś pokonać tą przeszkodę.

Tak więc chwyciłam jego koszulę i w momencie przyciągania go do siebie zgięłam kolano, wymierzając nim uderzenie prosto w krocze ochroniarza. Mężczyzna jęknął i zdezorientowany zgiął się w pół. Dragon był już na tyle blisko, że nie tylko słyszałam jego wołanie, ale widziałam również jego sylwetkę. Jednak nie zważając na jego krzyki ponownie ruszyłam do biegu, kierując się wprost do sypialni.

— Cindy, stój! — Warknął.

Jednak jego słowa zamiast mnie powstrzymywać, jeszcze bardziej mnie napędzały. Pędziłam ile miałam sił w nogach, choć muszę przyznać, że po dzisiejszym wymiotowaniu i nawdychaniu się dużej ilości dymu, zaczęłam czuć że słabnę, a mój oddech stawał się coraz cięższy do złapania.

Był tuż za mną, gdy zatrzasnęłam mu drzwi do sypialni przed samym nosem. To dało mi kilka sekund przewagi nad tym, by wbiec do łazienki i zamknąć za sobą drzwi na klucz. Osunęłam się ostatkami sił po dębowych drzwiach, nabierając kilka głębokich wdechów i wydechów.

— Cindy otwórz! — Dźwięk walenia pięścią w drzwi rozniósł się po całej łazience.

— Odejdź stąd! — Warknęłam.

— Cindy wyjaśnię Ci wszystko, tylko otwórz. — Kolejne uderzenie Dragona w drzwi, tym razem odbiło się echem w mojej głowie.

Nie odezwałam się, przymknęłam swoje zmęczone oczy, próbując skupić się na uspokojeniu swojego oddechu.

Dragon walił przez następne kilka godzin w drzwi, grożąc mi że je wyważy jeśli stamtąd nie wyjdę. Ignorując jego słowa rozłożyłam masę ręczników w wannie, próbując uporczywie się uspokoić jak i zasnąć. Miałam nadzieję, że obudzę się w swoim łóżku a wszystko okaże się tylko koszmarnym snem..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top