65. Zrobiłeś tak wiele..
POV Cindy :
— Dokąd mnie zabierasz? — Zapytałam niepewnie, zapinając pasy na przednim siedzeniu.
Pamiętałam o tym jak wspominał o odwiedzinach Lorenzo, jednak nie byłam w stanie uwierzyć w ani jedno jego słowo po tym, co zrobił jeszcze kilka godzin temu.
Ku mojemu zdziwieniu Dragon prowadził pojazd. Zazwyczaj każda podróż odbywa się z szoferem i ochroniarzami, a tym razem zdawałoby się że byliśmy sami. Mogłabym śmiało przyznać, iż dziwnie wyglądał, zajmując owe miejsce. Czarny matowy Mercedes, prezentował się naprawdę bardzo dobrze. Nie jestem fanką motoryzacji, przez co nie potrafiłam ocenić dokładnego modelu, jednakże nałam jedynie tę markę dzięki Alex. Zawsze pokazywała mi ją jako swoją ulubioną.
— Jedziesz zobaczyć się z Lorenzo, tak jak chciałaś Cindy. — Odpowiedział chłodno, patrząc wprost przed siebie.
Gdy tylko auto Dragona opuściło jego posiadłość, moje myśli znów powróciły do ucieczki. Ucieczki, która zapewne nie skończyłaby się dla mnie dobrze i zepsuła wszystko. Nawet wyskoczenie z samochodu było niemożliwe, bo gdy tylko do niego wsiadłam, usłyszałam zamykający się zamek drzwi. Dragon zdążył przewidzieć mój ruch, nim sama o nim pomyślałam.
— Podobno jest zbyt niebezpiecznie. — Wyrzuciłam z niesmakiem.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że ton mojego głosu nie nie należał do najmilszych, ale robienie ze mnie prostytutki również nie było miłe. To co zrobił kilka godzin wcześniej, było wręcz obrzydliwe.
— Nie jestem dziś pijany. — Odpowiedział złośliwe, podkreślając ostatnie słowo w swojej wypowiedzi.
Więc tak wyobraża sobie naszą wspólną jazdę, dogryzanie sobie nawzajem?
— Świetnie, trzeba by było to uczcić. — Odburknęłam, spoglądając na profil Dragona.
Nie patrzył na mnie, gdyż wciąż skupiał jedynie uwagę na drogę przed sobą.
Ulice Grand City były zapełnione. Ludzie jak zwykle pędzili przed siebie, wiecznie spóźnieni i rozzłoszczeni. Odgłosy klaksonów jak i wzajemnych wyzwisk były słyszalne nawet przez szyby samochodu. Widok tętniącego życia miasta zdawał się być dla mnie czymś całkiem nowym. Czułam się jakbym oglądała jakiś program telewizyjny w 3D. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak Grand City jest pięknym, a zarazem okropnym miastem.
Stojąc na czerwonym świetle zerknęłam w tylne lusterko, dostrzegając duży samochód, by następnie dostrzec z przodu również pojazd jednakowej marki.
— Dlaczego jest tu teraz niebezpiecznie? —Zapytałam, tym razem z większa śmiałością, wpatrując się w skupionego Ciemnookiego.
— Nie zaprzątaj sobie tym głowy. To są moje problemy nie twoje. — Jego chłodny ton głosu, jak i ignorowanie, skłoniło mnie do wypowiedzenia czegoś, czego naprawdę nie chciałam powiedzieć. Lecz w pewien sposób zdawałam sobie sprawę z tego, że prowokacja czasami jest jedynym wyjściem.
— Sądziłam że problemy męża, są problemami żony.
Dłonie Dragona zacisnęły się znacznie na kierownicy, oderwał wzrok od ulicznego ruchu i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, przez co z lekka byłam z siebie zadowolona. Patrzył na mnie, jakby miał wrażenie, że się przesłyszał. Dźwięki klaksonów w tle zaczęły ponownie rozbrzmiewać coraz intensywniej, Dragon oderwał w końcu wzrok, uświadamiając sobie, iż to on był ich powodem, ponieważ czerwone światło zdążyło się już zmienić na zielone.
Atmosferą w samochodzie ponownie zawładnęła jedynie cisza. Tym razem żadne z nas nie zabrało głosu. Nie mam pojęcia ile jechaliśmy, gdyż czas w tym momencie nie grał dla mnie roli. By nie wpatrywać się w siedzącego obok Dragona, skupiłam spojrzenie na widoku za oknem, który z każdą minutą się zmieniał. Szpital był sporo oddalony od naszego miejsca zamieszkania, co nieco zdołało mnie zdziwić.
Dragon w końcu wraz z dwoma dużymi samochodami zatrzymali się tuż przed ogromną, bramą wjazdową. Kierowca z pojazdu przed nami uchylił swoją szybę, zamieniając kilka słów ze stróżem, który pilnował wjazdu na teren budynku. Po dłuższej chwili brama zaczęła się otwierać, a moim oczom ukazała się piękna przeszklona budowa, z ogromnym znakiem w kształcie serca, który pobłyskiwał na czerwono w rytm bicia serca.
Samochody od razu skierowały się do podziemnego parkingu i tak jak wcześniej, samochód przed nami uchylił swoją szybę, jednakże tym razem nie było tam żadnego stróża, a jedyne jakaś skrzynka, którą otworzył wpisując czterocyfrowy kod, dzięki czemu bramka podziemnego parkingu stanęła przed nami otworem. Parking nie różnił się niczym od tych powszechnych znajdujących się chociażby w galeriach handlowych.
Dragon zaparkował pomiędzy dwoma dużymi pojazdami, jednak nim zdołaliśmy wysiąść odwrócił głowę w moją stronę, po czym położył dłoń na moim udzie z lekka ją zaciskając.
— Cindy, ostrzegam cię, jeśli zrobisz coś durnego.
— Nie zrobię. Możesz dać już w końcu spokój? — Warknęłam z irytacją, spychając jego dłoń z mojej nogi.
— Wiele rzeczy nie pozwala mi dać sobie spokoju. — Spojrzał na mnie znacząco, otwierając zamek drzwi samochodowych.
W jego wypowiedzi wyczuwałam jakiś podtekst, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że obawiałam się, iż dotyczy on mnie i ostatnich wydarzeń, takich chociażby jak dziennik, czy to, że skłamałam w pokoju na temat tego, co widziałam na korytarzu..
Czyżby czegoś się domyślał?
Dragon wysiadł z samochodu, i nim zdążył go okrążyć by otworzyć mi drzwi, zdołałam sama opuścić pojazd.
— Zawsze musisz robić mi na przekór Cindy?
— Ty zawsze musisz mieć rację i ostatnie słowo, więc?
Dragon chwycił mnie za nadgarstek, po czym przyciągnął do siebie, na tyle blisko że woń jego perfum błyskawicznie obezwładniła moje nozdrza.
— Żona słucha się Męża. — Intensywny wzrok Dragona prowadził ze mną mały jak i niecodzienny pojedynek.
Myślę że w normalnych okolicznościach w których byłabym w czterech ścianach, sam na sam z Dragonem spuściłabym głowę i zamilkła. Ale teraz jesteśmy w miejscu publicznym. Sądzę, że nie posunie się do czegoś więcej przy ludziach, przy obcych ludziach.
Z chartem w oczach mierzyłam każdy centymetr twarzy Dragona, zatrzymując się na jego ciemnych jak i zimnych tęczówkach.
— W takim razie mamy inne pojęcie ''małżeństwa'' — Wysyczałam przez zęby, odpychając go od siebie ze znaczną siłą.
Przez wymianę zdań z Dragonem nawet nie zauważyłam kiedy ochroniarze zdołali opuścić swoje samochody. Cała czwórka czekała przed wejściem do windy, która znajdowała się na samym końcu niedużego parkingu.
Dragon chwycił mnie dłonią w talii, ponownie przyciągając do siebie.
— Nie przeszkadza mi to że jesteśmy na parkingu Cindy. W każdej chwili mogę kazać im wyjść, a ciebie wsadzić do bagażnika i wywieźć do lasu. Nie prowokuj mnie, bo skończysz jak Elena. — Warknął i choć mógłby się wydawać zły, tak jego twarz jak zwykle pokrywał niewzruszony chłód.
Przełknęłam z trudem, nie odzywając się ani słowem. Gdy dłoń Dragona spoczęła na mojej talii przeszedł mnie niekontrolowany dreszcz, ale i uczucie, którego nie potrafiłam określić negatywnie. Nie odpychałam już jej, ani nie starałam się wdrożyć w sprzeczkę. Pragnęłam jedynie dorównać jego krokom, które stąpały wprost do windy.
Cała szóstka do niej wsiadła, a wytatuowane palce Dragona wpisały prędko pin, dzięki któremu winda ruszyła na najwyższe piętro budynku. Mój wzrok momentalnie powędrował wprost na lustro, w którym dostrzegłam swoje odbicie. Ja i piątka wielkich facetów, z czego jeden wyglądał jak wcielony Diabeł. Chyba po raz pierwszy przyjrzałam nam się z takiej perspektywy. Dragon prezentował się jak zwykle, niebezpiecznie i władczo. Czarna koszula opinała jego umięśnione ciało, a rozpięty kołnierzyk, jak i podwinięte rękawy do łokci, ukazywały masę tatuaży, które pokrywały jego skórę. Spoglądając na mnie, a na niego widziałam dwójkę całkiem innych ludzi, ludzi totalnie niepasujących do siebie. Nasze osobowości, jak i wygląd znacznie się różniły.
W momencie w którym bacznie go obserwowałam, nasze oczy natrafiły na siebie. W głębokiej czerni zdołało rozbłysnąć coś, od czego po moich plecach przeszła gęsia skórka. Dragon pogładził kciukiem moją talię, przez co zagryzłam dolną wargę.
Czyżby też nam się przyglądał? I czy również myślał o tym samym?
Trwając w bezruchu, wyobraziłam sobie stojącą Elenę na moim miejscu. Piękną, truskawkowłosą, elegancką i pełną kształtów kobietę, która zdawała się o wiele bardziej komponować wraz z Dragonem. Zdawała się również znaczniej panować nad Dragonem. Potrafiła znaleźć złoty środek, dzięki czemu była w stanie poskromić potwora jak i go oswoić.
Rozbrzmiewający dźwięk w windzie zwiastował koniec podróży, jak i przerwanie moich rozmyśleń. Drzwi rozchyliły się, ukazując przed nami długi jasny korytarz, pokryty śnieżną bielą, po którym krążyły pielęgniarki. Personel ujrzawszy Dragona ewidentnie się zdenerwował. Gdy cała nasza szóstka opuściła windę, ciemnooki znacznie mocniej zacisnął dłoń na mojej talii, przez co lekko syknęłam.
— Boli.. — Wyszeptałam.
Nie zareagował na to żadnym słowem, jedynie rozluźnił swoją dłoń, dając mi tym natychmiastową ulgę.
Nie miałam totalnego pojęcia gdzie jestem, więc podążałam równym krokiem wraz z Dragonem. Mijające pielęgniarki rzucały wzdychające spojrzenia mojemu oprawcy, który starał się nie zwracać na nie uwagi, jednak wiedziałam, iż miał świadomość tego, jak reagują na niego kobiety i jak rumienią się, gdy tylko obdarzy je kilkusekundowym zerknięciem.
Wszyscy przeszliśmy przez długi korytarz, mijając liczne sale, docierając do samego końca, przy którym znajdowały się dwuskrzydłowe drzwi, również na kod. Dragon ponownie wystukał kilka cyfr, a trzask zamka rozbrzmiał za masywnymi brązowymi drzwiami. Przeszliśmy przez próg i moim oczom ukazała się otwarta przestrzeń, w której stała recepcja jak i pojedyncze drzwi drzwi. Ledy znajdujące się przy listwach, jak i na ścianach, hol recepcyjny i ogromne okno, znajdujące się za białą recepcją, które ciągnęło się wzdłuż ściany, ukazywało widok na cały parking, jak i wjazd do szpitala. W pomieszczeniu nie było ani jednej żywej duszy, a cisza wypełniała całe pomieszczenie. Nigdy nie lubiłam szpitali, dlatego też widok korytarzy, pielęgniarek, jak i charakterystyczny zapach przyprawiał mnie o mdłości.
Dragon zatrzymał się, wyjmując zza spodni broń, po czym tą samą czynność powtórzyli ochroniarze, którzy powolnym jak i skupionym krokiem zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Spięłam się, marszcząc brwi, gdyż nie miałam pojęcia co mogło wskazywać na to, że coś było nie tak, jednakże cichy szmer na otwartej przestrzeni sprawił, iż Dragon skierował mnie za siebie, tym samym zasłaniając mnie całym swoim ciałem.
Przez chwilę miałam wrażenie że słyszę bicie własnego serca, jak i serca skupionego Dragona, który był niczym lew polujący na swoją zwierzynę. Nasłuchiwał i rozglądał się, zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły.
Za recepcją ponownie wydało coś ledwousłyszalny szmer. Na co dzień z pewnością byłby zignorowany, natomiast w obecnej sytuacji zdawał się być zbyt głośny, jak i istotny. Przyległam do ciała Dragona, czując emanujące ciepło jak i napięte mięśnie pleców.
Jeden z ochroniarzy wszedł za ladę, jednak nie dostrzegł tam niczego istotnego. Wysoki brunet, w garniturze zmarszczył brwi, oglądając uważnie miejsce w którym właśnie się znajdował.
— Szafka. — Szepnął Dragon, celując bronią w kierunku recepcji.
Ochroniarz otworzył szafkę, celując w nią. Jednak gdy drzwiczki się otworzyły, zamarł. Jego oczy zrobiły się ogromne, a usta z lekka rozchyliły się. Jednak nie wydobył z nich żadnego dźwięku. Spojrzał na swojego szefa, totalnie zdezorientowany.
— Masz być cały czas za mną Cindy, rozumiesz?
Przytaknęłam, po czym położyłam dłonie na jego talii, dając mu znak, że nie zamierzam się stąd nigdzie sama ruszać. Powolnym krokiem podążyłam za nim, starając się czasami zerkać pod nogi, by nie upaść. Dragon przystanął przed szafką, przed którą jeszcze chwilę temu ochroniarz osłupiał. I ku mojemu zdziwieniu Dragon zesztywniał, jego mięśnie jeszcze bardziej się napięły, a ręce które trzymały przed sobą broń zostały opuszczone.
Oboje wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Moja ciekawość wygrała. Wyjrzałam zza ogromnych pleców Dragona, napotykając otwartą szafkę, w której siedział mały chłopczyk. Jego burza loków zasłaniała twarz, którą miał schowaną między swoimi kolanami. Rękoma mocno obejmował swoje nogi, jakby sądził że tym sposobem będzie bezpieczniejszy.
Odsunęłam Dragona, po czym przykucnęłam przy maluchu.
— Idźcie do sali. Tylko ostrożnie. — Rzucił w stronę ochroniarzy, po czym przykucnął tuż przy mnie.
Niepewnym i delikatnym ruchem dotknęłam ramienia małego chłopca, który się wzdrygnął zaciskając jeszcze mocniej ręce, którymi się obejmował. Cichy, pełen strachu szloch wydobył się z ust małej istoty, a moje serce w tym momencie zadrżało. Miałam ochotę płakać razem z nim.
— Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy. — Szepnęłam, po czym przybliżyłam się do niego.
Zerknęłam na Dragona, jednak on milczał i przyglądał się z boku niecodziennej sytuacji. Mógł się sprzeczać, lecz widziałam po wyrazie jego twarzy, że również był zszokowany widokiem malucha, który chowa się przed czymś, czego się boi.
— Jestem Cindy, a ty? — Delikatnym ruchem zaczęłam powoli gładzić drobne ramię chłopczyka.
Burza loków uniosła duże, jak i zapłakane oczy wprost na mnie.
— Luca. — Wyszeptał chłopczyk.
Zielone oczy, brązowa burza loków.. Ten malutki chłopczyk przypominał mi łudząco Lorenzo..
— Bardzo ładne imię. — Zaczęłam ściszonym i spokojnym głosem. — Przed kim się chowasz Luca?
Nim chłopczyk odpowiedział w sali rozległ się huk wystrzelonej broni. Przerażający kobiecy krzyk również zmartretował nasze uszy, a krzyki ochroniarzy każących rzucić napastnikowi broń sprawiły, iż po moim ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz. Mały chłopczyk zatkał uszy, wciskając się w głąb szafki. Dragon jak na zawołanie wstał i z bronią w dłoni ruszył w stronę sali, na której jak zgaduje leżał Lorenzo.
Mimo zaistniałej sytuacji, podziw tego jak był opanowany i skupiony był cholernie silny. Podczas gdy moje dłonie drżały, a zęby nerwowo zagryzały wargę, Dragon nawet nie drgnął.
— Zabiję ją jeśli mnie nie wypuścicie! — Krzyknął nieznajomy głos, przez co podniosłam się na równe nogi. Widok zza lady recepcyjnej był wprost na pokój, w którym rozgrywało się to całe nieprzyjemne zdarzenie. W głębi sali stał zamaskowany mężczyzna, który trzymał kurczowo płaczącą kobietę. Lufa broni została przystawiona do skroni łgającej jak i telepiącej się kobiety.
Wstrzymałam głośno oddech, by nie krzyknąć. Chłopiec siedzący w szafce, kobieta której grozi śmierć, a za nią leżący, nieprzytomny Lorenzo.. Wszystko działo się szybko. Zbyt szybko. Ochroniarze Dragona okrążyli napastnika, jednak nie wykonali żadnego ruchu bez jego słowa.
— Puść ją, a może się dogadamy. — Powiedział metalicznym głosem, wciąż mierząc w stronę nieznanego mężczyzny.
— Wiem że mnie zabijecie! — Szarpnął kobietą, która wydała z siebie rozpaczliwy szloch.
— Gdybym chciał cię zabić, to już dawno bym to zrobił. Rzuć tą pieprzoną broń. — Warknął Dragon.
— Jaką mam pewność że tego nie zrobicie, gdy tylko ją zostawię?
— Nie masz żadnej. — Powiedział chłodno. — Mam zacząć liczyć?
Po mężczyźnie można było dostrzec, iż stał się znaczniej zdenerwowany jak i niepewny tego, co właściwie czynił. Jego nieco rozkojarzone oczy rozglądały się po pomieszczeniu, jakby szukały jakiejś wskazówki, bądź ratunku. Przez chwilę się zastanawiał zaciskając dłoń na broni, jednak po walce z samym sobą pchnął kobietę, po czym uklęknął, suwając po podłodze broń w stronę Dragona, która wylądowała zaraz pod jego butem.
— Ja musiałem... — Wyjęczał mężczyzna, zakładając ręce za głowę.
Kobieta stanęła tuż za Dragonem z lekka przytulając się do niego, przez co nieprzyjemne ukłucie zawitało w moim brzuchu. Od razu skarciłam samą siebie za myśli, które zdołały mnie dopaść nawet w takich okolicznościach.
Ponownie przyklęknęłam, chwytając rączkę chłopca.
— Chodź Luca, zabiorę cię stąd. — Wyszeptałam.
— A mamusia? — Zapytał z wciąż schowaną głową między swoimi kolanami.
— Mamusia jest już bezpieczna i pójdzie z nami. — Uśmiechnęłam się w stronę Luki, jednak śmiem twierdzić, iż nawet to drobne stworzenie byłoby wstanie dostrzec, jak nieszczery był ten gest.
Chłopiec uniósł swoje zapłakane, jak i zielone oczy, po czym niepewnie wyszedł z szafki.
— Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję. Mamie też się nic nie stanie. Nie bój się. — Starałam się ponownie przyjaźnie uśmiechnąć do wciąż przerażonego chłopca.
Dramatyczne krzyki jak i odgłosu głośnego płaczu sprawiły, iż luca wtulił swoją głowę w zagłębienie mojej szyi, przez co burza loków połaskotała z lekka mój policzek. Objęłam znacznie mocniej jego drobne ciało, po czym uniosłam się na równe nogi.
Moja drżąca dłoń lekko gładziła jego plecy, uszy wyłapywały każde, nawet najcichsze łkanie, a szyja pochłaniała każdą najdrobniejszą kroplę, która zdołała wypłynąć z oczu Luki.
Dwójka ochroniarzy wyprowadziła napastnika. Podczas gdy Dragon starał się uspokoić płaczącą, jak i zszokowaną kobietę.
— Już dobrze Diana. Uspokój się. — Dragon przytulił ją, gładząc czule jej plecy.
— Mój synek... — Wyszlochała.
— Jest tutaj. Nic mu nie jest. — Tembr jego głosu zdawał się być spokojny, jednakże zaciskająca się szczęka świadczyła o tym, iż Dragon trzymał nerwy na wodzy.
Kobieta prędko poderwała głowę, po czym spojrzała w moją stronę. Widok wtulonego we mnie dziecka wywołał u niej jeszcze głośniejszy płacz. Nie zważając na nierówno stawiane kroki podbiegła do mnie, wyrywając mi z objęć małego chłopca.
— Luca, słoneczko. — Ciemnowłosa kobieta przytuliła go mocno do siebie, całując głowę pełną gęstych i brązowych loków.
Zarówno ja jak i Dragon osłupieliśmy, wpatrując się w przytulającą swojego synka kobietę.
— Potrzebujesz lekarza. — Stwierdził szorstko.
— Nie, nie potrzebuję. — Wyrzuciła z siebie, ściskając jeszcze mocniej płaczącego chłopca.
— Jesteś pewna?
— Tak. — Odpowiedziała drżącym głosem, po czym ruszyła w stronę drzwi.
— Niech chociaż zbadają Lucę.
Kobieta na te słowa przystanęła, po czym zwróciła się ku Dragonowi.
— Nie. — Choć kobieta się powstrzymywała, tak zdołałam dostrzec z jaką pogardą patrzy na Dragona, który dumnie unosił podbródek do góry.
— Rozumiem że to, co się tu stało było dla ciebie szokiem, dlatego proponuje ci jeszcze raz Diana lekarza.
Kobieta zacisnęła usta, po czym przymknęła oczy, szukając w sobie choć odrobinę spokoju.
— Chcieli go zabić Dragon! — Krzyknęła, opierając policzek o głowę Luki. — Boże.. — Westchnęła. — Luka wbiegł pierwszy, a ten facet już tam był.
— Diana opowiesz o wszystkim jak się uspokoisz.
— Nie! — Zaoponowała. — Powiem to teraz i ostatni raz. — Powiedziała z chartem w oczach.
Mięsień w szczęce Dragona drgnął, a pistolet znalazł się w miejscu w którym wcześniej go trzymał. Jego wytatuowane splotły się na piersi, a czarne oczy lustorwały Dianę, jak i Lukę, który zdawał się być gdzieś daleko.
— Moje dziecko widziało jak ktoś prawie zabił jego Ojca, a później celował do mnie. Nie mogę umrzeć, nie mogą zostać sami...
— Nie zostaną i dobrze o tym wiesz.
— Dragon!
— Samuel i Luka nie są, ani nie będą sierotami! — Wtrącił Dragon, gestykulując dłonią.
— Błagam cię Dragon! Przecież on z tego nie wyjdzie! Gdyby nie te maszyny, to już dawno by odszedł. — Zaszlochała, zagryzając swoją drżącą wargę.
— Będzie leżał pod tymi maszynami tyle ile trzeba i wyjdzie z tego. — Tembr głosu Dragona stał się znacznie inny. Zdołałam zauważyć, iż używał go wydając polecenia, jak i po to by zaakcentować swoje ostatnie słowo, z którym nikt nie ważył się sprzeciwić. — Moi ludzie sprawdzą wasz dom. — Dodał, po czym zmierzył kobietę zimnym spojrzeniem.
Diana objęła mocniej Lukę, po czym odwróciła kierując się w stronę drzwi.
— Może być lekarz dla Luki. — Szepnęła, nieco spokojniejsza barwą głosu.
Ciemnooki jedynie skinął głową, po czym ruszył za Dianą.
— Dragon.. — Zaczęłam, zbliżając się do niego powolnym krokiem.
— Idź się z nim zobaczyć Cindy. Masz 15 minut. — Odpowiedział chłodno, po czym wyminął mnie wychodząc z pomieszczenia.
W sekundę moje oczy się zaszkliły, a nogi, utworzone niczym z waty poprowadziły mnie do sali Lorenzo, wprost przed jego łóżko. Jedna łza podążała za drugą. Nie byłam świadoma tego, że jego widok wywoła we mnie tak ogromne poczucie winy, tak okropny smutek, żal jak i złość. Był podłączony do każdej możliwej maszyny w tym pomieszczeniun, a ich odgłosy niemalże ze zdwojoną siła uderzały w moją głowę.
Chwyciłam dłoń Lorenzo, delikatnie ją gładząc.
— Tak mi przykro Lorenzo. Przykro mi, że nic nie mogłam zrobić, a Ty zrobiłeś tak wiele...
Witajcie kochane! Bardzo wam dziękuję za każdą gwiazdkę, jak i komentarz który zostawiacie pod rozdziałem. Ciesze się, że mimo wszystko opowiadanie wam się podoba!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top