60. Martwe dla niego.

POV Cindy :

— Więc... — Zaczęła Elena wylegująca się na jasnej kanapie w salonie. W jej prawej dłoni spoczywał pilot, a palec wskazujący wciąż naciskał strzałkę przez co kanał przeskakiwał to z jednego na drugi. — Dragon spuścił Ci ''smycz''

— Inaczej byśmy tutaj nie siedziały. — Westchnęłam ciężko, upijając łyk czerwonego, słodkiego wina.

Za ogromnym tarasowym oknem widniała już ciemność. W oddali było widać podświetlony ledami basen oraz przepiękne, czerwone róże, które zdołały przypomnieć o mamie Dragona i o tym, jak ostatniej nocy otworzył się przede mną, a ja jak totalna kretynka wykorzystałam to dzisiejszego ranka.

— Elena... — Zaczęłam niepewnie.

— Hm? — truskawkowłosa przekierowała spojrzenie z telewizora wprost na mnie.

— Jak właściwie Dragon ma na nazwisko? — Zapytałam wciąż niepewnie, gdyż nie wiedziałam jakie tematy mogę poruszać, a od jakich powinnam trzymać się z daleka.

— Walsh. Bruno Walsh. — Elena uśmiechnęła się, po czym spojrzała na mnie. — Nie mówił ci co? — Uniosła brew ku gorze, a jej język przejechał po wnętrzu policzka.

— Gdyby nie ty, to imienia również bym nie znała. — Wykrzywiłam twarz w niezadowoleniu, na co Elena prychnęła cichym, lecz porozumiewawczym śmiechem.

— Cóż Dragon nie należy do tych rozmownych.

— No tak, należy to tych krzyczących.

Elena rzuciła mi krótkie spojrzenie, a jej kącik ust nieco drgnął ku gorze.

— Mi też wielu rzeczy nie mówił. — Kobieta chwyciła lampkę pełną wina, po czym lekko nachylając ją ku swoich ust, upiła jeden subtelny łyk. — Więc żeby się czegoś dowiedzieć wpadłam do jego gabinetu.

— Nie mów, że cię przyłapał.

Choć pragnęłam zapytać czego Elena właściwie szukała, tak odwaga jak i słowa zgubiły drogę. Zamilkłam, słuchając w dalszym ciągu truskawkowłosej.

— Przyłapał Cindy. A gdy wyszedł... — Kobieta zaczęła wpatrywać się w daleki punkt. Wyglądała zupełnie tak, jakby całe zdarzenie miała w tym momencie przed swoimi oczami.

— Wkurzył się, prawda? — Moje spojrzenie wciąż tkwiło w nostalgicznej twarzy Eleny.

— Wkurzył? — Prychnęła. — To mało powiedziane. Dragon omal mnie nie rozniósł w tamtym czasie. Nie znosi gdy ktoś dotyka jego rzeczy.

— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że próbował cię...

— Nie. — Elena przerwała, odpychając mroczne myśli na daleki tor. — Dragon nigdy w życiu nie uderzył mnie w sposób w jaki robią to zazwyczaj mężczyźni stąd.

— Więc macie swoje ''rodzaje'' przemocy? — Ton mojego głosu nie należał do najmilszych, lecz nie potrafiłam zdusić w sobie poirytowania jak i złości, która napłynęła w sekundowym tempie.

Truskawkowłosa spojrzała na mnie, upijając kolejny drobny łyk trunku.

— Wiem, że dla ciebie to niedorzeczne, ale tutaj tak właśnie jest. Małżeństwa nie są zawierane z miłości, a z obowiązku bądź w geście pojednania z drugą grupą. Gdy kobiety rodzą dzieci, każdy wyczekuje syna, który będzie przywódcą, a nie córki, której trzeba będzie znaleźć męża, czy też ją obronić. — Spojrzenie zielonych tęczówek Eleny kryło w sobie złość, która mieszała się z bólem wytwarzając mglistą powłokę.

Nie przerywałam jej. Uważnie słuchałam, starając się choć w najmniejszym stopniu zaakceptować świat, który był dla mnie doszczętnie zepsuty i nierealny.

— Dla nich jesteśmy słabe Cindy. Podczas kiedy my nie przeżyliśmy jeszcze pierwszego pocałunku, oni zaliczyli już pół burdelu. I to jeszcze nie koniec. Wyobraź sobie, że najlepszy korektor nie będzie w stanie zakryć nocnej furii męża, któremu nie poszły interesy.

— Elena, przecież to jest popieprzone. Tresują was jak psy.

Elena parsknęła, kręcąc delikatnie głową.

— Zdarzają się dobrzy mężowie, w których kobiety są w stanie się zakochać. Ale gdy wyobrażam sobie, że musiałabym poślubić tego starego zgreda, to mój żołądek momentalnie wywraca się do góry nogami.

Wykrzywiłam swoją twarz w geście niezadowolenia, a spojrzenie Eleny emanowało pełnym zrozumieniem.

— Dragon nie jest święty, ale nigdy mnie nie skatował. Było wręcz na odwrót. To on katował, gdy widział jak ochroniarze źle traktują dziewczyny. Z nim jest tak, że wiesz o tym jaką robi ci krzywdę i papkę z mózgu, ale ma w sobie coś, co nie pozwala ci się mu do końca sprzeciwić. Jest chodzącym wężem kusicielem. Wiesz, że przebywanie z nim w jakiś sposób cię zabija, ale on sprawia, że chcesz być zabita i cała martwa dla niego. I właśnie to jest najgorsze w tym wszystkim. Jesteś świadoma, ale zarazem otumaniona. — Upiła kolejny, tym razem większy łyk trunku.

Czytała w moich myślach, powiedziała coś o czym wiedziałam już od jakiegoś czasu.

Byłam martwa dla niego... Byłam martwa przez niego.

— Elena, czy ty go kochasz? — Nasze spojrzenia odnalazły się pośród myśli, które zatruwały w tym momencie nasze umysły.

— Nie. — Odpowiedziała twardo. — To bardziej coś w stylu przywiązania. Nie mogę zaprzeczyć temu, że Dragon uratował mnie od krzywdy na którą jest skazanych tak wiele kobiet. Gdybym poślubiła starca, jedynym moim ratunkiem byłaby jego śmierć. Tutaj nie ma rozwodów mimo tego, że mężowie nie kryją się ze swoimi kochankami. Bruno zawsze będzie w pewien sposób częścią mnie. Może i kiedyś tliła się we mnie nadzieja, że jednak się pokochamy i zostanę jego żoną, ale to przeszłość. Przeszłość do której raczej nie chciałabym się cofać. Ostatnimi czasy nasz kontakt wygasł i o dziwo nie boli mnie to. Tak jest mi lepiej.

Z każdą jej wypowiedzią o małżeństwach w ich świecie, zaczynało robić mi się niedobrze. Każda wartość jaka powinna mieć wielką cenę w związku, nie istniała tutaj. Była jedną, jak i wielką nicością. Nie liczyła się tu miłość, nie liczyło zaufanie, czy empatia do drugiego człowieka. Wszystko opierało się jedynie na biznesie, zdradzie jak i bólu.

— Więc czułaś coś do niego? — Zapytałam, upijając łyk wina.

— Tak. Choć początki nie należały do najlepszych, tak po pewnym czasie zrozumiałam, że Dragon był równie zagubiony jak ja. — Westchnęła, delikatnie unosząc kącik ust do góry. — Sądziłam, że coś było w naszych zbliżeniach, ale myliłam się.

— Skąd wiesz że się myliłaś? Może nie potrafił ci tego okazać?

Elena uśmiechnęła się nieco sarkastycznie. Uniosła delikatnie kieliszek wina, przyglądając się czerwonej cieczy.

— Podsłuchałam rozmowę Nera i Fabio. — Przełknęła z trudem, po czym zbliżyła naczynie do ust, by następnie jednym chlustem opróżnić naczynie. — Może i jest to śmieszne, ale to dzięki niemu pokochałam swoje ciało. Kompleksy zjadały mnie żywcem, ale w tym momencie mój z lekka odstający brzuch. — Elena uśmiechnęła się, chwytając za niewielką fałdkę. — Totalnie mi nie przeszkadza. Tak samo jak i rozstępy, czy nieco większy biust.

— Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby moje cycki w końcu urosły.

Nie wiedząc czemu obie się zaśmiałyśmy, przez co kieliszek Eleny wyleciał jej z dłoni wprost na koszulkę. Kilka czerwonych kropelek, które osadziły się na dnie naczynia, wsiąkały w obecnym momencie w materiał jej białej, satynowej koszuli, przez co moje serce wykonało kilka szybszych bić.

— Kurwa. — Syknęła, odstawiając z hukiem naczynie na stolik.

Mój uśmiech zbladł w momencie, gdy dostrzegłam przed oczami leżącego Lorenzo. Cieknąca spod jego ciała krew wręcz zalewała moje oczy, jak i myśli. W momencie gdy nieco zimna dłoń dotknęła mojego ramienia, zdołałam się zorientować, iż przestałam oddychać.

— Cindy? Wszystko dobrze? — Zapytała truskawkowłosa.

Jednakże jej głos dobiegał gdzieś z daleka, gdyż zagłuszał go mój potężny krzyk rozpaczy, rozbrzmiewający jedynie w mojej głowie.

— Cindy! — Kobieta uniosła głos, potrząsając moim ramieniem.

Przełknęłam z trudem, nabierając świst powietrza, który przedostał się dźwięcznie przez moje zęby. Zielone oczy zdołały rozmyć obraz krwawiącego Lorenzo. Podczas gdy tęczówki Eleny lustrowały moją twarz, ja próbowałam wrócić do codzienności.

— Przepraszam. Zamyśliłam się.

— Żartujesz sobie? — Uniosła brew ku górze, a jej zimne dłonie pogładziły moje nagie ramię. — Zmieniłaś kolor w sekundę. Coś się stało?

— Nie.. Po prostu. — Zaczęłam, lecz gdy moje spojrzenie powędrowało na czerwoną i niewielką plamkę, przymknęłam oczy, starając się oddychać najspokojniej jak to było tylko możliwe.

Elena zdjęła dłoń, przez co otworzyłam swoje powieki. Czułam się, jakby ciężki głaz został zrzucony na moje barki, a ja nie mając sił go unieść upadałam z siłą, która miażdżyła moje płuca.

Kobieta spojrzała na mnie, to na obiekt przez który wszystko zdawało się zbyt ciężkie jak i dalekie. Zlustrowała swoją bluzkę, po czym ponownie spojrzała na moją twarz.

— Czy to ma coś wspólnego z tym co się stało?

Więc wiedziała...

— Gdybyś go wtedy widziała Elena...

— Cindy. — Zaczęła, po czym wstając z kanapy przyklękła tuż przede mną. — To jego praca. Poza tym, chyba śnisz, że coś takiego zmiotło by go z planszy.

— Elena... Ty nie rozumiesz. — Zaczęłam, jednak twardy głos kobiety przerwał moje zdanie.

— Czy ty widziałaś ich wszystkich? Cindy, przecież on musiałby dostać tasakiem, lub jakaś piłą, żeby ktoś był w stanie sprawić aby Lorenzo odszedł z tego świata na dobre. Poza tym, to jego praca. Jeżeli by cię nie uratował, Dragon urwałby mu jaja, łącznie z głową i to przy wszystkich.

Milczałam, wpatrując się w piękną twarz Eleny. Blada cera, idealnie uwydatniała powiększone usta, które pokrywała czerwona szminka. Delikatny uśmiech, ostudził mój dziwny ''atak''. Choć jej słowa nie zdołały mnie przekonać, tak byłam jej okropnie wdzięczna za okazanie choć odrobinę wsparcia.

Odwzajemniłam uśmiech, jednakże nie był to ten z tych szczerych. Uniosłam jedynie delikatnie kącik ust ku górze, wpatrując się w wstającą Elenę.

— Idę do łazienki to przeprać i uciekam spać. — Puściła w moją stronę oczko, po czym delikatnie się pochyliła. — Pamiętaj, rolka papieru. — Wyszeptała, po czym wyprostowała się i ruszyła w kierunku toalety, znajdującej się na dole.

Siedząc na kanapie wpatrywałam się w obrazy migające na telewizorze. Ścigające się ze sobą samochody mknęły przez miasta, podczas gdy ja tkwiłam w jednym miejscu. Wciąż sączyłam butelkę wina, które zostało wypite do połowy. Z każdym jego następnym łykiem czułam jak mięśnie rozluźniają się, a głowa nieco wyswobadza z myśli, które na niej ciążyły.

Zamek w łazienkowych drzwiach wydał z siebie dźwięk, a odgłos nagich stóp powoli bladł, gdy Elena zmierzała po schodach do swojego pokoju. Pragnęłam już wstać, lecz tuż obok mnie zasiadł Fabio.

Chyba po raz pierwszy miałam z nim tak bliski kontakt. Praktycznie nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą. Jeżeli chodziło o ochroniarzy, Lorenzo był jedynym z którym wymieniłam jakiekolwiek zdanie. Choć nie wiem czy dałoby się to nazwać wymianą zdań. Oboje skakaliśmy sobie do gardła, plując w swoją stronę jadem.

Choć w dalszym ciągu tłumaczyłam sobie zdarzenie sprzed baru, tak nie mogłam wybić sobie z głowy tego, iż prawda była jedna. Nie musiał tego robić. Zawsze mógł skłamać, że nie był w stanie mnie obronić, że byli silniejsi i mógł się po prostu nie odwracać w moją stronę.

— Cindy nie śpij, tylko oglądaj. — Fabio szturchnął mnie łokciem, posyłając mi nonszalancki uśmiech. — Dasz łyka? — Spojrzał to na mnie, to na butelkę wina, która spoczywała w mojej dłoni.

— No nie wiem. — Westchnęłam, udając że się zastanawiam. — Może jak ładnie poprosisz...

Fabio zmrużył oczy, lustrując uważnie moją twarz.

— Chyba nie chcesz bym sam to sobie wziął.

Przechyliłam neco głowę w bok, układając swoje usta w jedną cienką linię.

— Wystarczy jedynie jedno magiczne słowo. To chyba nie jest dla ciebie aż takie trudne.

— Wystarczy, że podasz mi butelkę. — Odpowiedział, drażniąc się ze mną.

Uśmiech bruneta wskazywał na to, że nie zamierza odpuścić i w tym tkwił problem, ponieważ ja również nie zamierzałam tego robić.

— Gdy tylko usłyszę ''proszę'' butelka jest twoja.

Fabio prychnął śmiechem kręcąc głową.

— Bardzo ładnie proszę. — Fabio akcentował każde słowo, robiąc przy tym nieco znudzoną minę.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym podałam butelkę mężczyźnie siedzącemu tuż obok, który prędko ja chwycił. Nim minęła sekunda dziubek butelki, przylegał do jego warg, a jabłko adama poruszało się w znacznie szybszym tempie, gdy połykał czerwone wino.

— Ej! — Krzyknęłam, chwytając za butelkę. — Miał być łyk, a nie cała butelka.

— Większy łyk. — Uśmiechnął się cwaniacko, oddając puste naczynie.

— Zasuwaj teraz po drugą. — Zmarszczyłam brwi w niezadowoleniu, zerkając to na opróżnioną butelkę, to na Fabio który zdawał się być dumny ze swojego oszustwa.

— Wystarczy ci malutka. Wydudliłaś prawie całą butlę z Eleną. Dragon mnie zdepcze jak robala, gdy się dowie, że cię rozpijam.

Moje oczy wywróciły się w geście irytacji, a butelka zadzięczała gdy odłożyłam ją ze znaczną siłą na stolik tuż przede mną. Alkohol choć na chwilę zdołał ugasić myśli, które zaprzątały moją głowę od samego burzliwego poranka.

— W takim razie idę wysiusiać każdy wypity procent, żeby pomieścić następną butelkę. — Uniosłam się, jednakże świat momentalnie zawirował, przez co usiadłam ponownie na kanapie cicho chichocząc.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeszcze jedna butelka, a będziesz sikać pod siebie?

Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę Fabio, który wyglądał na rozluźnionego jak i rozbawionego zaistniałą sytuacją. Choć odziany był w garnitur, nie zdawał się być tak zimny jak Dragon. Nie miałam pojęcia dlaczego kojarzyłam odzienie z cechą charakteru, jednakże tak właśnie było. Gdy tylko widziałam garnitur, oczami wyobraźni sięgałam do licznych tatuaży, charakterystycznego zapachu, z lekka szorstkich dłoni, ostrych rysów twarzy jak i czarnych oczu, w których tonęłam za każdym razem.

— Wygrałeś. — Westchnęłam zrezygnowana, po czym uniosłam się na równe nogi.

Nieco chwiejnym krokiem udałam się do łazienki, czując na sobie spojrzenie mężczyzny siedzącego na kanapie. Ku mojemu zdziwieniu dobrze czułam się przy Fabio. Nie miałam pojęcia czy była to zasługa wypitego alkoholu, czy też jego sposobu bycia. Lecz bijąca od niego pozytywność, pozwalała mi nieco rozluźnić się w jego obecności.

Gdy tylko przekroczyłam próg łazienki, drzwi za mną zatrzasnęły się, a ja od razu przysiadłam na toalecie, by następnie wyjąć z rolki papieru mały, zwinięty rulonik.

Drobny kawałek papieru toaletowego rozwinął się w moich dłoniach, jednak litery rozmywały się przez mgłę, jaka zawitała w moich oczach. Nieco przybliżyłam wiadomość, po czym zmrużyłam oczy, by wyostrzyć pole widzenia.

„ W domu są podsłuchy, więc ani słowa.

Jutro o 9:30 w basenie, nie zapomnij!"

Z wciąż zmrużonymi oczami czytałam wiadomość kilkukrotnie, by przed spłukaniem jej upewnić się, że nie jestem na tyle pijana by uroiło mi się coś takiego. Przełknęłam z trudem, po czym wrzucając listek papieru do muszli spuściłam wodę.

Chwyciwszy za klamkę uchyliłam drzwi, a do moich uszu doszedł głos rozmawiającego Fabio. Jego barwa znacznie różniła się od tej, którą porozumiewał się ze mną. Gdy tylko moje nieco chwiejne nogi poniosły mnie ponownie do salonu, ujrzałam stojącego Fabia, rozmawiającego przez telefon. Atmosfera w pomieszczeniu momentalnie zgęstniała, przez co zdawałam sobie sprawę z tego, kto znajduje się po drugiej stronie słuchawki.

— Jasne. Będzie tak jak każesz. — Powiedział beznamiętnie mężczyzna. — Wszystko jest w porządku. — Zapewnił go, by następnie przez dłuższą chwile jedynie potakiwać. Gdy tylko rozmowa zakończyła się, brunet schował do kieszeni komórkę, po czym opadł na kanapę. Gdy tylko plecy przyległy do oparcia z jego ust wydostało się ciężkie westchnienie.

Niebieskie oczy bruneta zlustrowały mnie, by następnie przeniesć swoje skupienie na film, który powolnymi krokami dobiegał końca.

— Wino się skończyło Cindy, połóż się lepiej. — Postawa Fabia diametralnie uległa zmianie. Jego humor wyparował, wraz z zakończonym połączeniem.

— Wszystko dobrze Fabio? — Przystanęłam w połowie drogi do kanapy, krzyżując dłonie na swoich piersiach.

— Trafisz sama, czy chcesz bym cię odprowadził?

— Trafię sama, dziękuję. — Lekko się uśmiechnęłam i gdy drgnęłam by ruszyć ponownie przystanęłam, przygryzając swoją dolną wargę. — Fabio.. — Zaczęłam niepewnie, na co mężczyzna lekko zmarszczył brwi.

— Nie ma kolejnej butelki Cindy. — Chłód jaki owiał jego twarz, ukazał oblicze, które tylko zdołała mnie utwierdzić w tym, iż dostrzegłam w nim ewidentnie człowieka Dragona.

— Wiem, że się nie znamy... Ale czy mogłabym cię prosić o przysługę? W sumie to przysługi.. Ja sama nie mogę niestety tego zrobić.

— Cindy...

— Nie, to nie tak jak myślisz. — Zakomunikowałam, zaczesując opadające kosmyki włosów za ucho. — Po prostu dzisiaj z lekka przegięłam i potrzebuje twojej pomocy.

Brunet westchnął z rezygnacją. Mimo iż jego głowa opierała się o zagłówek kanapy, to oczy spojrzały nieco cieplejszym spojrzeniem niż chwilę temu.

— Dobra Cindy mów.

— Więc...

~ . ~

Nie potrzebowałam niczyjej pomocy by trafić do pokoju. Coraz lepiej zapamiętywałam budynek w którym przebywałam. Jak Elena zauważyła, moja smycz została spuszczona, tak więc na jutrzejszy dzień zaplanowałam zwiedzanie posiadłości Dragona. Pragnęłam ją zobaczyć w całości, a przede wszystkim ogród, który należał do jego mamy.

Opowiedziałam Fabio wszystko od A do Z. I choć nie był zbytnio przekonany, tak w końcu dał się namówić, dzięki czemu zsunął w pewnym sensie głaz, który ciążył na barkach od samego rana.

Ubrana w satynowy komplet składający się z koronkowej koszulki na ramiączkach, oraz spodenek podobnego kroju, położyłam się do łóżka, włączając TV. Wypite wino nie rozwiało moich wyrzutów sumienia, które wciąż mnie gryzły. Nie chciałam być dla niego wredna w taki sposób...

Wieczorna toaleta minęła na domair szybko, a zimny prysznic nieco otrzeźwił mnie z wcześniej wypitych procentów. Mimo późnej pory, zgodnie z obietnicą Fabio przyszła Rita. Kobieta o ciepłych rysach twarzy niepewnie weszła do pokoju, trzymając w ręku telefon komórkowy.

— Proszę bardzo kruszynko, czy trzeba ci coś jeszcze? — Zapytała, podchodząc do łóżka.

Nieco opuchnięte powieki, jak i wałki na głowie świadczyły o tym, iż Rita została wyrwana ze swojego snu przez to, że zapragnęłam zrzucić z siebie ciążący na mnie ciężar.

— Nie Rito. Bardzo Ci dziękuję. Przepraszam że cię obudziłam.

— Nic nie szkodzi, gdybyś czegoś potrzebowała proszę wołać. — Mimo pobudki, kobieta była dla mnie miła, a jej uśmiech, który rozszerzał się od ucha do ucha, utwierdził mnie w przekonaniu, że była jednym z nielicznych aniołów stąpających po tej ziemi.

— Dziękuję jeszcze raz. — Posłałam jej przepraszający uśmiech, jednakże Rita nie powiedziała już ani słowa. Mruknęła coś pod nosem, po czym życząc mi miłej nocy, opuściła pomieszczenie.

Może zamiast ściągać ciążący na mnie ciężar, powinnam skorzystać z okazji jaka mi się nadarzyła? W tym momencie trzymałam niewielkich rozmiarów telefon komórkowy, który był moim wielkim oknem na świat. Moją szansą by opuścić miejsce, do którego zostałam bezwzględnie wciągnięta.

Jednakże mimo tego, iż proceny wciąż krążyły po mojej krwi, to zdrowy rozsądek alarmował ze zdwojona siłą. Nie byliby na tyle głupi, by dawać mi telefon z którego mogę zadzwonić na dowolny numer. Z pewnością posiadał zabezpieczenia o których mogłabym tylko śnić.

Po przejechaniu palcem po ekranie ujrzałam zaledwie kilka ikonek. Jednak ta którą szukałam od razu rzuciła mi się w oczy. Muskając palcem zieloną słuchawkę, przed oczyma ukazał się kontakt podpisany dużymi jak i wyraźnymi literami. Opuszek palca nieco się zawahał, lecz finalnie dotknęłam palcem w widniejący kontakt, by po chwili przyłożyć urządzenie do ucha. Wystarczyły dwa sygnały, by zachrypnięty męski głos rozbrzmiał w moich uszach.

Dreszcz momentalnie wstrząsnął moim ciałem, a gardło zdołało zaschnąć od nabrania gwałtownego chlustu powietrza.

— Rita? — Wystarczyło słowo, by przed oczami zdołała pojawić się jego twarz.

— Dragon... — Zaczęłam niepewnie, gdy wątpliwości zaczęły opanowywać moja głowę jak i usta.

— Cindy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top