55. Bezradność.
POV Cindy :
Wszystko zdawało mi się być tak nierealne. Całe zdarzenie przeleciało mi przed oczami, tak szybko, że nie zdążyłam zakodować chociażby twarzy, czy ubioru mężczyzn którzy to wszystko spowodowali.
Wiedziałam, że sama nie poradzę sobie z ciężarem jaki spadł na moje barki. Głośna i dudniąca muzyka zdawała się być o wiele cichsza od dźwięku wystrzelonej broni. Nawet nie zastanawiałam się gdzie może być Dragon. Moje nogi, które były w tym momencie jak z waty o dziwo same poniosły mnie ku górze, do jego prywatnego pomieszczenia.
Przez łzy, które zebrały się w moich oczach widziałam jedynie rozmyte kształty jak i połyskujące kropki którymi były reflektory sceniczne, oraz ozdobny sufitu w postaci spadających gwiazd. Gdy chwyciłam poręcz, krocząc ku wybranemu pokojowi ujrzałam swoje dłonie, które miały nierealny kolor. Zdawały się być czarne. Z każdym schodkiem zostawiałam na poręczy smugę brudnej cieczy, a mój umysł starał się nie rejestrować tego, czym ona była.
Wchodzenie po schodach zdawało się trwać wieczność, poprzez moje zmęczone i niestabilne nogi. Upadając tuż przed ostatnim schodkiem załkałam głośno, jednak nikt nie zdołał mnie usłyszeć. Wiedziałam, że muszę zebrać wszystkie siły jakie we mnie się zgromadziły, gdyż nic innego mi pozostało. Nabrałam trzy głębokie wdechy i wydechy, po czym podpierając się na dłoniach, podniosłam się resztkami sił otwierając z ogromnym hukiem drzwi.
Głowa Nero zwróciła się w moją stronę, zamierając momentalnie na mój widok. Natomiast Dragon wpatrywał się we mnie, jak w coś nierealnego. Jakbym była zjawą, która nawiedziła go w nocnym koszmarze. Wszystko co chciałam powiedzieć, każde sensowne zdanie zgubiło drogę w moim gardle. Jedyne co potrafiłam wydukać to imię Lorenzo, oraz krzyczeć w stronę Dragona.
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Pierwszy raz mimo dzielącej nas odległości i moich oczu wypełnionych łzami, które jeszcze chwilę temu nie pozwalały mi wyostrzyć obrazu, zobaczyłam u niego jakieś uczucie. Surowy wyraz twarzy, zastąpiło zaskoczenie, a jego oczy nie były przepełnione chłodem i obojętnością. Wręcz przeciwnie. W oczach Dragona ujrzałam przerażenie.
Oszołomiony Bruno podniósł się z siedzenia, odstawiając z hukiem szklankę na stolik, po czym ruszając pewnym krokiem w moją stronę krzyknął coś do Nero, na co mężczyzna się podniósł i momentalnie wybiegł mijając mnie w drzwiach.
— Cindy... — Dragon lustrował mnie od stóp do głów, jakby nie wierzył że stoję tuż przed nim. Jego silne dłonie chwyciły moją twarz, a jego oczy przeraźliwie błądziły po każdym jej centymetrze. — Co się stało? — Mężczyzna przejechał kciukiem po moim policzku, dostrzegając na nim małe zaczerwienienie . — Kto ci to zrobił? — Po tych słowach, jego postawa zmienia się diametralnie.
Tak bardzo chciałam mu powiedzieć wszystko od początku do końca. Ale nie potrafiłam złożyć żadnego logicznego zdania na tyle, by mógł cokolwiek zrozumieć.
— Lorenzo... Oni go... — Załkałam.
Dragon nie zważając na to, iż byłam ubrudzona krwią, oraz resztami swojego makijażu, który płynął po moich policzkach przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, po czym mocno objął. Jego uścisk zdawał się być tak silny, tak jakby próbował się upewnić czy jestem prawdziwa i czy to co się właśnie dzieje jest rzeczywistością.
— Już dobrze Cindy. — Jego ton głosu po raz pierwszy był tak łagodny. Nigdy nie sądziłam, że usłysze go w takiej przyjemnej barwie.
Oboje staliśmy w ciszy, Dragon pocierał swoimi dużymi i ciepłymi dłońmi moje plecy i mimo, iż jeszcze chwilę temu miałam ochotę go zabić, zgnieść niczym najgorszego robala, to czułam okropną ulgę. Po tym co zrobił mnie jak i Elenie powinnam go odepchnąć, bać się go, ale było znacznie inaczej. Czułam się w tym momencie najbezpieczniej niż kiedykolwiek.
Komórka Dragona zadzwoniła, a on nie puszczając mnie wyjął ją z kieszeni, po czym odbierając połączenie przyłożył urządzenie do ucha. Nie potrafiłam odszyfrować słów, które było słychać przez słuchawkę, nawet się zbytnio na nich nie skupiałam, ponieważ moją całą uwagę przykuło serce Dragona, które biło jak oszalałe.
— Zabrali samochód? Skurwiele. — Wysyczał przez zęby. — A puls? Dobra Nero, więc przyjdź tu i zostań z nią. — Jego chłodny ton głosu powrócił na swoje miejsce, jednak serce znacznie przyspieszyło tempa.
— Czy... czy on... — Nawet nie zdążyłam dokończyć, gdy Dragon chwycił moją twarz w dłonie, po czym delikatnie przyłożył usta do mojego lekko spoconego czoła.
Jego milczenie było czymś, czego się nie spodziewałam. Sądziłam że wpadnie w furię, a on zdawał się być nad wyraz spokojny i opanowany.
Dźwięk drzwi zwiastował przybycie Nero do pokoju. Dragon rzucił mi ostatnie spojrzenie, po czym opuszczając pomieszczenie rzucił w cierpko stronę blondyna.
— Wiesz co masz robić Nero.
~ . ~
Siedzenie w milczeniu pozwoliło mi choć trochę przytoczyć jakieś przebłyski z wydarzenia, które miało miejsce. Wciąż się trzęsłam. Siedzący naprzeciw mnie Nero wcale mi nie pomagał. Przełknęłam ciężko, po czym spojrzałam na blondwłosego mężczyznę.
— Czy on żyje? — Zapytałam niepewnie, bawiąc się nerwowo brudnymi dłońmi.
— Cindy... — Westchnął. — Postaraj się najpierw uspokoić. Na pewno nie chcesz się niczego napić?
— Może wody. — Spojrzałam na swoje ręce, ukazując grymas niezadowolenia na swojej twarzy.
Przez to wszystko zapomniałam o tym, że jestem cała we krwi Lorenzo. Ciecz na którą patrzyłam pobudzała poczucie winy. Gdzieś w środku mnie czułam, że to co się wydarzyło, było moją winą.
Nero wyjął telefon, po czym wystukał coś na ekranie by następnie z powrotem schować go w głąb kieszeni. Widok moich dłoni ewidentnie go spiął, ponieważ mięsień w jego szczęce drgnął, a jego oczy na sekundę pozostały w zamknięciu.
— Co tam się stało Cindy? — Nasze oczy po tak długiej chwili w końcu się spotkały. Jego spojrzenie różniło się od Dragona. Nie miał w sobie tyle zimna jak i złości. Był totalnym przeciwieństwem tego demonicznego mężczyzny.
— To działo się tak szybko Nero... — Wydukałam drżącym głosem. — Chciałabym chociaż opisać twarze tych mężczyzn, ale nie potrafię. Mam ich przed oczami, ale widzę ich jak przez mgłę. Jedyne co potrafię odtworzyć to Lorenzo... To jak resztkami sił mnie obronił. — Zacisnęłam wargi by następnie lekko przymknąć oczy.
— Jeśli nie czujesz się na siłach, nie będę nalegał byś cokolwiek mówiła.
— Pytaj Nero.
W pomieszczeniu drzwi nagle się otworzyły, a w ich progu pojawiła się półnaga kobieta z tacą, na której stała jak zdołałam zlustrować moja woda. Pewnym, oraz pokazowym krokiem przemierzyła niewielką przestrzeń, zatrzymując się tuż przy stoliku stawiając przede mną wodę z lodem.
— Czy podać coś jeszcze? — Spojrzała na Nero, po czym jej wzrok prześlizgnął się po moim ciele.
— Nie Hailey, możesz już iść. — Rzucił w jej stronę, dzięki czemu kobieta ruszyła od razu do wyjścia. Jednak nim opuściła pomieszczenie rzuciła okiem po raz ostatni na siedzącą mnie na kanapie.
Moja ciekawska ja w normalniejszych okolicznościach zapytałaby o kobietę, ale totalnie nie miałam na to ochoty. Jedyne czego chciałam w tym momencie to zapaść się pod ziemię i zniknąć z jej powierzchni.
Nachyliłam się ku stolikowi, po czym chwytając szklankę upiłam soczysty łyk wody. Gdy zimna ciecz przebrnęła przez mój przełyk, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam spragniona.
Nero przetarł dłonią swoją twarz i lekko nachylając się w moją stronę, ledwo słyszalnie westchnął.
— Powiedz mi Cindy tyle ile pamiętasz. To się stało zaraz po wyjściu z Klubu?
— Tak... Ja szłam zaraz za Lorenzo. Ci mężczyźni.. Oni po prostu wyrośli z ziemi. Było ich trzech z tego co pamiętam. Jeden z nich najpierw mnie chwycił, zatykając mi buzię. Kiedy Lorenzo usłyszał moja próbę krzyku chciał się odwrócić, a wtedy... — Ciężko przełknęłam. — Wtedy dwóch pozostałych rzuciło się na niego. Widziałam jak jeden z mężczyzn atakujących Lorenzo wyjmuje nóż, więc zaczęłam się szarpać na tyle ile miałam sił, wtedy jeden z nich tak mną szarpnął, że upadłam na ziemię, a kiedy próbowałam się podnieść by pomóc Lorenzo, uderzył mnie.
Moje łzy same zaczęły spływać po policzkach, a dłonie mocniej zacisnęły się wokół szklanki. Czułam się jakbym była w tamtej chwili, czułam się winna. Czułam, że mogłam zrobić więcej.
— Gdy... — Zająkałam się, nabierając gwałtownie powietrza, którego w tym momencie zdawało się mi zabraknąć. — Gdy już leżałam na ziemi, widziałam cieknącą krew. Mimo iż był w niej cały to podniósł się na ostatkach sił, nawet nie myśląc o tym, że to on jest ranny, a nie ja i zasłonił mnie swoim ciałem. Gdy rozległ się okropny huk, wiedziałam czym jest ten dźwięk. Postrzelili go rozumiesz? — W tym momencie nie wytrzymałam. Tama pękła, a mój histeryczny płacz powrócił. Moje gardło zaschło, do tego stopnia, że w pewnych momentach zaczęło się ze sobą sklejać.
— Cindy... — Zaczął miękko, jednak przerwałam mu.
— Chciałam go uratować Nero. Próbowałam zatamować krwawienie... Wtedy wasi ochroniarze przybiegli i kazali mi iść do Dragona. — Odstawiłam szklankę na stolik, po czym zasłoniłam dłońmi swoją twarz, totalnie zapomiając o tym, iż były całe zakrwawione. — Dźgali go nożem, a później postrzelili. A ja? Ja nic nie mogłam zrobić. — Kręciłam swoją głową, nie dowierzając w to co właśnie się wydarzyło.
— Spokojnie mała, zrobiłaś tyle ile mogłaś. To co się wydarzyło nie jest twoją winą. — Głos mężczyzny był tak spokojny i kojący.
Nie miałam pojęcia co robił u boku Dragona. Był totalnym przeciwieństwem ludzi stąpających po ich twierdzy. Nie trzeba było go poznać bliżej, by dojrzeć w nim cząstkę człowieczeństwa. W jego oczach nie byłam w stanie dostrzec zimna, jakim emanowało spojrzenie Dragona za każdym razem.
— Nasi lekarze zrobią wszystko by go uratować. Puls był jeszcze wyczuwalny. — Nero znalazł się tuż przy mnie. Kolana blondyna nieco strzeliły gdy przykucnął tuż przy mnie, kładąc dłoń na moim kolanie.
Na odczucie dotyku Nero zabrałam dłonie ze swojej twarzy, po czym spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
Byłam pewna, że Lorenzo zginął.
— Żyje?
— Cindy przecież to kawał chłopa. — Kącik ust blondyna drgnął lekko ku górze. — Myślisz że dlaczego Dragon ma samych wielkich facetów u siebie? Ten dzik będzie jeszcze nieraz cię wkurzał. Byliśmy w gorszych tarapatach i wychodziliśmy z tego cało. On też wyjdzie. — Poklepał mnie przyjacielsko po kolanie, po czym podniósł się na równe nogi. — Chodź Cindy, musimy już jechać.
Po słowach blondyna z mojego serca spadł ogromny ciężar, jakim był śmierć Lorenzo. Oboje nie przepadaliśmy za sobą. Momentami wręcz miałam nadzieję, że chętnie by mnie zatłukł co nie raz sam przyznał. A on mimo wszystko mnie ochronił. Ten cholery pies Dragona mnie uratował mimo, iż sam ledwo był w stanie poczołgać się w moją stronę.
Każdy mógł mnie zapewniać o tym, że Lorenzo żył, ale przed oczami wciąż miałam to jak nóż wbija się w jego ciało. A on? On nie myślał o sobie, tylko o mnie. Myślał tylko o tym żeby mnie obronić... Jak Dragon sprawił, że obcy człowiek, wolał uratować obojętną mu kobietę?
— A Dragon? I gdzie jedziemy? — Spojrzałam na niego pytającym i nieco zaskoczonym wzrokiem.
— Dragon ma dużo do załatwienia, przyjedzie do Ciebie później. — Jego spojrzenia dało do zrozumienia, że zajmuje się sprawami o których nie powinnam wiedzieć. — Do Hotelu Cindy, nie wracamy dzisiaj do domu. — Ciężko westchnął, po czym ruszył w stronę drzwi, a moje nogi poniosły mnie tuż za nim.
~ . ~
Ciepła woda powoli zaczęła rozluźniać moje nieco spięte i obolałe ciało. Próbowałam zmyć z siebie cały brud tego wieczoru. Mimo, iż Nero próbował mnie uspokoić, wciąż miałam w głowie to, że widziałam śmierć człowieka, chociaż może nie śmierć, a tak brutalny atak. Nie mam pojęcia dlaczego ale odczuwałam, że Lorenzo odszedł na tym zimnym betonie, tonąc we własnej krwi.
Przez moją głowę przepłynęło tyle myśli. Moja wyobraźnia ze zmęczenia, podsuwała mi niedorzeczne wyobrażenia. Wanna przez chwilę stała się głębokim morzem w które zapragnęłam się zanurzyć i nigdy nie wyjść na powierzchnię. A może tak naprawdę to ja umarłam? Chociaż to zdawało się by zbyt proste. Śmierć jest zbyt łatwa i prosta w porównaniu do życia przy tym Diable.
Właśnie Diabeł... Te wydarzenie pokazało mi, że ma jednak uczucia. Mimo iż robił te wszystkie popieprzone rzeczy, to gdy mnie objął poczułam ulgę i bezpieczeństwo. Choć naprawdę się starałam, nie potrafiłam pojąć dlaczego właśnie się tak czułam. Przecież on nie krzywdził tylko mnie, ale również Elenę i zapewne nie tylko nas.
Zaschnięta krew była ciężka do zmycia, jednak pod wpływem ciepłej wody i tony mydła pozbyłam się jej z rąk, nóg jak i twarzy. Zmywając ją z siebie, poczułam się jakbym odżyła na nowo. Woda nie była już przezroczystą cieczą. Pod wpływem brudu jaki z siebie zmyłam stała się znacznie ciemniejsza. Przyciągając swoje kolana do piersi, objęłam je rękoma, po czym położyłam na nich swoją głowę. Mimo iż woda zaczęła znacznie się ochładzać to nie chciałam z niej wychodzić. Miałam ochotę tam zostać i roztopić się w niej. Tak po prostu zniknąć. Przymknęłam powieki, które stały się znaczniej cięższe, lecz gdy tylko usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi moja głowa uniosła się, lustrując w progu Dragona. Wyglądał na zaskoczonego. Jakby mnie się tu totalnie nie spodziewał. Jego widok zdołał kompletnie wbić mnie w osłupienie. Ręce jak i koszula były ubrudzone krwią, twarz również pokrywała czerwona ciecz, jednak prócz niej można było dostrzec wyraźne ślady walki. Rozwalona warga i łuk brwiowy był niczym w porównaniu do tego, że był cały w tej cholernej krwi, której widoku miałam kompletnie dosyć.
Rozdział wleciał nieco później niż powinien.. staram się dodawać regularnie, jednak ostatnio mam strasznie dużo na głowie i ciężko jest pogodzić ze sobą niektóre rzeczy.
W ramach rekompensaty rozdziały są o wiele dłuższe, niż te początkowe.
Życzę Wam miłego weekendu kochane!
BUZIAKI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top