40. Plan.
POV Cindy :
Na moich powiekach nie ciążył już ciężar zmęczenia, gdyż noc bez Dragona sprawiła, iż mój sen był twardy jak nigdy. Odetchnięcie od jego silnego uścisku pozwoliło mi przyswoić znacznie więcej tlenu niż zwykle, dzięki czemu mój mózg myślał trzeźwiej niż zwykle.
Poranna toaleta jak zwykle minęła mi w szybkim tempie, gdyż nie trudziłam się nad żadnym makijażem jak wczoraj. W ciszy siedziałam na rogu materaca, ubrana w dresy jak i bluzę, wsłuchując się w spadające krople deszczu, które silnie uderzały o szybę balkonowych drzwi. Pogoda z zewnątrz idealnie odzwierciedlała mój nastrój, który poszarzał w momencie gdy dowiedziałam się o podróży. Myśl, iż mogłam odetchnąć od niego trzy dni napawał mnie nutką szczęścia.
Przy nim zawsze myślałam nietrzeźwo. Mogłabym śmiało stwierdzić, iż zatruwał mój umysł rozprowadzając w nim nieznaną dla mnie substancję. Czarne oczy, metaliczny głos, jak i delikatny dotyk, były jej częścią, tworząc mieszankę wybuchową. Brak jego obecności oznaczało trzeźwość. Tylko w stanie skupienia, mogłam porozumiewać się z Eleną. Byłam świadoma, iż jeden chociażby zły ruch i mogłabym wybierać trumnę dla mnie, jak i dla Eleny.
— Cindy! — Donośny, jak i z lekka stłumiony krzyk dochodził zza drzwi. Głos Lorenzo rozpoznałabym wszędzie.
Podniosłam się z materaca, chwytając za klamkę. Jednakże po otworzeniu drzwi nie ujrzałam niczego, poza następnymi drzwiami, które znajdowały się tuż naprzeciw sypialni Dragona. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, wychylając swoją głowę w stronę korytarza. Na samym jego końcu stał Lorenzo z jak zwykle nietęgą miną.
— Tak?
— Dzisiaj zejdziesz sama na śniadanie, muszę coś załatwić w związku z twoją podróżą.
Moje oczy mimowolnie zabłysnęły ze szczęścia. Ulga przepłynęła przez moje ciało, rozluźniając moje spięte mięśnie. Mój brzuch momentalnie zaburczał. Świadomość, iż ten jadowity wąż spuści ze mnie oko, napełniał mój żołądek chęcią wchłonięcia całego stołu.
Zamknęłam za sobą drzwi, po czym ruszyłam w stronę mężczyzny.
— Gdzie tak właściwie jest Dragon? — Zapytałam, zatrzymując się tuż przed nim.
— Nie wiem Cindy.
— Z pewnością. — Mruknęłam pod nosem.
— Pamiętaj Blondyneczko, ściany mają uszy. — Uśmiechnął się cwaniacko, posyłając mi znaczące spojrzenie.
— Pajac. — Fuknęłam pod nosem udając się wprost do jadalni.
Ku mojemu zaskoczeniu przy stole nie siedziała jedynie Elena. Nero zajmujący miejsce nieopodal niej zdołał wywołać zaskoczenie na mojej twarzy, co nie umknęło uwadze dwóm następnym ochroniarzom tuż przy jego boku. Idealnie ułożone kasztanowe włosy należały do jednego z nich. Przystojną twarz z ostrymi rysami dopełniał kilkudniowy zarost wraz niebieskimi oczami. Natomiast drugi ochroniarz posiadał włosy w kolorze ciemnego blondu, również ułożone wręcz do perfekcji. Jego twarz różniła się znacznie od kasztanowłosego towarzysza. Jej prawa strona była poparzona, przez co sam widok wywoływał dreszcze. Na szyjach obojga nie mogło zabraknąć tatuażu smoka, który miał każdy z ludzi Dragona.
Niepewnie zajęłam miejsce obok Eleny. Każda możliwa para oczu wędrowała za moim nawet najmniejszym ruchem. Jakby obawiali się zamachu na własne życie. Moje spojrzenie mimowolnie powędrowało na przyjaciela Dragona, który nie wyglądał tak jak zazwyczaj. Uśmiech z jego twarzy zniknął. Szary odcień skóry zastąpił rumieńce, które zawsze towarzyszy mu na policzkach, a oczy zostały podkrążone jakby codziennie dźwigał ciężar nie do uniesienia. Gołym okiem można dostrzec, że jest czymś zmęczony. Chociaż może nie czymś, a kimś.
— Witaj Cindy. — Nero spojrzał na mnie, unosząc delikatnie kącik ust.
— Hej, jak się masz? — Starałam się obdarować blondyna najszczerszym uśmiechem, jakim byłam tylko w stanie, jednakże kłamca był ze mnie słaby.
— Dobrze, a ty?
Nasze oczy spotkały się w jednej linii i już byłam pewna swojego. Nie musiałam wpatrywać się głęboko w wyblakłą zieleń, gdyż już wcześniej dojrzałam, że życie zostało z niego bezlitośnie wyssane.
— Też. — Odpowiedziałam chłodno, nalewając kawę do filiżanki. — Myślałam, że jesteś z Dragonem.
— Cóż, plany się zmieniły. — Odchrzaknal. — Masz lot o 11, jesteś już spakowana?
Słysząc słowo ''lot'' zamarłam. Nabrany łyk kawy przeleciał z prędkością światła przez przełyk, delikatnie mnie przy tym parząc. Nabrałam gwałtownie powietrza, zaczynając krztusić się. Truskawkowłosa pośpiesznie podniosła się z krzesła, zaczynając poklepywać mnie po plecach.
— Cindy, powoli. — Na jej twarzy zawitał cień uśmiechu, gdy wciąż poklepywała mnie po plecach.
Złapanie oddechu nadeszło po dłuższej chwili. Poczułam ulgę w momencie gdy zawartość filiżanki spłynęła do żołądka. Nabrałam kilka głębokich wdechów jak i wydechów, po czym chwyciłam dłoń Eleny w ramach podziękowań.
— L... lot?!
— No tak. A jak chciałaś się dostać do Hiszpanii? Rowerem?
Ochroniarze zajmujący miejsce przy stole wybuchli śmiechem, wpatrując się jedynie w swój talerz jedzenia.
— Nie ma mowy. Nigdzie nie lecę. — Uniosłam się gwałtownie z krzesła wylewając pozostałości filiżanki na stół.
— Cindy daj spokój. — Nero oparł się zirytowany o oparcie krzesła, po czym ciężko westchnął. — Nie mów że się boisz.
— A Ty nie?! Przecież to latająca trumna!
— To tylko kilka godzin latania wygodną trumną.
— Pojadę rowerem.
Nero prychnął, kręcąc głową w niedowierzaniu.
— A Lorenzo hulajnogą, zaraz za tobą. — Zadrwił, na co ochroniarz z blizną na twarzy wybuchł głośnym śmiechem.
— On drepcze na piechotę. — Kącik moich ust drgnął w lekkim uśmiechu, wyobrażając sobie stąpającego za mną męczennika.
— Idź już lepiej po walizki Cindy. Lorenzo nie ma tyle cierpliwości co poniektórzy. — Nero spojrzał na mnie znacząco, przez co przeszył mnie dreszcz. Nie miałam pojęcia co miał na myśli, jednakże w głębi serca liczyłam na to, iż nic nie wie o tym co zrobił mi Dragon.
— Elena pomożesz mi z walizką? — Zapytałam niepewnie, zerkając ukradkiem na brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Nero, jak i reszty ochroniarzy.
Ukradkiem zerknęłyśmy na siebie, próbując w najdyskretniejszy sposób porozumieć się między sobą. Obie nie miałyśmy pojęcia, czy Nero się jedynie z nami droczy, czy też nie ma bladego pojęcia o tym, iż Dragon nie paja zachwytem gdy przebywamy w swoim towarzystwie.
Nie dostrzegając żadnego sprzeciwu z ich strony obie wstałyśmy z siedzeń, ruszając wprost sypialni.
— Cindy ostrożnie, tutaj mogą być podsłuchy. — Wyszeptała Elena, krocząc przy mnie.
„Ściany mają uszy blondyneczko" Nabrało całkiem innego sensu.
— Podsłuch? — Wyszeptałam, zaczynając stawiać kroki na pierwszych stopniach schodów.
— Tak, Dragon nie jest głupi. Uważaj co mówisz i co robisz. Masz coś do pisania w pokoju?
— Nie mam pojęcia. Ale myślę że coś się znajdzie.
Chwyciłam drobną jak i gładką dłoń Eleny, ciągnąć ją za sobą. Obie przyśpieszyłyśmy kroku, przemierzając schody w znacznie szybszym tempie niż zwykle. Krew w moich żyłach zaczęła przepływać szybciej z myślą, iż Lorenzo mógłby nas przyłapać. Docierając do drzwi złapałam prędko za klamkę, wciągając za sobą Elenę do pomieszczenia. Zamknięcie drzwi było ledwo słyszalne, gdyż każde najmniejsze skrzypnięcie mogło nas zaprowadzić do klęski.
Obie momentalnie zaczęłyśmy się rozglądać po sypialni, szukając przedmiotu do pisania.
Mój instynkt podpowiadał mi bym od razu skierowała się do garderoby i tak też zrobiłam. Każda najdrobniejsza półka, nawet ta z bielizną została przeszukana. Zawartość ostatniej szuflady po drugiej strony garderoby, tuż przy wejściu zapoczątkowała coś o czym od tak dawna marzyłam. Stos kartek, teczek czy też dzienników leżały na samym dnie. Nie zastanawiałam się jakie zapiski w sobie kryły, interesowało mnie jedynie to, aby porozumieć się z Eleną.
Elena weszła do garderoby z długopisem, po czym podeszła do mnie, przyglądając się całej zawartości. Bez żadnego zastanowienia chwyciła czarny dziennik, po czym wyrwała z niego jedną stronę. Zielone oczy z drobnym błyskiem spojrzały na mnie, nie szczędząc sobie delikatnego uśmiechu.
Przysiadła na kanapie w garderobie, kładąc na swoich kolanach dziennik, który miał jej posłużyć za podkładkę do pisania. Nim zdążyłam się do niej przysiąść, Elena chwyciła w dłoń długopis i zaledwie po sekundzie, skierowała papier w moją stronę.
E : Musisz być ostrożna, wszystko małymi krokami bo się zorientują.
Zmarszczyłam brwi, zabierając Elenie narzędzie do pisania.
C : Masz jakiś plan?
Spojrzałam na rudowłosą, wsuwając długopis do delikatnych dłoni.
E : Zdobądź jego zaufanie.
— Jak? — Cicho jęknęłam, patrząc na nią swoim zrezygnowanym spojrzeniem.
Elena pokręciła głową, pisząc dużymi jak i drukowanymi literami :
„NIE SPRZECIWIAJ SIĘ"
W jednej chwili w pokoju rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a ja wraz z Eleną zamrałyśmy. Wiedziałyśmy że wkroczyliśmy do paszczy sługusa lwa i w każdej sekundzie mogłyśmy zostać połknięte, bez najmniejszego przeżucia. Obie natychmiast wstałyśmy. Elena chwyciła walizkę stojąca tuż przy wyjściu, po czym otworzyła ją, wrzucając kilka pierwszych lepszych bluz wraz z wieszakami do środka.
Ja również wstałam, po czym zgniatając kartkę papieru wrzuciłam ją do kieszeni. Kroki Lorenzo stawały się coraz głośniejsze, przez co panika w mojej głowie dawała o sobie wyraźne znaki. Chwyciłam leżący dziennik na kanapie, wrzucając go w głąb ubrań Dragona.
— Tak więc nie wiem co jeszcze spakować, widzisz tu coś szczególnego? — Zapytałam, otwierając szufladę z bielizna.
Elena posłała mi cwaniacki uśmiech, po czym prowizorycznie zaczęła przeglądać wiszące ubrania. Żadna z nas nie musiała patrzeć w stronę wejścia, gdyż jego ciężki oddech był zbyt głośny, aby go zignorować.
— Co ty tu do chuja robisz Elena?! — Warknął.
— Pomaga mi się pakować, to coś złego? - Stanęłam przed Lorenzo, po czym skrzyżowałam ręce na piersiach.
— Tak! Wypierdalaj stąd Ruda i to już! — Warknął w stronę Eleny.
— Da się powiedzieć to w bardziej sympatyczny sposób Lorenzo. Nie zawsze musisz być pieprzonym zwierzęciem.
Ciemne oczy mężczyzny emanowały gniewem, jak i w pełnym rodzaju pogardą w naszym kierunku. Z każdym dniem ten mężczyzna udowadniał mi jak bardzo można kogoś nienawidzić, nie znając osoby dogłębniej.
— A czy ja ci wyglądam na kogoś sympatycznego?!
— Naprawdę chcesz wiedzieć „na kogo wyglądasz"?
— Myślę Cindy że musisz spakować kilka sukienek i masz wszystko. — Wtrąciła Elena, kładąc dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na nią przez ramię, dostrzegając na jej twarzy delikatny uśmiech. — Baw się dobrze. — Puściła w moją stronę oczko, po czym wyszła mijając Lorenzo w progu drzwi.
W garderobie wciąż stałam twarzą w twarz z psem Dragona. Szykowałam się do kolejnych wymian zdań, gdyż dziś miałam ponownie zobaczyć się z Dragonem, przez co mój język ociekał jadem. Jednakże Lorenzo nie odezwał się do mnie. Wyminął mnie, po czym zamknął walizkę i chwycił ją w dłoń.
— Nie mam wszystkich rzeczy! — Krzyknęłam, po czym chwyciłam walizkę, ciągnąc ją w swoją stronę.
— Trudno. Twój czas się właśnie skończył. — Syknął, zaczynając rozglądać się po całym pomieszczeniu.
— W szafie schował się mój kochanek jak coś. — Zadrwiłam, wskazując palcem na ogromne rozsuwane drzwi szafy. — Lorenzo nie mam wszystkiego w tej cholernej walizce, rozumiesz?
— A ty kurwa rozumiesz że mnie to nie obchodzi. Było się pakować, a nie plotkować z rudą. — Warknął w moją stronę.
Zagryzłam wnętrze swoich policzków, by nie wypowiedzieć czegoś, co wykraczałoby nawet poza moją granicę. Zrobiłam krok w przód, ruszając w stronę półek gdzie mieściły się moje rzeczy, jednak Lorenzo chwycił mnie za ramię, wypychając z garderoby.
— Nie testuj mnie Cindy. Użeranie się z twoja siną dupą to ostatnie na co mam ochotę.
— Uważasz że przyglądanie się takiemu parszywemu szczurowi jak ty, jest lepsze?
— Nie wiem co on w tobie widzi. Jesteś chodzącym wrzodem na tyłku. Prędzej bym cię wrzucił do studni, niż pozwolił spać w swoim łóżku.
— Cóż, z wielkim żalem pragnę cię poinformować że masz do gadania tyle co ja. — Oboje gniewnie spojrzeliśmy w swoje oczy. Cisza, która zapanowała między nami, stała się ulgą dla moich uszu.
Całą drogę stąpałam przed nim. Ciągle czułam ciężki oddech Lorenzo na plecach. Jego cień gonił mój.
Gdy w końcu chwyciłam za gałkę drzwi wyjściowych poczułam jak motyle wypełniają mój brzuch. Nie byłam w stanie określić ile siedziałam zamknięta, a świadomość tego, iż właśnie wychodzę na zewnątrz sprawiała, że przez moją twarz przebiegł cień uśmiechu. Gdy tylko zdołałam postawić pierwszy krok za próg, od razu uderzył mnie zapach świeżego powietrza oraz kwiatów, które znajdowały się w ogrodzie.
Nigdy nie postrzegałam tego miejsca jako piękne może dlatego, że zbyt bardzo byłam skupiona na tym aby się stąd wyrwać. Teraz gdy już wiem, że nie uda mi się bez pomocy Eleny, to mogę śmiało stwierdzić, iż jest tu pięknie. Ogród zdobiły jedynie same czerwone róże jak i krzewy, które równo przycięte dodawały klimat temu miejscu.
Lorenzo przyśpieszył i tym razem kroczyliśmy jak dwaj żołnierze na równi ze sobą. Między nami panowała cisza, jedyne co było słyszalne to kamyczkowa droga, która pod wpływem naszych kroków dźwięcznie szeleściła.
Docierając do bramy wyjściowej Lorenzo wpisał pin, po czym piekielne wrota się rozsunęły. Za bramą stał już czarny Suv, do którego wsiadłam, bez jakiejkolwiek sprzeczki. Trzaskająca klapa bagażnika zwiastowała, iż Lorenzo wpakował moja walizkę do środka. Miejsce pasażera zajął nikt inni jak Lorenzo, natomiast za kierowcę robił ochroniarz z blizną, który jeszcze chwilę temu zajmował miejsce przy stole, tuż obok Nero.
Cisza zdołała wypełnić cały pojazd. Cała droga odbyła się bez żadnego słowa, jak i bez żadnej, nawet najcichszej nuty, która byłaby w stanie przebrnąć przez głośniki. Cisza była dla mnie w tym momencie karą, gdyż skupiałam się na wszystkim co najgorsze. Wracałam każdą możliwą myślą do zdarzeń, wyobrażając sobie co mogłam zrobić, a czego nie.
Nostalgia została momentalnie przegoniona, gdy utkwiłam swój wzrok w widoku za oknem. Przez długi czas przejeżdżaliśmy przez opustoszałą okolicę, w której z trudem można było dostrzec żywą duszę. Obrzeża miasta Grand City stały się małą metropolią, gdy na nie wkroczyliśmy. Zarys wysokich wieżowców, jak i gwar niewyraźnych jak i zgłuszonych klaksonów dobiegał z małą częstotliwością, przez uchylone okno.
Dom był zawsze moim azylem w którym czułam się bezpiecznie. Nie widziałam w tym nic złego, gdy moje młodsze koleżanki wybierały się ukradkiem na imprezy, podczas gdy ja spędzałam wieczór przed ekranem laptopa, czy też przed książką. Zdarzały się momenty, w których byłam utwierdzona w myślach, iż tracę jakąś cząstkę swojego młodzieńczego życia, przebywając w czterech ścianach swojego małego pokoju. Jednakże w tym momencie jestem pewna, że egzystencja którą żyłam było moim świadomym wyborem, przez co było moją strefą komfortu. Moje tutejsze życie jest więzieniem, z którego nie potrafię się uwolnić. Po raz pierwszy od tak długiego czasu mam ochotę wyjść do ludzi, zaczepić przypadkowego przechodnia i porozmawiać z nim chociażby o pogodzie, która swoją drogą nie była zbyt przyjazna.
Gdy samochód zatrzymał się na sporej jak i pustej powierzchni, każda myśl momentalnie zastygła. Dopiero teraz dotarło do mnie co mnie czeka.
Lorenzo wyskoczył z samochodu, wraz z kierowcą zatrzaskując za sobą drzwi. Natomiast ja siedziałam w bezruchu. Strach sparaliżował mnie do tego stopnia, że poruszenie chociażby palcem było dla mnie niesamowitym problemem.
Na dźwięk gwałtownego otwierania drzwi podskoczyłam, przymykając swoje oczy. Nie miałam chęci ujrzeć po raz kolejny zirytowanej twarzy Lorenzo, która potęgowała mój strach przed lataniem.
— Na co czekasz Cindy? — Warknął w wyraźnym westchnieniem.
— Na to aż mnie zatłuczesz. Nie wsiądę do tej latającej trumny. — Wychrypiłam, zaciskając nerwowo dłonie na materiale spodni.
— Podnoś tyłek, nie mamy czasu.
— Wystarczy jeden cios Lorenzo, tylko zrób to tak, aby nie bolało. — Spojrzałam w stronę mężczyzny, nie dowierzając. Cień uśmiechu przebrnął przez jego lodowatą twarz, wmurowując mnie w twardy asfalt pod nogami.
Jednak jak szybko ujrzałam ten drobny gest, tak szybko zniknął gdy mężczyzna chwycił mnie za rękę, wyciągając brutalnie z samochodu.
— Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to zrobić. — Warknął, po czym szarpnął moim ramieniem prowadząc w kierunku samolotu.
— Ja nie chcę... — Wymamrotałam, starając się spowolnić krok. Jednakże wściekły Lorenzo nie dawał za wygraną. Ciągnął mnie coraz mocniej, przez co z każdą sekundą byłam zmuszona przyśpieszyć kroku.
— Jak chcesz mogę ci pomóc. — Nasze oczy momentalnie odnalazły jedną drogę.
Przez słowa które wypowiedział mój mózg zastygł, do tego stopnia że nim się zorientowałam stałam tuż przed schodami wejściowymi na pokład. Nie zdołałam oderwać od niego wzroku nawet w momencie, gdy mężczyzna z poparzoną twarzą podbiegł do nas z walizką, wymieniając z Lorenzo kilka zdań.
— Co jej zrobiłeś? — Mężczyzna z blizną spojrzał na mnie, wyrywając mnie z amoku.
Lorenzo skierował na mnie swoją chwilową uwagę, by następnie spojrzeć na swojego towarzysza.
— Pozwoliła mi się zatłuc, a ja jej odmówiłem. — Prychnął, pchając mnie w stronę schodów.
— Ty? Odmówiłeś? Niemożliwe. — Zadrwił, po czym na jego twarzy pojawił się rekini uśmiech.
Stanęłam przed schodami, zaprzestając słuchać jakichkolwiek następnych słów, które opuszczały usta Lorenzo, jak i jego towarzysza. Moja uwaga skupiła się na schodach, prowadzących do odmętu piekielnych wrót. Każdy schodek liczyłam w głowie trzy razy. Trzy razy zdołałam policzyć 26 stopni, które powodowały coraz większy niepokój.
— Lore... — Nie zdołałam odwrócić swojego spojrzenia od stopni, które dzieliły mnie od wejścia na pokład, gdyż silna męska dłoń przyłożyła nasączony materiał do moich ust, sprawiając że cały świat momentalnie zgasł. Ciemne chmury stały się czarne, a odgłosy miasta cichły gdy moje mięśnie stały się zwiotczałe. Walka z ciężkimi powiekami nie przyniosła żadnych rezultatów, gdyż poległam, pozwalając im opaść.
Już was 300 pod każdym rozdziałem. Dziękuję wam bardzo za wyświetlenia, jak i za aktywność która jest coraz większa pod rozdziałami!
BUZIOLE I DO NASTĘPNEGO!
GŁOŚNA <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top