39. Przechytrzony

Cindy :

Przedzierające się przez zasłony promienie słoneczne, to pierwsze co ujrzałam zaraz po przebudzeniu. Po nocnej burzy jak i również Dragonie nie było śladu. Leżałam w bezruchu na brzuchu, wpatrując się zaspanymi oczami w zasłony zastanawiałam się nad tym, co jest jeszcze w stanie zrobić ze mną Dragon.

Pulsujący ból pośladków dokuczał mi nawet w nocy, gdy zdołałam się przebudzić. Jednak nie tylko to wybudzało mnie ze snu. Gorąc jaki obezwładniał moje ciało, jak i ciężki oddech był nie do zniesienia. Dragon dusił mnie w swoim żelaznym uścisku, nie mając zamiaru chociażby na sekundę puścić.

Miniona noc była koszmarem i choć nie miałam ochoty o niej myśleć, to tak czy inaczej wydarzenia dopadały moją głowę, ukazując pojedyncze obrazy mordując mnie przy tym już z samego rana. Znalazłam się w potrzasku, z którego z pewnością sama nie zdołam się wydostać. Lecz czy sama Elena, będzie w stanie pomóc mi zrównać się z Dragonem?

Fakt, że ciemnooki zostawił mnie samą z Lorenzo sprawił, iż nie miałam ochoty podnieść się z łóżka. Niechęć do człowieka o stalowej osobowości powodował żelazne ukłucie w brzuchu. Dragon co prawda nie należał do ludzi o nieskazitelnie ciepłym sercu, jednakże Lorenzo w jakiś sposób był bardziej zlodowaciały. Jego sposób bycia, był dla mnie niedoopisania. Miałam wrażenie, iż ten człowiek nie czuje totalnie niczego. Jakby sam diabeł, zdołał wyssać z niego każdą cząstkę człowieczeństwa, stawiając go na czele swojej armii.

Zegar stojący na szafce nocnej, przy łóżku wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści. O tej porze już zawsze stałam na nogach, przygotowując bar Boba do otwarcia. Od śmierci taty, nigdy nie miałam dni w których wylegiwałam się całymi dniami i choć po cichu zawsze o nich marzyłam, to w tym momencie mam tego po dziurki w nosie.

Wsłuchiwałam się w ciche tykanie zegara, nie przestając wpatrywać w zasłony, które w obecnym momencie były jedynym najciekawszym dla mnie obiektem. Głośne walenie do drzwi przerwało każdą moją nostalgię i nim zdążyłam zasłonić pupę, do pokoju wparował wściekły Lorenzo zastygając w miejscu.

Zakryłam się kołdrą, lecz świadomość że zobaczył ślady, które zostawił po sobie Dragon wprawił mnie w stan osłupienia. Oboje lustrowaliśmy się wzrokiem, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.

— Śniadanie Cindy, rusz się w końcu. — Rzucił mi jedynie zlodowaciałe spojrzenie, zamykając za sobą drzwi. Jego próba ukrycia zakłopotania na twarzy, wprawiła mnie w zaskoczenie. Jeszcze chwilę temu rozmyślałam nad tym, iż ten człowiek nie czuje totalnie niczego.

Niechętnie zwlekłam się z łóżka, cicho sycząc gdy usiadłam na rogu materaca. Moja obolała pupa po raz kolejny dała o sobie wyraźne. Ból jaki mi towarzyszył mogłabym śmiało porównać do oparzenia, jeden drobny dotyk i skóra niemiłosiernie wypalała dziurę.

Wstałam, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Nieuniknionym krokiem było przejście przez garderobę, by się znaleźć w toalecie i wystarczyło postawienie kroku zza próg, by po całym moim ciele przechodził zimny dreszcz.

Prysznic był najlepszą czynnością jaką mogłam wykonywać. Zmywając z siebie brudy poprzedniej nocy, czułam nieskazitelną ulgę. Choć każda, najdrobniejsza kropelka była odczuwalna na moich pośladkach, to przedłużałam czas porannej toalety do maksimum. Zapach kokosa wypełniał całe pomieszczenie, a zaparowane lustro utwierdziło mnie w fakcie, iż powinnam opuścić łazienkę, nim Lorenzo sam mnie z niej wyciągnie za włosy.

Poza umyciem zębów, jak i wysuszeniem włosów postanowiłam w końcu zrobić coś z twarzą, która w żadnym stopniu nie przypominała niczego ludzkiego. Od chwili gdy tutaj przybyłam, za każdym razem patrząc w lustro nie widziałam niczego, poza martwą duszą, ciałem jak i twarzą.

Kosmetyczka znajdująca się pod zlewem była wypchana po brzegi różnymi kosmetykami, przez co wybór był ogromny. Rysy buzi momentalnie nabrały życia gdy nałożyłam korektor w miejsca, które tego wymagały. Czarny cień przyozdobił moje oko, tworząc małą jak i przydymioną kreskę w kąciku oka. Bronzer na kościach policzkowych spisał się idealnie, wyszczuplając nieco opuchniętą od płaczu twarz, a kredka do brwi wyznaczyła ich drugi kształt, przez co powieki wydawały się bardziej uniesione. Popękane jak i spierzchnięte usta, dostały porcję odżywienia w postaci balsamu do ust, który momentalnie przyniósł ulgę.

Garderoba była kolejnym, jak i nieuniknionym krokiem by założyć na siebie cokolwiek. lipcowy upał doskwierał z podwójną siłą, tak więc biała sukienka na delikatnych ramiączkach była idealnym wyjściem. Nie poznawałam samej siebie, nigdy nie przepadałam za noszeniem sukienek, ale świadomość tego, że Dragona nie ma w pobliżu rozpromieniała moją duszę.

Dźwięk głośnego pukania, jak i otwarcia drzwi z potężnym hukiem nie zadziwił mnie. Zniecierpliwiony Lorenzo nie czekał nawet na odpowiedź czy może wejść.

— Potrzebujesz specjalnego zaproszenia księżniczko?! — Warknął, stojąc u progu wejścia do garderoby.

— Tak, najlepiej gołebiem pocztowym żebyś więcej tu nie przyłaził.

— Pilnowanie twojego fioletowego tyłka wcale nie jest żadną przyjemnością.

Moje usta otworzyły się. Jednak nie zdołałam wypowiedzieć żadnego słowa. Zastrzelił mnie odpowiedzią. Zgniótł doszczętnie jak robala. Dla niego te słowa zdawały się nic nie znaczyć, gdyż jedynie zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem, krzyżując dłonie na piersi.

— Wybierasz się gdzieś? — Po zmierzeniu mnie od samych stóp, po głowę zatrzymał swoje spojrzenie na mojej twarzy, na której można z pewnością było dostrzec rumieniec złości.

— Oczywiście że tak. Nie widzisz że to idealny strój do zabawy w berka? Każdy z pewnością chciałby oglądać moją siną dupę. — Moje pięści zacisnęły się, a zęby aż zazgrzytały. — Dragon na pewno będzie zachwycony, że każdy może podziwiać to dzieło. A szczególnie jego wyszkolony pies, który włazi bez pukania do cudzego pokoju.

Twarz mężczyzny pociemniała, a postura ciała znacznie się zmieniła. Mięsień w jego szczęce drgnął, a nozdrza zaczęły się zwężać jak rozszerzać. Wyglądał niczym wściekły byk, szykujący się do ataku, by staranować swoją ofiarę.

Nim Lorenzo zdołał się odezwać, wyminęłam go ruszając w stronę jadalni. Za sobą słyszałam ciężki oddech mężczyzny, mieszający się z głośnymi odgłosami stawianych kroków. Słowa, które skierowałam do Lorenzo nigdy nie zdołałyby mi wypłynąć przy Dragonie. Z pewnością zostałabym skatowana przez niego, za to że jestem nieuważna. Lecz sam Lorenzo, nie musiał o tym wiedzieć, wolałam żeby żył w niewiedzy, tak samo jak i ja.

Codzienne przemierzanie tych samych metrów kwadratowych sprawiły, iż drogę znałam na pamięć. Dom o tej porze świecił pustkami, jedynie przez schody zdołałam wyminąć pokojówkę, jak i w salonie kilku ochroniarzy, którzy energicznie rozmawiając kierowali się do głównego wyjścia.

W jadalni siedziała tylko i wyłącznie truskawkowłosa, popijająca kawę jak i czytająca czasopismo. W jednej sekundzie pomyślałam o tym, iż jest tu tyle czasu. Nie wygląda jakby była zapracowana, tak więc co robi całymi dniami?

Słysząc kroki w jej stronę, podniosła głowę znad gazety i utkwiła we mnie swój intensywny wzrok. Lustrowała mnie przez pewien czas i gdy tylko zajęłam miejsce tuż obok niej powstrzymując chęć wydania z siebie syknięcia, posłałam w jej stronę uśmiech.

— Ja pieprzę Cindy! Czy to aby na pewno ty? — Zaśmiała się, upijając łyk pachnącej kawy.

— Przypominam w końcu w jakimś małym stopniu człowieka? — Zapytałam, chwytając karafkę napełnioną sokiem pomarańczowym, by następnie nalać go sobie do szklanki.

— Cóż, mogłabym śmiało powiedzieć że przypominasz nawet jedną modelkę z magazynu, który czytam. — Uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu, puszczając w moją stronę oczko.

— Modelki zazwyczaj wyglądają jak ludzie, a nie jak trupy z siną... — Spojrzałam na Lorenzo, który również utkwił we mnie swoje spojrzenie. — Twarzą. — Dokończyłam, przełykając z trudem ślinę.— Jak twój brzuch? — Zapytałam, odrywając wzrok od ochroniarza Dragona, stojącego tuż przy oknie tarasowym.

— Już ani śladu tego cholerstwa. Chociaż wciąż mam obawy przed jedzeniem czegokolwiek. — Skrzywiła się, lustrując stół pełen jedzenia.

Rozmowa toczyła się przez całe śniadanie. Przyjemną wymianę słów ani razu nie zdołał nam przerwać Lorenzo, który z uwagą wsłuchiwał się w każde zdanie, które tylko padło z naszych ust. Z tyłu głowy wciąż miałam liścik Eleny, który dostałam przy stole, jednakże zaczęcie jego tematu było problematyczne, gdyż ochroniarz naprawdę był ostrożny i przede wszystkim podejrzliwy.

Posłałam jedynie Elenie znaczące spojrzenie, po czym nerwowo poruszyłam się na krześle. Kłamanie, nawet w słusznej sprawie szło mi zbyt ciężko. Choć wierzyłam w to, że dom w którym się znajduje nauczy mnie tej sztuki. Z każdą sekundą byłam pewna, że rzucanie kłamstwem wprost w oczy Diabła, były jedynym wyjściem.

Elena posłała mi uśmiech, wyjmując z torebki szminkę.

— Zobacz co to za cudeńko. Modelka do której jesteś nieco podobna miała ją na sobie w ostatnim pokazie. — Zdjęła górną część, wysuwając jej zawartość na zewnątrz. — Chodź maznę cię.

— Jasne. — Przytaknęłam, lecz widząc odcień szminki wiedziałam że to nie będzie coś, czym będę na co dzień malować swoje usta.

Kolor totalnie nie należał do tych, w których chodziłabym na co dzień. Intensywny róż, sprawiał, iż moja uroda stawała się niesamowicie sztuczna. Elena nakładała z ostrożnością matową szminkę, która rozmazywała się przez balsam który miałam na ustach. Z pewnością była pewna, iż nie jest to mój kolor, lecz uznałam to za grę w której Elena pragnie usłyszeć moją odpowiedź.

— Cóż szminka w połączeniu z balsamem to nie najlepszy wybór, ale chociaż będzie ci łatwiej to zatrzeć na wypadek gdyby nie przypadło ci do gustu. — Uśmiechnęła się, podając mi lusterko, które wyjęła ze swojej małej torebki.

— I jak? Zgadzasz się z tym że ci pasuje, czy raczej nie? — Słowa, które padły z jej ust dla każdego wydawały by się zwykłymi, jednak wyczułam w nich podtekst, gdyż delikatnie podkreślała dwa słowa.

Chwyciwszy lusterko, spojrzałam w nie próbując powstrzymać grymas na twarzy. Mogłabym śmiało powiedzieć że wyglądam jak staranowana lalka barbie.

— Zgadzam. — Cień cwaniackiego uśmiechu przerbnął przez moją buzię. Znacząco spojrzałam na kobietę, dostrzegając w jej oczach błysk, zwiastujący nasze małe, wielkie zwycięstwo.

Głośne wibracje telefonu komórkowego, dochodzące z kieszeni Lorenzo wyprowadził nas z naszej gry. Mężczyzna odebrał telefon, podchodząc do naszego stolika.

— Do Ciebie. — Odparł chłodno.

Zmarszczyłam brwi, po czym chwytając telefon spojrzałam na wyświetlacz. Wielkie litery, tworzące nazwę kontaktu ''DRAGON'' wywołały grymas na mojej twarzy. Chęć wciśnięcia czerwonej słuchawki była niesamowicie silna, lecz zdawałam sobie sprawę, iż w tym momencie mogłoby to wszystko zepsuć. Właśnie zgodziłam się na propozycję Eleny, a teraz miałabym wszystko zniszczyć? Westchnęłam ciężko, po czym przyłożyłam słuchawkę do ucha.

— Słucham?

— Cindy? — Wystarczyło, że usłyszałam jego szorstki głos, by przed moimi oczyma ukazała się jego zimna twarz.

— Tak, coś się stało?

— Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, jutro przylecisz tutaj z Lorenzo.

— Co?! — Podniosłam się z siedzenia, trzymając nerwowo telefon. — Niby dlaczego?

Trzy idealne dni bez Dragona, ledwo się zaczęły, a już zakończyły.

— Spakuj się po prostu Cindy i nie rób scenek Lorenzo.

— Jasne. — Syknęłam niechętnie, rzucając spojrzenie w stronę Lorenzo.

— Do zobaczenia Cukiereczku. — Po tych słowach słyszałam tylko zerwane połączenie. Ja również się rozłączyłam, po czym oddałam telefon Lorenzo.

— Coś się stało? — Zapytała Elena, ewidentnie zmieszana moją reakcją.

— Nie, nic się nie stało. — Posłałam w jej stronę blady uśmiech, na co truskawkowłosa nie zadawała więcej pytań.

— Lecę Cindy. Jeśli Dragon ci pozwoli to zapraszam do siebie na film. — Elena spojrzała na Lorenzo, po czym opuściła pomieszczenie.

Spojrzałam na stół, a mój poranny głód w żołądku momentalnie zniknął.

— Zapytasz go? — Mój ściszony głos został usłyszany, gdyż kątem oka widziałam jakie zdziwienie było widoczne na jego twarzy.

— Za godzinę masz trening. — To jedyne co z siebie wydukał.

Oboje opuściliśmy pomieszczenie, ruszając do czterech ścian w których utkwiło moje życie.


Do następnego moi drodzy!

Mogę wam zdradzić że to będzie ''cudowna podróż'' dla Cindy.

BUZIOLE!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top