22. To, na co zasłużyłaś.

Dragon :


— Jeśli mnie puścisz, to pójdę sama. — Odpowiedziała od niechcenia.

Zlustrowałem uważnie drobne rysy twarzy blondynki, która zdawała się wyrażać tak wiele emocji. Od złości, poprzez smutek jak i strach. Jej zielono-szare oczy uciekały od mojego spojrzenia, a dłonie starały wyswobodzić się w mojego władczego uścisku.

— Więc ruszaj cukiereczku. — Szepnąłem, rozluźniając swój uścisk. Cindy momentalnie odwróciła się tyłem, stąpając drobnymi krokami w stronę dębowych drzwi gabinetu. Jej głowa kilkukrotnie obróciła się za siebie, upewniając się czy, aby na pewno idę tuż za nią.

— Nawet o tym nie myśl. Nas jest dwóch, ty jesteś jedna. — Spojrzałem na ochroniarza, który wciąż stał na korytarzu, podparty o drzwi sypialni Eleny. — Nie uciekniesz. — Dodałem chłodno, na co blond włosa kobieta rzuciła mi przez ramię znaczące spojrzenie.

— Zobaczymy. — To jedno słowo wypowiedziała wręcz szeptem, jednak mimo wszystko zdołałem je usłyszeć nadzwyczaj wyraźnie.

Zacisnąłem zęby, przez co mięsień w mojej szczęce drgnął. Zapragnąłem się odezwać, jednak w duchu wiedziałem że jeszcze przyjdzie na to pora. Docierając do drzwi, chwyciłem pozłacaną klamkę otwierając je przed Cindy. Duże zielono-szare oczy unikały każdego, możliwego kontaktu wzrokowego, natomiast nie szczędziła sobie lustrowania pomieszczenia w którym właśnie się znalazła.

Ciemne wnętrze gabinetu oświetlały promienie słońca, przebijające się przez żaluzje znajdujące się na oknach. Solidne dębowe biurko, jak i regały na których widniało wiele ważnych dokumentów w segregatorach, to nie jedyne co uwielbiałem w tym pomieszczeniu. Przebywanie tu samemu, ze szklanką whiskey dawało mi choć odrobinę czasu dla samego siebie, którego od zawsze mi brakowało.

Zajmując miejsce tuż za biurkiem, oparłem się wygodnie o oparcie skórzanego krzesła. Cicho syknąłem pod nosem, poprzez zbyt gwałtowny, jak i szybki ruch jaki wykonałem. Rany zdążyły się zagoić, jednak co poniektóre były na tyle głębokie, że szwy były w dalszym ciągu konieczne.

— Zamierzasz tak stać? — Zapytałem chłodno, gdy drobne ciało blondynki z lekka drgnęło.

— Nie dostałam zaproszenia by usiąść, pies raczej waruje.

Choć starałem się powstrzymać, to drobny uśmiech cisnął się na moją twarz, słysząc słowa opuszczające pełne usta Cindy.

— Nie nudzi ci się to? — Westchnąłem, pocierając opuszkami swoich palców linię szczęki.

— Niby co?

— Usiądź. — Skinąłem głową w stronę krzesła, znajdującego się tuż przed biurkiem.

Świadomość że stała tak blisko drzwi, jak i wizja gonienia jej z wciąż poranionymi plecami nie prezentowała się zachęcająco.

Cindy ku mojemu zaskoczeniu usiadła posłusznie na miejscu, które je wskazałem, zakładając nogę na nogę, jak i krzyżując swoje ręce na piersi.

— Uciekanie Cindy, właśnie to mam na myśli. Nigdzie nie uciekniesz, a nawet jeśli zdołasz to zrobić, znajdę cię.

— Widzę że jesteś pewny swego.

Pochyliłem się delikatnie w stronę kobiety, opierając swoje łokcie o blat ciemnego biurka.

— Gdybym nie był, zapewne już dawno by mnie tu nie było.

Blondynka przełknęła z trudem ślinę, tym razem nie unikając kontaktu wzrokowego. Jej jedno spojrzenie potrafiło sprawić, iż nie musiała nic mówić, bowiem jej oczy robiły to za nią.

— W takim razie czego ode mnie chcesz Dragon? Ile jeszcze zamierzasz mnie tu trzymać?! Dobrze wiesz że nie mam nic wspólnego z zaistniałą sytuacją. Przeprosiłam cię za to co zrobiłam, to był po prostu odruch. — Tłumaczyła. — Przecież nie mogłam stać i patrzeć na trzech wielkich facetów, którzy celują do mojego szefa!

— Widzisz, za to twój szef chyba niezbyt o tobie myślał w momencie gdy sprawił, że zostaniesz tu na dłużej. — Cindy na te słowa poderwała się gwałtownie z krzesła, a gdy tylko jej usta lekko się rozchyliły, wszedłem jej w słowo.

— Siadaj! Ja jeszcze nie skończyłem!

— A ja tak ty pieprzony psychopato! — Krzyk Cindy wypełnił cały gabinet, a huk uderzanego krzesła o podłogę, gdy tylko się z niego zerwała spotęgował hałas. Bez zastanowienia rzuciła się biegiem do drzwi, przez co momentalnie poderwałem się z siedzenia. Dłoń Cindy zdążyła się już zacisnąć na klamce i gdy tylko drzwi zaczęły się otwierać, uderzyłem w nie dłonią, zatrzaskując masywne drzwi tuż przed nosem Cindy.

— Nie słuchasz. — Warknąłem, odwracając ją z impetem w swoja stronę.

Zaszklone oczy zmieszały się z jej ciężkim oddechem, gdy tylko przycisnąłem ją swoim torsem do drzwi, opierając ręce po obu stronach jej głowy.

— Wiem co wyprawiałaś, gdy mnie tu nie było i uwierz, nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie co mógłbym ci za to w tym momencie zrobić. — Moja dłoń w niekontrolowanym ruchu zacisnęła się w pięść, uderzając w drzwi tuż obok jej głowy. — Z każdym dniem ty i Bob pogarszacie sytuację!

— Co może być gorszego Dragon, od tego że mnie sprzedałeś? Każdy z was jest wszystkim, co najgorsze na świecie! — Słowa wykrzyczane przez tą drobną istotę, wprawiły mnie w lekki stan osłupienia. Pojedyncze drobne łzy zdołały znaleźć ujście, spływając powolna kaskadą po jej zaczerwienionych policzkach od złości.

Starałem się nie dać poznać po sobie, jak bardzo jej słowa we mnie uderzyły. Podczas gdy ona parowała tuż przy mnie ze złości, ja po raz pierwszy zostałem wyprowadzony z równowagi, totalnie nie pojmując sytuacji, jak i nie wiedząc co należy w niej zrobić. Zacisnąłem nerwowo szczękę, wpatrując się zacięcie w jej przerażone oczy, które zdołały się wypełnić znaczną ilością łez.

— Pieprzony psychopata! Sprzedałeś mnie! — Głos pełen rozpaczy nie był jedynym co w tym momencie mnie zszokowało, Cindy z prędkością światła zamachnęła się, wymierzając mi palący cios prosto w policzek.

Przymknąłem oczy, próbując odnaleźć w sobie namiastkę opanowania, aby w żaden sposób jej nie skrzywdzić. Każdy mięsień w moim ciele spiął się, przez co poranione plecy dały o sobie znak, co tylko spotęgowało narastającą we mnie złość.

Chwyciłem władczo szczękę Cindy, unieruchamiając przy tym jej głowę. Nasze płonące spojrzenia spotkały się w jednym pojedynku i jak wiemy, pojedynek oznaczał tylko jednego zwycięzcę.

— Jeśli jeszcze raz mnie uderzysz, to trafisz tam znacznie szybciej, niż byś tego oczekiwała! Nie lekceważ mnie Cindy! — Warknąłem, zaciskając z lekka swój uścisk, przez co blondynka wydała z siebie zduszony jęk.

Zdawałem sobie sprawę z tego, jak jest przerażona faktem jak i wizją, iż została sprzedana. Człowiek w takim stanie, jest znacznie łatwiejszy do opanowania, ponieważ kontrole nad nim przejmują emocje, które walczą ze sobą nawzajem, powodując ogromny mętlik w głowie. Strach paraliżuje, a sparaliżowana Cindy, to słabsza Cindy. Brnięcie w nieznany dla mnie temat, był na moją korzyść.

Z ust Cindy nie wydostało się żadne słowo. Jedynie ciężki oddech opuszczał jej drżące wargi. A ja, po raz pierwszy odczuwałem tak sprzeczne emocje. Pragnąłem sprawić by się mnie bała, lecz ta druga część mnie miała ochotę otrzeć spływające łzy po jej policzkach jak i uspokoić nerwowy oddech.

— Pamiętaj cukiereczku, wszystko zależy w tym momencie od ciebie. — Powiedziałem ściszonym głosem, który Cindy zdołała zagłuszyć swoim wciąż ciężkim oddechem. — Drogę do pokoju znasz, prawda? — Zapytałem stalowym głosem, odsuwając się od przestraszonej jak i drobnej kobiety.

Potrzeba napicia się bursztynowego płynu, który drażnił za każdym razem moje gardło stała się tak nagła, że nie byłem w stanie jej powstrzymać. Znalezienie się tuż przy barku jak i chwycenie butelki, którą po chwyli nachyliłem wypełniając kryształowe naczynie nie zajęło więcej, niż kilka sekund. Jednak zaszczyt skosztowania whiskey, została mi odebrana w momencie uderzenia wazonu o ścianę, który rozbił się w drobne kawałki tuż przy mojej głowie.

Wyprostowałem się, odkładając naczynie z powrotem do barku. Każdy, nawet ten najmniejszy mięsień w moim ciele, po raz kolejny tego wieczoru spiął się boleśnie, napinając wciąż moje poranione plecy. Nabrałem kilka głębokich wdechów jak i wydechów, by następnie odwrócić się w stronę blondynki, która rzuciła się na klamkę drzwi. I również tak jak kilka minut temu, zostałe je zatrzaśnięte tuż przed twarzą.

— Tym razem pudło. — Warknąłem, przez zaciśnięte zęby.

— Następnym razem obiecuję że trafię. — Odwróciła się w moją stronę, wypowiadając te kilka słów, które zdawały się być przepełnione zbyt wielką ilością nienawiści.

— Wiedz że na wszystko, zapracowałaś sobie sama. — Chwyciłem szczupłe ciało blondynki, przerzucając ją przez swoje ramię.

Cindy nie zamierzała się poddać nawet na sekundę. Walczyła ze mną uderzając pięściami w moje obolałe plecy, jak i wierzgając nogami, usilnie próbując mnie kopnąć.

— Dobrze, sama tego chciałas cukiereczku. — Syknąłem, wstrząsając jej ciałem. — Nie wierć się, bo naprawdę zrobię ci krzywdę, rozumiesz?!

— Puść mnie, rozumiesz!

— Za chwilę puszczę. — Odpowiedziałem chłodno, przemierzając schody, jak i część salonu, aby przejść do jadali.

Drzwi tarasowe znajdujące się właśnie w miejscu w którym wszyscy spożywali posiłki, był tylko i wyłącznie pomysłem mojej mamy. Uwielbiała patrzeć na rozciągający się ogród za oknem, podczas wspólnego ucztowania, przy jednym wielkim stole. Kamienna ścieżka zaszeleściła pod moim ciężarem, gdy szybkim krokiem zmierzałem w stronę skrzydła, dla naszych dziewczyn.

Docierając do niedużego budynku, który znajdował się na posesji tuż niedaleko basenu, odstawiłem Cindy na ziemię, stawiając ją naprzeciw masywnych dwuskrzydłowych drzwi.

Zdezorientowana blondwłosa rozglądnęła się, rzucając mi pytające jak i przerażone spojrzenie.

— Dragon chce wrócić już do pokoju.. — Wydukała, stawiając pierwszy, lecz dorbny krok.

— Stój!

— Dragon..

— Otwórz drzwi. — Poleciłem.

— Może wrócimy i jednak porozmawiamy? — Zapytała niepewnie, przełykając z trudem.

— Już rozmawialiśmy. No dalej, otwieraj!

— Co tam jest? — Chwyciła niepewnie za klamkę, rzucając mi jedynie spojrzenie przez ramię.

— To, na co zasłużyłaś cukiereczku. — Kącik moich ust drgnął w lekkim uśmiechu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top