15. Przerażone, zielone oczy.
Dragon :
Wiedziałem że to kwestia czasu nim znajdę tego jebanego kutasa, który był tak miły i uczynny, by pomóc jej zwiać. Lecz ta moja kwestia czasu nadeszła szybciej niż myślałem, wieczorem gdy tylko wrócił Nero przyszedł do mojego biura, trzymając w dłoni adres. Kamery na szczęście działały, więc nie ciężko było go znaleźć po numerach rejestracyjnych pojazdu. Najgorsze jest to, że to nie jest zwykły kutas, tylko Max.
Kiedyś podobnie jak ja zajmował stanowisko na następcę w swojej rodzinie. Nasi ojcowie lata temu robili wspólne interesy, jednak ich współpraca zakończyła się w dniu w którym dowiedzieliśmy się o oszustwach rodziny Claiton. W naszym świecie cenimy sobie dobre słowo jak i uczciwość wobec swoich własnych partnerów biznesowych. W tym wypadku jego rodzina została automatycznie wyeliminowana z familii. Jedynie Max został oszczędzony i usunięto go z naszych kręgów. Mój ojciec uznał że to będzie idealna lekcja dla tych, którzy w przyszłości będą próbować zrobić coś takiego ponownie.
Od dawna nie obserwujemy go, tak więc nie miałem pojęcia czy będzie uzbrojony, czy też w czyimś towarzystwie. Zawsze staram się myśleć o każdej ewentualności, tak więc zabrałem ze sobą swoją świętą trójcę i trzech innych ochroniarzy.
Po półgodzinnej drodze dojechaliśmy do domu, w którym prawdopodobnie była Cindy. Nie wyglądał na dom zbrodniarza, ale to tylko pozory, jakie zawsze stwarzał Max. Siedzenie w tym całym gównie nauczyło mnie trochę i wolałem dmuchać na zimne.
Z impetem wszedłem do środka a reszta chłopaków zaraz za mną. Wszyscy rozglądali się po niewielkiej przestrzeni w której nie było ani śladu powodu moich odwiedzin, czyli Cindy. Mieszkanie nie było duże, przez co nie było zbyt wiele do przeszukiwania. Święta trójca składająca się z Nero, Fabio oraz Ricka ruszyli przeszukać korytarz w którym znajdowała się para trzech drzwi, jednak tam też nikogo nie było. Trójka następnych ochroniarzy przeczesali garaż jak i teren na zewnątrz i gdyby nie to że jego samochód stał w garażu, to byłbym pewien że nie ma ich w domu.
— Co jest kurwa? — Warknąłem zdezorientowany, wciąż przeszukując nawet najmniejszy zakątek domu.
— Może przeszukamy jeszcze podwórko? — Rzucił Rick.
— I co tam znajdziesz prócz krzaków i badyli? Przecież nie zakopał jej w ziemi. — Ton głosu Nero wskazywał na to, iż jego irytacja stopniowo wzrasta.
— Cóż.. Kto wie. Na jej miejscu wolałbym być w ziemi. — Uśmiechnął się drwiąco, rzucając mi charakterystyczne dla niego spojrzenie.
— Rick zaraz twój łeb będzie nurkował w ziemi jeśli nie zamkniesz mordy. Myśl. W końcu za coś ci płacę. — Karciłem samego siebie w środku, za zabranie tego kretyna ze sobą. Ciężko westchnąłem i powolnym krokiem ruszyłem przed siebie.
Ponownie przeszukałem toaletę jak i sypialnie w której nie było ani śladu tej małej blondynki. Ostatni już raz postanowiłem wejść do jego gabinetu, lustrując wzrokiem napoczętą butelkę whiskey jak i opróżnioną po niej szklankę. Podłoga w momencie podejścia do regału z książkami, pod moim ciężarem zaczęła nagle skrzypieć, co w zwyczaju mogłoby się wydawać normalne. Jednak budowla była nowa. Z zainteresowaniem podszedłem bliżej przejeżdżając dłonią po regale. Moment dotknięcia regału z książkami był przełomowy, ponieważ dopiero wtedy zorientowałem się że to wcale nie był mebel..
— Chłopaki!
Rick, Nero jak i Fabio zjawili się od razu po moim zawołaniu, uważnie przyglądając się otoczeniu.
— To nie jest regał.
Każdy z nich wymienił ze sobą spojrzenie, wyjmując zza pasa broń. Trzy naładowane lufy były skierowane wprost na mebel, za którym być może była Cindy.
Każdy w swoim domu ma takie przejścia, rzadko kiedy się z nich korzysta, ponieważ napadanie na kogoś we własnym domu jest coraz rzadszą sytuacja w naszych kręgach. Takich przejść najczęściej używano w dawnych czasach by chronić się przed policją, bądź uciec przed wyrokiem.
Policzyłem do trzech, po czym chwytając za jedna z książek, usłyszeliśmy dźwięk zamka a rozsuwany regał od razu się otworzył, ukazując przed nami mały korytarz. Dzieliły mnie zaledwie jedne drzwi od Cindy jak i tego pieprzonego skurwiela. Nie wierze ze widząc uciekająca blondynkę z mojego terenu, pomógł jej całkiem nieświadomie i bezinteresownie.
Chłopaki wciąż trzymali bronie skierowane przed siebie, podczas gdy ja zamachnąłem się uderzając nogą w drzwi, które z hukiem otworzyły się na oścież. Widok jaki zastałem za drzwiami nie był dla mnie obcy, jednak nie należał do tych przyjemnych. Patrząc na zapłakaną, drobną blondynkę, przygniecioną przez ciało Maxa, momentalnie zgromadziła się we mnie złość. Jednak nie potrafiłem określić na kogo byłem bardziej zły. Na siebie, Ricka, ochroniarzy czy tą małą?
Jej zielone tęczówki spojrzały na mnie, widok jej przerażenia i rozpaczy w jakiś sposób chwytał mnie za serce. Zdezorientowany jak i wkurwiony Max ruszył w moją stronę. Dźwięk odbezpieczanych broni oznaczał że chłopaki szykują się do strzału, jednak powstrzymałem ich gestem dłoni. Wystarczył jeden cios by Max leżał na ziemi. Był pijany, przez co stał się znacznie łatwiejszym celem. Fala złości napływała z każdą chwilą a gdy tylko moje spojrzenie ponownie skrzyżowało się z Cindy, nie wytrzymałem. Usiadłem na leżącym mężczyźnie a seria ciosów w jego twarz była dla mnie nieskończona. Mógłbym siedzieć na nim cały pieprzony wieczór i okładać go za to co zamierzał zrobić.
— Będziesz błagał o śmierć. — Warknąłem przez zaciśnięte zęby i zadając mu ostatni już cios na jego rozwalonej twarzy, z której sączyła się krew. Wstając z niego, rzuciłem jedynie spojrzenie w stronę chłopaków. Nie musiałem nic mówić, ponieważ po chwili pobity Max jak i oni sami opuścili pomieszczenie, zostawiając mnie samego z uciekinierką dzisiejszego dnia.
Cisza jaką wypełniał jej ciężki jak i przerażony oddech, łączył się z kapiącą wodą w kranie. Gdy tylko zrobiłem pierwszy krok w stronę jej łóżka, do którego była przykuta, podkuliła swoje nogi, wciskając się w najciaśniejszy kąt jaki tylko się znajdował przy jej miejscu do spania. Łzy wciąż spływały po spuchniętych policzkach, a jej drobne ciało drgało z przerażenia.
— Cześć aniołku, dobrze cię znów widzieć . — Uśmiechnąłem się a triumf na mojej twarzy było widać z daleka. — Lubisz uciekać prawda?
Tym razem nie zostałem zaszczycony spojrzeniem zielonych tęczówek. Cindy patrzyła wprost przed siebie, próbując uspokoić swój niemiarowy oddech. Miałem zamiar usiąść obok niej, w momencie gdy usłyszałem zachrypnięty głos blondynki.
— Zostaw mnie w spokoju.. Proszę.. — Wyszeptała.
— Chcesz abym Cię tutaj zostawił, tak? Dobrze rozumiem? — Podniosłem pytająco brew do góry, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ona nie zauważyła w pytaniu niczego podchwytliwego.
Cindy przytaknęła głową a ja doskonale wiedziałem że nie chce tutaj zostać. Chęć dokuczenia jak jak i podrażnienia się z nią, nawet w takiej chwili była silniejsza ode mnie. Bez słowa obróciłem się, zmierzając w stronę wyjścia z piwnicy Maxa.
— Stój! Gdzie idziesz?! — Krzyknęła przerażona, szarpiąc się z kajdankami którymi wciąż była przyczepiona do łóżka.
— Miałem cię zostawić, więc to robię.
— Proszę nie.. Nie zostawiaj mnie w tym miejscu!
Przystanąłem, po czym obracając się w jej stronę, oparłem swoje ciało o framugę drzwi.
— Masz mi coś do powiedzenia? Czy naprawdę mam Cię tutaj zostawić?
Przez chwilę przyglądała się mojej twarzy, starając się zrozumieć sens moich słów. Ujrzałem w niej wolę walki, gdy zagryzała swoją dolną wargę. Wyglądało to zupełnie tak, jakby powstrzymywała słowa, które chciałem usłyszeć.
— Dalej cukiereczku, twój czas się zaraz kończy. Na pewno wygodnie ci z tymi kajdankami.
— Przepraszam.. — Choć jej słowa były wypowiedziane szeptem, to wyraźnie można było usłyszeć jak paliło ją kłamstwo, które wypowiedziała
— Przepraszasz za? — Wraz z wypowiedzeniem tych dwóch słów, Cindy momentalnie spojrzała na mnie z szokowanym wyrazem twarzy.
— Za to że Cię postrzeliłam.. — Wypowiedziała niechętnie.
— I..? — Ciągnąłem, rozkoszując się jej narastająca złością.
— Za co mam Cię jeszcze przeprosić? Za to że uciekłam bo się bałam? Bo twój dryblas chciał mnie zgwałcić?! Za to mam Cię przeprosić?!
Ruszyłem w stronę jej łóżka, zgarniając po drodze leżący na podłodze klucz, który musiał wypaść Maxowi, gdy okładałem go po twarzy. Przysiadłem na rogu łóżka, jednak nawet ta odległość dla Cindy była zbyt uciążliwa, ponieważ starała się odsunąć jeszcze dalej.
— Dam ci ostatnią szansę. Wrócisz ze mną bez żadnej szarpaniny, albo zobaczysz jak ja potrafię być nieprzyjemny.
— Dlaczego nie dasz mi spokoju? Przecież przeprosiłam Cię za to w barze.. Ja nie mam z wami nic wspólnego i nawet nie chce. Jedynie czego chce, to wrócić do siebie.
— Celowałaś do mnie. A nigdy nie powinnaś była tego robić, bardzo nie lubię braku szacunku a ty mi go w tamtym momencie okazałaś. Popełniłaś błąd, za który będziesz musiała teraz zapłacić. Twoje przepraszam, płacz czy błaganie w niczym ci nie pomogą.
Widniejący kluczyk w mojej dłoni uniosłem delikatnie ku gorze, w celu pokazania go Cindy. Mimo iż byłem wkurwiony, to nie zamierzałem sprawić by myślała że kolejna powtórka napaści na nią miałaby się powtórzyć w tym właśnie momencie. Zbliżyłem się do niej w reakcji czego usłyszałem podrygujące powietrze, które z trudem wydostawało się z jej ust. Chwyciłem jej drobną jak i poranioną dłoń, na co wzdrygnęła się.
— Szarpałaś się. — Stwierdziłem, po czym rzuciłem prędkie spojrzenie w stronę zielono-szarych tęczówek, które z uwaga jak i przerażeniem wpatrywały się w przekręcający kluczyk.
Gdy kajdanki opuściły jej nadgarstki, syknęła z bólu ukazując swój grymas niezadowolenia na twarzy. Naprawdę musiała walczyć z tym metalem, ponieważ na jej nadgarstkach było widocznych kilka zaschniętych strupków krwi. Podczas gdy Cindy próbowała uporać się z bólem swoich dłoni, ja powolnym krokiem przechadzałem się po pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy. Zlew, toaleta i stół wyglądały jakby były przygotowane specjalnie na tę okazję. Myśle ze Max przetrzymywał tu niejedna kobietę..
Minuty mijaly w ciszy, sądze ze chłopaki powinni zaraz wrócić z podstawionym samochodem. W pewnym momencie ciszę przerwało skrzypnięcie łóżka, gdy tylko odwróciłem się w stronę dźwięku, moim oczom ukazała się biegnąca Cindy w stronę wyjściowych drzwi z piwnicy. Bez żadnego namysłu ruszyłem za nią, doganiając jej zmęczone ciało tuż przy wyspie kuchennej. Z impetem chwyciłem ją od tyłu w pasie, przywierając mocno do siebie.
— Nie słuchasz moja droga. — Syknąłem wściekłe, tuż nad jej uchem.
— Puszczaj! — Krzyknęła, próbując oswobodzić się w mojego uścisku.
Obróciłem ją przodem do siebie, zakleszczając jej drobne ciało w swoich objęciach.
— Chcesz zobaczyć co ja potrafię zrobić? — Wzmocniłem swoj uścisk, lustrując jej twarz. — Mnie nikt nie powstrzyma. — Wyszeptałem wprost do jej ucha, zagryzając delikatnie jego płatek.
Cindy w tym momencie zesztywniała, przestając walczyć z moim uściskiem. Jej ciężki oddech, drażnił moją skórę nawet przez materiał koszuli, którą na sobie miałem.
— Puścisz mnie? — Zapytała skrępowana.
— Nie. — Odparłem bez zastanowienia.
Zerkając na nią ujrzałem jej zaczerwieniony policzek, przez co momentalnie zmarszczyłem swoje brwi. Chwyciłem jej podbródek kierując jej głowę lekko do góry.
— Kto Ci to zrobił?
Cindy odchyliła swoją twarz, wyrywając ją z mojej dłoni. Dopiero teraz dostrzegłem że jej policzek w niektórych miejscach robi się fioletowy. Tak więc uderzyć musiał ja ktoś wcześniej. Zacisnąłem mocno szczękę, gdy przez moją głowę przeszedł chytry wyraz twarzy Ricka. Przez chwilę miałem ochotę przyłożyć usta do jej palącego policzka, starając się ugasić jej ból. Jednak odepchnąłem od siebie swoje zamiary, wiedząc że przestraszyłbym ją znacznie bardziej, niż jest już w tym momencie.
— Pójdziesz grzecznie, czy mam cię sam zanieść?
— Proszę nie dotykaj mnie.. Pójdę sama, nie będę uciekać.
Gdy z podwórka rozbrzmiał klakson samochodu, wypuściłem ja z uścisku a Cindy bez żadnych gwałtownych ruchów ruszyła w stronę samochodu. A ja chcąc, czy też nie chcąc szedłem za nią podziwiając jej figurę, która z każda minutą zaczęła podobać mi się coraz bardziej. Nawet idąc na boso w zabrudzonej, jak i podartej sukience wyglądała pięknie..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top