11. Mała, a szybka niczym strzała.
Cindy :
Zimno jakie opanowało całe moje ciało, poprzez leżenie na betonowej posadzce sprawiło że każda pozycja w jakiej zdołałam się położyć powodowała dyskomfort przez co stawała się dla mnie cholernie niewygodna.
Pragnęłam zrobić cokolwiek by wybrnąć z sytuacji w której się znalazłam. Nie mogłam tu tak po prostu zostać i czekać na to aż znów zjawi się tu człowiek pokroju Ricka czy też wytatuowany mężczyzna który zdąży mnie skatować jak i sprzedać.
Trzeźwe myślenie w porównaniu z tym co właśnie czułam nie szło ze sobą w parze. Jednak musiałam spiąć każdą komórkę w swoim ciele by nie siedzieć tu bezczynnie i czekać aż ktoś tu po mnie przyjdzie by zrobić mi krzywdę. Mimo obolałego jak i zdrętwiałego ciała podniosłam się chwiejnym krokiem, po czym powolnym ruchem zdjęłam szpilki które były jednym z powodów mojej niestabilności.
W momencie gdy moje stopy napotkały zimną posadzkę, przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz wywołując na skórze gęsią skórkę. Podpierając się o ściany pomieszczenia w którym się znajdowałam ruszyłam w przód, trzymając swoje buty w drugiej dłoni. Powolnym jak i cichym krokiem zaczęłam przemierzać schody, które pięły się w samą górę. Ciemność jaka panowała dookoła przerażała mnie do tego stopnia, że nawet zaczęłam bać się swojego własnego jak i ciężkiego oddechu.
Docierając do mety, na której znajdowały się drzwi przełknęłam z trudem ślinę, po czym chwytając delikatnie klamkę uchyliłam ciężkie jak i masywne drzwi. W głębi siebie byłam przygotowana na kolejną porcję ciosów w twarz, jaką dostanę gdy złapią mnie w swoje ręce. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Wychyliłam delikatnie głowę i ku mojemu zaskoczeniu na zewnątrz było totalnie pusto
— Okej Cindy, to twoja szansa. — Szepnęłam sama do siebie.
Nie miałam planu ani nie zdołałam przemyśleć niczego co mogłoby mnie uratować. Działałam instynktownie wybiegając na podwórko które widziałam zaledwie jeden raz. Na zewnątrz wciąż było ciemno a padający deszcz sprawił że moja sukienka ponownie zaczęła opinać moje ciało. Jednak nawet to nie powstrzymało mnie przed próbą ucieczki.
Biegłam wprost przed siebie, nie wiedząc dokąd mam właściwie zmierzać. Moje nogi przemierzały trawnik aż w końcu dotarłam na kamyczkową drogę, na której jakiś czas temu leżałam przygnieciona nogą przez Rick'a. Zimno jak i opadające krople na moje odsłonięte plecy nie miały dla mnie żadnego w tym momencie znaczenia. Adrenalina która uderzyła do mojej głowy zaczęła automatycznie napędzać moje nogi. Gdy w oddali ujrzałam masywny płot a za moimi plecami rozbrzmiał krzyk mężczyzny wiedziałam że albo ucieknę, albo mogę zastanawiać się nad wyborem trumny o ile pozwolą mi ją wybrać.
— Stój! — Krzyknął mężczyzna najgłośniej jak tylko potrafił. — Chłopaki ucieka! — Wrzasnął jeszcze głośniej i zza jego pleców wyłoniło się jeszcze dwóch ochroniarzy, którzy biegiem zaczęli zmierzać w moją stronę.
Biegli potwornie szybko, w oddali słyszałam ich kroki które z każdą sekundą były coraz głośniejsze, jednak postanowiłam że nie zatrzymam się. Mimo iż byli szybcy, to ja jako pierwsza dobiegłam pod masywne ogrodzenie, które składało się z jasnych kamieni. Dzięki małym stopom jak i dłoniom byłam w stanie chwycić za część małych kamyków i wspinać się po nich niczym po górach. Ogrodzenie było znacznie wyższe niż te przed zwyczajnymi domami. Gdy tylko dotarłam na sam szczyt, mężczyźni dobiegli do bramy zatrzymując się przed nim.
— Złaź blondyna i to natychmiast! — Warknął jeden z mężczyzn ciężko dysząc.
— Po moim trupie! — Krzyknęłam.
I Gdy tylko dostrzegłam próbę wspinania się mężczyzn na płot, zeskoczyłam z niego cicho jęcząc pod nosem. Płot był wysoki a zeskoczenie z niego wiązało się z silnym uderzeniem w ziemię, przez co moje nogi z lekka mnie zabolały. Rozejrzałam się dookoła, dostrzegając nicość. Szum drzew pośród ciemności nie zwiastował nic przyjemnego.
— Jesteś trupem ty pieprzona suko! — Krzyknął jeden z mężczyzn znajdujących się za płotem.
Wtedy każda moja obawa została rozwiana. Nie zastanawiając się ruszyłam wprost na ziemistĄ drogę. Biegłam tyle ile zdołałam zebrać siły w moich zmarzniętych nogach, ciągle oglądając się za siebie. Choć strach niesamowice kąsał moją głowę, to nie mogłam się zatrzymać. Droga była ciemna, jednak na zewnątrz zaczęło się powoli przejaśniać, przez co lasy zaczęły być bardziej widoczne niż wcześniej.
— Dawaj Cindy, dasz radę.. — Powtarzałam w duchu, czując jak z każdą minutą zaczynam słabnąć. Przez ciągły bieg w moim prawym boku zaczęłam czuć kujący ból który z każdym następnym krokiem nasilał się.
Pieprzona kolka..
Słysząc w oddali dźwięk jadących samochodów zamarłam. Trzymając się kurczowo za prawy bok brzucha zbiegłam z drogi w stronę lasu. Nie miałam bladego pojęcia czy pojazdy należały akurat do niego, ale wolałam być ostrożna. Jednak gdy jeden z czarnych Suv'ów zatrzymał się a następne dwa pojechały dalej, utwierdziłam się w swoich obawach.
Tylko nie to, ja już nie mam siły biec dalej..
Z czarnego Suva wysiadł Dragon wraz z trójką swoich ludzi. Z tego co udało mi się zauważyć, to właśnie jeden z nich gonił mnie aż do samego płotu.
— Jak taka drobna dziewczyna wam kurwa zwiała?! Dlaczego jej nie pilnowałeś tak jak Ci kazałem?! — Dragon złapał mężczyznę za koszulę powalając go na ziemię. — Ona ma kurwa być jeszcze dzisiaj u mnie cała i zdrowa, albo odetnę Ci najpierw chuja a potem łeb, rozumiesz?! — Słysząc jego przeraźliwy krzyk, przez moje ciało przeszedł zimny jak i nieprzyjemny dreszcz.
Fakt że zwołał tutaj swoich ludzi by mnie odnaleźć był niepokojący. Zdawałam sobie sprawę z tego że zdarłam z ludźmi z którymi nie powinnam. Wycelowanie w tego mężczyznę z tatuażami było największym błędem mojego życia, przybycie na to spotkanie było największym błędem jaki mogłam tylko popełnić.
Wiedziałam że bywają chwilę w których diabeł jak i anioł pchają nas w to samo miejsce, jednak każdy robił to z różnych stron. Ocalenie Boba, zwiastowało wpadnięcie w przeraźliwe szpony diabła, który był zawzięty by dopaść wszystko czego tak bardzo pragnął.
Nie tracąc czasu ruszyłam przed siebie, wbiegając w głąb lasu. Starałam się biec najszybciej i bezszelestnie, by aby na pewno nikt mnie nie zdołał mnie usłyszeć. W niektórych momentach zwalniałam, uspakajając swój oddech jak i kłujący ból w prawym boku. Powoli traciłam nadzieję że stąd wyjdę, snując w głowie scenariusze o tym jak umieram w zaroślach, jednak w momencie usłyszenia dźwięków ulicznych mój umysł się pobudził. Podpierając się o drzewa przyśpieszyłam kroku, zmierzając w stronę dźwięku. Gdy moim oczom ukazał się obraz ruchliwej ulicy którą z lekka przysłaniały drzewa bez zastanowienia ruszyłam w jej stronę, ignorując zmęczenie jak i palący ból. Wybiegłam wprost na pobocze ulicy, po której jechały pojedyncze samochody. Próbowałam złapać jakikolwiek pojazd, machając dłonią jednak żaden się nie zatrzymał. Przy dziesiątym samochodzie który mnie wyminął zwątpiłam w to że ktokolwiek się zatrzyma, jednak żółte BMW M4 przywrócił moją wiarę w ludzkość, gdy zjechał na pobocze.
— Czy wszystko w porządku Panienko? — Zapytał mężczyzna zajmujący miejsce kierowcy.
Kręcone brązowe włosy jak i czekoladowe oczy w połączeniu z szerokim uśmiechem powodowały że mężczyzna wyglądał całkiem przyjaźnie. Nie budził we mnie strachu jak wytatuowany Dragon, który samym spojrzeniem mroził krew w moich żyłach.
— Niezbyt.. — Westchnęłam. — Czy mógłby mnie Pan zawieźć na jakieś metro? — Zapytałam niepewnie, wpatrując się w brązowe oczy mężczyzny.
Przez chwilę przyglądał mi się, lustrując moją zabrudzoną jak i podartą sukienkę. Widać ze miał wątpliwości co do mojej osoby. W oddali było już słuchać szelesty, jak i głośne rozmowy. Ton głosu jaki zdołałam wyłapać poznam wszędzie. To był Dragon. Był coraz bliżej. Świadomość tego że za chwilę wpadnę ponownie w jego ręce sprawiła przyspieszenie mojego oddechu. Choć byłam cholernie zdenerwowana, starałam się tego nie okazywać przed mężczyzną z obawy że mi nie pomoże.
— Bardzo Pana proszę, odwdzięczę się. Zapłacę panu, tylko niech mnie pan zabierze.. — Brzmiałam jak desperatka, ale nie miałam nic do stracenia. Przecież gdy Dragon mnie dopadnie wypatroszy mnie na miejscu.
Mężczyzna westchnął ciężko i skinieniem głowy zaprosił mnie do środka.
— Wsiadaj młoda, mam nadzieję że nie narobisz mi problemów.. — Powiedział z nutką niepewności w swoim głosie.
Pośpiesznie wsiadłam do żółtego samochodu i zamykając drzwi szybkim ruchem zapięłam pas na miejscu pasażera. Gdy tylko samochód ruszył , zza krzaków dostrzegł mnie Rick. Nasze spojrzenia w jednej sekundzie skrzyżowały się przez co moja twarz momentalnie pobladła. Lecz miałam wrażenie że mężczyzna który prowadził auto nie zobaczył go, po prostu ruszył w drogę, jak gdyby nigdy nic.
Chyba się udało..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top