pierwszy
Praca w Exposed należała do przyjemniejszych obowiązków Niny. Lubiła atmosferę panującą wśród pozostałych współpracowników, a i renoma nie była wcale taka koszmarna. Zawsze mogła trafić dużo gorzej – jak na przykład jej dobra koleżanka, która zrządzeniem losu wylądowała w podrzędnym magazynie sportowym, nie mając bladego pojęcia o sporcie. Ironia losu.
Oczywiście wszystko, co miało plusy, musiało mieć także swoje minusy. Dough, jej szef, był bardzo wymagającym człowiekiem. Do większości artykułów miał zastrzeżenia, mówiąc, że albo były wyssane z palca (co było wystarczającą hipokryzją, skoro był to magazyn plotkarski dla nastolatek z mózgiem wielkości orzeszka, a takowe wierzyły we wszystko, ale postanowiła potulnie spuszczać głowę za każdym razem i zaszywać się w swoim kąciku), albo były napisane zbyt wysokim stylem, który zakrawał niemalże pod patetyzm i tym samym traciła kolejne dwa dni z życia, żeby ‘pogorszyć’ swój styl pisania. Tym razem miało być inaczej. I kiedy Dough wezwał ją do swojego gabinetu była pełna pozytywnych przeczuć...
Dopóki nie zobaczyła jego skwaszonej miny…
- Chcę więcej – stwierdził, rzucając plik kartek na biurko. – Artykuł jest świetny, spisałaś się, Carter. Nie wiem, jak to zrobisz, ale chcę całą serię.
Nina wzruszyła ramionami. To było do wykonania. Zważając na fakt, że miała numer wokalisty zespołu, a on był nią dziwacznie zafascynowany (a przynajmniej był tamtej nocy), to wydawało się nawet dużo prostsze. Pozbawiona jakichkolwiek skrupułów, posłała pracodawcy najszerszy uśmiech na jaki było ją stać.
- Na kiedy i ile? – Przechodząc do konkretów ukazywała swoją profesjonalność. Już dawno zatarła się dla niej linia prywatności, czy mówienia prawdy i tylko prawdy.
- Ile zdołasz wycisnąć z tego tematu. Jak najwięcej i jak najszybciej. Jeśli dostanę dziesięć dobrych artykułów, napiszę ci list polecający, zapewniający pracę w każdym magazynie, o którym tylko marzysz. Anna Wintour będzie gotowa przyjąć cię na staż.
Dough, pomimo swojej degeneracji z zastępcy redaktora Vogue’a na redaktora głównego własnego magazynu (oczywiście DUŻO niższych lotów), wciąż zachowywał swoje koneksje. List polecający spod jego pióra był na wagę złota. A Nina miała swoje marzenia - wizję redagowania własnego magazynu muzycznego. Miałaby się stać kimś na miarę Anny Wintour, wykreować własną markę. Być kimś poważanym, szanowanym w środowisku. Kimś, przed kim oczy przeciętnych śmiertelników uciekałyby w popłochu.
- Ma to, szef, jak w banku. Konkretny temat?
- Skup się na złamanych sercach, skradzionej bieliźnie. Zresztą… doskonale wiesz, co się sprzedaje. Do roboty, Carter.
Jillian przegryzła dolną wargę, pochylając się nad projektem okładki najnowszego numeru. Zdjęcia od Niny były koszmarnej jakości i potrzebowała cudu, żeby wciągnąć z nich coś konkretnego i umieścić na pierwszej stronie. Te przeklęte aparaty, które zapewniał Dough, doprowadzą ją do grobu. Poprawiła dłonią włosy, a raczej starała się uklepać burzę loków zapewnioną przez afrykańskie korzenie jej matki.
- Carter, zamorduję cię, przysięgam – warknęła, kiedy blondynka pojawiła się w swoim boksie. – Jak ja mam zrobić z tego cokolwiek użytecznego?!
- Możesz rościć pretensje do Dougha. Miałam być dyskretna – wymamrotała, wzrokiem lustrując pocztę. – Nie tak prosto robić zdjęcia, kiedy barman uparcie próbuje zaciągnąć cię na zaplecze, a o twoje plecy ociera się kilkanaście spoconych ciał.
Zrezygnowana zajęła miejsce na biurku Jill, bawiąc się odstającym kosmykiem.
- Och, wybacz, jestem tylko nieważnym grafikiem.
Nina zgromiła przyjaciółkę wzrokiem – wcale nie uważała jakoby jej praca była nieważna. Po prostu nie miała rozeznania w terenie i nie zdawała sobie sprawy, jak trudne było zbieranie materiałów.
- Nie to miałam na myśli. Ten chłopak jest święcie przekonany, że nie mam bladego pojęcia, kim jest. Nie chciałabym wyprowadzić go z błędu. – Bawiła się kręconymi kosmykami Harvey, to nakręcając je na palec wskazujący, to rozprostowując go w dłoniach.
- Pamiętaj, że na świecie wciąż są ludzie nie mający bladego pojęcia, kim są One Direction, a ty się martwisz, że nie będziesz realistyczna… daj się ponieść.
Po ustawieniu odpowiednich poziomów, zabawą z kontrastem i jasnością, okładka nareszcie zaczęła przypominać profesjonalne pismo, który w pewnym sensie byli. Jillian z dumą zamknęła plik i oparła się wygodnie na krześle. Jej staż w Exposed był dużo dłuższy niż ten Niny. Właściwie to, gdyby nie ona, to blondynka wylądowałaby w podrzędnym magazynie, gdzie podawałaby kawę i zamiatała podłogę. Nina pokręciła głową i cicho westchnęła.
- Już się dałam ponieść. Wystarczy wrażeń.
- Czy wy…
Jill umiała dodać dwa do dwóch i doskonale znała Ninę – jednonocne przygody z przypadkowo poznanymi mężczyznami w obskurnych barach były na porządku dziennym.
- To nic, czego nie robiłabym wcześniej. Wyluzuj, Jill. Od tego się nie umiera.
Czasami irytowało ją podejście Niny. Czasami często. To Harvey była tą, która tkwiła po uszy w poważnym związku i nie miała zamiaru tego zmieniać. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem – jej przyjaciółka była pełna sprzeczności. Z jednej strony była w stanie poświęcić niemalże wszystko do osiągnięcia celu, ale z drugiej pozostawała chłodna i zdystansowana. Nie było mowy o związkach, czy pochodnych. A od kiedy zamieszkała z Peyton i dorywczo jej chłopakiem, kompletnie jej odbiło.
- Mam wrażenie, że ta jedna noc może zamienić się w coś regularnego…
- Z takim przystojniakiem? Z przyjemnością.
a.n/ leżenie w łóżku cały dzień ma swoje plusy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top