| 1 |

Lato tego roku było wyjątkowo gorące. Ciężkie, parne powietrze stało w miejscu powodując trudności ze złapaniem oddechu. Młody chłopak otarł pot z czoła i poprawił trzymane w ręku ciężkie pudło. Cała okolica wydawała się wyludniona. Nawet wiecznie dokazujące dzieciaki pochowały się w domach uciekając przed żarem lejącym się z nieba.

Patrick Stone wciąż nie mógł uwierzyć, że jego ojciec jest aż tak wielką szują i łachudrą w jednym. Zamiast przywitać chlebem i solą swojego jedynego syna, który po niemal rocznej rozłące nareszcie wrócił do domu on już na wstępie poinformował go, że nie musi się nawet rozpakowywać. Okazało się, że kochany ojczulek kompletnie zapomniał, że w systemie edukacji istnieje coś takiego przerwa letnia, podczas której wszystkie szkoły są zamknięte, ( nawet te drogie z internatem) a uczniowie do nich uczęszczający mają dwumiesięczną labę.

Ojciec naprawdę się zdziwił, kiedy syn zjawił się w drzwiach jego domu. Jego kochanka jeszcze bardziej.(Czyżby zapomniał jej wspomnieć o posiadanym dziecku?!)

Dlatego też Patrick dostał natychmiastową eksmisję z domu. Cud, że ojciec pozwolił mu, chociaż zgarnąć do pudełka najpotrzebniejsze graty ze swojego pokoju.

Więc teraz biedny, wykończony długo-godzinną podróżą chłopak musiał się tłuc na piechotę przez całe miasto z plecakiem, torbą i wielkim pudłem pod pachą by dotrzeć do domu swojej ciotki, która tymczasowo zgodziła się przyjąć go pod swój dach. Ojciec pogardził mu nawet taksówką (nie wspominając nawet o osobistym odwiezieniem go do cioci)

Nieliczni ludzie siedzący wygodnie na werandach swoich domów patrzyli na jego tułaczkę z współczuciem.

Kiedy nareszcie dotarł do celu i już miał zapukać do drzwi, te otworzyły się z hukiem. Chwilę potem chłopak znalazł się w czułym uścisku rudowłosej kobiety

- Patryś, biedaczku jak ty wrosłeś! James jest taki okropny, jak on mógł ci pozwolić iść z tym całym bagażem w taki skwar? Wystarczyło słowo, a sama bym po ciebie przyjechała. Mój ty mały biedaczku. Właź do środka. I na miłość boską zostaw już te toboły. Później zaniesiemy je na górę.

Chwilę potem Patrick siedział w jasnej i przestronnej kuchni ugoszczony schłodzoną lemoniadą i wielką miską lodów waniliowych

Ciocia krzątała się po kuchni i jednocześnie próbowała zająć go rozmową. Pytała o szkołę, o jego znajomych i o to czy nie przeszkadza mu przebywanie tak daleko od domu. Patrick odpowiadał jej zdawkowo i trochę mrukliwie. Prawdę mówiąc chłopak nie czuł się zbyt swobodnie w towarzystwie swojej „cioci", która tak naprawdę jego ciocią nie była.

Anna Price była jedną z najlepszych przyjaciółek z dzieciństwa jego mamy. Mamy, która kilka lat temu znalazła sobie kochanka-artystę i postanowiła udać się z nim na podbój nowego świata kompletnie zapominając o tym, że w domu zostawiła nie tylko (wiecznie zapracowanego) męża, ale także ośmioletniego syna.

Patrick pamiętał, że kiedy był mały mama zabierała go czasem w odwiedziny do tej kobiety by pobawił się z jej córką, ale po jej spektakularnym odejściu kontakt z „ciocią" mimowolnie się urwał. Aż do teraz.

- Patricku jest coś, co chciałbyś zjeść na obiad? - Zapytała z miłym uśmiechem spoglądając chłopakowi prosto w oczy.

Patrick mimowolnie zarumienił się pod intensywnym spojrzeniem zielonych oczu swojej cioci. Anna Price zaliczała się do naprawdę pięknych kobiet. Ubrana w delikatną i zwiewną letnią sukienkę, z tymi swoimi oczyma w kolorze leśnego mchu, porcelanową cerą i płomienno rudymi włosami wyglądała jak wróżka wyciągnięta prosto z jakiejś baśni.

-Nieszczególnie - mruknął chłopak szybko odwracając wzrok. Zaczął przyglądać się z wymuszonym zainteresowaniem meblom kuchennym. Jego wzrok zawiesił się przez chwilę na lodówce w całości pokrytej rysunkami niewprawionej jeszcze ręki małego dziecka. Były tam malunki pełne kotków, samochodów, uśmiechniętych ludzi i karykatur popularnych bohaterów bajek. Chłopak poczuł, że odruchowo zaczyna się uśmiechać. Czyżby ten dom był zamieszkiwany przez jeszcze jedną małą istotkę podobną do wróżkowej cioci?

Zaraz potem dostał odpowiedź na swoje pytanie zadane w myślach. Najpierw usłyszał głośne krzyki, potem donośne tupanie a ostatecznie do kuchni jak huragan wpadły dwie rudowłose główki przekrzykując się nawzajem.

-Mamo! Mamo! A Sammy rzuciła we mnie poduszką!

-A mnie powiedziała, że jeśli jeszcze raz wejdę do jej pokoju do zakopie mnie w ogródku pod topolą!

- I jeszcze groziła, że odda mnie do schroniska!

-I jeszcze, że...!

Nagle jeden z tych rudowłosych krzykaczy zdał sobie sprawę z jego obecności. Natychmiast zamilkł w pół zdania i szybko schował się za swoją mamą.

- Kto to jest mamusiu? - Zapytał bardzo, bardzo cicho. Druga burza rudych loczków spojrzała na Patricka ze zdziwieniem i rozdziawioną buzią.

-Chłopcy to wasz kuzyn Patrick. Zamieszka z nami przez jakiś czas. - - Odpowiedziała wesoło ciocia i mrugnęła porozumiewawczo do starszego chłopaka - Patricku te dwa małe dzikusy to Lukas i Oliver. Oliverze zamknij proszę buzię...

Mały Oliver odruchowo spełnił polecenie. Jego brat Lukas szybciej odzyskał rezon. Wyszedł zza bezpiecznych pleców mamy i podbiegł do Patricka by zaraz wdrapać mu się na kolana.

- Jestem Luka i mam już sześć lat! - Wykrzyknął mu do ucha.

- Cześć Luka. Jestem Patrick i mam szesnaście lat. - Przywitał się z uśmiechem nie zwracając uwagi na chwilową głuchotę lewego ucha. Gdyby ktoś go zapytał to za nic by się nie przyznał, ale tak w głębi duszy chłopak uwielbiał takie małe urocze szkraby, jakie właśnie miał przed sobą.

Oliver żeby nie być gorszym od brata również wszedł na kolana nowopoznanego kuzyna.

- Jestem Oli, też mam sześć lat. Ale ja jestem starszy, wiesz? - Zapewnił maluch wystarczająco głośno by i prawe ucho utraciło zdolność odbierania dźwięków.

Patrick znowu wyszczerzył zęby. Po prostu pełnia szczęścia. Dwa piegowate urwisy podobne do siebie jak dwie krople wody spoglądały na niego ciekawie tymi swoimi orzechowymi oczętami, wyglądając przy tym jak małe chochliki. Co za bajkowa rodzina. Najpierw królowa wróżek a teraz jej dwaj mali pomocnicy zaśmiał się w duchu chłopak. Kto wie, może spędzenie wakacji w tym domu wcale nie będzie takie złe jak się spodziewał?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: