18.
- Jak do kurwy mogłem się na to zgodzić?! Przecież to nie ma żadnego pieprzonego sensu! - krzyknął Louis chodząc po pokoju. -Dlaczego nikt mnie nie powstrzymał, do cholery?!
Chłopak zatoczył kolejne koło na małej przestrzeni jaką był jego pokój.
- Niech to dunder świśnie! - uniósł ręce zły na samego siebie i swoją głupotę. - Spokojnie, coś się da zrobić... Myśl, Louis, myśl!
Zayn wywrócił oczami patrząc na całe to przedstawienie, które odgrywał jego przyjaciel. Naprawdę, Tomlinson mógłby być czasami mniej dramatyczny.
- Wiem! Przecież wciąż nie jest za późno, żeby to odwołać! Zaraz, gdzie mój telefon..?
Szatyn schylił się, by móc poszukać urządzania wśród sterty leżących na podłodze rzeczy, kiedy, zaskakując ich oboje, odezwał się Malik.
- Przestań.
- C-co? - zapytał zdezorientowany osiemnastolatek.
- Przestań. Po prostu daruj to sobie.
Tommo przychylił swoją małą główkę na bok i delikatnie rozchylił usta, co było dla mulata, równoznaczne z "nie rozumiem o czym mówisz, do kurwy". Mężczyzna westchnął i wyłączając ekran telefonu, wstał i podszedł do swojego współlokatorka.
- Louis znam Cię i widzę co się z tobą dzieje. Kimkolwiek jest ten facet, w jakiś pokręcony sposób ci się podoba. - chłopak kiwnął głową, dzięki czemu czarnowłosy mógł kontynuować. - Wiem też o tobie wystarczający dużo, by wiedzieć, że za jakiś czas będziesz wściekły sam na siebie, za nie danie temu szansy. Po prostu nie dramatyzuj, weź głęboki oddech i podejdź do całej sprawy jakbyś był zrównoważony psychicznie.
Louis naprawdę chciał udać oburzonego słowami mulata, chciał pozłościć się jeszcze troszeczkę i dać upust swojemu zestresowaniu, ale przyjaciel nie dał mu na to szansy.
- Jeśli to jest naprawdę, aż tak ważne - rzekł podkreślające swoje słowa - to kupimy dla ciebie ten głupi kostium.
°°°°°
Perrie spojrzała na wchodzącego do jej mieszkania Louisa.
- Co to ma być? - spytała.
- Jestem jednorożcem, suko. - odparł zadowolony z siebie poprawiając tęczowy róg na środku swojej głowy.
- Widzę, że jesteś jednorożcem. - parsknęła Edwards. - Ale dlaczego nie jesteś Dzwoneczkiem, tak jak się umawialiśmy? Teraz będę wyglądać głupio! - jęknęła dziewczyna uderzając swym hakiem o kapelusz kapitana.
- Nie martw się - wywrócił oczami - załatwiłem ci zastępstwo.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wyszła razem z Louisem z mieszkania. Podczas kiedy ona zmagała się z zacinającym się zamkiem, szatyn nie przestawał mówić o tym, jak to zamierza się dobrać do spodni pewnego mężczyzny.
- Poważnie, Lou Lou. Zaczynasz się robić małą dziwką w tych sprawach. Ile to czasu minęło odkąd ty i Mike...?
- Nie mam zamiaru o tym rozmawiać, Pezz. Ja i Mike byliśmy zwyczajnym pijackim seksem dla siebie nawzajem. Teraz jesteśmy przyjaciółmi.
- Jasne. - powiedziała po czym skoczyła na ramiona chłopaka, który udawał zapadającego się pod jej ciężarem. - A teraz wiśta wio! - krzyknęła - W stronę rumu!
- Aj aj, Kapitanie!
°°°°°
Harry chciałby powiedzieć, że wcale nie czuł się głupio w stroju kowboja, ale prawda była nieco inna. Miał czterdzieści lat, skórzaną kamizelkę i dziwaczne spodnie. Pomijając fakt, że stał tam, w mieszkaniu pełnym roznegliżowanych ludzi, którym wiekiem było bliżej do jego syna, niż do niego.
Na jego szczęście drzwi mieszkania otworzyły się, ukazując osobę, na którą tyle czekał. Co prawda Louis szedł obok ciemnowłosego faceta z zieloną, tiulową spódniczką na spodniach i różdżką w dłoni oraz przebraną za pirata kelnerką z baru, jednakże Harry prawie ich nie zauważył. Aktualnie był zbyt zajęty siedzeniem ślicznej twarzy niskiego chłopca w stroju fioletowego jednorożca.
Niebieskooki skasował pomieszczenie w poszukiwaniu znajomych twarzy, aż spotkał spojrzenie Stylesa. Posłał mu szybki uśmiech, po czym zaczął przepychać się w jego stronę.
- Hey Haarry - przywitał się jak zawsze przyciągając trochę jego imię.
- Cześć Lou.
- Jesteśmy dopasowani! - wykrzyknął radośnie nastolatek pokazując na ich stroje. Harry popatrzył jeszcze raz na swoje przebranie kowboja i pokręcił głową nie rozumiejąc. Tomlinson wywrócił oczami i uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy pochylił się do niego i szepnął - No wiesz, ty jesteś moim jeździecem, a ja twoim rumakiem. Chociaż w naszym przypadku powinno być na odwrót, co? - zachichotał.
I cóż, to zdecydowanie nie była wina Harry'ego, kiedy zaczął sobie wyobrażać sceny, w których był ujeżdżany przez pewnego słodkiego kelnera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top