Rozdział 22 część 1/2

Dla przypomnienia najważniejsze informacje z poprzednich odcinków:

– Julia okazała się córką Virginii Dare – czarownicy, pierwszej Przeistoczonej (jako ciekawostkę dodam, że to postać historyczna)

– Virginia złamała przymierze zawarte z Exodusem, ponieważ znalazła sobie surogatkę, żeby mieć potomka (tj. Julię) bez wiedzy Exodusu – została nią partnerka Santiago

– Exodus dowiedział się o tym i eliminował Virginię

– Julia podczas swojego pobytu w Stanach rzuciła klątwę Siedmiu Grzechów Głównych na Chase'a i jego bliskich, żeby móc wskrzesić matkę

– Nie dokończyła czaru i teraz Chase się obawia, że jeśli Julia wróci do ludzkiej postaci, skazi Destiny ostatnim grzechem Gniewu (w klątwie trzeba poświęcić znajome osoby)

– Exodus znalazł w mieszkaniu Santiago DNA Destiny

– Jamie wykorzystał ambrę (działa hipnotyzująco na syreny) do sprowadzenia Des ze stawu do domu

– Jamie pożyczył jej amulet w postaci spinki do włosów

– Des zabiła Silver, która okazała się Łącznikiem, przez co zamieniły się powłokami

– Jamie i Cassidy chcą, żeby Destiny (w powłoce Silver) towarzyszyła Chase'owi w polowaniu na feniksa, ponieważ jest odporna na ogień

– Des nie jest zachwycona tym pomysłem, jednak bardziej od potencjalnego pożaru zdaje się przerażać ją stos materiałów do opanowania (oraz konieczność udawania przed Chase'em, że to Cassidy jest pod powłoką, nie ona)

– Poprzedni rozdział skończył się tym, że Silver w powłoce Des poszła spać, a Des w powłoce Silver wyszła z Chase'em z chatki

***

– Chcesz mnie upić, Silver?

Destiny zdała sobie sprawę, że spojrzała na niego z dokładnie tą miną, jaką wytknęła jej Cassidy. Nic nie potrafiła na to poradzić, kiedy słyszała coś tak absurdalnego.

– Upić? Napoczętą butelką wina? – Pociągnęła łyk. Słodycz trunku przyjemnie łaskotała w gardło. Na razie nie brało Des na wymioty, więc jeśli pod postacią Silver mogła bezkarnie poczuć alkohol w żyłach, zamierzała z tego skorzystać. – To dla mnie, taki mały aperitif, żeby z tobą wytrzymać. Ledwo się pojawiłeś i już mi podniosłeś ciśnienie.

– Cóż poradzę. Wielu kobietom szybciej bije serce na mój widok.

Des pohamowała chęć wepchnięcia go w pobliskie krzaki.

– Nie wątpię.

Chase zerknął na nią podejrzliwie, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

– To mechanizm obronny organizmu. Przygotowanie do ucieczki – dokończyła drwiąco, a on tylko uśmiechnął się pod nosem.

– Nie mam nic przeciwko małej gonitwie.

– Imię zobowiązuje.

Wyciągnął rękę po butelkę i postanowiła się z nim podzielić, ale w tej samej chwili dotarło do niej, że przecież nie wie, czy powłoka Silver zahamowała produkcję saksytoksyny. Szybko zabrała wino, przytknęła je do ust i przechyliła. Nie dała rady wyzerować – najwyraźniej wyszła z wprawy – i kiedy trunek spłynął jej obficie po brodzie, poddała się. Wyrzuciła butelkę za siebie, by za moment usłyszeć brzęk tłuczonego szkła.

Chase przystanął i skrzyżował ramiona, próbując nie wybuchnąć śmiechem, gdy niezręcznie wycierała twarz grzbietem dłoni. Na sukience wykwitły czerwone plamy.

– Dobre było?

– Nie dzielę się alkoholem. Na pewno masz swój w domu.

– Nie wiedziałem, że tak lubisz popić.

– Nowa pozostałość po śladzie.

Zlustrował ją wzrokiem, zanim na powrót ruszył nieudeptaną trasą. Des, teraz pokonując odległość większą niż kilka kroków z jednego pokoju do drugiego, jeszcze mocniej odczuwała skutki przemiany – szło jej się niezgrabnie, jak w niedopasowanym kostiumie. Nadal nie przystosowała się do przesuniętego środka ciężkości.

– Dogadałybyście się z Winterhood. Chociaż po tym, co widziałem w chatce, może niekoniecznie. Co o niej sądzisz?

On wiedział. Musiał wiedzieć. Jego aluzje były równie nieoczywiste, co te rzucane w jej kierunku, gdy kryła się ze swoimi łuskami, mieszkając z nim pod jednym dachem. Znów świetnie się bawił, a ona niepotrzebnie stresowała.

Mogłaby tego łatwo uniknąć, zostając w domu. Jednakże Destiny wcale nie zależało na tym, żeby Chase się nie zorientował o ich zamianie ciał. Wręcz byłoby jej to na rękę. Gdy tylko zobaczyła, co odstawiła Silver, natychmiast miała ochotę uciąć tę zabawę, ale tego nie zrobiła – nie wytkną Des, że nawet nie spróbowała. Zrozumieją, że ten plan nie ma racji bytu i dadzą spokój.

A skoro mleko się rozlało, to mogła chociaż skorzystać z okazji do jednego normalnego wieczoru. W powłoce, w której nie czuła się jak chodzący wrak, poza tymi ciasnymi czterema ścianami, których w innej sytuacji nie pozwoliliby jej opuścić. Jamie czekał na miejscu, wypiła świeżą dawkę pikrotoksyny, miała wpięty we włosy amulet, a do tego była w ciele Silver – co złego mogło się stać?

– Sądzę, że jutro ci nakopie ­– odparła po chwili namysłu.

– Mnie? Za co? To ja padłem jej ofiarą.

– Ofiarą? Bo się na tobie położyła? Biedaku...

– Prawie mnie zabiła masłem orzechowym. Nie powinna go tyle jeść.

– Jak prawie cię zabiła? – dopytała Des z nagłą obawą, że to było jedno z tych pytań, na które wolałaby nie znać odpowiedzi. – Zrobiła ci kanapkę?

– Nie do końca. Wiedziałaś, że alergeny potrafią utrzymywać się w ślinie przez cztery godziny?

Destiny aż stanęła w miejscu, czując, jak w żołądku się jej przewraca i to chyba nie tylko od alkoholu. Chase niewzruszony szedł dalej przed siebie.

– Chase!

Dogoniła go już na polanie, tym samym dostrzegając basen położony obok domu Evansów. Powinna była wyczuć wodę o wiele wcześniej. Ten widok całkiem przejął jej myśli.

Może jednak niepotrzebnie się wystawiała na taką pokusę. Z każdym kolejnym krokiem zaczynała coraz bardziej powątpiewać w swoją samokontrolę. Powłoka, która jeszcze przed chwilą wydawała się ciężką, solidną zbroją, nagle przypominała zwykłe szmaciane przebranie.

Gdy tylko podeszli, uruchomili światła zewnętrzne. Woda odbijała się na ścianie domu, a basen zachęcająco skrzył w blasku księżyca. Pachniało świeżo ściętym drewnem i żywicą, w tle rozchodził się szmer czarnego lasu. Des dostała gęsiej skórki na całym ciele. Nie z zimna, choć skąpy ubiór zdecydowanie nie ochraniał jej dostatecznie przed rześkim chłodem nocy. Skrzyżowała ręce, okrywając się ciaśniej kataną.

Jak cudownie byłoby się zanurzyć! Chociaż na chwilę...

Chase skierował się ku szklanym drzwiom prowadzącym do salonu i Des nie wiedziała, czy da radę odsunąć myśli o wodzie na bok i pójść za nim. On jednak tylko opróżnił kieszenie spodni, zdjął buty, a potem kurtkę i rzucił ją na jedno z krzeseł. Na drugim czekały ręczniki.

– Nie idziemy do środka? – zapytała skołowana, gdy ruszył w jej kierunku, odpinając guzik koszuli przy szyi.

– Przecież sama kazałaś nagrzać wodę. To mnie Aurora otruła skopolaminą czy ciebie, że masz amnezję?

Des nawet w najmniejszym stopniu nie zdołała zamaskować zdziwienia. Albo zaprowadził ją wprost w zastawione przez siebie sidła, albo umówił się tu z Silver na randkę w pseudojacuzzi. Nie potrafiła wybrać, która opcja bardziej ją niepokoiła.

– No chodź. Nie jesteś z cukru – znów zacytował Destiny, rozwiewając wszelkie wątpliwości.

Odsunęła się szybko od krawędzi basenu, bo wręcz czuła pod skórą, że zamierzał ją tam wepchnąć. Po części tego właśnie chciała – wylądować w wodzie – ale musiała tę chęć zdusić w zarodku.

– Zmieniłam zdanie. Baw się dobrze.

Ruszyła ku salonowi z nadzieją, że zastanie tam Jamiego.

– Aa, no chyba, że tak. Spoko – odparł Chase, jednak jego głos brzmiał niepokojąco nieszczerze.

– Ani się waż, Evans.

Rzuciła się do ucieczki, odczytując, co chciał zrobić. Zastąpił jej drogę, chwycił Des i przerzucił przez ramię.

– Nie! Chase. Chase! – wrzeszczała. – Puszczaj mnie!

I wskoczył z nią do basenu.

Głośny chlupot oddalił się, gdy zniknęła pod taflą. Woda zalała jej uszy, a zaraz potem także nozdrza i przełyk, kiedy Des niekontrolowanie chciała nabrać powietrza. Szukała stopami podłoża, ale bezskutecznie. Przez krótką chwilę przeniosła się na Mazury, do jeziora, w którym utonął jej kuzyn, usiłując wydostać ją na brzeg.

Tym razem to nie on ją trzymał, tylko Chase. Pluła i kaszlała wodą, gdy ta wciąż obficie spływała jej na twarz z mokrych włosów.

– Ty pieprzony dupku! – wykrztusiła, odzyskując oddech. Chciała mu przywalić, ale nie mogła go puścić, dopóki nie sięgała dna, więc chociaż wbiła mu mocniej paznokcie w ramiona.

– Co się dzieje, Silver? Przecież pływasz prawie tak dobrze, jak ja. Puść mnie i dopłyń do ściany.

Odczepiła jedną rękę i zgarnęła włosy z twarzy. Łyknęła przy tym trochę wody, aż chlor podrapał ją w gardło. Chase jak zawsze kipiał samozadowoleniem, a błysk w jego oczach rzucał jej wyzwanie. Mokra grzywka opadała mu na czoło, na rzęsach osiadły krople wody. Strużki ciekły mu po twarzy, z kolei przesiąknięta koszula kleiła się do ciała.

Destiny nabrała powietrza w usta i odepchnęła się od niego ku najbliższej ścianie. Ciężka katana tylko ciągnęła ją na dno. Des machała rękami i nogami na oślep, bo zupełnie nie wiedziała, jak poruszać się bez stworzonego do pływania ogona. Między palcami brakowało upłynniających ruchy błon, śluz nie zmniejszał oporu. Najbardziej jednak zatęskniła za skrzelami.

Czuła się, jakby ktoś obciął jej skrzydła, a potem zrzucił z helikoptera i kazał latać.

W dodatku w nie swoim ciele. Jeśli Silver była wybitną pływaczką, to najwyraźniej powłoka nie zachowała pamięci mięśniowej. Des tak się zamotała, aż zaczęła panikować. Może i woda jej nie zabije, co nie znaczy, że miała ochotę przeżyć utonięcie.

Poczuła chwyt na ramieniu i mocne szarpnięcie w prawą stronę. Sięgnęła ręką i w końcu wyczuła ścianę, a pod stopami podłoże. Przylgnęła do niej, oddychając ciężko. Paliło ją w nosie i gardle.

Oparła kark na krawędzi, zamknęła oczy i pozwoliła opaść głowie do tyłu. Wsłuchując się w tak znajomy dźwięk walącego serca, była przekonana, że po dawce wrażeń, jakich mu dostarczyła w ciągu ostatnich miesięcy, biło już tylko dzięki ichorowi.

– Będę tańczyć na twoim grobie.

Chase zaśmiał się.

– Następnym razem nie próbuj robić ze mnie bogini, Winterhood.

Teraz nie wytrzymała, parsknęła śmiechem. Powaga, z jaką to mówił, rozbrajała ją jeszcze bardziej.

– Ani mi się śni.

– Co to tak naprawdę znaczy?

Otworzyła oczy, obracając się ku niemu i doszła do wniosku, że będzie zabawniej, jeśli mu nie powie.

– Kiedy się zorientowałeś? – zapytała zamiast tego. Zdjęła buty i odstawiła je wraz z nakryciem na płytki.

– Nabrałem podejrzeń już na wejściu. – Oparł się wygodnie o krawędź i zanurzył w ciepłej wodzie po brodę. – Nie wiążesz włosów, masło orzechowe w połączeniu z dżemem uważasz za abominację i nie nazywasz mnie „przystojniakiem"... na głos. Ale też nigdy wcześniej nie widziałem cię na haju, może włosy za bardzo cię wtedy drażnią w szyję, zmienia ci się smak i zaczynasz głośno dzielić się swoimi myślami.

– Mówiłam jej, żeby rozpuściła włosy!

– To nie wina Silver. Rozpoznałem cię, jak tylko na mnie spojrzałaś tym morderczym wzrokiem. Tak łatwo można cię sprowokować, że to prawie urocze.

– Urocze? – powtórzyła nieco rozdrażniona tą bezczelną drwiną. Zanim zdążył zareagować, położyła mu dłoń na głowie i bezceremonialnie wepchnęła pod wodę.

Nie musiała długo czekać, aż pociągnął ją w dół.

Spróbowała otworzyć oczy, mimo że szczypały. W porównaniu do tego, jak postrzegała podwodny świat syrenimi zmysłami, teraz panowały tam egipskie ciemności. Mętna, niewyraźna nicość. Lampy tylko nieznacznie rozświetlały basen. W ślady za Chase'em chwyciła się drabinki, by woda nie wypchnęła jej na powierzchnię – z jego gestykulacji wydedukowała, że chciał rywalizować o to, kto ostatni wypłynie. Chyba nie sądził, że wstrzyma oddech dłużej od syreny?

Nie powinna tego robić. Nie powinna siedzieć pod wodą, zwłaszcza z człowiekiem, nawet jeśli fizycznie też czuła się zwykłą dziewczyną. Nie była nią, już nigdy nie będzie i żadna powłoka tego nie zmieni. Miała jednak nadzieję, że w porę zareaguje, gdy zauważy pierwsze oznaki utraty kontroli. Skoro udawało jej się wykurzyć Chase'a z chatki, z basenu nie powinno być trudniej.

I choć w głębi duszy wiedziała, jak naiwne było to przekonanie, nic nie zrobiła. Tym razem sidła okazały się zbyt wygodne, wręcz głaskały skórę, zamiast się w nią wżynać. Dopiero gdy płuca Des – Silver? – dały o sobie znać, odbiła się od dna i wynurzyła.

Musiała jakoś przełknąć tę porażkę, a ledwo łapała dech. On zresztą też, tylko w zwycięskim humorze.

– Jeden rzut oka i wiedziałem, że ty to ty – kontynuował chełpienie się, gdy nieco unormował oddech. – Udawanie idzie ci tak koszmarnie, że ciężko mi uwierzyć, że nie robisz tego celowo.

– Jasne. – Zadarła dziarsko brodę, poniekąd zadowolona z takiego obrotu spraw. Ciekawe, co Cassidy teraz pocznie ze swoją wizją. – Po prostu doskonale wiesz, że nie ma takiej ilości zioła na świecie, która sprawiłaby, że zachowywałabym się tak, jak ona. Bo ja nigdy, przenigdy... – zrobiła pełną napięcia pauzę – nie posmarowałabym kanapki dżemem i masłem orzechowym jednocześnie.

Ze śmiechu odchylił głowę w tył.

– To idealne połączenie słonego i słodkiego! Przynajmniej tak słyszałem.

– Jak żeberka polane syropem klonowym? Zapijanie burgera colą? I to niby ja jestem obrzydliwa przez jedzenie ogórków kiszonych.

– A wcinaj sobie swoje mdłe, sfermentowane kiszonki z ziemniakami. Nie każdy musi mieć wykwintne kubki smakowe.

Prychnęła. Ileż by oddała za domowy polski obiad z ziemniakami, kotletem i surówką!

– Wykwintne? Chyba rozstrojone od nadmiaru cukru i krwi potworów, skoro musisz mieszać dwie skrajności, żeby coś poczuć.

Pokręcił powoli głową, bo najwyraźniej nie znalazł odpowiedniej riposty.

– Po co w ogóle ta cała szopka dzisiaj? – zapytał zamiast tego.

Powiedziała mu prawdę. O tym, jak wyszła spod prysznica i natknęła się na obcą dziewczynę, że jej instynkt zareagował, zanim w ogóle zdążyła pomyśleć. Nieznane osoby miała utożsamiać z Exodusem i tak też zrobiła.

– Myślałem, że po prostu chciałaś się przekonać, jak to jest, a Silver nie umiała ci odmówić. Czemu przede mną udawałyście?

Cassidy i Jamie nie chcieli, żeby Chase'owi choć na chwilę pojawił się w głowie scenariusz z Destiny w powłoce Silver. Widząc, jak się w takiej sytuacji zachowywała, łatwiej mógłby dostrzec podobne wzorce przy faktycznej zamianie na balu. Tyle tylko, że liczyli na śpiącą Silver i krótką, kontrolną wizytę Chase'a, który miał być wielce zajęty jakąś niespodzianką z bagażnika. Ostatecznie o wiele lepiej zrobiliby, zwyczajnie przyznając, co się stało.

– Silver popisywała się, jak to świetnie potrafi mnie naśladować. Jamie i Cassidy nie omieszkali wytknąć tego, co ty: że mi to idzie tragicznie. A ja zapragnęłam im udowodnić, że się mylą.

Półprawdy były prostsze od kłamstw. Jeśli ten wieczór przekreślił plany związane z balem, to tym bardziej nie widziała potrzeby zdradzania mu, że w ogóle miały miejsce, zwłaszcza przed rozmową z Jamiem i Cassidy na osobności.

– No znakomicie ci to wyszło. Pokazałaś im.

– Też tak uważam. Rola życia.

– Iście Oskarowy występ.

Już miała go znów podtopić, ale wtedy zapytał:

– Jak to w ogóle możliwe, że dzieciństwo spędzone z Julią nie zrobiło z ciebie wyborowego kłamcy? Co mówiłaś rodzicom?

– Prawdę. Zawsze – powiedziała z dumą, ignorując bolesny ścisk w żołądku na dźwięk imienia kuzynki. – Tylko bardzo, bardzo sarkastycznym tonem.

Nadal nie wyglądał na przekonanego, więc zademonstrowała:

– „Czy ty pojechałaś z Julią autostopem do Berlina?!", „Pewnie, wsiadłyśmy jakiemuś obcemu typowi do auta i przejechałyśmy z nim sześćset kilometrów. Właściwie miałyśmy zajechać do Amsterdamu, ale w połowie drogi zaczął nas obmacywać, a z bagażnika dochodziły jakieś dziwne dźwięki". Im dokładniejsze słyszeli szczegóły, tym szybciej machali ręką, sądząc, że kpię.

– Powinienem był zapytać, jak to w ogóle możliwe, że dzieciństwo spędzone z Julią nie zrobiło z ciebie zimnego trupa – poprawił się. Oby nie pociągnął tematu Julii. Czas, który Des spędziła pod wpływem ambry, przeleciał poza świadomością, toteż potwierdzenie jej śmierci poprzez serum prawdy wydarzyło się jakby wczoraj. Nie zdążyła tego jeszcze w pełni przetrawić między konfrontacją z Jamiem w tunelu, rozmową z Davidem i ocknięciem się w obcym ciele. Zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Chciała po prostu odpocząć w basenie, a nie walczyć ze sobą, żeby nie zabić Chase'a, gdy wytrąci ją z równowagi jakimś zbędnym, durnym tekstem. – Poważnie myślisz, że po którymś razie się nie sczaili?

Wzruszyła ramionami.

– W głębi duszy pewnie znali prawdę, ale wszyscy musimy sobie coś wmawiać, żeby nie oszaleć.

Ku własnemu zaskoczeniu, wpatrując się w dom Evansów, w znajomy balkon i drzwi do dawnego pokoju, poczuła pewien sentyment. Częściowo za tym, co było – gdy jej największy problem stanowiło to, czym w tajemnicy zajmował się Chase, jakie przedmioty szkolne wybrać, czy Julia da znak życia, gdy się dowie, że Des tu przyleciała. Nawet za późniejszymi momentami, kiedy już poznała prawdę, wyczekiwała spotkania z czarownicą i powrotu do domu. Głównie jednak za tym, co zostało jej odebrane: jak by to było, gdyby Evansowie tworzyli zwykłą host rodzinę z domem i basenem w lesie. Gdyby ona była zwyczajną Polką, która miała okazję zakosztować życia po drugiej stronie globu; imprezować, zwiedzać, poznawać ludzi. Niechętnie jechać po roku do domu, obiecując sobie, że jeszcze kiedyś tu wróci.

Spojrzała w niebo. Była piękna noc pełna błyszczących gwiazd. Chase powiedział jej kiedyś, że nie ma nic przyjemniejszego od siedzenia w ciepłej wodzie, gdy temperatura na zewnątrz jest niska. Chyba miał rację, bo w tamtej chwili siłą by jej stamtąd nie wyciągnęli. Choć pewnie zioło, alkohol czy nawet pozorna chwila wolności też się do tego przyczyniły. A może zwyczajnie fakt, że otaczała się swoim żywiołem, chociaż wolała nie utożsamiać tego uczucia z niczym nadnaturalnym.

– Życz mi powrotu do Polski – odezwała się, przerywając ciszę. – Zobaczyłam już z trzy spadające gwiazdy.

Kątem oka dostrzegła jego zdziwioną minę.

– Wierzysz w takie rzeczy? – zapytał.

– A co mi pozostało? Skoro magiczna skała z kosmosu przemienia ludzi w syreny, dżiny i resztę baśniowych stworów, nie widzę przeszkód, by gwiazdy mogły spełniać życzenia.

Chase wzniósł oczy ku górze i obserwował przez chwilę, ale gdy się odezwał, poruszył całkiem inny temat:

– Widzę, że twoja hydrofobia zniknęła bezpowrotnie, skoro jeszcze stąd nie uciekłaś.

– Najwyraźniej. – Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie mogła zbliżyć się do wody i nie czuć lęku. Stanąć w niej po szyję, nie tracąc przy tym zmysłów. Siedzieć w basenie i czuć, że jej skóra śpiewa z zachwytu. Jakież to było wyzwalające uczucie. Chciałaby móc oddalić się od drabinki, wypłynąć na środek, samodzielnie dotrzeć do ścianki po drugiej stronie. – Ale pływanie jako syrena różni się od pływania ludzi, tego drugiego dalej nie umiem.

– Serio? Nie zauważyłem.

Ochlapała go. Przetarł twarz dłonią i wpatrzył się w noc. Nie pierwszy raz go na tym przyłapała; choć sprawiał wrażenie równie zrelaksowanego, jak ona, pozostawał czujny. Przesuwał wzrokiem po terenie wokół domu, po otaczającym lesie, ale też niebie i postrzępionych koronach drzew.

– Jak tam było? W odmętach oceanu? – podjął ni stąd ni zowąd.

Brzmiał na szczerze zaciekawionego i Des pomyślała, że być może pytał o to ze względu na Bree. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie przyszło jej do głowy nic, co choć w połowie oddałoby głębię tamtego doświadczenia.

Spokojnie? Magicznie? Błogo? Szukała słowa, które zawarłoby w sobie te wszystkie znaczenia i wiele więcej. Nie znalazła. Zwyczajnie nie istniało.

– To... zupełnie inny świat. Nie da się go opisać komuś, kto tego nie przeżył. Pod wodą czułam się... – znów podniosła wzrok ku niebu – jakbym miała gwiazdy w sercu.

Jakby to właśnie tam było jej miejsce. Jakby dotknęła rdzenia wszechświata, odnalazła siebie i pojęła sens swojego istnienia.

Nie powinna tego pragnąć. Ale wiedziała, że nigdy nie doświadczy czegoś równie poruszającego i że już zawsze będzie tęsknić i ciągnąć do tego uczucia. Odegnała jego namiastkę, na wypadek, gdyby pokusa stała się zbyt silna. Niczego nie była tak pewna, jak tego, że jeśli ponownie się tam znajdzie, nie wróci do życia na lądzie.

Chase raczej nie poruszył tego tematu przypadkiem, tylko jak zawsze sprawdzał jej reakcję, starał się ją sprowokować i zobaczyć, co się stanie, czy Destiny w końcu się złamie i jego przypuszczenia się sprawdzą. Ostatnio nabierał coraz większych podejrzeń i mimo że Des dosłownie stała teraz po szyję w wodzie – swoją drogą, właśnie przez niego – nie była przecież w swoim ciele.

Ale Chase tylko patrzył na nią, jakby doskonale rozumiał, o czym mówiła. Może ichor dawał mu podobny haj. A może zwyczajnie udawał zrozumienie – przecież nie byłoby to dla niego żadnym wyczynem.

– To teraz, jak już się nie boisz, co byś zrobiła? Poza wejściem do basenu w zimie.

– „Wejściem"? – niemal krzyknęła. – Zostałam brutalnie wrzucona!

– To też jakieś przeżycie. Czasem warto dać się rzucić na głęboką wodę.

– Nie było go na mojej liście rzeczy, które chciałabym zrobić.

– Było na mojej.

Zmrużyła podejrzliwie oczy.

– „Wrzucić Destiny Winterhood do basenu i rozkoszować się widokiem, jak walczy o każdy oddech"?

Uśmiechnął się.

– Mniej więcej.

– Co za podła lista. – Podpłynęła do niego, odważając się odsunąć od ściany. – Czy pozostałe pozycje na niej też dotyczą dręczenia mnie?

– Większość – odparł tajemniczo. – Ale chyba muszę ją zmodyfikować, bo wcale nie wyglądasz na udręczoną.

Zastanowiła się nad jego pytaniem – Julia robiła mnóstwo rzeczy, których Des nie mogła ze względu na swoją fobię. Ominęła ich masa wspólnych wakacji i chwil, tylko dlatego, że nie było sensu, by Des jechała z nią nad morze czy ocean i przyglądała się z odległości, jak ta surfuje, nurkuje wśród raf koralowych czy pływa z rekinami. Zawsze ogromnie żałowała, że nie mogły tego razem dzielić. Że musiała stać z boku i patrzeć, jak z innymi – normalnymi – znajomymi kąpali się w wodospadach, huśtali na linach nad rzeką i rzucali ze skał w głębiny. Nigdy wcześniej nie widziała jej aż tak beztroskiej i szczęśliwej.

– Najpierw skoczyłabym z klifu wprost do oceanu – stwierdziła w końcu.

Chase pokręcił głową z rozbawieniem.

– Mogłem się tego spodziewać. Nie rejs statkiem, łódką, przejazd na motorówce albo nartach wodnych, gorące źródła czy choćby skinny dipping, tylko od razu skok w przepaść.

Nigdy tak mocno nie czuła, że żyje, jak w momentach, gdy mogła to życie stracić. A jednak teraz, tkwiąc w ciągłym niebezpieczeństwie, była bardziej martwa w środku niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego słowa jeszcze mocniej uświadomiły jej, ile mogło na nią czekać w życiu. Ilu rzeczy nie zdążyła spróbować, ilu miejsc zobaczyć, ilu przygód przeżyć. I najprawdopodobniej nic z tego nie doświadczy. Czy naprawdę w wieku osiemnastu lat najlepsze już miała za sobą? Przez jedną, feralną decyzję – przyjazd tutaj? Za kimś, kto cały ten czas...

Przełknęła z trudem ślinę. Nawet z zaświatów Julia potrafiła ją wpakować w kłopoty.

Chase zauważył grobową minę Des.

– Jeszcze będziesz mieć okazję.

– Nie możesz mi tego obiecać. Mogę już nigdy nie zrobić nic z tego, co wymieniłeś. – Uśmiechnęła się ponuro, wyobrażając sobie te wszystkie niedostępne dla niej atrakcje, a wtedy coś ją tknęło. – No, poza jednym.

Zaczęła się gimnastykować, żeby sięgnąć zamka na plecach, zanim zmieni zdanie. Julia nie zastanawiałaby się ani przez moment. Zresztą przecież to nic takiego, skoro woda służyła za parawan.

– Co ty robisz?

– Pytasz, jakbyś nie wiedział – rzuciła, nawet na niego nie patrząc, w obawie, że jego mina szybko sprowadzi ją na ziemię.

Des nie znała Silver – ani jej relacji z Chase'em czy choćby praw, jakimi rządziła się zamiana – dość dobrze, by móc z pełnym przekonaniem stwierdzić, że nie posuwała się za daleko. Z kolei Silver najwyraźniej znała Destiny od podszewki, a mimo to bez skrępowania robiła pod jej postacią, co chciała. Sama zresztą podkreślała różnice między ciałem a powłoką i dała Des wolną rękę, tłumacząc, z czym wiązała się praca Łącznika. Może więc nie będzie jej tego miała za złe? Skoro zaplanowali obrady w basenie już wcześniej, Silver raczej nie zamierzała ich odbywać w ubraniu.

– Chyba siadł ci trochę ten „mały aperitif", co?

– Nie bądź śmieszny. Wiesz, jak w Polsce nazywamy wino?

– Pewnie jakimś niepotrzebnie długim i skomplikowanym wyrazem, którego wymowa może wam służyć za test trzeźwości.

– Sokiem winogronowym. Wciąż jestem w szoku, że u was uznaje się go za alkohol.

Niestety zbyt długo znał Des, żeby w to uwierzyć.

– Pomóc ci? – zapytał rozbawionym głosem, obserwując jej żałosne zmagania.

Odrzuciła tę jakże szczodrą ofertę, jednak poddała się już po chwili szarpaniny z niewygodną sukienką.

Wolała nie odwracać się do niego tyłem, aby przypadkiem nie dostrzegł wpiętego we fryzurę amuletu – w gładkich włosach Silver trudniej było go ukryć, zwłaszcza teraz, gdy nasiąkły wodą. Stojąc przed nią w krępującej bliskości, Chase sięgnął ręką do jej pleców i pociągnął za suwak.

Nie była pewna, jak się z niej wydostać – górą czy dołem. W obie strony wydawało się, że prędzej przypadkiem ten materiał rozerwie, niż się z niego uwolni. W końcu jednak zdołała się wyswobodzić. I natychmiast tego pożałowała.

Stojąc przed nim w samej bieliźnie, czuła się dziwnie naga, nawet mimo tkwienia po szyję w wodzie. Odsunęła się z płonącą twarzą.

Co za żenujący pomysł. Ale chociaż Julia byłaby z niej dumna.

– Widzisz, dlatego nie noszę sukienek. Koszulka i dżinsy by mi tego nie zrobiły.

– Też nie noszę sukienek, żeby nie musieć ich zdejmować w basenie.

Skwitowała tę uwagę parsknięciem, wyobrażając go sobie w obcisłej kiecce.

Zaczęła się mocować z zapięciem stanika, zanim rozsądek każe Des przestać. Więcej nie będzie miała ku temu okazji. Woda łaskotała jej syrenie zmysły, ale tym to właśnie było – łaskotaniem, przyjemnym mrowieniem spowodowanym obecnością żywiołu, a nie wirem wodnym wysysającym z niej człowieczeństwo i kontrolę. Najrozsądniej byłoby się ewakuować, póki jeszcze panowała nad sytuacją i nie słyszała w głowie pieśni prowokujących do ataku, ale wiedziała, że samą siłą woli tego nie zrobi. Polegała na nadziei, że powłoka oferowała coś poza złudną iluzją.

– Cicho, dam radę – powiedziała, kiedy Chase zauważył, co się działo. Sama rzadko nosiła biustonosz, zwłaszcza teraz, gdy w ogóle nie wychodziła do ludzi, a ten dodatkowo miał z dziesięć zapięć.

– No bez jaj. Zaczynam myśleć, że robisz to celowo.

– A ja, że twoim życzeniem było zdjęcie ze mnie ubrań. Czy może miałeś to na swojej liście?

– Nie zdradza się swoich życzeń. Ale miło by było, gdyby spełniały się tak błyskawiczne – przyznał.

Co ona, do cholery, wyprawiała? Już za późno, żeby się wycofać. Oczekiwała, że będzie to w jakiś sposób wyzwalające, ale na razie, choć przyjemnie było otaczać się wodą bez bariery w postaci ubrań, czuła się po prostu idiotycznie i niestosownie. Duma nie pozwalała Des się do tego przyznać i sięgnąć z powrotem po mokrą odzież, więc uniosła podbródek z pewną siebie miną, stojąc w basenie goła i wesoła.

Chase oparł się łokciem o brzeg i przyglądał jej z głupim wyrazem twarzy.

– Nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz.

Słyszała to zdanie zdecydowanie zbyt wiele razy w swoim osiemnastoletnim życiu. Powinna je sobie wytatuować.

– Oczywiście. Z całą pewnością wspomniałeś o tym czystym przypadkiem.

– No dobra. Musiałem się jakoś upewnić, że nie spróbujesz mnie znowu utopić – odparł pokonanym głosem.

– Na co czekasz? Twoja kolej – powiedziała, a on wyglądał na święcie zdumionego, że oczekiwała przyłączenia się do niej. – Nie patrz tak na mnie, ja ci nie pomogę.

– Ciekawe, czy byłabyś taka skora do wyskakiwania z ubrań, gdybyś była w swoim ciele.

– Już się raczej nie przekonasz.

– Nie masz na swojej liście innych wodnych aktywności związanych z nagością?

Otworzyła usta z udawanym oburzeniem, próbując się nie roześmiać jak jakaś durna bogini.

– Na pewno nie takich, do których byłbyś mi potrzebny.

– Przecież beze mnie nawet nie potrafisz się rozebrać.

Znów go ochlapała, ale z marnym skutkiem. Faktycznie – teraz nie mogła go podtopić, ani podejść zbyt blisko. Może będzie miał więcej przyzwoitości od niej i nie zacznie wkładać głowy pod wodę.

– Nie wiedziałam, że taki z ciebie wstydliwy kurczak, łowco – zadrwiła zdziwiona, że miał jakiekolwiek opory. – Tak jakby ta twoja koszula zostawiała jeszcze cokolwiek wyobraźni.

Poddał się i sięgnął do kołnierza, ale majstrował przy nim na tyle długo, że szybko zrozumiała, co robił.

– Chyba będzie problem – stwierdził po chwili ze sztucznym przejęciem.

– Poradzisz sobie.

– No nie wiem. Dużo tu guzików – drażnił się z nią. – Na pewno nie chcesz się zrewanżować?

Odpowiedziała mu na te zaczepki środkowym palcem Silver.

Chase rozpiął przesiąkniętą koszulę i odkleił ją od ciała, po czym wykręcił z wody i niedbale rzucił gdzieś za siebie. Zabrzęczał pasek, kiedy go odkładał, a potem dołączyły do niego spodnie i bokserki.

Gdy po wszystkim napotkała jego spojrzenie, szybko odwróciła wzrok, jakby przyłapana na gorącym uczynku.

– Zadowolona?

– Jeśli ktoś nas teraz zaatakuje, to mamy przerąbane.

Zaśmiali się, choć nie było w tym nic zabawnego.

– Gdzie jest Jamie? – przypomniała sobie Des. Nie mógł być w środku, inaczej już dawno by ich stąd pogonił. Wolała nie myśleć o tym, co ją czeka, gdy się dowie.

– Pojechał po łańcuchy – wyjaśnił Chase, jak gdyby chodziło o najzwyklejsze zakupy.

Może nawet rozwinął tę myśl, ale Des już tego nie usłyszała.

Zamroczyło ją, jakby straciła równowagę nad krawędzią. Patrząc tępo w dal, między sylwetkami drzew dostrzegła postać. Zanim jednak ta informacja przeniknęła do świadomości, zanim rozpoznała w niej Davida, rozpłynął się niczym duch. Lub dym.

Chase odwrócił się raczej leniwie, widząc jej przerażoną minę.

– Nie nakręcaj się. Nikogo tam nie ma. Co znowu zobaczyłaś? Kolejnego wilka?

– Tak – potwierdziła z braku lepszej wymówki. – Wilka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top