Rozdział 8

- Łeb mi zaraz wybuchnie - wycedził Buker, opierając czoło o dłoń. Roztarł sobie skronie. - Daj mi wina - polecił.

- Tak z samego rana...? - zasugerował niewolnik, który coraz bardziej się już ośmielał. Takie słowa skierowane do jego dawnego pana byłyby dla niego nie do przyjęcia a i zakończyły by się dla niego tragicznie. Pan Buker był jednak inny.

- Nie gadaj, ino daj - mężczyzna wyciągnął dłoń, na co Elio posłusznie nalał mu pełen kubek. - Czym się strułeś tym się lecz - skwitował jedynie mężczyzna i opróżnił go w zaledwie kilku łykach.

- Nie wiem czy to działa też z winem... - przyznał i podstawił mu pod twarz miskę z jedzeniem. Były to praktycznie same warzywa i kasza.

- A mięso gdzie? - mężczyzna uniósł na niego wzrok.

- Na ból głowy lepsze jest coś lekkiego, ale jeśli chcesz panie mięso to zaraz przyniosę - powiedział niepewnie.

- Ale żeś się mądry zrobił - wymruczał pod nosem Buker, jednak zjadł wszystko. - Może i słusznie mówisz...

- Mądry nie jestem - uśmiechnął się lekko chłopak. - Ale coś nie coś wiem.

Chwilę jedli w ciszy. Kat odezwał się dopiero gdy skończył posiłek.

- Późno żem wczoraj wrócił. Co robiłeś?

- Tak jak panie kazałeś, zająłem się ubraniami. - Elio wskazał na starannie złożony stosik. Buker podszedł do niego i sięgnął po pierwszą z wierzchu szarą koszulę. Lubił ją, ale od dawna była za mała. Teraz, gdy wziął ją w dłonie, dostrzegł łatę naszytą na plecach i pod pachami. Zmarszczył brwi. Chwilę się zastanawiał, po czym po chwili, zdjął z siebie obecnie włożone odzienie.

Oczom Elia ukazał się jego pokryty ciemnym, ale nie bardzo gęstym owłosieniem tors. Dopiero teraz dostrzegł, że jego pan był naprawdę postawnym człowiekiem. Jego ramiona i barki były szerokie i dość mocno umięśnione. Nie była to postura atlety czy niewolnika pracującego w porcie. Nie był też jednak gruby, prędzej odznaczał się kupą mięśni.

- Ty, dobra - powiedział z zaskoczeniem, gdy narzucił koszulę na siebie. Obrócił się bokiem i dokładnie przyjrzał - Jak Boga kocham, pasuje.

Elio zaczerwienił się lekko.

- Wyglądała na dużo za małą, więc postanowiłem ją rozpruć i wszyć łatę pomiędzy. Nie byłem pewien, czy będzie pasować...

- Leży bardzo dobrze. Nie ciśnie nic a nic - rzekł z prawdziwym zachwytem Buker - Lubiłem ją, była lniana, pożądna. Jeszcze po ojcu.

- To... Cieszę się.

Buker z zadowoleniem narzucił na nią swój płaszcz a potem podszedł do chłopaka i skinął mu głową, kładąc dłoń na ramieniu.

- Uradowałeś mnie. Dobrze się sprawiłeś. - powiedział szczerze. W jego głosie nie było niezręczności, którą odczuwał zazwyczaj, gdy kogoś chwalił. Teraz był tak radosny, że wszystkie pochlebstwa przychodziły mu wyjątkowo łatwo. Jak nie on.

- Dziękuję panie - powiedział równie ucieszony Elio.

Jego poprzedni pan nigdy go nie chwalił. Był w końcu niewolnikiem. Wykonywanie zleconych mu zadań i obowiązków było naturalne. Nigdy nie oczekiwał uznania. Obawiał się jedynie kary, za złe wykonanie rozkazu. Przyjemnym było jednak zostać docenionym. Nie sądził, że nawet aż tak bardzo.

- Wychodzę - westchnął kat - Z chęcią bym został, bo głowa mnie boli, jak cholera, ale jeść coś nam trzeba. Nie wiem, czym mógł byś się zająć - przyznał i zamyślił się - Znajdź sobie coś.

Ruszył w stronę drzwi i zatszymał się już za progiem. Spojrzał na chłopaka.

- Wino masz w piwnicy. Byle nie za dużo! Chyba, że chcesz skończyć jak ja.

Elio uśmiechnął się tylko.

***

Knox obserwował wszystko z za okna. Widział Bukera. Widział także Elia. Poznałby go bez wątpienia i gdy tylko stanął przy drewnianej okiennicy, wiedział już, że to on. Przymknął oczy. Że też musiał to być akurat ten dzieciak! Akurat jeden z niewielu, którzy życzyli mu dobrze, zawsze serdeczny, pracowity i życzliwy. Dlaczego nie ktoś inny? Czemu nie jeden z tych leniwych, fałszywych chłopaków, którzy jedyne o czym myśleli, to jak zwalić swoją pracę na innych i wyjść na tym bez skazy. Elio podpadał rzadko. Pracę wykonywał sumiennie i starannie. Raz jednak przez swoją nieuwagę, wylał wiadro z brudną wodą, akurat gdy pan przechodził. Nie miał szczęścia i tyle. To była jego jedyna wina. Dobrze pamiętał, że to właśnie jemu przyszło mu wtedy sprawienie mu lania. Jeszcze lepiej pamiętał słowa, jakie wypowiedział do niego Elio, gdy byli już sami w piwnicach domu, gdzie przeważnie karało się niewolników, jeśli pan nie zadecydował o wymierzeniu kary publicznie na dziedzińcu.

"- Nie martw się. Taki już nasz los. Musisz zrobić to, co ci kazano. Nie mam do ciebie żadnego żalu. Teraz będzie bolało, ale przejdzie. Wiem, że nie będziesz wobec mnie okrutny. Wiem też, że boli cię to tak samo, bo w innym życiu, moglibyśmy być przyjaciółmi."

Trudno było go bić po tych słowach. Wtedy jak rzadko kiedy, odczuwał prawdziwe wyrzuty sumienia. Teraz miał je ponownie. Jak miał donieść o ucieczce właśnie jego? Jak miał oznajmić Panu, że to właśnie Elio. Teraz, przez okno widział jego szczęście. Widział jego uśmiech. Był szczęśliwy z tym człowiekiem. A on, właśnie on musiał to wszystko zniszczyć. Nie miał wyboru. Przypomniał sobie słowa swojego pana, jakie powiedział wczoraj. Wczoraj, gdy połykał swoje łzy, zaciskając zęby z całych sił, ilekroć bat przecinał i rozkrwawiał jego skórę.

"- Jeśli niewolnik, okaże się być mój, a ty to przede mną zataisz, nie przebaczę ci, tak, jak robię to teraz. - kolejne uderzenie, kolejny krzyk, kolejna próba pozostania w miejscu i nie wyszarpania spętanych liną dłoni - Teraz, przebaczam ci twoją nieuwagę i nieupilnowanie służby. Jeśli jednak zrobisz coś jawnie wbrew mojej woli, ukrzyżuję cię a twoje ciało, rzucę psom. Przedtem jednak, każę twoją dłonią wymierzyć po 30 batów każdemu niewolnikowi z osobna. Który nie przeżyje, tego będziesz miał na sumieniu. Nie radzę ci więc mnie okłamywać..."

Knox przełknął ślinę, obrócił głowę na kryjącego się pośród drzew Mathiasa. Ten był już oczywiście pijany, pan jednak zlecił mu by wyruszył na zwiady wraz z nim. On nie miał żadnych skrupułów by za butelkę wina donieść na kogokolwiek, jeśli taką mu właśnie jego pan obiecał. Sytuacja była bez wyjścia a on musiał zdradzić jednego z nielicznych, którzy byli mu bliżsi.

- Wracamy. Wiem już wszystko - oznajmił mu, z niechęcią patrząc na mężczyznę, który kiwając się nieco, podążał za nim.

****

Czekał na swojego pana już od dłuższego czasu. Ten spożywał właśnie posiłek i Knox bardzo dobrze wiedział, że głupotą byłoby przeszkadzanie mu właśnie w tej chwili, dlatego też stał i czekał. Próbował coś wymyślić, cokolwiek co uratowałoby sytuację. Trudno jednak było mu się skupić, gdy Mathias stojący tuż obok wciąż gadał.

- Czy możesz się zamknąć? - wycedził chłopak, patrząc na tamtego złowrogo.

Mężczyzna przeniósł na niego wzrok.

- Co ci? - ten przekrzywił głowę.

- Nic, irytujesz mnie - mruknął i znów obrócił się w stronę drzwi.

- Może się napijesz? Na złość zawsze lepiej - powiedział. Po głosie można było wyczuć, że w miarę już wytrzeźwiał. W miarę, bo w pełni trzeźwy to ten człowiek nie był nigdy.

- Nie jestem tobą, dzięki Bogu - odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Może faktycznie parę łyków nieco by go uspokoiło. Ukoiło ból pleców i myśl o tym, co zaraz się zdarzy.

- No mną nie jesteś. Ja może i piję i nie mam swojego kąta, ale przynajmniej wolność mam - mężczyzna rozłożył ręce i uśmiechnął się, ukazując żółte, zepsute zęby.

Knox rzucił mu mordercze spojrzenie i zacisnął usta. Co jak co, Mathias miał rację. Miał pieprzoną rację...

Już chciał mu coś odpowiedzieć. Przygadać tak, jak należy. Wtedy jednak jego pan zjawił się w korytarzu. Umilkli więc oboje.

- Mów co wiesz - zażądał mężczyzna, mijając go i wchodząc do pomieszczenia. Gdy zamknięto za nimi drzwi, stanął naprzeciw niego.

Niewolnik odetchnął głęboko.

- Byłem pod domem Bukera panie.

- I? I co? - zapytał niezwykle nagląco. Przeważnie niewiele spraw go obchodziło. Do wielu rzeczy nie przykładał wagi lub przynajmniej stwarzał pozory. Teraz... Teraz było zupełnie inaczej.

Knox przymknął oczy.

- Widziałem niewolnika - powiedział, czując, jak w jego gardle tworzy się gula tak twarda, że niemal nie może wymówić słowa.

- Mojego...?

- Twojego panie. - wydusił, kątem oka patrząc na Mathiasa, stojącego z tyłu.

- Którego? Tego... Jak mu tam? - brwi mężczyzny zmarszczyły się intesnywnie. - Mów że!

- Tak. Elio. - skinął głową, przygryzając wargi.

- Mały parszywy zdrajca. - mężczyzna wycedził gniewnie - Nie dość że uciekł, to jeszcze do Bukera. Pewno mu naopowiadał, jak to mu źle tu było - Samson spojrzał na niewolnika wzrokiem pełnym wściekłości. Okrutnym... - Złożymy im dziś wizytę.

Knox spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Co... Co chcesz zrobić, panie?

- Odbiorę to, co moje. Buker pożałuje, że sięgnął po moją własność.

- Może... Może nie wiedział, że niewolnik był twój? Może to nieporozumienie...

Mężczyzna uniósł wymownie brwi. Prychnął kpiąco.

- Nieporozumienie? Już ja wiem, jak było. Dobrze wiedział. Kto jak kto, ale kat zna ludzi najlepiej. Bajek mi naopowiadał i liczył, że się nie dowiem. Pożałuje. Zadarł nie z tym co trzeba. Jeszcze jutro... Nie! Jeszcze dziś trafi przed sąd!

- A Elio...? - Knox przełknął ślinę.

- Ten niewolnik? Cóż mi na nim zależy. Zabiję go, to pewne. Na postrach innym ukarzę go tak, że już nigdy, ale to nigdy żaden z moich niewolników nawet nie śmie pomyśleć o ucieczce. - po tych słowach, mężczyzna zasiadł w fotelu i przetarł twarz dłonią - Przyprowadź mi Ronnie'go. Potrzebuję rozluźnienia.

Knox pokłonił się tylko i wyszedł z pomieszczenia. Mathias podążył za nim a gdy zniknął za rogiem, oparł się o drzwi i odchylił głowę. Znów sprowadził na kogoś śmierć i cierpienie.

***

Dzień minął mu spokojnie. Nie wiele się zdarzyło. Właściwie, miał niemal wolne, jeśli można tak było określić wymierzenie dwóch chłost. A w zasadzie to jednej i pół, bo przy drugiej, nie doszedł nawet do drugiego uderzenia, gdy delikwent mu zasłabł i nie obudził się już do wieczora a zemdlonego to nie ma co karcić. Rzecz jasna, tym się nie wywinie. Jutro tak czy siak dostanie swoją porcję batów. Słońce nadal świeciło a on już wracał do domu. Humor miał wyjątkowo dobry a i pogoda do tego była całkiem nienajgorsza. Dzień nadal jasny, deszczu ani śladu. A i ręce nie cierpły z zimna. Naprawdę dobry dzień.

Po drodze do domu zaszedł jeszcze do rzeźnika. Kupił oskurowanego królika, zamierzając przyrządzić go na kolację. Już od dawien dawna miał na niego smaka, ale jako, że wiedział, iż mięso to jest bardzo delikatne i szybko się psuje, a on sam nie zdoła zjeść go całego tak prędko, wstrzymywał się ze sprawieniem sobie tej drobnej przyjemności. Teraz usprawiedliwiał się tym, że przecież nie mieszka już sam. We dwóch na pewno pójdzie łatwiej.

Przekroczył próg domu. Elio, jak to zwykle, nie siedział bezczynnie. Mył na kolanach podłogę. Nawet najdalszy oddalony kąt został przez niego wyszorowany.

- Co tak pachnie? - zapytał, czując przyjemny dla nosa odór.

Niewolnik podniósł się i rozmasował sobie kolana.

- To przebiśniegi panie - powiedział i wskazał na stół, na którym w istocie w niewielkim kubku wypełnionym do połowy wodą, stały białe kwiatki.

- Te chwasty? - zmarszczył brwi - skąd żeś je wytrzasnął o tej porze?

- Nie wyszedłem poza plac - powiedział niezwłocznie chłopak - Daję słowo...

Buker machnął dłonią.

- Gdzie chcesz to idź, byle się w oczy nie rzucaj, ale nie o tym mówię - spojrzał na stół - To chyba jeszcze nie czas na jakieś rośliny...

- Przebiśnjegi to nie chwasty - wyjaśnił Elio i wziął od niego królika, odkładając na stół - To pierwsze oznaki wiosny. Podobno są w stanie przetrwać pod śniegiem. Byłem po wodę i zobaczyłem je przy studni, tam pod płotem. I tak stwierdziłem, że je wezmę, ale jeśli ci przeszkadzają mój panie, to...

- A co mi mają kwiatki przeszkadzać - kat wzruszył ramionami i usiadł przy stole - Królika przyniosłem, jadłeś kiedy?

Elio pokręcił głową.

- Nie, ale ponoć jest dobry. Pan Samson często go jadał. Zawsze aż ślinka mi ciekła.

- No to teraz spróbujesz, przyrządzić go umiesz?

Chłopak przygryzł wargi.

- Nie specjalnie panie. Wybacz...

- A tam. Skąd masz umieć. Nauczę cię.

- Oporządzać umiem jedynie kurę... Kuropatwę, kaczkę i... I to chyba wszystko.

- To i tak sporo. Daj no nóż, ten gruby, duży. - wyciągnął dłoń a po chwili już lśniło w niej ostrze. - Pokażę ci wszystko...

Buker sprawnie kroił i oddzielał mięso od kości. Ciął wzdłuż żył i jak na swoje duże dłonie kata, robił to nadzwyczaj delikatnie i starannie. Zdawało się, że nie minęła nawet chwila, a już ze smakiem spożywali kolację.

- Ojciec miał niegdyś króliki. Już wtedy dużo pił, więc łapaniem ich na obiad zajmowałem się ja z braćmi. Nie było to łatwe. Raz tak go goniłem, że wpadłem w krowie łajno, bo krowę też żeśmy mieli.

Elio zaśmiał się na początku dość niepewnie, ale potem wraz z dalszymi historiami śmiał się już głośno wraz z mężczyzną.

- Wiesz... Z początku sądziłem, że oszalałem, że cię wziąłem. Myślałem, że na starość mi coś w łeb walnęło, ale teraz nie żałuję. Przynajmniej jest do kogo gębę otworzyć.

Elio uśmiechnął się lekko.

- Darowałeś mi panie życie. Wziąłeś do siebie... Będę ci za to wierny do końca życia.

- Pustych obietnic nie składaj. Sam bóg wie, ile jeszcze pożyjemy, choć z twoich ust i tak brzmi to na prawdę. Wiem, że nie kłamiesz, ale jak się to wszystko potoczy, ciort wie...

- Będę się więc starał - chłopak posprzątał po jedzeniu i wytarł stół z okruchów.

- Tak dziś myślałem, może wyjdziemy jutro do lasu? Jeden dzień wolny mi dobrze zrobi. Polowałeś kiedyś?

Niewolnik pokręcił głową.

- No, to ci pokażę. Może coś upolujemy. Choćby dziką kaczkę, na sarnę mało co możemy liczyć.

- Tylko... Ja nie potrafię... - powiedział nieco nieśmiało Elio.

- Ja też nie. - pocieszył go Buker i już miał otworzyć usta, gdy z za drzwi chaty dobiegł ich dźwięk głośnego pukania. Mężczyzna zmarszczył brwi. - A kogo to niesie o tej porze? - wstał i odruchowo sięgnął po nóż. - Daj świece - zażądał a Elio od razu zbliżył się do niego - Stań że za mną - ponaglił go i uchylił drzwi.

Za progiem jego domu stał mężczyzna w kapturze wraz z kilkoma innymi za swoimi plecami. Buker zastanawiał się przez chwilę, kogo właściwie ma przed sobą, aż owy jegomość nie ujawnił swojej tożsamości po przez zdjęcie nakrycia głowy.

Kat dostrzegł nikogo innego, jak samego Fletchera Samsona.

- Witaj Arnoldzie - ten skinął mu głową, patrząc na niego ze znaną sobie wyższością. - Przybyłem odzyskać moją własność.

_________________________

No i się porobiło.
Kto by się spodziewał XD

Jest wiele możliwości rozwinięcia tej sytuacji. Jakieś pomysły?

Na 80 gwiazdek spróbuję wrzucić od razu kolejny. Sprawdziłam je już do końca i nie powiem, sama czuję emocje tych postaci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top