Rozdział 6
Elio zatrzymał się przed ciężkimi drzwiami. Patrzył na nie niepewnie i niechętnie. Wcale nie miał chęci tam wchodzić. Buker jednak popędził go. Wszedł pierwszy, bo dzieciak przecież sam nie zdołałby ich otworzyć. Były zbyt ciężkie dla człowieka o przeciętnej sile. Dla kogoś tak słabego jak on, były fortecą.
- Co stoisz - zrugał go, gdy mimo ich otworzenia, dzieciak nadal stał w progu. Dopiero po wyraźnym nakazie, wszedł do środka.
Znów zobaczył te obskurne ściany i te drzwi, prowadzące zapewne do pomieszczenia pełnego najgroźniejszych narzędzi tortur. Stał zlękniony, przypominając sobie dzień, w którym poznał pana Bukera. Dzień, w którym myślał najpierw, że straci życie a potem dłonie. A los okazał się taki przewrotny...
- Co? Ciekaw jesteś co tam jest? - zapytał kat, rozsiadając się na krześle i zapalając świece.
- Nie zbyt panie - przyznał szczerze Elio.
- Pokażę ci potem - powiedział a następnie ponownie wstał, uchylając drzwi. Znajdował się za nim mężczyzna ubrany w strój taki, z jakiego znani byli strażnicy królewscy. Nie odezwał się słowem, podał jedynie parę kartek Bukerowi i odszedł. Ten na odchodne skinął mu tylko i wymruczał coś pod nosem.
- Sporo tego - powiedział, znów siadając. Zaczął je przeglądać, co jakiś czas coś mrucząc.
W końcu odrzucił je na stół i odchylił się na krześle z westchnieniem.
- Dwie chłosty, trzy stryczki, jedno ścięcie. I najgorsze, przesłuchanie. - powiedział głosem pełnym udręki.
Niewolnik patrzył na niego niezrozumiale, nie do końca wiedząc, o czym tenże człowiek mówi.
- Co się gapisz? Tym się dziś mam zająć.
- Umiesz panie czytać? - zapytał Elio z zaskoczeniem. Dotychczas tylko jego dawny pan to potrafił. Dla niego zdawała się to wiedza niemal nie do zdobycia, a tych, którzy posiadali te umiejętność traktował z najwyższym szacunkiem i poważaniem.
- Tyle o ile. Bardziej pamiętam wygląd danego słowa. Liczby znam. Podpisać się potrafię.
- To... Bardzo wiele panie. - rzekł Elio z prawdziwą fascynacją.
- Będzie wolny czas to cię i może nauczę. Jak zasłużysz - mruknął pod nosem, łypiąc na niego.
Oczy chłopca rozbłysły.
- Zasłużę panie! Obiecuję...
- Dobra, nie ma co zwlekać, - mężczyzna poprawił kaptur, który narzucił na głowę w jednej z uliczek po powrocie ze sklepu. - Idziesz ze mną. Stryczek pójdzie gładko. Potem mamy wolne aż do południa. - oznajmił
***
Wszystko odbywało się tak, jak zwykle, bez większych ceregieli. Klasycznie i szybko. Najpierw wprowadzono skazańca. Potem czytano wyrok. Później była chwila na wysłuchanie lamentu i zapewnień o niewinności mężczyzny wprowadzonego na drewniany podest. Zawsze te same słowa.
"Zostałem wrobiony", "nic nie zrobiłem" "to wszystko bluźnierstwa i oszczerstwa tego czy tamtego sąsiada"
Buker stał znudzony. Czasem czuł rozbawienie w takich chwilach. Czy ci ludzie, z pętlą na szyi, naprawdę sądzili, że jeśli teraz będą darli się o swojej niewinności, cokolwiek to da? Oczekiwali zakończenia jak w królewskich księgach i bajkach? Że nagle pojawi się jakiś nieznany wybawca, który wtargnie tutaj, żądając przerwania egzekucji, tłum spąsowieje w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń a on - kat, wstrzyma się czekając cóż ten człowiek ma do powiedzenia?
A może skazaniec liczył na wsparcie tłumu? To zdawało się być jeszcze większą głupotą, bo ludzie w tych czasach za nic mieli innych. Rasa niby ta sama a przywiązanie żadne. Lojalność w tych czasach była rzadka nawet w rodzinie. Kupić można było wszystko i każdego. Dosłownie i w przenośni. Ten, który wczoraj był bratem, dziś zazdrosny o powodzenie rodzeństwa donosił na niego. Te same kobiety, które modliły się gorliwie pod szubienicą, wylewając łzy nad okrutnym ludzkim losem, zaraz rozejdą się po targu, opowiadając jakiż to z niego nie był okrutnik, dopowiadając co rusz to nowe bzdury, zasłyszane gdzieś w tłumie, to wymyślając nowe.
Parszywy świat i tak samo parszywi ludzie.
Buker patrzył na mężczyznę, nie słuchając w zasadzie za co jest winny. Nie jego rolą było oceniać. W przynajmniej połowie przypadków karał niewinnych. Słabszych, biedniejszych. Tych, których życie było zbyt dobre i zbyt przeszkadzało innym. Tych, którzy byli zbyt szczęśliwi i tych, którzy nie mogli pieniędzmi zmienić swojego losu. Tak to już było. Należało przywyknąć.
- Odpuść mi - rzekł tylko do ucha miotającego się mężczyzny.
Był w średnim wieku. Miejski pijaczyna, ale za picie jeszcze nie wieszają. Może zobaczył coś czego nie powinien? Usłyszał słowa przeznaczone dla innych uszu? Któż to wiedział. Ino sam bóg i nie zamierzał tego wyznać wbrew oczekiwań skazańca.
Pociągnął za wajchę, patrząc, jak ciało mężczyzny z początku się miota a potem zastyga w bezruchu już na zawsze. Tłum w tym czasie zebrał się już spory i rozszedł się tak prędko, jak się tutaj znalazł po wykonaniu pozostałych dwóch egzekucji. Jednej kobiety, starej, która bez słowa pogodziła się ze swym losem i trochę młodszej lamentującej nieżądnicy.
Zwłoki zapakowano na wóz i zabrano a on sam zszedł po drewnianych stopniach i ruszył w stronę niewolnika, który stał oparty o ścianę jednego z domów. Wygląd miał mizerny a oczy wystraszone. Czyżby to jego pierwszy kontakt ze śmiecią? W tych czasach to mało możliwe. Miejscu, gdzie ludzie umierali na ulicach z byle powodu. Lecz może...
- Co? Nigdy nie widziałeś, jak ludzi wieszają? - spytał od niechcenia, ruszając drogą.
- Widziałem panie - powiedział Elio cicho, podążając za nim.
- To co takie oczy robisz? Widok taki sam, jak zawsze - wzruszył ramionami.
- Zawsze tak samo straszny - wymamrotał, patrząc w ziemię.
Buker nic już na to nie odrzekł. Wrócił do swojej kanciapy i sięgnął po wino. Upił duszkiem cały kubek a potem dwa następne. Jeden podstawił dzieciakowi.
- Napij się. Pewne widoki na trzeźwo są znacznie gorsze. - zapewnił.
Wypił więc Elio kilka łyków, krzywiąc się na kwaskowy posmak.
- Co będzie teraz? - zapytał, nie będąc pewnym, czy tym pytanie nie zirytuje kata.
Buker spojrzał w kartki przed sobą.
- Przyprowadzą niejakiego... Thomasa Bailey. Jednego z szajki bandytów, która łupiła na gościńcu. Reszta uciekła, złapali jednego. Trza się dowiedzieć gdzie się chowają jego kompani i gdzie mają łupy.
- Będą zwrócone okradzionym ludziom? - zainteresował się chłopak.
Mężczyzna zaśmiał się perliście.
- Bo król nie ma co robić tylko szukać czyj jest pierścień z zielonym oczkiem a czyj z niebieskim. Głupi jesteś, ale może wyrośniesz i zrozumiesz... Trafią do skarbca.
- Jakie więc dla nich odszkodowanie? Dla tych co stracili majątek? - zmarszczył brwi Elio.
- Jakie? A no takie, że jak ich złapią, to więcej na nikogo nie napadną... To chyba dobra nowina?
- Póki nie znajdą sie następni na ich miejsce...
- Póki się nie znajdą... - skinal głową Buker i uśmiechnął się.
Może chłopak nie był jednak aż taki głupi?
- Chodź, trzeba przyszykować narzędzia - oznajmił i wstał, a on zrobił to tuż za nim. Kluczem otworzył drzwi pomieszczenia, którego Elio tak bardzo nie chciał oglądać. Strach ten nie był bez pokrycia, bo gdy Buker rozpalił świece w tej kamiennej klitce, która okazała się znacznie większa niż sobie wyobrażał, rozszerzył oczy z przerażenia.
Przed sobą miał mnóstwo narzędzi i przedmiotów służących do zadawania najróżniejszego bólu. Od setek noży na stole po różne obcęgi, szczypce, baty i kije. Koła do łamań kości, klatek, dyb, sznurów i zaschniętych krwawych plam i innych substancji, których zapach mieszał sie z kurzem. A może to właśnie był zapach śmierci?
- Układaj na stole to, co ci podam. - polecił a Elio, choć wstrząśnięty, pokiwał powoli głową i drżącymi rękoma zaczął przyjmować podawane przedmioty. - Obcęgi, te są do zębów, te do wyrywania paznokci - powiedział od niechcenia , jakby do siebie samego.
Następnie dwa baty, jeden z metalowymi ostrymi końcami. Kilka nożyków różnej wielkości, duży młot rzemieślnicy, kilkanaście zardzewiałych gwoździ.
- Co tak dygoczesz? Ciebie katować nie będę - mruknął, patrząc na drżące, spocone dłonie niewolnika.
- Przepraszam panie, jakoś... Źle się czuję.
- Jeśli się zrzygasz, będziesz tak chodził do końca dnia. A jak ubrudzisz podłogę, to ją wyliżesz, już wystarczająco tu capi - zmarszczył nos.
Chłopak popatrzył na niego z lękiem i ponownie pokiwał głową. Zdawał się nie wiedzieć, co dzieje się wokół niego. Nie dostrzegł nawet w którym momencie przyprowadzono skutego, związanego młodego mężczyznę o ciemnych długich włosach i kiedy jego pan rozpoczął tortury. Elio zdawał się otrzeźwieć dopiero na skowyt, niemal jak dobiegający od zwierzęcia i inne przerażające dźwięki. W jego głowie zapętlały się pytania zadawane męczonemu mężczyźnie.
- Gdzie macie swój sztab. Daj mi nazwiska - rozkazał Buker, kalecząc skórę mężczyzny - Połamię ci kości po kolei, jedna po drugiej. Od palców po nadgarstek, potem łokieć i samo ramię. Jesli zacznę, nie skończę dopóki nie wskażesz mi tych, z którymi trzymasz - powiedział tonem tak pewnym i tak przerażająco szczerym, że włosy jeżyły się chłopcu na karku.
- Pierdol się - wycedził mężczyzna - Nic ci nie powiem. - wycedził, oddychając ciężko.
Buker wzruszył ramionami.
- Powiesz, w swoim czasie powiesz... - zapewnił a następnie przystąpił do tego co zapowiedział. Wyciągnął dłoń w jego stronę. - Daj mi młot - rzekł.
Elio nie drgnął, był zbyt przerażony i skołowany.
- Rusz się! - zawołał z irytacją kat i dopiero te słowa go otrzeźwiły na tyle, by zrobić choć krok do przodu.
Niepewnie wziął ze stołu narzędzie i podał je katu, unikając spojrzenia skazańca. Nie chciał na niego patrzeć. Czy był winny czy nie, nie chciał brać w tym udziału. Nie chciał być widzianym jako oprawca.
Trzaskanie kości od uderzeń a następnie przeraźliwy wrzask i wycie to było jednak zbyt wiele niż potrafił znieść. Jego dawny pan wielokrotnie skazywał na śmierć innych niewolników. Szczęście nigdy nie kazał mu być przy tym świadkiem a jedyna publiczna egzekucja jaka się odbyła na jednym z nich, miała miejsce wtedy, gdy leżał w gorączce. Z opowiadań wiedział jednak, że bardzo dobrze iż tak się stało i że nie musiał być świadkiem tego okrucieństwa. Teraz również tego nie chciał. Jedzenie podeszło mu aż do gardła. Nie miał sił. Zrobił więc jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Bez przemyśleń, bez większego zastanowienia, pędem wypadł z pomieszczenia, wybiegając na ulicę. Nie miał pojęcia, skąd zdobył się na taką siłę by otworzyć te mocarne drzwi. Może to dziwna siła, która chciała jak najszybciej go stąd zabrać a może były jedynie nie domknięte? Cokolwiek to było, biegiem puścił się wzdłóż ulicy. Ile sił w nogach, choćby do wyplucia własnych płuc.
Buker zdążył obrócić się tylko za siebie i krzyknąć coś. Dzieciaka jednak już nie było. Został tylko on i drący się z bólu mężczyzna. Irytacja na niewolnika, tylko wzmogła jego okrucieństwo. Nie zatrzymywał się już. Chciał doprowadzić te sprawę do końca.
***
Obmył dłonie winem i wodą. Przetarł spocone czoło i zamknął za sobą drzwi. Był już wieczór. Księżyc w prawdzie nie był wysoko, jednak o tej porze na dworze była już mroczna szarówka. Uporał się ze wszystkim. Wyszedł wcześnie. Nie potrafił się jednak oddać zadowoleniu z tego faktu. Bardziej denerwowało go to, jak naiwny i głupi był. Wziął niewolnika sądząc, że ten naprawdę będzie mu posłuszny i nie weźmie nóg za pas kiedy nadarzy się ku temu okazja. A jednak, przeliczył się. Ileż to był wielkim panem posiadającym własność w postaci innego człowieka? Trzy? Może pięć? A może krócej.
Bezczelny szczeniak. Nawet buty dostał. Oczy miał takie wdzięczne a jednak w duszy taki sam był jak inni. Na co on liczył. Że też w tym wieku nabierał się na takie rzeczy. Na chwilę uwierzył w lojalność i zaufanie. Na szczęście tylko na chwilę i bardzo prędko został sprowadzony na ziemię. Teraz był pewnie już daleko za miastem. A może ukrył się w pobliskim lesie? Lepiej dla niego bo jeśli go znajdzie, dostanie to, na co zasłużył już na początku w dniu, w którym przyprowadzono go do jego kancerza. Powinien zrobić to już wtedy.
Może był dla niego zbyt łagodny? Dał mu za dużo jedzenia? Nowe ubranie i miejsce do spania? Może powinien obejść się z nim tak, jak obchodzi się ze zwierzętami. Zamknąć gdzieś w piwnicy i od czasu do czasu dać coś do żarcia a nie potraktować jak człowieka. Prychnął pod nosem. Był zwyczajnym idiotą.
Z powodu zdenerwowania przyspieszył korku i dwa razy szybciej dotarł do swojego domu. Nie zamierzał dziś go szukać. W ogóle nie zamierzał. Planował zlecić jego znalezienie hyclom. Powiedzieć, że niewolnik Samsona zbiegł i oferuje całą sakiewkę za sprowadzenie go z powrotem. Wtedy pieniądze weźmie dla siebie a chłopaka niech diabli wezmą.
Z tą myślą otworzył drzwi i wszedł do środka. Zaraz też z zaskoczeniem przystanął w progu. W rogu pokoju, przy piecu, kulił się nikt inny, jak Elio. Siedział z nogami podciągniętymi pod klatkę piersiową. Od razu jednak zerwał się na nogi na jego widok. Oczy miał przestraszone, jeszcze bardziej niż wcześniej. I zdawałoby się, że także i mokre. Płakał?
Buker stał przez chwilę bez słowa z tęgą miną. Patrzył na chłopaka ostro, ale i ze zdumieniem.
Nie uciekł?
Elio wpatrywał się w niego drżącymi oczami i zwiesił głowę. Nie odezwał się słowem. Nie wiedział, co powiedzieć. Znał wagę swojej winy. Sprzeciwił się poleceniu i uciekł. Zamiast okazać wdzięczność za wszystko, co ten mężczyzna dla niego zrobił, on zachował się tak perfidnie. Nie specjalnie to jednak było i nie celowo. Nie chciał tego, nie myślał. Działał pod dziwnym wpływem lęku i niepokoju, który popchnął go do tej głupoty. Dokładnie ten sam impuls kierował nim, gdy sięgnął po chleb piekarza. Wtedy również nie myślał. Czuł tylko głód. Teraz odczuwał natomiast strach tak silny, że nie mógł się zmusić do zostania w tym straszliwym miejscu i patrzenia na to. Nie potrafił.
- Ah, tu jest mój zbieg... - powiedział natomiast Buker, widząc że dzieciak nie zamierza odezwać się pierwszy.
- J-ja... - zaczął Elio, głos mu się jednak załamał a łzy napłynęły do oczu. - J-ja nie mogłem...
- Czego kurwa nie mogłeś?! - krzyknął mężczyzna, na co niewolnik skulił ramiona. Upadł na kolana i uniósł głowę. Był przygotowany na jakikolwiek cios. W twarz, w głowę. Cokolwiek. To jednak nie nadchodziło, napawając go jeszcze większą niepewnością.
- N-nie mogłem tego znieść! - zapłakał - N-nie mogłem patrzeć... Nie umiałem... Być w tym miejscu i widzieć tego... Ja... J-ja... Ja nie uciekłem, przysięgam! Nie chciałem być nieposłuszny, nie chciałem się sprzeciwić... Przysięgam! P-proszę panie, uwierz mi! Nie miałem złych zamiarów... Nie wiem... Nie wiem, czemu uciekłem... - pokręcił głową i pociągnął nosem - Ale wiem, że źle zrobiłem... Zrób ze mną panie co zechcesz...! Zakuj mnie w dyby, nie dawaj nawet wody, ale nie wypędzaj mnie za to... Więcej tego nie zrobię... Nie zrobię, przysięgam! Nie zbuntowałem się przeciw tobie...
Buker stał, słuchając tego wszystkiego. Złość jakby mu przeszła a irytacja jaką odczuwał przed wejściem do domu, wyparowała. Teraz pozostało jedynie wiele pytań, które analizował w głowie.
Dzieciak boi się być ukaranym. Wie, że to co zrobił, było niedopuszczalne i jawnie sprzeczne z jego wolą. Czy mógł go nazwać zdrajcą? Mógł uznać to za nieposłuszeństwo względem siebie i swojego słowa? Jednakże, jak mógł określić tak chłopaka dla którego dużo bardziej korzystna była by ucieczka gdzieś daleko niż powrót do jego domu. Dlaczego wrócił? Może to właśnie dowodziło jego lojalności? Źle zrobił. Wiedział, że zostanie ukarany a jednak wrócił. Wybrał to niż ucieczkę i nadzieję, że nie zostanie złapany... Jak miał teraz postąpić...?
- Zlekceważyłeś moje polecenie. - powiedział powoli. - Nakazałem ci być ze mną i mi towarzyszyć.
- Wiem panie... Coś mnie podkusiło... Nie chciałem tego... - wyszeptał, spuszczając głowę.
- Pamiętasz co mówiłem, że zrobię, jeśli mnie nie usłuchasz?
Elio pokiwał głową, jego podróbek zadrżał. Kilka słonych łez spłynęło mu po policzkach.
- Powiedziałeś panie, że mnie ukarzesz jeśli nie będę przydatny...
- Tak... A ty nie dość, że zignorowałeś moje słowa to jeszcze uciekłeś...
- P-panie... - Elio uniósł na niego swoje jasne oczy. Teraz jeszcze bardziej błękitne. Wyglądały jak ocean, który wylewa wodę na początku kroplami, potem strumieniem a na końcu olbrzymią falą. - Nie śmiałbym cię zignorować. Przysięgam...
- Nie boisz się? Zobaczyłeś już, jak potrafię być okrutny i jak daleko mogę się posunąć... Głupi jesteś. Gdybyś uciekł wtedy, teraz byłbyś już daleko. Daleko za miastem. Byłbyś wolny...
Chłopak zmarszczył jasne brwi, słuchając go uważnie.
- N-nawet... Nie przeszło mi to przez myśl. Przecież należę do ciebie. Jakże mógłbym uciec? Jak mógłbym zdradzić...?
Buker westchnął głęboko i usiadł na ławie. Patrzył na niewolnika z góry i przetwarzał jego słowa w głowie.
- Na twoim miejscu, tak bym zrobił. Wielu by tak zrobiło na twoim miejscu, ale ty jesteś głupi. Głupi... Ale wierny - westchnął i zdjął z siebie kaptur oraz płaszcz. Rzucił je koło siebie. - Mimo lęku przed tym co ci zrobię za te zniewagę, zostałeś tutaj...
- Przysięgłem ci panie, że będę trwał przy tobie już zawsze. Tak długo, jak mi pozwolisz...
- W tych czasach przysięgi nie wiele znaczą...
Zapadło między nimi milczenie, przerywane jedynie co jakiś czas cichym pociąganiem nosem klęczącego dzieciaka.
- Mocno mnie pan teraz zbije...? - zapytał drżącym głosem Elio.
Buker zapatrzył się na niego. Teraz był już spokojny. Można powiedzieć nawet, miło zaskoczony. Chłopak okazał się wart więcej niż mógłby przypuszczać. To rzadkość przeżyć pozytywne zdziwienie w tych czasach. Poczuł nawet irytację na siebie, o co by się nigdy nie podejrzewał. Dzieciak uciekł, bo się przestraszył. Zareagował tak, jak zrobiłoby to wielu innych ludzi, wcześniej nie słyszący łamanych kości, paznokci czy skowytu torturowanych. Był wrażliwy i słaby. Zbyt wrażliwy by byś świadkiem poczynań, które dla niego były naturalne. Sam pamiętał gdy ojciec zabrał go pierwszy raz na coś podobnego. Zsikał się wtedy pod siebie. Ojciec zlał go wtedy tak, że pluł krwią. Za to, że narobił mu wstydu. Czy miał więc za co być zły na niewolnika, który mimo iż mógł spodziewać się kary, został i czekał na niego? To tak, jakby sam podawał mu bat do wymierzenia mu chłosty. Czy to nie zasługiwało na pochwałę niżeli przyganę? Buker jednak chwalić nie potrafił. Nie umiał też pięknie mówić czy okazywać zadowolenie w szczególny sposób.
- Zastanowię się. - odrzekł jedynie - Daj coś do jedzenia i przynieś mi wino. - nakazał.
Posiłek postawiony został przed nim niemal natychmiast. Chłopak sam nie sięgnął po jedzenie. Usiadł jedynie na przeciw, wpatrzony w blat stołu.
Buker jadł, czując nad wyraz dobry humor. Może i dzieciak uciekł. Może i był przestraszony tym wszystkim, ale jedzenie przygotował. Spojrzał na niego. Widział w jego oczach niepokój nad własnym losem. Bał sie kary. To było pewne. Kat postanowił nie trzymać go w niepewności dłużej.
- Źle zrobiłeś. - odezwał się a Elio od razu wbił w niego swoje zlęknione oczy. - No... Mogłem przewidzieć, że dla kogoś, kto nie widział takich widoków wcześniej, może to być... Trudne. Myślisz pewnie teraz, jaki ze mnie okrutnik...
- Nie panie! Ten człowiek zrobił coś złego a ty musiałeś to robić, bo... To twoja praca. Każdy musi za coś żyć. Gdybyś był okrutny, nie wziąłbyś mnie...
- Hmm. W każdym razie, byłem przekonany, że jesteś już gdzieś daleko. Jak mówiłem, na twoim miejscu wolałbym nie czekać na kogoś, kto potrafi sprawiać tak duży ból komukolwiek ze świadomością, że mogę być następny. Nie uciekłeś, więc i nie zbuntowałeś się i nie zdradziłeś. Nie mam cię za co karać... - podsumował krótko, sięgając po chleb, który połknął w paru gruzach.
Elio spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zupełnie jakby nie wiedział czy zdarzył się jakiś cud czy może słuch go już zawodzi.
- Nie zbijesz mnie panie...? Przecież... Byłem ci nieposłuszny i... I uciekłem a powinienem był zostać i wytrzymać to i...
- Nie gadaj tyle - wymruczał - Powiedziałem, pewni ludzie już tacy są. Nie lubią i nie mogą patrzeć na coś takiego. Mogłem to przewidzieć. Nie mam do ciebie żalu.
Oczy chłopaka rozbłysły a twarz w jednej chwili z przerażonej przybrała spokojny i pełen szczęścia wyraz.
- Dziękuję! Dziękuję ci panie!
- Nie dziękuj, tylko zjedz coś i do spania. Już późno.
Elio zerwał się z miejsca. Wziął to, co zostało z kolacji i zaczął pochłaniać w mgnieniu oka.
Buker natomiast zapatrzył się na niego i odetchnął. Może i ten chłopak nie był jeszcze na tyle zepsuty przez świat? Może była w nim jeszcze nadzieja na lojalnego drucha.
_________________________
Witajcie!
Powiem wam, że zaczyna się dziać. Książka jest już skończona i mam nadzieję, że wam się będzie podobać.
Jeśli uda wam się wbić 70 gwiazdek, od razu wrzucę wam drugi rozdział, bo już udało mi się go sprawdzić.
Czujecie już hallowynowy vibe?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top