excuse me, you gave me strength

Jimin szczerze kochał to, co robił.

Kochał muzykę, sposób, w jaki obejmowała całe jego ciało, pieszcząc zmysły, pozwalając odciąć się od rzeczywistości i wypełniając umysł spokojem. Kochał śpiew jako najprzyjemnejszą formę wyrażania siebie, odstresowywania się i ucieczki do innego świata. Zawsze zostawiał swój głos dla siebie, ewentualnie tych kilku osób uciekających na szkolną aulę w poszukiwaniu spokoju i ciszy. Nie przychodzili tam dla Jimina, a on dobrze o tym wiedział, jednak dalej miał nadzieję, że chociaż w małym stopniu poruszał ich serca swoją melodią, barwą i staraniami. Robił to dla siebie, skrycie marząc o oklaskach większej publiczności.

Tym razem było trochę inaczej. Napisał piosenkę nie dla siebie, chciał zaśpiewać nie dla siebie, a dla publiczności, pośród której był ten jeden nieznajomy, poprawiający mu humor, wywołujący jego uśmiech i odpychający złe myśli w każdej sekundzie, w której tylko o nim pomyślał. Nie poddał się tylko dla niego.

Ale to jedno miejsce, które powinno zostać zapełnione przez brakujące wsparcie, pozostawało puste, pozbawiając Jimina całej pewności siebie i wiary, że będzie w porządku.

W tamtej chwili chciał zrezygnować, uciec z płaczem, schować się lub wymyślić jakąś sprytną wymówkę, ale jakby wtedy wyglądał w oczach nauczycieli i wszystkich uczniów przygotowujących występ? Nie mógł ośmieszyć się w ten sposób, ale prawdopodobieństwo, że tak czy inaczej narobi sobie wstydu przed publicznością, było większe, niż Park by sobie tego życzył.

Ciało blondyna drżało z emocji i chłodu klimatyzacji na przemian, przeskakiwał z nogi na nogę jak zniecierpliwony dzieciak, gdy Samuel zajmował scenę, najpewniej wypadajac lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, byleby tylko podnieść swojemu kuzynowi poprzeczkę, ale mówiąc szczerze, Jimin nie mógł być tego pewny, bo zwyczajnie nie słuchał. Nie lubił głosu Samuela, tak właściwie nie lubił jego całego, nawet jeśli można było porównać go do słowika. Jego serce i sumienie były tak szpetne i brudne, że Parkowi naprawdę bardzo łatwo przychodziło nazywanie go szkaradą na przekór wszystkim tym, którzy wywyższali jego urodę ponad wszystkie jednostki w szkole.

Bo co z tego, że ma ładną buźkę, jeśli w środku jest zwykłym fiutem bez głębszych uczuć?

Piosenka Samuela była o miłości, o której ten nie miał najmniejszego pojęcia. Od tylu lat udowadniał nie tylko swojemu kuzynowi, ale też rodzinie, że miłość nie ma swojego miejsca w jego życiu, a nawet jeśli, jest ona tak skutecznie duszona pragnieniem posiadania czegoś lub kogoś na własność, że nie miała szans na rozwinięcie się. Sammy pragnął jedynie cielesności, rzeczy materialnych, a przyjaźń, miłość czy chociażby szacunek do drugiego człowieka do takowych się nie zaliczała. Aczkolwiek była to okropnie subiektywna opinia wyrażona przez rozżalonego nastolatka, nie potrafiącego zrozumieć, jak można być tak nieczułym wobec niektórych jednostek.

Samuel zszedł ze sceny, a oklaski po jego występie trwały tak długo, że Jimin co najmniej trzy razy zdążył zrezygnować z występu, wziąć się w garść i dwa razy prawie zwymiotować ze stresu. Tak bardzo chciał zostać docenionym, nie bać się, wyjść na tę scenę i pokazać Samuelowi i wszystkim na widowni, kto tutaj rządzi, ale strach przed kompromitacją był tak ogromny i przytłaczający, że gdyby nie tych kilka osób przygotowujących cały koncert, które trzymały za niego kciuki, pocieszały i zapewniały, że pójdzie mu świetnie, Park po prostu by zrezygnował.

I chciał, kurwa, tak bardzo chciał to zrobić, gdy wychodząc na scenę, poczuł na sobie ponad tysiąc spojrzeń uczniów i nauczycieli.

Wiedział, że wygląda dobrze, wiedział, że jest dobrze przygotowany i jeśli tylko opanuje swoje emocje, na pewno da radę, ale do tego brakowało mu tego jednego spojrzenia, którego nie potrafił sobie wyobrazić. Pragnął poczuć na sobie jeszcze jednen tajemniczy wzrok. Mógłby zamienić ten tysiąc na jedno, najważniejsze spojrzenie jego nieznajomego, który tak szybko go zawiódł.

Nawet jeśli miał swoje powody, Jimin był aktualnie zbyt roztrzęsiony i rozgoryczony, by to zrozumieć i wybaczyć.

Reflektory oświetlały jego drobną posturę odzianą w błękitną, satynową koszulę i klasyczne czarne spodnie, które raczej nie należały do jego ulubionych, aczkolwiek wyglądały efektownie, więc nadawały się idealnie, skoro Jimin miał dzisiaj lśnić. I może faktycznie by tak było, gdyby nie fakt, że już na wejściu był blady jak ściana, a głos utknął mu w gardle.

Ale było już za późno na odwrót.

Po sali rozniosła sie przyjemna dla ucha melodia, nie dając Parkowi zwlekać ani chwili dłużej. Gdy nadeszła jego chwila miał ochotę zbiec ze sceny, ale przez jego umysł przebiegła myśl, że cholera, co jego nieznajomy sobie pomyśli, gdy usłyszy, jakim tchórzem się okazał? W końcu nieważne, czy tu był, czy nie, wspierał go, wierzył, że wszystko wyjdzie perfekcyjnie, a jego ślicznotka zachwyci dosłownie całą publiczność, rozkocha ich w sobie i sprawi, że nigdy nie będą mieli dość. Zatem Jimin zaśpiewał.

Nie dla siebie, nie dla publiczności, nie dla wszystkich tych, którzy zaplanowali i przygotowali cały ten dzisiejszy dzień, ale dla swojego nieznajomego, który trzymał za niego kciuki już od samego rana, a przynajmniej w jego wyobrażeniu to robił.

A Jeongguk faktycznie myślami był przy swojej piękności, chociaż jeszcze nie był świadomy, że z każdym dniem wpada coraz bardziej w uczucie do osoby, której imienia tak naprawdę nie zna. Był przekonany, że rozmawia z Samuelem, z pięknym Samuelem, który samym swoim widokiem poprawia mu dzień, którego uśmiech jest dla niego niemal tak samo piękny jak spadająca gwiazda. Może był głupi, ale naprawdę wierzył, że jego obiekt westchnień pisze z nim, nawet jeśli w tej szkole jest nikim, nie dorasta mu do pięt. Wierzył, że pewnego dnia wkroczy do szkoły, trzymajac delikatną dłoń swojego anioła i uśmiechając się przy tym szeroko jak nigdy, by pokazać innym swoje szczęście.

Samuel natomiast... nie sądził, że trafił na aż takiego naiwniaka. Widział go na korytarzach, gdy z uśmiechem wpatrywał się w ekran swojego telefonu i widział również Jimina, który jak poparzony biegł w stronę swojego telefonu na dźwięk przychodzącej wiadomości i nie zamierzał tak po prostu tego zostawić. Zwyczajnie czekał na dobrą okazję, by upokorzyć tych dwóch. W końcu byli siebie warci.

Występ dobiegł końca. Na ustach młodego Parka gościł szeroki uśmiech, gdy większa część sali nagradzała go oklaskami. Czuł się dumny, szczęśliwy i spełniony, gdy wracając za kulisy, został zgarnięty w ramiona tych, którzy wcześniej zapewniali go, że da radę i może to nie był początek wielkiej przyjaźni, ale przynajmniej zyskał kogoś, komu mógłby powiedzieć zwykłe "cześć" na korytarzu lub zwyczajnie porozmawiać.

Jedynie Samuel zaciskał pięści w złości, nie mogąc zrozumieć, od kiedy Jimin potrafi śpiewać i konkurować z kimś takim jak on. Chyba naprawdę nie wiedział, z kim zadziera.

__________________
[a/n]

ważna sprawa
jest taka opcja, że kiedyś tam w przyszłości jako bonusowy rozdział dodam tu piosenkę, jaką zaśpiewał w tym rozdziale Jimin, ale musicie dać mi znać, czy w ogóle podoba wam się taki pomysł, czy nie warto się z tym cackać
like, pisanie piosenek wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje i nie chcę się marnować na darmo, so proszę zabrać głos w tej sprawie

z góry dziękuję

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top