excuse me, can i get your number?
Możliwe, że Jeongguk był naiwny, chociażby myśląc, że ktoś taki jak Samuel mógłby spojrzeć na niego przychylnie. W końcu nie było w nim nic wyjątkowego, był bystry, twarz miał nie najgorszą, a jego uśmiech był ładny, ale nie był stąd, co skreślało go już na samym początku. Rodzice zapewniali go, że ludzie tutaj są tolerancyjni, nie interesuje ich pochodzenie ani okoliczności pojawienia się w ich kraju i może tak było na filmach, ale młodego Jeona większość społeczności szkolnej szybko zepchnęła na dalszy tor. Znalazł sobie miejsce wśród kilku inteligentnych chłopaków, których młodzież również odepchnęła, ale z innych powodów. Evan, mimo iż był całkiem przystojny (a przynajmniej według Jeongguka) i sylwetkę miał całkiem ładną, to ze względu na stan majątkowy jego rodziców czy samą ich reputację, szybko został odrzucony, plotki bardzo szybko się tu rozchodziły. Charlie, pomimo świetnego charakteru i naprawdę wielu przydatnych umiejętności, został szybko uznany za dziwaka ze względu na swoje zamiłowanie do astronomii i trucia się zielonymi Marlboro przy każdej możliwej okazji. Była jeszcze Autumn, ale szczerze mówiąc, nikt nie wiedział, dlaczego trzymała się ona z frajerami, bo właśnie tak byli oni postrzegani. Była ładna, miała naprawdę ładną sylwetkę i charakter, ale nie cieszyła się popularnością, nawet jeśli miała na to lepsze warunki od niejednej pustej laluni stojącej na czele rankingu popularności tej szkoły. Samuel nie zadaje się z kimś takim. Jest popularny, wszyscy go kochają, wszyscy chwalą jego piękną buzię, filigranowe ciało i piękny śpiew, Jeongguk także. Uległ jego urokowi i nie mógł nic poradzić na to, że zwyczajnie chciał mieć go blisko, móc trzymać to drobne ciało w ramionach, całować zawsze ślicznie lśniące usta i trzymać drobne dłonie w swoich. Pragnął gładzić jego włosy, mówić, jak piękny jest i jak piękny jest jego głos.
O Sammym krążyło dużo plotek, ale Jeongguk nie wierzył w żadną z nich. Jego twarz zawsze była łagodna, uśmiechnięta i zdrowo rumiana, kto uwierzyłby, że chłopak o pozornie tak czystym sercu jest gorszy od rządzących szkołą żmij? Azjata wierzył, że nawet jeśli zostanie odrzucony, to w sposób taki, by jego serce nie krwawiło, by było to bezbolesne i miłe, chociaż jak odrzucenie zalotów może być miłe?
Nastolatek bardzo się starał, pierwszy raz od dawna użył ulubionych perfum, będących już na wykończeniu, pierwszy raz założył nieco ciaśniejsze spodnie, mające podkreślić jego atuty i koszulkę swojego ulubionego zespołu z wypisanymi miastami z trasy na plecach. Myślał, że wyglądał dobrze, z resztą Autumn podzielała jego zdanie, pierwszy raz uznając go za przystojnego, ale bez przesady.
Poprawił czarne włosy, zdobywając się na pewny krok i uśmiech, który ostatnio dość rzadko mu towarzyszył ze względu na stres związany ze szkołą czy samym zauroczeniem piegowatym blondynem, do którego właśnie zmierzał. Byli w dość popularnej kawiarni na obrzeżach miasta, wszystko wyglądało tu jak wyjęte wprost ze sceny z filmu, było pięknie, urokliwie i klimatycznie, całe to miejsce było wręcz stworzone do podziwiania, ale szczerze mówiąc, Guk nie patrzył tutaj na nic innego oprócz (jeszcze nie) jego pięknego chłopca. Samuel wyglądał cudownie, gdy jedne z ostatnich promieni słonecznych padały na jego twarz, malując na bladej skórze złote wzory. Mrużył oczy, gdy jego usta spotkały się z językiem, zwilżając je lekko, a Jeongguk naprawdę chciał go wtedy pocałować, nie patrząc na wszystkich ludzi wokół. Szeptałby mu w usta, iż jest chodzącą perfekcją, istotą, na którą ten świat nie zasługuje, a nawet najpiękniejsze kwiaty chylą mu czoła. Mówiłby mu wszystkie najpiękniejsze słowa świata, jeśli tylko by zechciał, jeśli tylko by go przyjął.
I może to szczeniackie, ale naprawdę, Jeongguk o niczym innym nie marzył.
Nie wiedział, nie miał pojęcia, jak długo stał przed stolikiem swojego obiektu westchnień w ciszy, nie słyszał wszystkich złośliwych komentarzy, ślepo wpatrując się w oczy mężczyzny przed nim, chociaż mówiąc szczerze, wolał nazywać go laleczką, piękną i delikatną laleczką o oczach głębszych niż ocean, piękniejszych od nieba nocą. Dla czarnowłosego świat na chwilę się zatrzymał, w czasie gdy inni bezlitośnie go osądzali, wyśmiewali go i nawet nie próbowali postawić się na jego miejscu. W końcu był tylko zwykłym dzieciaczkiem stojącym przed prawdziwym bóstwem.
– Więc...? O co chodzi? – anioł przemówił, a nogi pod Azjatą ugięły się, niemalże zmuszając go do uklęknięcia na ziemi. Słyszał już nie raz jego głos, ale nigdy tak wyraźnie, nigdy skierowany właśnie do niego. Jego serce biło jak oszalałe, w czasie gdy dłonie zaczynały drżeć niemiłosiernie, stawiając go w jeszcze gorszym świetle. Ocknął się z transu, ale co to zmieniało, skoro nie mówiąc nawet słowa, już zdążył się upokorzyć?
Jego głos był niegodny, by łączyć się w dialog z tym anielskim, ale musiał zbezcześcić jego świętość, by móc się do niego zbliżyć, by zaspokoić niebotyczne pragnienie poznania jego umysłu, serca i ust. Przede wszystkim tych pięknych usteczek wyglądających tak kusząco w świetle zachodzącego słońca. Jeongguk uśmiechnął się, wyobrażając sobie jak słodko muszą smakować. – Przepraszam... – zaczął, przybliżając się trochę bardziej, obserwując jak na ustach filigranowego chłopca wykwita uśmiech, który prawie że zabił czarnowłosego – Po prostu twój urok kompletnie mnie uwiódł. Wiem, nie znamy się i wiem, nie jestem w tym dobry. Pewnie wyglądam teraz jak idiota, ale jesteś chyba najpiękniejszym stworzeniem, jakie w życiu widziałem i cholera, wiem, że nie jestem nikim specjalnym, ale mógłbym prosić o twój numer? Obiecuję nie pisać po północy.
Przez chwilę w lokalu zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosem pociągania napoju przez plastikową słomkę.
Nastolatek spodziewał się wszystkiego. Oczekiwał śmiechu głośniejszego od myśli w jego głowie. Oczekiwał krzyku i wyzwisk, czy nawet gróźb, ale w życiu, w życiu nie spodziewał się, że ów numer dostanie. Samuel uśmiechał się pięknie, zapisując ciąg liczb na serwetce, zaraz podając ją zestresowanemu mężczyźnie i odszedł. Tak po prostu wyszedł, zostawiając prawie płaczącego ze szczęścia Jeongguka przed stolikiem, nad którym i tak stał już za długo.
Dopiero gdy drzwi lokalu się zamknęły, a czarnowłosy pobiegł do swoich przyjaciół, pod wpływem niemałego szoku i jeszcze większego szczęścia obiecując im wszystkim po piwie, na dworze paczka filigranowego chłopca wybuchnęła śmiechem, klepiąc Samuela po ramieniu, bo tak, może i buźkę miał piękną, ale niczym nie różnił się od reszty szmat w swoim towarzystwie. Numer na serwetce nie należał do niego, a do jego kuzyna, który niestety chodził do tej samej szkoły i robił mu wstyd. Teoretycznie nie byli nawet rodziną. Brat ojca Samuela cztery lata temu wziął ślub z matką Jimina, tym samym dając mu nową rodzinę.
Rodzice szkolnej gwiazdki byli bardzo sympatyczni, kochali młodego Parka, traktowali go na równi ze swoim synem, dlatego gdy padła propozycja przeprowadzki ich ulubieńca do Kanady, niemal natychmiastowo zapewnili mu przytulny pokoik w swoim domu, uczyli go języka i szczelnie obejmowali miłością, której nie udawało mu się dostać od rodziców, którzy już przed jego wyjazdem zajęli się sobą, nawet jeśli był wtedy tylko dzieckiem. Państwo Davis byli naprawdę przyjaźnie nastawieni, w przeciwieństwie do ich syna, który znienawidził tego chłopaczka już od pierwszych spędzonych wspólnie chwil. Cóż, był jedynakiem, któremu poświęcano maksimum uwagi, którą naprawdę nie chciał się dzielić, a musiał. Został do tego zmuszony.
Nie traktował Jimina dobrze, wyśmiewał się z niego, dokuczał i utrudniał naprawdę sporo spraw, ale w oczach rodziców zawsze zostawał tym ich niewinnym, słodkim chłopcem. Ich aniołkiem, który w życiu nie wyrządziłby krzywdy młodszemu czy tak naprawdę komukolwiek.
Jimin nie był złym człowiekiem, nie chciał zabierać Samuelowi rodziców, nie chciał nawet opuszczać kraju, ale matka, kompletnie zafiksowana na punkcie swojego nowego mężczyzny, uznała to za idealny pomysł - w końcu jego dziecko będzie mogło się rozwijać, nauczy się kolejnego języka i zacieśni więzy z wujostwem. Była zaślepiona, nie widziała, że to był jedynie sposób na pozbycie się z domu bachora, który mimo to nie miał jej tego za złe. Rozumiał, że miłość jest trudna, że zaślepia i nie pozwala myśleć racjonalnie. Przyzwyczaił się do Kanady, nawet jeśli było tu inaczej, ludzie byli inni, tak samo jak zwyczaje, jedzenie czy samo powietrze. Trudno było mu przyzwyknąć, zapomnieć o swoich bliskich czy pogodzić się z tym, że to oni zapomnieli o nim. Ciężko było mu się tu odnaleźć, w szczególności że nie miał zbyt wielu przyjaciół. Praktycznie nikogo tu nie miał. Od tak dawna zapełniał czas po lekcjach dodatkowymi zajęciami na szkolnej auli, śpiewając do pięknej melodii pianina wygrywanej przez jedną z nauczycielek, później znikał w bibliotece, gdy salę przejmował Samuel i jego fanki czy fani, koniecznie chcący wysłuchać jego niezwykle czystego głosu czy perfekcyjnej gry. Jimin od tylu lat żył w jego cieniu, że w końcu przestało mu to przeszkadzać. Lubił to, że nie był w centrum uwagi, uważał popularność za bardzo trudną, nie chciał jej, dlatego nigdy nawet nie przyznawał się, że Samuel i on są rodziną, gdy nikt nie pytał, nie naciskał. Z resztą sam dostał taki rozkaz od kuzyna.
Lubił śpiewać, wiedział, że może nie był w tym tak dobry jak Sammy, ale nie przejmował się, trenował, starał się szlifować swój głos, by zachwycić nim wszystkich podczas nadchodzącego przedstawienia. Chciał oczarować nim publiczność, marzył o tym. Śnił po nocach o chwili, gdy po udanym występie dostaje owacje na stojąco i to motywowało go do dalszej pracy, nawet jeśli powoli męczył go fakt, że jedyna dobra opinia, jaką dostawał należała do nauczycielki, która widziała w nim trochę więcej niż tylko artystę. Przede wszystkim widziała w nim zagubionego, smutnego chłopca, który jeszcze nie zasmakował życia, odpowiednich uczuć, przez co jego głos wcale ich nie wyrażał. Był pusty, ponieważ Jimin nie znalazł jeszcze swojego natchnienia, ale i to miało się zmienić.
Tylko że nikt nie podejrzewał, że wielka przemiana zacznie się od krótkiej wiadomości, wywołującej w Parku sprzeczne uczucia.
[nieznany numer]
"Wyglądałeś dziś naprawdę pięknie."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top