Rozdział 6

Miałem taki piękny sen. Śniłem o wieczorze spędzonym u boku Marinette. O jej pięknych oczach, uroczym uśmiechu, cudownym zapachu. No...o wszystkim, co się z nią wiązało.

Chciałem iść do niej wieczorem, ale Plagg zdołał mnie przekonać, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Cały czas jednak o niej marzyłem. Tak szybko się nią zauroczyłem. I...i...

- Adrien, wstawaj. Głodny jestem – rzekł jak to on, Plagg.

- Ty nie myślisz o niczym innym – wytknąłem mu.

- No i co z tego. Przynajmniej mam go na wyciągniecie łapy.

- Skoro tak, to czemu ciągle mnie o niego prosisz – powiedziałem do niego, powoli wstając z łóżka.

- Z tego samego powodu, dlaczego ty prosisz mnie o przemianę – jakby się tak zastanowić, miał trochę racji, ale togo mówić mu nie będę.

Już ma za duże ego.

- Dobra, już dobra, dam Ci ten śmierdzący ser – szybko się ubrałem i ruszyłem z Plaggiem do kuchni. Bez jakichkolwiek komplikacji udało mi się zabrać krążek camembertu i croissanty.

Gdy razem z Plaggiem jedliśmy swoje śniadanie, dostałem SMS-a od Nino.

- ...ego...e – wymamrotał kwami z pełną buzią.

- Plagg, z pełną buzią się nie mówi, poza tym plujesz na mnie serem – powiedziałem oburzony.

Przełknął w końcu camembert i powiedział już normalnie do mnie.

- Pytałem się, czego chce.

- Porady, który krawat wziąć na ten bankiet.

- No tak, jest on dzisiaj – uświadomił sobie Plagg, po czym podleciał bliżej by się przyjrzeć wiadomości — Napisz do Alyi jakiego koloru będzie mieć sukienkę.

- A po co to? – zapytałem, ale zrobiłem, jak powiedział. Co, jak co, ale istota, która ma kilka tysięcy lat, zna się na pewnych sprawach.

- A nie widzisz, jak on na nią leci – przewrócił oczami i spojrzał na mnie jak na idiotę.

- No widzę przecież, trudno tego nie zauważyć – odrzekłem – kiedy ona koło niego przechodzi, poprawia ubrania, włosy i nawet sprawdza oddech tak długo, że mija cała przerwa – zaśmiałem się na wspomnienie wygłupów przyjaciela.

Po czym dostałem odpowiedź od dziewczyny.

- Ubiera się w złotą sukienkę – przeczytałem.

- To Nino musi mieć złoty krawat – powiedział pewnie Plagg.

- Chciałbym widzieć miną Nino, kiedy zobaczy, że pasuje do Alyi – powiedziałem, jednocześnie pisząc Nino, jaki krawat ma wziąć.

- Wiesz w teorii, możesz zobaczyć – uświadomił mnie kwami.

- Nie ma mowy, nie pójdę tam, nie chce mieć Chloé chodzącej za mną przez cały wieczór – powierzałem stanowczo.

- A kto mówi, że masz tam iść jako Adrien – powiedział chytrze, krzyżując łapki.

- Czyżby stary kot wymyślił plan?

- Idź tam jako bohater – zaczął przedstawiać swój pomysł – w ten sposób Chloé nie będzie Cię niepokoić, a Marinette nie ucieknie przed Tobą.

- Nawet niegłupi pomysł – przyznałem.

Chloé uwielbiała Biedronkę i jej poświęcała całą uwagę. Marinette jednak przede mną jako Adrienem uciekała albo się jąkałą. Przy Czarnym Kocie czuła się dużo swobodniej. Ciekawe dlaczego?

- O której się zaczyna ten bankiet – zapytałem Plagga z błyskiem w oku.

- Koło 19, Romeo – zaśmiał się Plagg.

- A teraz jest ... dochodzi pierwsza – spojrzałem na zegarek i mnie zatkało – spałem tak długo?! Położyłem się przed jedenastą.

- A co się dziwisz – powiedział Plagg – nie spałeś kilka nocy, a dopiero od wczoraj, kiedy zasnąłeś u Marinette znowu śpisz. Kiedyś trzeba naładować baterię, po tak długiej pracy.

- Wiesz, czasem zapominam, że masz tak ogromną wiedzę, przez ten irracjonalny popęd do sera.

- Odczep się, dobrze – rzekł obrażony kwami.

Następnie, szybko musiał się schować, ponieważ do pokoju weszła Nathalie.

- Dobrze, że już nie śpisz. Mam dla Ciebie kilka zadań do zrobienia, które zostawił Ci twój ojciec – po czym podała mi listę zadań do zrobienia i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- A podobno 8 maja to dzień wolny – rzekłem sarkastycznie.

- Nie jest tak źle – Plagg spoglądał mi przez ramię – masz po prostu zrobić porządek w szafie, wielkie mi halo. Im szybciej to zrobisz, tym szybciej pójdziemy na imprezę.

- Aha, czyli ja mam pracować, a ty imprezować – spojrzałem na niego z ukosa – tak się nie bawimy, pomożesz mi.

Ojciec, zawsze każe mi to robić, kiedy szykuje nową kolekcję dla mnie. Nie podoba mi się to, ale co zrobić.

Po kilku godzinach było już wszystko gotowe. Tak jak zawsze zrobiłem kupki: chce i nie chce. Nathalie, przyszła z ochroniarzem je zabrać.

Powiedziałem im, że mogą już iść, jak chcą i obiecałem, ze skrzyżowanymi palcami, że nie wyjdę z domu. Po włączeniu alarmu zapytałem mojego kwami.

- To co, idziemy na miasto?

- Oczywiście – przytaknął.

- Plagg, wysuwaj pazury.

Będąc Czarnym Kotem, nie miałem trudności wyjścia z domu bez uruchamiania zabezpieczeń. Przemierzałem Paryż. Wszędzie widziałem ludzi jadących w stronę ratusza.

Kiedy jednak przechodziłem obok pewnej piekarni, nie mogłem się powstrzymać i udałem się na taras, gdzie znajdowało się wejście do czyjegoś, różowego pokoju.

Świetlik był otwarty i mówił do mnie: wejdź, wejdź. To jak miałem nie wejść. Zrobiłem to najciszej, jak potrafiłem.

Dziewczyny jednak nigdzie nie było.

Rozglądałem się po pokoju jak ostatnio. I nagle zobaczyłem ją. Jednak była w pokoju. Ukryta za parawanem, a ja widziałem ją w lustrze. Stała do niego tyłem.

I...była w samej bieliźnie.

Była tak pochłonięta przygotowaniem sukienki do włożenia, że mnie nie zauważyła.

Byłem tak zafascynowany, że przez myśl mi nie przeszło to, by się obrócić. Podziwiałem każdą jej krągłość, każde znamię na plecach.

Mógłbym tak na nią patrzeć w nieskończoność. Na jej piękne czarne rozpuszczone i podkręcone włosy. Na jej skupienie, delikatność, staranność. Była...była...

- KOCIE!

...wściekła.

Szybko się obróciłem od jej odbicia w lustrze. Byłem czerwieńszy niż rak spalony na słońcu. Jaka wtopa...

- Tego się po Tobie nie spodziewałam — mówiła z oburzeniem — myślałam, że masz więcej przyzwoitości — stanęła koło mnie, trzymając się za niezapiętą sukienkę — Jestem Tobą rozczarowana — gdyby wzrok mógł zabijać, byłoby już po mnie.

- Wybacz, ale trudno się w takiej sytuacji powstrzymać, zwłaszcza kiedy chodzi o tak piękną osobę, jak Ty — powiedziałem na jednym wydechu.

Gdy już to powiedziałem, uświadomiłem sobie, co te słowa znaczyły. Ja już nie mogłem stać się bardziej czerwony, ale ona się zarumieniła.

- Uważasz, że jestem piękna — jej ton diametralnie zmienił się ze wściekłego na zaintrygowany.

- Jesteś tak bardzo piękna co urocza — nie kontrolowałem tego, co mówię, po prostu mówiłem to, co mi ślina i serce, przynosiły na język.

Chyba jednak się w niej zakochałem. Wpadłem po końce moich kocich uszu.

- Możesz...yhym...zapiać mi sukienkę — spytała nieśmiało.

Nie odpowietrzałem, tylko kiwnąłem głową. Po czym odwróciła się do mnie plecami.

Gdy chwyciłem ją jedną ręką za talię, a drugą za zamek, spięła się na chwilę, ale szybko się rozluźniła. Powoli zapinałem sukienkę, ale słyszałem, jak mocno bije jej serce.

Miałem wrażenie, że moje bije w tym samym rytmie.

Kiedy na końcu przez przypadek dokonałem jej skóry, zdarzała.

Pomału się odwróciła do mnie. Wyglądała jak bogini. Sukienka podkreślała to, co było w niej najpiękniejsze. Szczupłą sylwetkę, delikatne rysy twarzy, cudne niebieskie oczy.

Gdyby stała dziesięć centymetrów bliżej bez trudu bym ją pocałował.

Już chciałem się do niej zbliżyć, by to zdobić, ale usłyszałem wołanie.

- Marinette, choć już za chwilę się spóźnisz — zawołała jej mama.

- Muszę iść — oznajmiła i ku mojemu niezadowoleniu się odsunęła — na razie, Kocie.

- Do zobaczenia.

Po czym zaszła na dół, a ja wyszedłem z powrotem na taras.

Po chwili wyszła z budynku i spojrzała do góry i się uśmiechnęła.

Jakby czuła, że ją obserwuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top