Rozdział 23
Stałbym tam jak słup soli, gdyby przed twarzą nie pojawiła się ręką Marinette, która machała mi przed nosem. Gwałtownie chwyciłem za jej nadgarstek, a drugą ręką pokazałem za samochód.
- Musimy za nim ruszać – powiedziałem beznamiętnie – może planować wypuszczenie kolejnej akumy.
- No to, na co jeszcze czekamy – odpowiedziała – Ruchy.
Szybko zniknęła w najbliższym zaułku. Ruszyłem za nią, by się przemienić.
Mknęliśmy po dachach za pojazdem mego ojca. Nie było to łatwe. Co chwila zmieniał kierunek jazdy. Kilka razy zawrócił. Jeździł okrężnymi drogami. Pewnie robił to by zgubić możliwy ogon, ale nie daliśmy się tak łatwo spławić z Biedronką.
Zawsze któreś z nas miało go na oku.
Po około dwóch godzinach bezcelowej jazdy po całym Paryżu dotarł do swojego celu. Swoją drogą mówiąc, że jeździł po całym Paryżu, mówię, że DOSŁOWNIE JEŹDZIŁ PO CAŁYM PARYŻU. Zwiedziliśmy przez niego wszystkie dzielnice.
Przyznać muszę jednak, że w miejscu, w którym w końcu wysiadł z auta, nigdy przedtem nie byłem. Wyglądało to na wielkie i stare obserwatorium. Wydawało się mi jednak dziwnie znajome, chociaż mógłbym sobie rękę uciąć, że nigdy wcześniej nie zapuściłem się na takie pustkowie.
Wszedł do środka oglądając się za siebie czy nikogo w okolicy nie.
Nie muszę chyba mówić, że źle to zrobił, gdyż mnie i Biedronki nie zauważył.
Odczekaliśmy dziesięć sekund i weszliśmy za nim do środka.
W środku było ciemno. Czułem jak Marinette chwyta moją rękę. Dzięki wzmocnionemu wzrokowi widziałem, że znajdujemy się w wąskim korytarzu prowadzącym do holu. Na ścianach wisiały poblakłe plakaty reklamujące najnowsze w tamtym czasie przedstawienia.
Weszliśmy do głównej sali, gdzie kiedyś odbywały się pokazy. Teraz wyglądało to jak miejsce z jakiegoś horroru. W żadnym rzędzie nie było krzeseł. Zostały same metalowe śruby, do których kiedyś były przytwierdzone siedziska.
Upiorny widok.
Nie wiem, co mi kazało, może przeczucie, ale pociągnąłem Biedronkę do wejścia dla dawnego personelu.
Przez drzwi wchodziło się do małej klatki schodowej, gdzie stopnie prowadziły na górę.
- Kocie, słyszysz? Co to jest? Jakby trzepot skrzydeł – zagadnęła Biedronka.
Ja tez to słyszałem, ale ten dźwięk zmroził mi krew w żyłach. Przed oczami pokazał mi się obraz pożerających mnie motyli. Mam nadzieję, że to nie była wizja przyszłości.
Marinette, ku mojemu niezadowoleniu, puściła moją rękę. W pomieszczeniu było już trochę jaśniej, więc nie potrzebowała mojego przewodnictwa.
- Myślę...- Zaczęła szeptem - myślę, że trzeba tam wejść.
Kiwnąłem tylko głową na zgodę.
Ruszyła pierwsza, a ja za nią. Oboje mieliśmy broń w pogotowiu. Powoli oraz cichutko wspinaliśmy się po stopniach. Kiedy weszliśmy już na następne piętro, ujrzeliśmy uchylone drzwi. Weszliśmy do środka. Stał tam mój ojciec tyłem do nas.
- Jeśli chodzi o śledzenie kogoś, to muszę was pochwalić za wytrwałość, ale dyskretni nie byliście – zaczął - Musicie wiedzieć, że nie chciałem tworzyć super złoczyńców, ale z czasem stało się to dla mnie przyjemnością. Stałem się bardziej okrutny - mówił jakby do nas, ale jednak w przestrzeń - Jednak ostatnimi czasy straciłem do tego zapał - odwrócił się do nas.
Przed nami stał Władca Ciem we własnej osobie, otoczony przez żółtawe motylki, które Biedronka wypuszcza oczyszczone ze swojego Jo-jo. Wydawały się takie niewinne, a mogą wyrządzić tyle złego. Razem z Biedronką Byliśmy bardzo czujni. Do mnie nie za bardzo dochodziło, że to mój ojciec. Byłem w tym momencie całkowicie pusty, jeśli nie liczyć niechęci, odrazy i ogromnej chęci zemsty.
Zaczął sięgać ręką do swojej piersi. Napięliśmy się jeszcze bardziej czekając ja jakiś podstępny krok z jego strony. Nie wiadomo, co mógł dla nas przygotować w swojej norze. Może te motyle naprawdę mogły się stać krwiożercze?
To, co zobaczyliśmy, było całkowicie nie w jego stylu. Chwycił za swoje Miraculum i je ściągnął.
Tak oto słynny projektant Gabriel Agrest stał do bohaterów Paryża z wyciągniętą dłonią, w której trzymał broszkę w kształcie skrzydeł motyla.
- Zabierzcie to - powiedział - Nigdy więcej nie chce byś Władcą Ciem. Przemiana otumania mój umysł i tracę z oczu pogląd, co jest dopuszczalne, a co nie.
Biedronka najpierw spojrzała na mnie kątem oka, a następnie nieufnie podeszła do mężczyzny i wzięła od niego broszkę.
Kiedy to zrobiła, mój ojciec oparł się rękami o szybę ogromnego okrągłego okna i ... zaczął płakać.
- Wiem, że myślicie, że to ja jestem najgorszym złem, co chodzi po tym świecie, ale tak naprawdę...- Pierwszy raz wdziałem jak się jego głos załamuje. Nie wyglądał tak nawet po zniknięciu mamy.
- To jest nim Bonnet - skończyłem za niego.
Biedronka podeszła do niego i się uśmiechnęła dobrodusznie.
- Wszystko będzie dobrze, panie Agrest - powiedziała.
- Nie będzie - odparł - możliwe, że skazałem moich najbliższych na śmierć, ale moja żona nie byłaby zadowolona, jaki sposób próbuję ją uratować. Mój syn pewnie podobnie myśli. Jak przekonałem się, że macie na tyle sił, że możecie pokonać tego chorego człowieka i na tyle heroizmu by ratować innych, to niema sensu już przeszkadzać wam jakimiś głupimi akumami.
Nie wiem, co we mnie stąpiło, ale...
- Masz rację - spojrzał na mnie spojrzeniem pełnym poczucia winny - żadne z nich nie byłoby z tego dumni.
Oparłem się plecami o te wielkie okno koło niego, a Biedronka wyczuwając, co chcę powiedzieć się odeszła kawałek od nas.
- Czy podejrzewasz, kim jestem? - spytałem się.
- Tak – na tą odpowiedz lekko mi ulżyło - Od momentu tego nieudolnego hipnotyzera. W tamtym momencie uderzyła mnie bolesna prawda o Tobie. Bardzo Cię przepraszam, że tak Cię krzywdziłem.
Dobrze wiedziałem, że powinienem zrobić coś. Przytulić, pocieszyć, ale nie mogłem się na to zdobyć. Za dużo złego przez niego wycierpiałem ostatnimi laty.
- Jeśli na prawdę chcesz mi pomóc to powiedz, coś, co będzie przydatne przy walce z Bonetem - powiedziałem.
- Jest z tego rodzaju osób, które mają władzę, ale całkowicie zwariowali i nigdy już nie powinno się ich wypuszczać z domu wariatów - zaczął z przekąsem. Widać było po nim, że go nienawidzi - z tego, co wiem to doznał jakiegoś wielkiego zawodu i przez to chce zniszczyć całą ludzkość. Niestety nie mam zielonego pojęcia dlaczego się uwziął na naszą rodzinę.
- Według mamy można go pokonać tylko wtedy, gdy dotrzemy do jego źródła. Wiesz może, o co chodzi?
- Pewnie chodzi o jego przeszłość. Podobno to co go spotkało powoduję żądzę zemsty i zniszczenia.
- Czyli najlepiej zacząć od jego rodzinnego domu? – spytałem.
- Właściwie od jego podziemi - powiedział powoli - tam kryją się jego najgłębsze tajemnice. Może to tam...
Wiedziałem jaką ma nadzieję...
- Trzyma mamę – dokończyłem.
Kiwnął głową na potwierdzenie.
- No to już wiemy co trzeba zrobić – odezwała się Biedronka, która się od dłuższego czasu nie odzywała – nie wiem co wy o tym sądzicie, ale ja nie chciałabym się z nim tam spotkać.
- Tym się nie przejmujcie – odparł tata - Ja się tym zajmę. Za godzinę mamy się spotkać w mojej firmie. Idźcie już teraz.
Po czym przytulił mnie z całej siły. Aż czułem jak moje żebra się uginają pod jego naciskiem
Do ucha szepnął mi tylko: Powodzenia, uważaj na siebie. Następnie razem z partnerką zostawiliśmy go w opuszczonym obserwatorium i sami ruszyliśmy w kierunku domu człowieka, który sprawia same problemy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top