Rozdział 2

Siedziałem oparty o chłodną taflę szkła od okna i wyglądałem przez nie na ogród mamy.

Minął już tydzień od mojej ostatnie rozmowy z Biedronką, a ja nadal się na nią złoszczę. Nadal nie mogę przyswoić tego, że przez kilka godzin musiałem działać sam, z tak groźnym przeciwnikiem. Racja zdarzało mi się też przychodzić później, ale moje spóźnienie nie przekraczało kwadransa.

- Adrien rusz się w końcu, głodny jestem – powiedział Plagg.

- Żadna nowość – odpowiedziałem bez emocji.

Mój ton chyba zaskoczył mojego kwami. Podleciał do mnie, a ja nie potrafiłem na niego spojrzeć.

- Co się dzieje, Adrien? – zapytał cicho – chyba nie rozpamiętujesz znowu ostatniego spotkania z Biedronką?

Wstałem i podszedłem do szafy. Przebrałem się w czarne rzeczy. Niestety miałem dziś powód.

- Już nie – odpowiedziałem.

- To, czemu w tak piękny sobotni poranek wyglądasz, jak syn Adamsów? – dopytywał.

A ja mogłem tylko gapić się na tapetę mojego komputera, przedstawiającą moją mamę.

- Adrien? – nigdy wcześniej nie słyszałem tyle troski w jego głosie.

- Dziś mija trzecia rocznica śmierci mojej mamy – odpowiedziałem cicho, prawie nie słyszalnie. Plagg przytulił się do mojego ramienia i się więcej nie odezwał

Miałem jeszcze jeden problem, o którym nie chciałem mówić. Domyślam się jednak, że on wie o nim. Między innymi o mojej bezsenności. Od kilku nocy nie zmrużyłem oka. Mimo że byłem zmęczony, nie mogłem zasnąć. Miałem dziwne przeczucie, że za niedługo coś się stanie. Coś złego.

Nagle drzwi do mojego pokoju się odtworzyły, a Plagg szybko się schował. Stała w nich asystentka mojego ojca, Nathalie.

- Twój ojciec chce Cię widzieć – poinformowała mnie.

- Zaraz do niego pójdę – odpowiedziałem.

Skinęła głową na znak, że zrozumiała i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Wiesz czego, chce od Ciebie ojczulek? – zapytał Plagg wychodząc z kryjówki.

- Domyślam się – odpowiedziałem – wiesz, może lepiej tu zostań.

- Ale czemu? Ja nie chce – odrzekł.

- A po to by do głowy nie przyszedł mi głupi pomysł – odparłem – zostań, proszę.

Nie czekając na jego odpowiedź, wyszedłem na korytarz i ruszyłem w kierunku gabinetu ojca. W ten dzień miał zwyczaju trzymać mnie przy sobie. Mimo że był zajęty, a ja planowo miałem robić coś innego, musiałem być w zasięgu jego oka. Zazwyczaj tylko wtedy opowiadał o mamie tak jak ona kiedyś o nim. Jedyny pozytyw, jaki widziałem w tym dniu.

Kiedy doszedłem do drzwi gabinetu, przystanąłem i zapukałem.

- Wejdź – usłyszałem przez drzwi.

Wszedłem do środka i pierwsze co rzuciło się mi w oczy to portret mamy za tatą.

- Usiądź – rozkazał chłodno mój ojciec.

Zrobiłem, jak kazał. Usiadłem po drugiej stronie jego biurka. Czekałem.

- Zazwyczaj w ten dzień spędzasz przy mnie i razem wybieramy się na cmentarz – zaczął. Przez jego ton miałem złe przeczucia – ale tym razem, z pewnych powodów, nie chce, byś tam szedł.

- Że co?! – krzyknąłem oburzony, przewracając krzesło, na którym przed chwilą siedziałem.

- Adrien uspokój się – podniósł na mnie głos z pełnym oburzeniem, również wstając, jednocześnie opierając się o biurko.

- Nie! Jak możesz. Przecież chodzi o MAMĘ – wrzeszczałem do niego, powoli się cofając.

- NIE CHCE, BYŚ SZEDŁ NA CMENTARZ. MASZ ZOSTAĆ W DOMU – we wrzaskach nie pozostawał mi dłużny – WRACAJ TU NATYCHMIAST.

- NIE – byłem tak czerwony ze złości, jak on – SKORO WYRZEKASZ SIĘ MAMY, TO RÓWNIE DOBRZE MOŻESZ SIĘ WYRZEC MNIE!

Obróciłem się na pięcie i wybiegłem z gabinetu. Pędziłem ile tchu, byleby być jak najdalej od...od NIEGO.

Jak torpeda wpadłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami. Przez moje nagłe wejście Plagg omal się nie zadławił swoim serem.

- Może delikatniej – powiedział oburzony kwami – ktoś tu chciał zjeść spokojnie ser. Możesz przestać chodzić. Wystarczająco denerwujące były wasze wrzaski – obrócił się ode mnie – teraz przynajmniej wiem, czemu nie chciałeś mnie wziąć ze sobą – powiedział po nosem z myślą, że nie słyszę, ale słyszałem.

- Wiesz co, jednak powinienem Cię wziąć ze sobą – powiedziałem nadal wzburzony – już by mnie tu nie było.

- Że co?! – zapytał zaskoczony Plagg – Adrien, nie powinieneś, przez brak snu i silne emocje stajesz się lekkomyślny – krzyknął.

- Plagg, wysuwaj pazury – krzyknąłem.

- Zły pomysł, bardzo zły pomysł... - powiedział kwami tuż przed tym nim wciągnął go mój pierścień.

Po chwili byłem już Czarnym Kotem. Z tyłu głowy dudniło mi ostrzeżenie, jakie dostałem od Plagga podczas pierwszej rozmowy. Ostrzeżenie, że żaden Czarny Kot nie powinien działać w stanie, w którym jestem, bo to może mieć koszmarne konsekwencje np.: utratę świadomości, przejęcie stałych kocich cech, a w ekstremalnych przypadkach przemianę w kocio-podobną istotę. W tej chwili miałem to jednak gdzieś.

Chciałem się jak najszybciej z tego aresztu domowego wyrwać. Odtworzyłem okno i przez nie wyskoczyłem. Ruszyłem prosto tam, gdzie ON zakazał mi iść. Do mamy.

Koło cmentarnych krzewów odmieniłem się, by nikt nie zobaczył Czarnego Kota nad grobem i nie domyślił się mojej tożsamości.

Plagg cały czas gadał, jaki to jestem nieodpowiedzialny.

- ...mówiłem Ci przecież, jak się kończyły przemiany we furii. Naprawdę mam to jeszcze raz tłumaczyć. Wiesz, jak możesz skończyć, a mimo to robisz głupstwa. Przecież jako Czarny Kot jesteś bardziej ... -coraz to mocniej się nakręcał. Nie mogłem tego słuchać. Musiałem to przerwać.

- ...bardziej narażony i muszę być najbardziej ostrożny, bo w skrajnych wypadkach mogę zniszczyć cały wszechświat – krzyknąłem na niego. Jego zdziwiona mina mówiła wszystko. Nie spodziewał się takiego zachowania po mnie – wiem to doskonale – zakończyłem.

Plagg nadal wisiał w bezruchu, kiedy ja wychodziłem z krzaków. Szybko, ale dyskretnie ruszył za mną, po pewnym czasie. Nie odzywał się już.

Kiedy wszedłem na teren cmentarza, starałem się sprawiać wrażenie spokojnego i zrównoważonego człowieka, ale w środku się aż gotowałem.

Po kilku minutach byłem przed miejscem, gdzie spoczywała najwspanialsza osoba, jaką znałem.

Kiedyś zdarzało mi się mówić do mamy, do jej zdjęć. Teraz gadam do Plagga, ale ludzie i tak myślą, że do niej.

Poczułem jak mój kwami siada mi na ramieniu.

Miałem dość. Nigdy przedtem nie czułem się tak podle. Najpierw Biedronka, która mnie omal nie olała. Przez cały poprzedni tydzień Chloé uprzykrzała mi życie, a teraz ojciec ma gdzieś mamę. Tego było za dużo dla mnie. Czułem, że po mojej twarzy lecą łzy, których nie mam już siły powstrzymywać.

- Adrien, zobaczysz, będzie lepiej – zaczął Plagg.

Wiem, że chciał mnie pocieszyć i to doceniam. Nie jestem jednak pewien czy jest to odpowiedni moment.

Nic nie powiedziałem, tylko usiadłem na ziemi i nadal gapiłem się jej portret umieszczony na pomniku. Nie wiem, ile tam siedziałem. Wspominałem wszystkie chwile, jakie z nią pamiętam, a trochę ich było. Głównie zajmowała się mną mama. Byłem już spokojniejszy.

Niestety, kiedy już myślałem, że jest dobrze, przed oczami widziałem nieczułego ojca. Wszystkie te chwile, kiedy go potrzebowałem, a go nie było. Złość ponownie przyćmiła mi zdrowy rozsądek.

- Adrien uspokój się, proszę. Było już dobrze – powiedział Plagg.

- Jak tylko moje myśli prowadzą do ojca, to mam ochotę coś rozwalić – przyznałem się Plaggowi.

- A nie możesz myśleć o czymś innym? – zaproponował kwami.

- Do głowy w tej chwili przychodzi mi tylko Biedronka i jest gorzej.

- Ale z Ciebie trudny przypadek – załamał się Plagg.

- Nie mogę już tu siedzieć – powiedziałem, równocześnie wstając.

-Hej... A Ty dokąd? – zapytała magiczna istotka.

- Z powrotem się przemienić.

- To nie jest teraz dobre rozwiązanie – upomniał mnie — tylko najgorsze z najgorszych.

- Mam to w czterech literach – powiedziałem, znikając w krzakach – Plagg, wysuwaj pazury.

- Jeszcze pożałujesz – to były jego ostatnie słowa przed przemianą.

Jako Czarny Kot wróciłem do miasta, ale muszę się przyznać, że nie pamiętam, gdzie byłem. Myślałem o mamie, potem o Biedronce i o tym, jak bardzo zmienił się mój stosunek do niej w przeciągu paru dni. Ojciec też mi się przewiną. Moje myśli jednak wracały do uśmiechniętej buzi mojej mamy. Po jakimś czasie przystanąłem na jakimś balkonie i opadłem na ziemię.

Czemu najlepszych ludzi los odbiera tak szybko, a tych, co się każdy chce pozbyć, trzyma tak długo.

Położyłem głowę na kolanach i patrzałem w podłogę.

Czemu musiałaś odejść mamo? Czemu?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top