▲▼ ROZDZIAŁ 17 ▼▲
△▽ APRIL ▽△
-Co się dzieje? - Zapytał Dipper, gdy tylko pojawiliśmy się w Tajemniczej Chacie.
-Zaczęło się. Jednak znaleźli sposób żeby się przedostać.
-Skąd niby to wiesz?
-Wyjrzyj przez okno i powiedz na co ci to wygląda, bo jak dla mnie to koniec świata.
-Hej, hej, uspokójcie się - powiedziałam. - Tylko waszych kłótni mi tu brakuje. Gdzie twój wujek Dipper?
-Nie wiem. Ja muszę jechać po Mabel, jest u koleżanek.
-To niebezpieczne.
-To moja siostra, nie zostawię jej. - Spojrzał na mnie i ruszył do auta.
-Ej, młody! - Krzyknął Bill. - Tylko się pośpieszcie, jesteście nam potrzebni.
-Znajdźcie sposób jak powstrzymać to coś! - Odkrzyknął i ruszył z piskiem opon.
Spojrzałam do góry. Chmury tworzyły spiralę, w której widać było błyski jasnego światła.
-Bill, patrz! To wujek Dippera - wskazałam na biegnącego do nas mężczyznę. Odsunęliśmy się, a on wpadł do środka dysząc. Cyferka od razu zamknął za nim drzwi.
-Jak się pan czuje? - Zapytałam pomagając mu usiąść na krześle i podając szklankę wody.
-Gdzie są dzieciaki? - Wysapał.
-Zaraz wrócą. Dipper pojechał po Mabel.
-Jednak miałeś rację Cyferka.
-Wiem. Musimy ich zatrzymać, albo koniec.
-Jakieś pomysły? - Zapytałam.
Spojrzeliśmy po sobie, a ziemia po raz kolejny zatrząsła się pod naszymi stopami.
△▽ DIPPER ▽△
Jechałem po siostrę, ale ziemia znów zaczęła się trząść, w efekcie czego wjechałem do rowu. Nie było czasu na bawienie się w wyciąganie auta. Wysiadłem i spojrzałem w górę, w niebie otwierała się szczelina zwiastująca naszą zgubę. Ile sił w nogach zacząłem biec.
Z hukiem wpadłem do domu jednej z jej przyjaciółek.
-Dipper! - Rzuciła mi się na szyję, a ja z wielką ulgą przytuliłem ją do siebie.
-Już jestem, już dobrze - wziąłem kilka głębokich wdechów. - Zmywamy się stąd, chodźcie. - Wyszliśmy na zewnątrz. - Cuksa, twoje auto działa?
-Tak, oczy...
-Super, dawaj kluczyki i wsiadajacie. Jedziemy do Chaty. - Dziewczyna wręczyła mi kluczyki, a kiedy już wszyscy byli w środku, ruszyłem najszybciej jak się dało. Jadąc z zawrotną prędkością, o mało nie potrąciłem jakiegoś zwierzaka. - Kurwa! - Krzyknąłem wymijając go.
Tym razem bez większych przeszkód udało nam się dojechać na miejsce. Szybko przedostaliśmy się z samochodu do domu.
-Jak dobrze, że nic wam nie jest - wujek Ford zamknął nas w uścisku od razu jak tylko weszliśmy do środka.
-Szczelina się powiększa coraz bardziej - oznajmiłem. - Co mamy robić?
-Wygląda na to... Że nie da się już nic zrobić - powiedział Ford.
Spojrzałem na Billa z nadzieją, że może wuj się myli, ale ten się nie odezwał. Czyli co? Tak mamy skończyć? Oparłem się o ścianę zrezygnowany. April podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
-Coś wymyślimy - uśmiechnęła się. Jej uśmiech był niczym lek na wszystko co złe. - Coś na pewno da się zrobić, a nawet jeśli nie, to nie poddamy się tak łatwo. Nie oddamy im Wodogrzmotów, nie po dobroci.
Uśmiechnąłem się słysząc te słowa.
-April ma rację - poparłem ją. - Już raz ocaliliśmy to miasto - spojrzałem na demona - dlaczego teraz miałoby się nam nie udać? Odbijemy Wodogrzmoty. Po raz drugi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top