▲▼ ROZDZIAŁ 1 ▼▲
- Hej, April! Przejmijmy władzę nad światem.
Westchnęłam głęboko i odpowiedziałam mu w myślach:
- Nie. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy.
Nagle obok mnie pojawił się chłopak o blond włosach. Zawsze to robił, zjawiał się znikąd i kiedy tylko miał ochotę. Wzięłam kolejny głęboki wdech.
- Będzie fajnie! - Był niezmiernie radosny. Z resztą odkąd pamiętam zawsze cechowała go nieograniczona energia i lekka nadpobudliwość.
- Nie będzie fajnie - nawet nie uraczyłam go swoim spojrzeniem, po prostu szłam dalej. - I z tego co pamiętam to już raz próbowałeś, prawda? Nie wyszło ci to chyba na dobre?
- Ale teraz będzie inaczej! Pomożesz mi!
Uśmiechnęłam się.
- Bill, nikt nie będzie przejmować władzy ani nad światem ani nad tym wymiarem.
- Pff - założył ręce na piersi oburzony. - Zero zabawy z tobą.
Zachichotałam cicho, na co on zareagował podobnie.
Zniknął kilka metrów przed wejściem na teren liceum. Choć moi najbliżsi znajomi wiedzą, że się z nim zadaję, to jednak wolę żeby nie przebywali zbyt długo w jego towarzystwie. Ponieważ jest taki jeden drobny szczególik... minowicie, Bill jest demonem. Tak demonem, a co najlepsze, że jest MOIM demonem.
Generalnie na terenie szkoły jest dość spokojnie. Nie licząc palaczy kryjących się przed wzrokiem nauczycieli gdzieś na tyłach budynku i chuliganów, którzy zaciagają niewinnych pierwszoroczniaków albo gdzieś w krzaki, albo w jakieś zaułki tylko po to, by obedrzeć ich z kieszonkowego od babci czy rodziców lub żeby zwyczajnie uprzykrzyć im - i tak już marne - życie. Ja osobiście nigdy nie zostałam tak potraktowana, ale według mojej mamy mam cholerne szczęście i nawet jakbym zagrała w lotto to niezależnie od wyniku, wygrałabym. Cóż, to wcale nie szczęście, ani dar od boga czy kogo tam, to tylko Bill. Gdyby nie on, to w sumie nie wiem gdzie bym była, zapewne w czarnej dupie.
Odwiesiłam kurtkę w szatni, uprzednio wyciągając wszystkie ważne rzeczy z kieszeni. Nigdy nie wiadomo co komu wpadnie do głowy - powtarzałam sobie.
Pierwsza lekcja to... W sumie nawet nie wiem, chodzę do tej szkoły już pół roku ale nadal nie mogę zapamiętać planu lekcji. Niezła ze mnie uczennica - prychnęłam.
- Historia.
Odezwał się cichy, aczkolwiek czasami irytujący do granic możliwości, głosik w mojej głowie.
- Dzięki.
Ledwo zdążyłam postawić nogę na korytarzu prowadzącym do klasy, a już usłyszałam jak moja przyjaciółka woła mnie z drugiego końca. Odmachałam jej ciepło się uśmiechając. Gdy wreszcie tam dotarłam rzuciła mi się na szyję jakby mnie co najmniej wieki nie widziała, a lewdo co minął weekend. Poczułam ręce oplatające się wokół mojej talii.
- Hej skarbie. - Powiedział całując mnie w szyję.
- Hej Nath - uśmiechnęłam się.
Obecność demona w mojej głowie wcale nie wykluczała mnie z normalnego życia. Mam przyjaciółkę, znajomych, chłopaka, rodzinę. Nic dodać, nic ująć. Jedyny problem to fakt, że przez Billa czasem zaczynam gadać do siebie, co wygląda dziwnie, zwłaszcza gdy znajduję się w tłumie ludzi.
△▽
Przewracałam długopis między palcami jednej ręki, drugą zaś podpierałam głowę wyglądając przez okno. Znalazłam tam dużo ciekawsze rzeczy, niż na lekcji.
- Chyba ci się nudzi co? - Zapytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Usłyszałam jego śmiech odbijający się echem w mojej głowie. Sama mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Co panią tak bawi, panno Evans?
Wzdrygnęłam się.
- Nic, nic. Coś sobie przypomniałam - odparłam, wstając.
- Tak? Więc może przypomnisz nam kiedy zakończyła się pierwsza wojna światowa, oraz skutki podpisania traktatu wersalskiego?
Wystraszyłam się, w ogóle go nie słuchałam. Przełknęłam gulę w gardle i uśmiechnęłam się słabo.
- A więc... Pierwsza wojna światowa zakończyła się...
- W tysiąc dziewięćset osiemnastym roku, jedynastego listopada - podpowiedział.
- Jedynastego listopada tysiąc dziewięćset osiemnastego roku. - Powiedziałam dumnie. - Natomiast traktat wersalski został podpisany rok później, dwudziestego ósmego czerwca, we Francji. Jego skutkami było obarczenie Niemiec sankcją oraz powstanie nowych, niepodległych państw na terenie Europy - powtarzałam słowo w słowo to, co mówił Bill.
- Dobrze - powiedział nauczyciel i wpisał mi coś do dziennika.
Usiadłam, oddychjąc z ulgą.
- Khym, khym. - Upomniał się.
- Dzięki.
- Co będziemy dziś robić?
- Ja będę się uczyć. A ty nie wiem co będziesz wtedy robił.
Usłyszałam cichy chichot w mojej głowie.
- Po co ty chcesz się uczyć? Masz mnie. Ja wiem wszystko!
- No i? Chcę się uczyć, nie mogę przecież całe życie na tobie polegać.
- Pff... Przecież na tym polegał nasz układ. Podałaś mi dłoń, a ja obiecałem tobie nieograniczoną moc.
- Po pierwsze: miałam wtedy ledwo kilka miesięcy. Po drugie: tak, rzeczywiście, wielka moc w postaci upierdliwego demona.
- Ej, to już było nie miłe.
- Ty też jesteś nie miły.
Już się nie odezwał. Nasze pogawędki często tak wyglądają. Dogryzamy sobie, albo on próbuje przekonać mnie do naprawdę dziwnych rzeczy.
Kiedy wróciłam, rodziców nie było w domu. Jak zwykle, ale to nie ich wina, że akurat tak pracują. Nie jestem głodna więc od razu poszłam do siebie. Przez chwilę siedziałam sama z nosem w książkach, ale potem pojawił się Bill, unosząc się przede mną.
- Nadal nie rozumiem, po jaką cholerę ty się uczysz?
Westchnęłam i odpowiedziałam nie odrywając wzroku od książki.
- Już ci to tłumaczyłam. Muszę się wreszcie usamodzielnić. To, że mamy jakiś tam układ, nie znaczy, że mam bezczynnie siedzieć na tyłku.
- Ale po co? Nadal tego nie rozumiem.
- Pomyślałeś co się stanie jak znów znikniesz?
Nie odezwał się. Po prostu świdrował mnie wzrokiem.
- No właśnie. Oboje doskonale wiemy, że bez ciebie sobie nie poradzę. Muszę się w końcu usamodzielnić.
Jeszcze przez chwilę milczał jakby się nad czymś zastanawiał, po czym uśmiechnął się.
- Dramatyzujesz! Nie zniknę, a nawet jeśli to wrócę. Ktoś przecież musi uprzykrzać ci życie, prawda?
Spojrzałam na niego i też się uśmiechnęłam. Odłożyłam książkę na bok. Ponownie mu zaufałam, w końcu jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top