▲▼ ROZDZIAŁ 2 ▼▲

   Moje najwcześniejsze wspomnienie, to unoszący się nade mną Bill w kształcie trójkąta. Pamiętam, że wyciągnęłam do niego rękę, a on ją uscisnął. Wtedy zaczęła się nasza wspólna przygoda. Gdy miałam jakoś dwanaście, trzynaście lat, zniknął. Choć cały czas czułam jego obecność, to nie była ona tak silna jak zazwyczaj. Potem znowu wrócił, bardzo słaby ale wrócił. Zapytałam go, co się wydarzyło, że tak nagle rozpłynął się w powietrzu, a on opowiedział mi o Wodogrzmotach i tym co się tam działo. Byłam pod nie małym wrażeniem.

   Dla mnie Bill jest jak brat, przyjaciel, a nie jak wszechmogący, zły demon, który chce opanować ten wymiar. Moja mama zawsze myślała, że mam wymyślonego przyjaciela, bo gdy byłam mała nie zwracałam uwagi na to, czy mówiłam do siebie czy nie. Dopiero później uświadomiłam sobie, że to dziwne i przestałam.

   Jedna rzecz była dla mnie niezrozumiała, w sumie to nadal jest. Powiedział mi kiedyś, że nie jest zdolny do ludzkich uczuć, ale za każdym razem - gdy miałam koszmary, a rodzice byli w pracy - kładł się obok mnie, ilekroć go o to poprosiłam. Nadal czasem potrzebuję czegoś takiego.

   - April.

   - Hm?

   - Za dwa miesiące masz matury, prawda?

   - Tak, co w związku z tym?

   - Tak pytam. Później masz już wolne tak?

   - Bill o co ci chodzi co?

   - Tak sobie myślę, że moglibyśmy gdzieś pojechać.

   - Gdzie?

   - Do Wodogrzmotów.

   - Jasne. Czemu nie. Z chęcią zobaczę to miejsce, które chciałeś zniszczyć - podniosłam wzrok i spojrzałam na niego, uśmiechając się.

   Chłopak niezręcznie podrapał się po karku.

   - Chcesz? - podsunęłam mu kanapkę pod nos.

   Uśmiechnął się i po chwili zajadał przyżądzoną przeze mnie kanapkę.

   Teoretycznie Bill wydaje się istnieć tylko mentalnie, co oznacza, że nie można go zranić fizycznie, nie odczuwa też uczuć takich jak ból. W praktyce wygląda to chyba trochę inaczej. Wiem o nim dość sporo, swego czasu wypytywałam go o różne rzeczy. Jednak najbardziej zdziwił mnie fakt, że jest starszy niż cokolwiek innego, nawet niż wszechświat i czas. Ma ponad trylion lat. To niesamowite.

   Zaśmiałam się widząc jego twarz całą umazaną w maśle, rzuciłam mu ścierkę.

   - Masz. Wytrzyj się bo trochę się ubrudziłeś.

   - Dzięki.

   Zarzuciłam plecak i stanęłam przy drzwiach, czekając aż łaskawie się ruszy i wyjdzie z domu.

   - Wiesz, szczerze to myślałem, że będę musiał dłużej cię przekonywać, żebyśmy pojechali do Wodogrzmotów.

   - Dlaczego? - Przekręciłam klucz w zamku i zeskoczyłam po stopniach.

   - Czy ja wiem, po prostu.

   - Nie widzę problemu, żeby tam pojechać. Mam już osiemnaście lat, za dwa miesiące koniec szkoły, a ja muszę wreszcie dowiedzieć się, gdzie chcę się przeprowadzić, a nóż widelec spodoba mi się tam - wzruszyłam ramionami.

   - Oj uwierz mi, że ci się tam spodoba - uśmiechnął się.

   - Skoro tak mówisz. To ty robiłeś tam totalny rozpierdziel.

   - Będziesz mi to wypominać do końca życia tak?

   - Może - uśmiechnęłam się zwycięsko.

   Usłyszałam tylko jego ciche westchnięcie, a potem weszłam przez ogromną bramę na teren szkoły. Postanowione, za dwa miesiące jadę do Wodogrzmotów Małych w stanie Oregon.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top