43. I love you more, Zee
drugi rozdzialik, kochani!! ❤️✊🏼
• • •
— Naprawdę mi przykro, Lou — mruknął Harry, otrzymując w odpowiedzi smutne spojrzenie.
— Nie jest idiotą — szepnął, kręcąc głową. — Nie wziąłby insuliny... Hazz, ja naprawdę tego nie rozumiem. Było w nim okay.
— Nie dowiemy się, bo śpi — odparł, spoglądając na bruneta, który leżał na łóżku szpitalnym. — Ale muszę wiedzieć, co zamierzasz.
— Nie wiem — odpowiedział szczerze, zagryzając dolną wargę. — Czuję, że powinienem przy nim być, ale... nie chcę, aby między tobą a mną było gorzej, rozumiesz?
— Całkowicie — potarł policzek dłonią i odwrócił się w stronę okna, myśląc nad całą sytuacją. — Myślisz, że... ktoś mu to zrobił?
— Nie chcę nikogo oskarżać, bo gówno wiem, byłem z tobą na Malcie, ale... mam przeczucie, że tak.
— Ale kto? — zapytał, opierając się o parapet, a Louis westchnął ciężko, bo nie wiedział, do cholery, po prostu Zayn nie mógł sam zażyć tej cholernej insuliny.
— Pójdę do Nialla i wiesz... wezmę klucze od mieszkania, pojedziemy tam i może się czegoś dowiemy? Nie wiem, Hazz, ale... możemy zostać w Vegas na kilka dni? — poprosił niepewnie.
— Oczywiście, Lou, nie jestem skurwysynem... Zayn jest dla ciebie ważny, to okay — zapewnił, posyłając mu delikatny uśmiech.
Szatyn podniósł się z krzesełka i podszedł do Stylesa, aby pocałować go delikatnie i właśnie tym pocałunkiem pokazać, jak wdzięczny był za wszystko, co dla niego robił.
— Jeg elsker deg — szepnął z uśmiechem, nim podszedł do drzwi. — Zaraz wracam, kochanie.
— Wybacz, nie zrozumiałem — zmarszczył brwi. — Po jakiemu to było?
Ale Louis mu nie odpowiedział, a jedynie wyszedł. Być może po prostu się bał, aby wyznać mu miłość... bezpośrednio i po angielsku. Tak, wiedział, że Harry go kochał, powiedział mu to, ale on wciąż się bał i to była normalna, ludzka rzecz.
— Hej, Niall — mruknął, podchodząc do blondyna. — Potrzebowałbym kluczy od mieszkania.
— Po co? — zmarszczył brwi, wyjmując je ze swojej kieszeni.
— Zostaję z Harry'm na kilka dni — odpowiedział. — Chcę wiedzieć, jak z Zaynem.
— I zatrzymujecie się w jego mieszkaniu?
— To takie dziwne? Jak tylko będzie z nim dobrze, znikniemy — zadeklarował, chcąc przejąć od niego klucze, ale Niall odsunął rękę. — Poważnie... o co ci chodzi? Nie spaliśmy od dwudziestu ośmiu godzin, jesteśmy kurewsko zmęczeni.
— Nie możecie zatrzymać się w hotelu? Harry jest bogaty — zauważył.
— To, że jest bogaty, nie zobowiązuje go do wydawania pieniędzy na tak bzdurne rzeczy — odparł, irytując się lekko.
— Po co tak właściwie zostajecie? Mogę do was dzwonić i pisać.
Louis zmarszczył brwi, wręcz wyrywając mu klucze z dłoni i naprawdę powstrzymywał się od bycia niemiłym. O co mu chodziło? W umowie na mieszkanie wciąż było jego nazwisko i okazywał kulturę, prosząc jeszcze o klucz, choć nie musiał!
— To ja byłem przy nim latami — podkreślił — i mam prawo być w mieście, gdy leży w szpitalu, nawet mnie, kurwa, nie denerwuj i nie obchodzi mnie to, że jesteś policjantem.
Horan odwrócił od niego wzrok, zaciskając lekko szczękę i nie powiedział już ani słowa, za co ten był wdzięczny, bo nie zamierzał uczestniczyć w kłótni czy bójce.
~*~
Louis zdjął buty w przedpokoju i przeszedł w głąb mieszkania, rozglądając się, a na jego ustach automatycznie zawitał uśmiech. Panował porządek, nie śmierdziało, więc Zayn dbał o mieszkanie, przez co był dumny.
Dotknął dłonią oparcia kanapy i od razu przypomniał sobie te wszystkie wieczory filmowe z toną popcornu. Zagryzł dolną wargę, aby nie uśmiechać się jak szaleniec.
— Ostatnim razem oglądaliśmy jeden z twoich filmów! — powiedział Lou, wyrywając pilot z jego dłoni. — Muszę obejrzeć Transformers.
— Nie musisz — pokręcił głową Malik, zbliżając się do niego i obejmując w talii. — Jest nowa część Szybkich i Wściekłych, kochanie.
— Jutro nie zniknie — sapnął, odsuwając się, bo on doskonale znał jego gierki.
— Transformers też nie znikną — parsknął, przyciągając go do siebie, a następnie mocno pocałował, przez co Lou zapomniał o całym świecie, po prostu zatracając się w przyjemnym pocałunku i nawet nie zwrócił uwagi, kiedy ten wziął mu pilot.
Harry spojrzał na ukochanego, który stał jak w jakimś transie, patrząc tępo na kanapę, dlatego podszedł i położył dłoń na jego ramieniu.
— Lou — mruknął, przez co ten się ocknął.
— Tak? — uniósł brwi ku górze, uśmiechając się niezręcznie.
— Z tobą okay? — spytał, przesuwając dłoń na jego plecy.
— Jak najbardziej... po prostu dawno tu nie byłem i już zapomniałem, jak tu wyglądało — wyjaśnił, wtulając się w Harry'ego i zaciągając się jego zapachem. Nie powinien myśleć o takich chwilach z Zaynem, one minęły i teraz kochał innego mężczyznę.
— W porządku — kiwnął głową, składając buziaka na jego włosach. — Jesteś głodny? Może coś zamówimy?
— Zjadłbym pizzę — mruknął.
Styles uśmiechnął się, wyjmując telefon z kieszeni i wciąż przytulając Lou, wybrał numer do pizzerii, aby zamówić dużą pizzę z dodatkową porcją sera i pepperoni. Właściwie... teraz Las Vegas nie było takie złe, może po prostu przedtem przesadzał z zazdrości?
Po kilku minutach przytulania przeszli do kuchni, aby zgarnąć sztućce, które im się przydadzą, a Louis ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu, przypominając sobie wszystko. Na przykład to, gdy czyścili lodówkę i schował się w niej, aby udowodnić, że się zmieści, a Zayn miał chyba nawet zdjęcie z tamtej chwili... o ile nie usunął.
— Otworzę — oznajmił loczek, idąc szybko do przedpokoju, a szatyn usiadł przy stole.
Przygryzł dolną wargę, leżąc torsem na stole i czując pocałunki na swoich plecach. Zacisnął dłonie na krawędzi, gdy w końcu poczuł palce bruneta w sobie, a z jego ust uciekł cichy jęk. Odwrócił głowę, aby na niego spojrzeć i ujrzał ten powalający uśmiech, na co westchnął, czując, jakby temperatura w pomieszczeniu wzrosła.
— Taki piękny chłopczyk — skomentował Zayn, pochylając się, aby zrobić ścieżkę pocałunków od uda do jego pośladka, a jedyne co mógł robić Tomlinson, to uśmiechać się i wzdychać z przyjemności.
— Daj mi więcej — poprosił, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu, a w odpowiedzi otrzymał język tuż przy palcach Malika. — Tak dobrze!
— Louis? — zapytał głośniej Harry, potrząsając jego ramieniem, na co pokręcił głową i spojrzał na niego zdezorientowany. — Odleciałeś... coś się dzieje?
— Martwię się o niego — mruknął jedynie, nie chcąc przyznawać, że właśnie wspominał chwile, w których się pieprzyli.
— Na pewno jeszcze dzisiaj się wybudzi, kochanie — cmoknął go w policzek, nim usiadł na drugim krześle i otworzył kartonowe pudełko, w którym była pizza.
— Tak... na pewno — uśmiechnął się delikatnie.
Obaj byli bardzo zmęczeni, więc gdy tylko zjedli posiłek, przeszli do sypialni i położyli się do łóżka. Nie byli pewni, czy to było okay, ale... to w połowie należało do Tomlinsona, więc chyba mogli się tu przespać raz czy dwa.
Sęk w tym, że gdy leżał już na w miarę wygodnym materacu z ręką Harry'ego wokół swojej talii, wciąż myślał o Zaynie. Nie uważał, aby to było w porządku, ale nie mógł wcisnąć magicznego przycisku, aby przestać!
— Jesteś taki piękny — szepnął brunet, lustrując wzrokiem całą jego buzię i tylko na nią zwracał uwagę, mimo iż byli nadzy i nie byli nawet przykryci kołdrą.
— Tak uważasz? — spytał cicho, przykładając dłoń do jego policzka.
— Każdy tak uważa — uśmiechnął się delikatnie, całując go w nadgarstek.
— Rumienię się — mruknął sennie, pocierając jego skórę kciukiem.
— Kocham cię, Lou — przymknął oczy, a następnie położył dłoń na jego biodrze, aby przesuwać nią w górę i dół, tak na okrągło, aby zachwycać się cudownymi kształtami swojego chłopaka.
— Kocham cię mocniej, Zee — uśmiechnął się.
Poczuł łzy w oczach, gdy pomyślał o tym, że Zayn naprawdę może zapaść w śpiączkę i nigdy się nie obudzić. Te wspomnienia już nie będą miłe, a okropnie raniące.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top