24. Chicken stuffed with mozzarella wrapped in parma ham...

Lubicie brzoskwinie? If you know, you know... You know?
• • •

Louis wsiadł do czarnego samochodu, tak jak polecił mu Harry, z którym rozmawiał przez telefon, a następnie kierowca zawiózł go na lotnisko, przez co był zdezorientowany. Nie wiedział, po co miał się tu zjawić, ale wszystko zrozumiał, gdy tylko poczuł dłonie na swojej talii.

— Cholernie tęskniłem i nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę, wybacz — szepnął Styles, składając buziaka na jego policzku.

— Jesteś uroczy — odszepnął, następnie dodając — przy wejściu jest dwójka facetów z aparatami.

— Kurwa — wywrócił oczami, poprawiając torbę na ramieniu, a następnie ujął dłoń Lou. — Pieprzone... — mamrotał coś pod nosem.

— Coś się dzieje? Jest coraz głośniej o tobie i... martwię się, Harry — powiedział szczerze, układając wolną dłoń na jego policzku.

— To tylko sprawy firmy — westchnął, patrząc w sztormowe oczy. — Nie mieszaj się w to, masz już i tak zbyt wiele zmartwień.

— Żyję z tobą... możemy dzielić problemy, wtedy na pewno będzie nam łatwiej — mruknął niepewnie.

— Louis — pokręcił głową, kończąc temat, a następnie złączył ich usta w pocałunku.

Pech chciał, że akurat zostali uchwyceni na zdjęciu, czego Harry naprawdę w tym momencie nie chciał. W końcu mężczyźni byli ponoć przy wejściu, tak? Naprawdę chciał dać buziaka L, nie widzieli się cztery dni!

— Jak się czujesz? — spytał loczek, prowadząc go powoli na parking. — Dałeś radę?

— Um... tak, dałem — kiwnął głową. — Zrobiłem obiad — pochwalił się.

— Tak? Jaki? — uśmiechnął się, otwierając bagażnik, do którego wrzucił torbę. — Coś pożywnego i zdrowego?

— Kurczak faszerowany mozzarellą owinięty szynką parmeńską z tłuczonymi ziemniakami — wyjaśnił, wsiadając na tylne siedzenie, co zrobił także Harry. — Lubisz?

— Cholera, tak — kiwnął głową. — Postarałeś się, kochanie, jestem dumny — cmoknął go w czółko.

— Dziękuję — przygryzł dolną wargę, czując ciepło na serduszku.

— Conrad, na co czekamy? Jedź do domu — polecił Styles, marszcząc brwi.

— Myślałem, że miał pan przylecieć razem z Camile — odezwał się kierowca.

— Um... Camile ma swój transport — wyjaśnił.

— Kto to Camile? — wtrącił ciekawski Lou.

— Niezła szycha w interesach, dzięki niej zatrzymaliśmy wspólnika.

— Nie lubię suki — oznajmił Conrad, na co szatyn się zaśmiał.

— Język! — upomniał go. — Potrącę ci z pensji, zobaczysz.

— I tak za mało mi płacisz, panie Styles — westchnął męczeńsko, co było dla niego całkowicie normalne.

Dwójka mężczyzn, gdy tylko znalazła się już w domu, nie miała ochoty na rozmowy o problemach, więc Louis nałożył obiad na talerze, Harry wyjął wino i spędzili w salonie jakieś dwie godziny. Ale to wcale nie był koniec. Później wzięli drugą butelkę wina i przeszli do sypialni, siadając na wygodnym łóżku.

— Pogramy w... never have I ever? — zaproponował Styles. Pamiętał, jak w czasie studiów bawili się w to na imprezach i nie było tak źle.

— Nigdy, przenigdy nie uprawiałem seksu z dwoma mężczyznami naraz — zaśmiał się L, patrząc w jego szmaragdowe oczy.

— Nigdy, przenigdy... nie robiłem loda w czasie jazdy — wymyślił, a młodszy upił trochę wina. — Oh, naprawdę? Ty mały urwisie, lubisz rozpraszać ludzi?

— Było zabawnie — uśmiechnął się, całując krótko jego usta. — Nigdy, przenigdy nie używałem sztucznego penisa.

Harry napił się, a gdy spojrzał w niebieskie oczy, uśmiechnął się.

— Musisz tego spróbować — szepnął, przygryzając delikatnie płatek jego ucha. — Nigdy, przenigdy nie pierdnąłem w otoczeniu swojej połówki — parsknął, a Louis odchylił głowę do tyłu i otworzył szeroko usta.

— Ja to zrobiłem przy Zaynie, polej mi, kotku — wymamrotał, patrząc wyczekująco na starszego, który jedynie odłożył butelkę na szafkę nocną i złączył ich usta razem.

Louis westchnął niespodziewanie, ale odwzajemnił gest, unosząc dłonie, aby zatopić je w burzy loków. Podniósł się lekko, a wtedy Styles podwinął jego koszulkę, dotykając delikatnej skóry na torsie.

— Jesteś taki piękny — westchnął Styles, odrzucając chwilę później jego koszulkę na podłogę i zaczął odpinać guziki od swojej koszuli.

— Tak uważasz? — uśmiechnął się, czując gorąc. Może to przez alkohol, może przez widok, jaki aktualnie miał.

— Taka jest prawda — mruknął, składając pocałunki na jego ciele, gdy powoli zsuwał jego spodnie w dół.

Tomlinson pozwalał na wszystko, dał się rozebrać i nawet sam pomógł w tym Haroldowi, co chwilę całowali się mocno i niechlujnie, przesuwając dłońmi po swoich ciałach, a w pokoju jakby wzrosła temperatura.

— Hazz — westchnął ciężko, odchylając głowę do tyłu, tym samym bardziej wciskając ją w poduszkę, podczas gdy starszy zostawiał malinki na jego biodrze czy torsie.

— Tak, kochanie? — uśmiechnął się, przesuwając dłońmi po jego udach.

— My... przepraszam, ale nie mogę się z tobą przespać — wymamrotał, a wtedy usta Harry'ego przestały go całować.

— Jestem za bardzo nachalny, prawda? — mruknął, ciągnąc się za włosy. — Przepraszam, Louis, naprawdę nie chciałem, abyś poczuł presję i szanuję twój wybór.

— Nie wiń się, po prostu... ostatnio dużo się dzieje i... chcę uprawiać z tobą seks, oczywiście, ale... nie dzisiaj — wyjaśnił, a gdy Styles chciał wstać, zaraz objął go nogami w pasie. — Nie odchodź, proszę.

— Mam spory problem i chciałbym się go pozbyć w łazience — mruknął, kładąc dłoń na jego kostce, a następnie złożył pocałunek na łydce. — Pójdę spać do salonu, jeśli nie czujesz się ze mną komfortowo.

— Zostań — mruknął cicho. Nie wstydził się tego, że obaj byli nadzy i widzieli wszystkie swoje niedoskonałości, czuł się przy nim swobodnie, naprawdę tak było, po prostu chciał jeszcze poczekać. — Masz lubrykant?

— Po co ci? — zmarszczył brwi, nie przestając całować jego łydki, którą dodatkowo lekko ściskał dłonią.

— Musimy jakoś skończyć, racja? — uśmiechnął się, a wtedy zielone oczy zabłyszczały.

Styles wstał z łóżku i sięgnął po lubrykant, a Louis wylał go sobie trochę na palce, następnie rozsuwając maksymalnie swoje nogi, na co starszy zachłysnął się powietrzem, bo siedząc naprzeciw niego, miał widok na... wszystko.

— Pozbądź się swojego dużego problemu, kochanie — polecił Louis, po czym zaczął wykonywać koliste ruchy środkowym palcem na obręczy swoich mięśni, nim wsunął go powoli do środka, a Harry uchylił usta, niepewnie zsuwając dłoń na swojego penisa.

— Czuję się jak nastolatek, który ma zaraz dojść — oznajmił ze śmiechem loczek, obserwując jego ruchy nadgarstka. — Boże, Louis...

— Podoba ci się? — sapnął, wsuwając głębiej palca, a gdy Harry ułożył wolną dłoń na jego udzie, dodał palec wskazujący, zaraz oba uginając i krzyżując. — O-oh, Hazz — jęknął, przymykając oczy. — Mocniej — poprosił, a wtedy poczuł wbijające się w jego skórę palce i zapewne powstaną tam siniaki.

— Cholera, wyglądasz kurewsko... pięknie — wymamrotał, przesuwając kciukiem po główce swojego penisa, czując preejakulat.

— Więc... masz tutaj jakiegoś... sztucznego penisa, którym się, a-ah, masturbowałeś? — parsknął Lou, szybciej wykonując swoje ruchy.

— Tutaj nie... niestety, choć chętnie bym ci go dał — uśmiechnął się szeroko, przysuwając bliżej niego.

— Myślisz, że trzy to za dużo? — spytał, przygryzając dolną wargą.

— To zdecydowanie za mało — jęknął, pochylając się nad Tomlinsonem, aby móc całować go po brzuszku, jednak wcale nie przestawał sobie obciągać, tak samo jak ten nie przestawał pieprzyć się palcami, dokładając trzeciego.

Obaj czuli się niesamowicie, mimo iż po prostu się masturbowali, ale to, że robili to przy sobie, na dodatek całując się, doprowadzał ich do szaleństwa.
Jako pierwszy spełnienie osiągnął Lou, mając palce głęboko w sobie, przy czym ubrudził tors H, jednak ten nie przejął się tym, a jedynie szybciej poruszał nadgarstkiem, by dojść na pościel między nogami młodszego.

— Kurwa — wymamrotał ciężko Styles, opadając plecami na materac tuż obok niego. — Jesteś zbyt idealny... za bardzo na mnie działasz.

— Podobało ci się? — uśmiechnął się, zaraz odwracając się na bok, aby na niego patrzeć. Ich klatki piersiowe unosiły się i opadały w szybkim tempie.

— Kurewsko — przymknął oczy, a wtedy objął Louisa i przyciągnął go do siebie, aby leżał na nim. — Chyba muszę częściej wyjeżdżać, aby dostawać takie cudowne niespodzianki.

— Nie wyjeżdżaj, nie chcę być sam — mruknął, chwilę później zasysając się na jego skórze na obojczyku, dodatkowo podgryzając ją lekko.

— Dobrze, Lou... będę przy tobie — obiecał, a młodszy mu uwierzył, bo to był Hazz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top