> CZĘŚĆ 5 <

Jak jest jakiś błąd, to dlatego, że się spieszyłam, bo bałam się, iż jeden z croissantów nie wytrzyma ;)

Wow, teraz zobaczyłam, że to najdłuższa część, więc rozkoszujcie się :D

– Marinette! Marinette, zaczekaj!

Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, czując, jak serce łomocze jej w piersi. Wiedziała, że to się stanie. Wiedziała, że Adrien przejrzy jej plan na wylot i nie pozwoli uciec, dopóki z nią nie porozmawia. Powinna była się tego domyśleć, ale tak naprawdę liczyła na to, iż uda się jej chociaż odwlec ten moment w czasie. Przeklęty Agreste! Dlaczego musiał być taki szybki?

Nastolatka odwróciła się do cicho sapiącego blondyna, który najwyraźniej musiał za nią biec, by ją dogonić. Widzieć go, jak powoli dochodził do siebie, było dla niej dość niezręcznie, a ona poczuła się głupio. Przecież on chciał tylko porozmawiać! Właśnie... Adrien chciał z nią porozmawiać... tuż po tym, jak poprzedniego dnia wyznała mu wreszcie swoje uczucia.

– Tak, Adrien? – zapytała cicho dziewczyna, zachowując się na tyle spokojnie, na ile może czuć się osoba, którą dogonił ktoś, kogo się chciało uniknąć. – Chciałeś coś?

– Tak – odparł szybko chłopak, wreszcie spoglądając na stojącą przed nim dziewczynę. Po jej postawie mógł stwierdzić, że była bardzo spięta. Jej sylwetka prawie w ogóle się nie poruszała, co sprawiało wrażenie, jakby nawet nie oddychała. Dopiero po dłuższej obserwacji zauważył, że jej klatka piersiowa się nieznaczne unosiła raz na jakiś czas. – Chciałem... chciałem coś ci powiedzieć.

O ile było to możliwe, na te proste słowa Marinette spięła się jeszcze bardziej. Mimo tego, że o ich wspólnej rozmowie rozmyślała do późnych godzin nocnych, nadal nie wiedziała, jak ma się do końca czuć z tym, że po tylu miesiącach zdobyła się na to, by wyznać prawdę o swoich uczuciach Adrienowi. Na początku sądziła, iż postąpiła słusznie, wyrzucając z siebie to, co zalegało w jej sercu przez tak długi czas, lecz potem doszła do wniosku, że najprawdopodobniej jedynie zrobiła z siebie idiotkę. Może i chciała dobrze; w końcu nie zdobyłaby się na wypowiedzenie takich słów w innych okolicznościach... ale czy jej wyznanie było tym, czego potrzebował?

Śmiała w to szczerze wątpić. Miała go pocieszyć, a nie wprowadzać jeszcze większy zamęt do jego i tak skomplikowanego już życia. Zresztą sama widziała jego minę po swoim wyznaniu... wyraźnie go zszokowała. Nie powinna była mu tego mówić... ale trudno. Nic nie mogła już z tym nic zrobić. Mleko zostało rozlane... a jej pozostało czekać na to, co z tego wyniknie.

Usłyszenie swojego imienia w ustach stojącego przed nią blondyna wyrwało ją z zamyślenia.

– Em, tak? – spytała nieco nieprzytomnie, starając się powrócić do rzeczywistości.

– Wiem, że może powinienem ci to powiedzieć w nieco innych okolicznościach – zaczął Adrien. – Nie na zwykłej przerwie obiadowej... na szczycie schodów przed drzwiami szkoły, ale nie zamierzam czekać. Może gdybym nie miał dziś zajęć pozalekcyjnych... ale mam, więc nie ma co tego roztrząsać. – Zrobił krótką pauzę, jakby próbując znaleźć właściwe słowa. – Marinette, przede wszystkim chciałbym ci podziękować. Za naszą wczorajszą rozmowę... za to, ze dała mi nie tylko pocieszenie, którego potrzebowałem w tamtej chwili bardziej niż czegokolwiek innego na całym świecie... ale również bardzo dużo do myślenia.

– Nie ma o czym mówić, Adrien – powiedziała łagodnie Marinette, z powodzeniem maskując swoje zawstydzenie i zażenowanie sytuacją mającą miejsce kilka minut wcześniej. – Potrzebowałeś przyjaciela, a że ja byłam blisko, chciałam zrobić wszystko, by ci jakoś pomóc. W końcu tak to działa, prawda? Przyjaźń...

Dziewczyna wypuściła z westchnieniem powietrze z płuc, odwracając ze smutkiem głowę. Mimo swojego postanowienia, że przyjmie odrzucenie Adriena z godnością, teraz nie była już taka pewna, czy uda jej się zachować spokój, gdy to nastąpi... ale nawet jeśli da się ponieść emocjom, miała nadzieję, że będzie potrafiła powstrzymać łzy... które na pewno poleją się strumieniami po jej policzkach.

– Poza tym – ciągnął blondyn, na tyle pogrążony we własnych myślach, że nie zauważył przygnębienia, które nagle ogarnęło dziewczynę. – Miałaś rację, jeśli chodziło o mojego ojca... kiedy wczoraj wróciłem do domu, sam przyszedł do mojego pokoju i mimo tego, że spodziewałem się reprymendy za samodzielne przebywanie poza posiadłością – zwłaszcza bez telefonu i wcześniejszego poinformowania go o tym, gdzie poszedłem – on nie wspomniał o tym ani słowem. Zamiast tego zaczął ze mną rozmawiać... jakoś tak inaczej. Może nie była to normalna i luźna konwersacja, jaką przeprowadza większość nastolatków ze swoimi rodzicami, ale biorąc pod uwagę zwyczajowe zachowanie ojca... nie mogłem sobie wyobrazić czegoś lepszego – westchnął tęsknie, przypominając sobie każde słowo, które zostało wtedy między nimi wypowiedziane. – A to wszystko dzięki tobie, Marinette.

– Dzięki mnie? Wątpię...

– Jestem w stu procentach szczery. Dzięki tobie miałem odwagę, by przyznać mojemu ojcu, jak bardzo jest mi ciężko z tym wszystkim, czego ode mnie wymaga, jak się czuję, czego potrzebuję, by... by być szczęśliwym.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów Adrien skoncentrował się na stojącej przed nim dziewczynie. Gdy zauważył, że jej wzrok błądził gdzieś w przestrzeni, uśmiech na jego twarzy zniknął i zmienił się w zdziwienie oraz niepewność.

– Marinette? Czy wszystko w porządku? – odważył się spytać.

– Adrien, błagam – wyszeptała nastolatka, czując, jak niechciane łzy pojawiły się w jej oczach, a głos zaczął się łamać, choć starała się ze wszystkich sił utrzymać uczucia na wodzy. – Proszę cię, zrób to szybko. Nie wytrzymam chyba... nie dam rady... tego dłużej znieść.

– Ale czego? – Blondyn podszedł bliżej zapłakanej nastolatki, nie bardzo rozumiejąc, co się działo. – Zrobiłem coś nie tak? Przepraszam, nie chciałem...

– Nie, nie zrobiłeś nic złego. – Marinette zdołała uśmiechnąć się promiennie w jego stronę pomimo strumieni łez znaczących jej twarz. – Ale wiem, co zamierzasz zrobić, Adrien, dlatego proszę cię, byś zrobił to teraz. Zanim... zanim...

– Ale o czym ty mówisz?

– No przecież wiem, że ty... ty nic do mnie nie czujesz. Nie musisz udawać. Mówiłam ci już, że od samego początku to wiedziałam, ale okazało się, że nie tak łatwo przekonać serce, by wybrało ścieżkę zdrowego rozsądku... ale nie przejmuj się mną, trochę popłaczę i mi przejdzie...

– Nie pozwoliłaś mi dokończyć... proszę cię, nie płacz. Możesz to dla mnie zrobić?

– Chyba t-tak....

Chłopak odczekał parę chwil, żeby dziewczyna zdołała się trochę uspokoić.

– Marinette... to, co wczoraj od ciebie usłyszałem... nie da się opisać słowami tego, co wtedy czułem. Byłem zszokowany... to fakt, ale przede wszystkim niesamowicie wzruszony i przejęty. Gdyby nie Nathalie i mój ochroniarz... zapewne nie musiałbym cię tam zostawiać samej, bez żadnej odpowiedzi. Ale z drugiej strony może dobrze, że tak się stało, bo mógłbym wtedy wypowiedzieć słowa, których potem bym bardzo żałował. Na początku jedynie nie chciałem ciebie zranić... ale potem zacząłem sobie wszystko analizować i zastanawiać się, co tak właściwie do ciebie czuję.... i nawet masz pojęcia, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zdałem sobie sprawę, gdy zrozumiałem, że... że wcale nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Nigdy nie byłaś... bo tak naprawdę już od naszego pierwszego spotkania wiedziałem, że... że jest w tobie to coś, co nie pozwala mi trzymać się od ciebie z daleka. Coś, co sprawia, że chcę mieć cię blisko siebie i przebywać w twoim towarzystwie...

Marinette stała w całkowitym osłupieniu. Czy to się działo naprawdę? To nie był żart? Nikt nie chciał jej w coś wrobić? Bo to przecież... chyba nie mogło się dziać w jej rzeczywistości, prawda? To byłoby zbyt piękne, zbyt nierealne...

Nie, to było prawdziwe. Wcale nie śniła, a wypowiedziane przed chwilą słowa były niezmyślone. Adrien... czy on właśnie próbował jej powiedzieć...

– Mam rozumieć, iż... iż istnieje choć cień szansy na to, że... że ty też coś do mnie czujesz? – zapytała nieśmiało, bojąc się, że ten zaraz ją wyśmieje i przyzna, iż powiedział to wszystko w ramach jakiegoś głupiego zakładu albo zwykłego żartu... nawet jeśli wiedziała, że Adrien nie należał do tego typu ludzi, to czuła wielką niepewność.

– Tak, Marinette – potwierdził z pewnością w głosie blondyn, ujmując delikatnie obiema dłońmi ręce dziewczyny. – To właśnie próbuję ci powiedzieć. Co prawda nie bardzo wiem, jak mam to zrobić i... nigdy tak naprawdę nie znajdowałem się w podobnej sytuacji i sama rozumiesz, że trochę się denerwuję...

Nastolatka roześmiała się głośno na jego nagłą paplaninę, ponieważ zbyt bardzo przypominała mu ona jej własne zachowanie. Wyglądało to naprawdę komicznie. Cieszyła się, że po raz pierwszy to nie ona była tą, która zaczynała bredzić od rzeczy ze zdenerwowania.

Jednak po chwili jej śmiech zamarł, a ją ogarnęły nowe wątpliwości. Spuściła wzrok na swoje buty, choć nie puściła dłoni chłopaka. To niesamowite uczucie, o którym marzyła od tylu miesięcy... chciała móc się tym nacieszyć dłuższą chwilą, zanim smutna rzeczywistość znowu ją przygniecie.

– A co z tą drugą dziewczyną? – zapytała, przygryzając sobie wargę.

– Jaką dziewczyną? – Adrien był niemal pewny, że nigdy nie wspominał nikomu o swoich uczuciach względem Biedronki... prawda? Nie, nie mógł być na tyle głupi.

Raczej.

– Nie pamiętasz? Mówiłeś o niej tego dnia, gdy... gdy razem z Alyą, Nino i Manon towarzyszyłam ci do muzeum figur woskowych. Odwiozłeś wszystkich, a gdy zostaliśmy sami, wyjaśniliśmy sobie tę niezręczną sytuację... i potem ty powiedziałeś, że...

– Że dziewczyna, którą kocham, też nie lubi moich żartów – dokończył za nią chłopak, przypominając sobie o wszystkim. Nie tylko o zdarzeniu z samochodu, kiedy po jego wyznaniu Marinette niespodziewanie zmarkotniała, ale również to, co się wydarzyło wcześniej. – Zatem słowa, które wypowiedziałaś wtedy do mnie jako do figury woskowej też były prawdziwe?

Dziewczyna poczuła, jak wściekła czerwień wstępuje jej na policzki, gdy tylko przypomniała sobie swój dotychczas najbardziej żenujący i absurdalny popis, jaki dała w życiu. Miała wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię.

– Możemy to wspólnie przemilczeć? – spytała z nadzieją.

Adrien parsknął na jej reakcję, lecz uznał, iż była ona... przeurocza. Cała Marinette ociekała urokliwością i tym czymś, co sprawiało, że z każdą chwilą utwierdzał się w swoich uczuciach do niej coraz bardziej.

Coraz bardziej się w niej zakochiwał, czując, że to dawało mu więcej szczęścia niż kiedykolwiek cokolwiek innego.

– Teraz mogę ci odpuścić, ale kiedyś do tego wrócimy. – Puścił jej oczko i zaobserwował z fascynacją, jak ta burczy coś pod nosem z irytacji.

– Wciąż nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie – przypomniała mu w końcu, licząc na szybką zmianę tematu. – To o tę dziewczynę...

Wcześniejsze zażenowanie ponownie zastąpił smutek, lecz wtedy Adrien również już spoważniał i westchnął, mocniej ściskając dłonie Marinette, jakby upewniając się, że wciąż tam była.

– Owszem, jest pewna dziewczyna. Nie powiem ci, kim ona jest, bo to... dość skomplikowane. Ale ona... choć od dłuższego czasu starałem się udowadniać względem niej swoją miłość, zawsze zarzekała się, że nie może jej przyjąć, bo... bo był już ktoś inny, komu powierzyła swoje serce. – Mówiąc to, Adrien spodziewał się, że będzie odczuwał znaczny ból serca, jednak ze zdziwieniem odkrył, iż... wcale tak nie było. Owszem, było mu smutno na myśl o porzuceniu swojej pierwszej miłości, ale czuł, że tak należało zrobić. Pozwolić jej odejść, by oboje mogli cieszyć się własnym szczęściem z tymi, których kochali. – Ale ty, Marinette... kiedy na ciebie teraz patrzę, zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma w niej nic, czego byś nie posiadała ty. A jednocześnie... masz nawet więcej.

Dziewczyna popatrzyła na niego z wciąż widoczną niepewnością, ale i ciekawością.

– Mimo że z jakiegoś powodu jesteś nieśmiała... zwłaszcza w moim towarzystwie, choć już teraz potrafię powiedzieć dlaczego... tak naprawdę drzemią w tobie prawdziwe pokłady pewności siebie, które ujawniają się w tobie wtedy, kiedy sytuacja tego wymaga. Jesteś odważna, Marinette, odważniejsza niż większości ludzi się wydaje. Zawsze wszystkim pomagasz... pomogłaś mi w mojej największej chwili słabości, w momencie, w którym myślałem, że nic nie będzie w stanie wyciągnąć mnie z tej przepaści... ty to zrobiłaś. Swoją obecnością, swoimi gestami, a także słowami. Przede wszystkim słowami...

Adrien nie potrafił znieść lęku na twarzy nastolatki, dlatego jedną ręką chwycił jej podbródek i go uniósł, by móc do woli wpatrywać się w jej piękne, fiołkowe oczy, teraz całkowicie skupione na jego osobie.

– To ty jesteś niezwykła, Marinette... o wiele bardziej niż ja. A wiesz dlaczego? Ponieważ to TY nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ponieważ nawet teraz jesteś gotowa na to, by mnie uszczęśliwić, usuwając się w cień i chowając własne uczucia do kieszeni, jeśli wiedziałabyś, że to byłoby coś, co mnie uszczęśliwi. Ale tak się składa, że tym razem się pomyliłaś, moja droga. Niestety, muszę cię srodze rozczarować, Marinette – wyznał tonem, który ciężko było zinterpretować. – Ale tak się składa, że ja również coś do ciebie czuję. I nie jest to tylko przyjaźń. Tak jak już wspominałem... nigdy tak naprawdę nie była. Po prostu przez uczucia do kogoś innego nie pozwalałem sobie rozkwitnąć tym, które żywiłem do ciebie. Przyznaję, byłem tak ślepy i głuchy na wszelkie sygnały, które mi przekazywałaś, że teraz chce mi się z tego śmiać. Ale w tej chwili, w tym właśnie miejscu, mogę powiedzieć ci z pełną świadomością tego, co mówię, że... ja też ciebie kocham, Marinette. I mimo tego, że wiem, iż nadal coś czuję do tej drugiej dziewczyny i trochę może mi zająć, nim całkowicie pozwolę jej odejść z mojego serca, ja... ja chciałbym spróbować z tobą.

Stojąca przed nim nastolatka nie potrafiła już opanować swojego wzruszenia. To naprawdę się działo.

Adrien Agreste właśnie jej wyznał, że ją kocha.

To było dla niej tak wiele, że oczy ponownie jej się zeszkliły, lecz tym razem łzami przepełnionymi wszechogarniającą ulgą, radością i... szczęściem. Tak ogromnym, jakiego jeszcze nie czuła.

– Może to nie jest to, na co w pełni zasługujesz, ale na Boga, zrobię wszystko, by pozwolić sobie na własne szczęście. U twego boku. Oczywiście... oczywiście jeśli ty też nadal tego chcesz...

Dotychczas Adrien mówił z niezbitą pewnością w głosie, lecz teraz wyraźnie się zawahał. Wyglądał tak, jakby sam miał ochotę odwrócić od niej spojrzenie, lecz udało mu się powstrzymać tę pokusę. Wpatrywał się w Marinette z oczekiwaniem i... lękiem.

A ona w odpowiedzi nie potrafiła się nie zaśmiać z odczuwanych wewnątrz emocji. Dotknęła delikatnie jego twarzy, badając ją, jakby chciała zapamiętać każdy jej najmniejszy szczegół.

– Tak, Adrienie Agreste, tak! Nie mógłbyś dać mi więcej szczęścia niż w tej chwili. I ja... ja też chcę spróbować.

Chłopak nie czekał dłużej. Gdy tylko słowa dziewczyny wybrzmiały w jego głowie, przestał się krępować i chwytając jej drobną sylwetkę, przytulił się do niej, a następnie uniósł ją w powietrze i zaczął kręcić nią tak, że krzyknęła z oburzeniem, by natychmiast ją puścił. Uczynił to – choć nie od razu – a potem Marinette zrobiła coś, czego się kompletnie nie spodziewał, choć miał na to ochotę od dłuższego czasu.

Chwyciła go za szyję i stając na palcach, zainicjowała ich pierwszy w życiu pocałunek.

(Jeśli teraz ktoś zamierza mi tu pisać, że TO PRZECIEŻ nie jest ich pierwszy pocałunek, niech się wstrzyma, bo ja o tym wiem, wy o tym wiecie, ale on, jak i ona o tym nie wiedzą, więc tak niech pozostanie, okej? ;))

Adrien niemal od razu odpowiedział na dotyk jej warg, czując, że ten jeden gest przypieczętował jego los, od tej pory wypełniony czymś nowym... no może niezupełnie nieznanym, lecz w całkowicie innej odsłonie.

Może nieśmiałej, niewprawnej, ale tak pięknej, że nigdy nie chciał musieć ponownie bez niej żyć.

Bez odwzajemnionej miłości.

Adrien początkowo nie był do tego przekonany... że będzie mu tak łatwo zrezygnować z Biedronki. Wiedział, że ona zawsze tam będzie... w skrawku jego serca, ale widocznie nie było im pisane być razem. I teraz zrozumiał... że to było w porządku, ponieważ obecnie jego serce okupowała jedynie dziewczyna, która właśnie znajdowała się w jego ramionach...

Nie przypuszczał, że to było to, czego chciał. Przynajmniej aż do tego momentu. 

Jednak teraz, gdy gładził palcem delikatną skórę na policzku Marinette, wiedział, że to było wszystko, czego potrzebował.


Bum bum bum!

Parapapa!

KÓNIEC

Tak, moi drodzy, to już koniec mojego drugiego krótkiego opowiadania z miraculum! Pisanie go tak jak w pierwszym przypadku zajęło mi około dwóch, a może nawet trzech miesięcy, lecz oczywiście licząc dłuuugie przerwy. 

Naprawdę świetnie się dzisiaj bawiłam, wstawiając po kolei wszystkie części. Chętnie bym coś takiego robiła częściej, jednak jak już wspomniałam, takie historie pisze się (w moim przypadku) dość długo, więc na następną możemy liczyć... czy ja wiem, pewnie we wrześniu czy październiku... chociaż nie wiem, zobaczę, może tym razem uda mi się szybciej :D

Dziękuję wam z całego serca za waszą obecność i polecam się na przyszłość. Jeśli po raz pierwszy masz ze mną do czynienia, serdecznie zapraszam na mój profil, gdzie znajdują się moje inne prace, także z uniwersum miraculum ;)

No i to by chyba było na tyle. Mimo tego, że mam wrażenie, iż końcówkę nieco zwaliłam, bo robiłam ją na szybko, jestem z siebie zadowolona. Ci, którzy czytali również If our love is wrong mogli zauważyć, że akcja tego opowiadania ma podobny schemat, oświadczam, iż było to zamierzone :D

Żegnam was w tym miejscu, lecz liczę, że wkrótce znowu się spotkamy (powiedzmy) <3

Wasza Croissanette <3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top