> CZĘŚĆ 2 <
Chłopak podskoczył, kiedy usłyszał niedaleko siebie nieśmiały głos. Gwałtownie odwrócił się i zdziwił, gdy ujrzał swoją przyjaciółkę Marinette stojącą tuż obok pobliskiego drzewa i spoglądającą na niego ze zmartwieniem i... speszeniem?
Co ona tutaj w ogóle robiła?
– Przepraszam! Nie chciałam cię przestraszyć – powiedziała szybko dziewczyna, chaotycznie machając rękami. – Po prostu zobaczyłam cię i... zaczęłam zastanawiać się, co tutaj robisz. To znaczy... zazwyczaj ojciec nie pozwala ci wychodzić samemu, więc pytam...
– Bo nie pozwala – westchnął ponuro blondyn, opuszczając głowę i kierując wzrok na bruk.
Kątem oka wychwycił jakiś ruch, a po chwili poczuł, że Marinette delikatnie usiadła na skraju ławki, jakby bojąc się do niego zbliżyć.
– Możesz usiąść bliżej, jeśli chcesz.
Dziewczyna drgnęła, a po chwili zarumieniła się i zrobiła to, co powiedział. Dalej wyglądała na spiętą i kurczowo zaciskała dłonie w pięści, ściskając materiał ślicznej zwiewnej sukienki w kwiaty. Chłopak mrugnął, a potem obrócił się, by przyjrzeć się całej sylwetce siedzącej obok nastolatki.
– Ładna sukienka. Ślicznie w niej wyglądasz.
Na te słowa policzki dziewczyny przybrały jeszcze ciemniejszą barwę, a ona sama odwróciła się, najwyraźniej po to, by to ukryć.
– Hej, nie wstydź się. Poza tym wyglądasz naprawdę uroczo – dodał Adrien, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Co tutaj robisz?
Marinette początkowo nie odpowiadała, wciąż próbując się doprowadzić do porządku. Dopiero kiedy trochę ochłonęła, spojrzała na niego swoimi fiołkowymi oczami.
– Miałam ochotę na spacer, więc postanowiłam się przejść. Kiedy szłam niedaleko, zauważyłam ciebie, więc pomyślałam, że podejdę i się przywitam. Poza tym... wydajesz się być smutny i przygnębiony. Może chciałbyś o tym pogadać?
Adrien odwrócił wzrok, rozdarty wewnętrznie. Z jednej strony rozdrapywanie wszystkich jego ran było ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął, lecz z drugiej... może dobrze byłoby, gdyby wyrzucił to z siebie. Tylko czy Marinette była odpowiednią osobą do zwierzeń?
Nie żeby miał coś przeciwko niej. Na tyle, na ile ją znał, wiedział, że potrafiła być świetnym słuchaczem, tylko... tylko czy naprawdę byłby gotów na to, by się przed nią w pełni otworzyć? Nie chciał obarczać jej swoimi życiowymi problemami rozpuszczonego modela. Nie miał wątpliwości, że by go wysłuchała do końca, lecz czy potrafiłaby mu pomóc? Mimo wszystko nie wiedziała, jak to jest... nie znał nikogo, kto mógłby go w tej sytuacji zrozumieć.
Ale może jednak... może Marinette byłaby wyjątkiem? Przecież widział niejednokrotnie, jak pomagała rozwiązywać problemy innych. Miał przecież przed sobą najbardziej kreatywną osobę, jaką znał... no może poza Biedronką, ale o niej nie chciał teraz myśleć. A może chciał?... Sam już nie wiedział, czego chciał. Czuł się zagubiony i jedyne, o czym marzył to to, by móc się położyć i spać, spać, spać... lecz to i tak nic nie da. Potem się obudzi i nic się nie zmieni. Znowu będzie sam w tym wielkim świecie. Bez mamy. Bez ojca. Bez kogoś, kto by go kochał tak, jak on jego...
Adrien poczuł, jak po jego policzkach spłynęły łzy bezsilności. Nie chciał ich. Ukazywały tylko to, jaki był słaby... kruchy... i całkowicie złamany w środku. Nikt nie powinien go widzieć w takim stanie. A już na pewno nie jedna z niewielu osób, które naprawdę coś dla niego znaczyły. Nie chciał, by się przestraszyła i zerwała ich przyjaźń, gdy się dowie... chociaż może i tak by się to stało prędzej czy później. W końcu wszyscy zawsze od niego odchodzili...
Potok myśli Adriena przerwała Marinette, wciąż siedząca z boku i czekająca na jakąś reakcję z jego strony. Kiedy zauważyła łzy na policzkach chłopaka, nie bardzo wiedziała, jak się zachować, lecz po chwili po prostu zapytała:
– Adrien? Wszystko okej? Czy ty... płaczesz?
Gdy tylko te słowa opuściły jej usta, zrozumiała, jaką głupotę palnęła. Przecież było widać jak na dłoni, że coś było zdecydowanie nie tak. Powinna lepiej dobierać słowa...
– Ja... taaak, jest okej – odparł cicho chłopak, starając się ukradkiem otrzeć niechciane łzy.
– Nie gadaj głupstw – ciągnęła uparcie dziewczyna w nagłym napadzie śmiałości. – Przecież widać, że coś cię trapi.
Przez chwilę patrzyła, jak nastolatek wyraźnie walczy sam ze sobą. Jej serce krwawiło na widok jej ukochanego pogrążonego w tak niemal namacalnej rozpaczy. Jeszcze nigdy nie widziała tylu emocji malujących się na jego twarzy i przeraziło ją to. Po raz pierwszy w życiu miała wyraźny dowód na to, jak bardzo cierpiał i jak wiele emocji musiał skrywać każdego dnia pod maską idealnego syna Gabriela Agreste'a. Pragnęła mu pomóc, jakoś go pocieszyć za wszelką cenę. Nie znosiła widzieć swoich bliskich w takim stanie, a Adrien... cóż, zdecydowanie zaliczał się do tego grona.
Nagle Marinette zauważyła zmianę w jego posturze. Jego ramiona opadły, a on zapadł się w sobie, zupełnie tak, jak gdyby chciał stać się niewidzialny. Spuścił wzrok na swoje palce, jakby stały się wielce interesujące, a po chwili zaczął kręcić głową, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc, poddając się.
– Kogo ja próbuję oszukać – rzekł ze zrezygnowaną miną. – Nie, nic nie jest w porządku... To wszystko po prostu mnie przerasta. Tak bardzo chciałbym... chciałbym...
– Spokojnie, Adrien, nie musisz się spieszyć. Rozluźnij się – mówiła Marinette uspokajającym tonem. – No już, jestem przy tobie – dodała po chwili, niespodziewanie decydując się na położenie jednej ze swoich dłoni na jego splecionych ze zdenerwowania rękach.
Oboje byli zaskoczeni tym gestem. Marinette zarumieniła się, lecz nie cofnęła ręki. Zamiast tego jeszcze mocniej go ścisnęła, okazując swoje wsparcie. A Adrien... Adrien poczuł, jak natychmiastowo uchodzi z niego całe napięcie. Nie wiedział, jak to się stało ani dlaczego, lecz... nagle poczuł się spokojniej. Pewniej. Lepiej.
– Dziękuję, Marinette – powiedział na wydechu, zerkając na jej twarz. – Jesteś naprawdę wspaniałą przyjaciółką.
Dziewczyna poczuła delikatne ukłucie w sercu na te słowa, lecz zdusiła swoje emocje, bo wiedziała, że teraz nie czas na to. W chwili obecnej liczył się tylko chłopak siedzący obok niej, wyraźnie szukający wsparcia i liczący na pomoc przyjaciela. Jeśli taka miała być jej rola, dla niego chętnie ją przyjmie. Dlatego właśnie uśmiechnęła się do niego ciepło i odpowiedziała łagodnie:
– Nie ma sprawy, Adrien. Jestem tu teraz... dla ciebie. Jeśli chcesz o tym pogadać, możesz na mnie liczyć. A jeśli nie... to cóż, wiedz, że zawsze chętnie cię wysłucham.
– Nie chciałbym zawracać ci głowy.
– Dla mnie to żaden problem. Poza tym widzę, że potrzebujesz teraz komuś się wygadać.
– Ale... obiecujesz, że nikomu nie powiesz? – zapytał z wahaniem chłopak, a jawny strach w jego głosie sprawił, że Marinette miała ochotę go przytulić.
Kiedy wreszcie zebrała się w sobie, odrzekła stanowczo, a jednocześnie zachęcająco:
– Nic a nic.
– No dobrze – poddał się Adrien, nabierając gwałtownie powietrze w płuca. – Wiesz, co dzisiaj jest za dzień?
Marinette początkowo nie była pewna, czy chodziło o jego mamę, lecz widząc ból i smutek w jego oczach, zrozumiała, że miała rację.
– Tak. To dzień, w którym... – zawahała się Marinette, nie będąc dokładnie przekonana, jak to powiedzieć.
– Zaginęła moja mama – dokończył za nią. – Tak. Minął już rok, ale ja nadal mam wrażenie, jakby to się wydarzyło wczoraj. Ja... tak bardzo za nią tęsknię, Marinette. Chciałbym chociaż wiedzieć, co się z nią stało... czy żyje, czy jest bezpieczna, czy... czy o mnie w ogóle pamięta...
– Adrien, jestem pewna, że gdyby mogła, to by się z tobą skontaktowała. Może... może miała powód, by zniknąć.
– Może – westchnął, wzruszając ramionami. – Ale to i tak boli. A ojciec... ojciec mi niczego nie ułatwia. Jest taki zdystansowany i wiecznie zajęty, że... że mam wrażenie, jakbym go już wcale nie obchodził.
– Nie mów tak – próbowała go pocieszyć dziewczyna. – Może nie znam twojego ojca za dobrze, miałam z nim styczność niewiele razy, ale... może on po prostu taki jest. W sensie... to jest jego sposób na to, by radzić sobie z bólem. Może nawet nie wie, że robi ci krzywdę, ale jedno wiem na pewno: on ciebie kocha, Adrien. Jest twoim ojcem.
Chłopak zmieszał się. Z jednej strony chciał wierzyć słowom Marinette, ale z drugiej ciężko było mu to zrobić, mając w pamięci obraz swojego zimnego rodzica.
Nie wiedząc czemu, poczuł nagłą złość.
– Dla ciebie to takie oczywiste... ty masz rodziców, Marinette, i oboje cię kochają. Pokazują to na każdym kroku. A ja – powiedział z goryczą w głosie. – Ja widuję ojca tylko wtedy, gdy zrobiłem coś źle albo... albo...
Dalsze słowa nie przeszły już chłopakowi przez gardło. Jego serce pękało na myśl o tym, jak bardzo brakowało mu prawdziwej rodzicielskiej troski, czułości... owszem, bywały okazje, kiedy ojciec go przytulał, ale zdarzało się to tak rzadko i najczęściej jedynie wtedy, gdy groziło mu niebezpieczeństwo. Nigdy dlatego, że ON tego potrzebował, że chciał z kimś pogadać, się komuś wyżalić. Zawsze wtedy, gdy to sam Gabriel Agreste wykazał się tą niespodziewaną inicjatywą.
Nawet nie zauważył, że jego twarz znowu była mokra od łez. Dopiero kiedy poczuł zimne, drżące dłonie Marinette na policzkach, zdał sobie sprawę z tego, że płakał.
Dziewczyna ledwo panowała nad chęcią rozpłakania się razem z nim. Wiedziała, że Adrien cierpiał w swoim życiu, ale dopiero teraz, gdy on sam obnażał przed nią swoje lęki i słabości, zrozumiała, iż tak naprawdę on był z tym wszystkim sam. Zawsze starał się wszędzie dopasować – w szkole, na sesjach, nawet we własnym domu – tylko dlatego, bo w rzeczywistości czuł, że nie miał wyboru. Tego od niego oczekiwał ojciec, który ledwo się widywał z własnym synem i nawet nie pytał go o samopoczucie. Wśród znajomych zachowywał się tak, jakby wszystko było u niego w porządku, nawet jeśli to nieprawda, bo nie uważał swoich problemów za ważne, spychał je w głąb siebie. Rzadko kiedy okazywał swoje prawdziwe oblicze, choć może... może w rzeczywistości zdarzało się to częściej, w wielkim, pustym pokoju, w zamknięciu, wśród czterech ścian, gdy nikt nie patrzył...
A Marinette czuła się paskudnie, wiedząc, że choćby chciała, nie była w stanie ukoić jego bólu, zatrzeć bolesnych wspomnień wypełnionych samotnością i niezrozumieniem, na które nikt nie zasługiwał. I patrząc na jego wykrzywioną smutkiem twarz nie marzyła o niczym więcej niż możliwości wytarcia jego łez, odegnania od niego wszystkich lęków, zapewnienia go o tym, że mogło być lepiej i że wcale nie musiał cierpieć w odosobnieniu...
Dlatego zanim zorientowała się, co właściwie zamierzała zrobić, przysunęła się do chłopaka i zamknęła go w szczelnym uścisku swoich ramion.
Tam tam tam!
Witam każdego, kto tu w ogóle jest, mam nadzieję, że się podoba jak na razie :D
Kolejna część opowiadania, Marinette rozmawia z Adrienem... co z tego wyniknie? Na jakie tory zejdzie ich rozmowa?
Przekonacie się wkrótce, jeszcze dziś :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top