31. - Epilog
„ i'ts time to start a new better life"
Lively uniosła swoje ciężkie powieki. Czuła niesamowity ból, który bez mała rozrywał jej głowę. Nie zdążyła rozejrzeć się po pomieszczeniu, syknęła głośno z bólu, który przeszył jej nogę, kiedy tylko próbowała się poruszyć. Spojrzała w dół na biały opatrunek wokół uda, który przesiąknął już krwią, tworząc czerwoną plamę. Uniosła się na łokciach ile tylko zdołała i oparła głowę o skórzaną tapicerkę kanapy, na której w tym momencie się znajdowała. Wciąż przebywała w obskurnej piwnicy w Blacktown, co upewniło ją, że ostatnie wydarzenia nie były snem. W pomieszczeniu oprócz niej znajdowało się parę innych osób, jednak to nie na nich starała się zatrzymać wzrok. Wodziła spojrzeniem po całym pomieszczeniu, mając nadzieję. że ujrzy kogokolwiek z przyjaciół. Przymknęła na kilka chwil oczy, a pod jej powiekami pojawiły się żywe obrazy wydarzeń, rozegranych w tym miejscu zaledwie kilka godzin wcześniej. Nie odczuwała upływu czasu, nie miała rownież pojęcia, jak długo była nieprzytomna, ale wiedziała czego dokonała. Jej ciało potrząsnął nieprzyjemny chłód, bo zdała sobie sprawę, że to ona zabiła swojego ojca. W sekundzie jej wzrok przeniósł się w kierunku drzwi, które prowadziły do wyjścia z tego pomieszczenia. Ciało jej ojca nie leżało już bezwładnie na podłodze, została jedynie duża plama czerwonej krwi, którą ktoś próbował zetrzeć, jednak mało skutecznie. Mimo, że nienawidziła go całym sercem, nigdy nie chciała być osobą, która pozbawi go życia. Przygryzła mocno wargę, aby odpędzić niechciane łzy, które cisnęły się jej pod powieki. Zacisnęła usta i z towarzyszącym jej bólem podniosła się do pozycji siedzącej. Nie widziała nigdzie Luke'a, ani Nick'a. Powoli docierały do niej dźwięki z otoczenia i świadomości, że nie tylko jej ojciec mógł zginąć. Strachem napędzała ją również myśl, że nigdzie nie może dostrzec Nick'a, który poważnie ucierpiał. Nie wyobrażała sobie, że mogła go stracić mimo, że przyczynił się w dużym stopniu, do zła, które wydarzyło się w jej życiu. Mimo wszystko był jego częścią i nie potrafiła go z niego tak po prostu wykreślić.
W chwili gdy Calum przysiadł obok niej, przeniosła na niego swoje nieobecne spojrzenie. Dopiero po kilku sekundach rozpoznała jego sylwetkę, kiedy objął swoją dłonią jej dłoń i poczuła tak dobrze znane jej ciepło. Chciała uścisnąć chłopaka, jednak prąd, który przeszył jej nogę zablokował jej wszystkie ruchy. Brunet widząc jej zamiary sam przysunął się do niej i lekko objął ją ramionami. Lively schowała twarz w jego koszulce, zaciągając się charakterystycznym zapachem papierosów, które chłopak palił.
- Jak się czujesz? - Calum zapytał, gdy tylko odsunął brunetkę na niewielką odległość, tak aby móc spojrzeć w jej oczy. Tylko z nich potrafił wyczytać, kiedy dziewczyna kłamała.
- Wspaniale - Lively skrzywiła się w uśmiechu.
- Wcale nie wyczułem sarkazmu - brunet uśmiechnął się ciepło.
- Co tu się dzieje?
- Po tym jak zabiłaś ojca, większość z jego ludzi uciekła. Stratami się ogarnąć to co tu się dzieje - chłopak odpowiedział omijając ją swoim spojrzeniem. - Przejmujemy cały jego interes.
- To znaczy, że to już koniec? - Lively zapytała, czując nieznane jej dotąd uczucie, które niemalże rozrywało jej klatkę piersiową. Nie potrafiła przyjąć do siebie wiadomości, że po tylu latach jest wolna. Mimo że, wciąż myśl o tym że to ona jest mordercą, przerażała ją, gdzieś pomiędzy tym wszystkim pojawiła się nadzieja. Długo nie mogła otrząsnąć się i wyrwać z myśli, wpatrywała się jedynie w puste oczy Calum'a. Widziała, że jest coś jeszcze, o czym chłopak jej nie mówi. Rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu, nie chcąc ponownie na nią spojrzeć. Odetchnął lekko gdy w piwnicy pojawili się Ashton i Michael, którzy szepnęli coś do Shanley i zajęli się wydawaniem poleceń innym. Lively słyszała zaledwie strzępki rozmów, wyłapując tylko pojedyczne, mało istotne informacje.
- Zabiorę Cię stąd - Calum wstał z miejsca, chcąc zabrać ją na ręce.
- Poradzę sobie - Lively zbyła jego wyciągnięte dłonie i sama próbowała wstać z kanapy. Jednak z chwilą gdy tylko podniosła się, stając na niezabandażowanej nodze, zachwiała się łapiąc szybko za ramię bruneta.
- Pozwól sobie pomóc - Calum pokręcił z politowaniem głową i wsunął ręce pod jej kolana, unosząc ją do góry. Lively szybko oplotła jego szyję dłońmi, mocno się jej trzymając. Noga bolała ją tak, że jęknęła głośno, gdy wspięli się po pierwszych stopniach.
- Trzymaj się mała, teraz już wszystko będzie dobrze - Calum szepnął do niej, gdy wydostali się na górę. - Mam nadzieję - dodał po chwili tak cicho, że Lively ledwo dosłyszała jego głos. Zmarszczyła brwi, jednak nie chciała o to pytać. Widziała, że tego dnia Calum był inny niż zawsze. Coś zmieniło jego oczy, które nie były tak pełne życia jak zawsze. Ból za bardzo ją paraliżował, by mogła złożyć myśli w całość i zapytać go o to wszystko. W pomieszczeniach na górze kręciło się jeszcze więcej osób niż w piwnicy, co lekko ją przerażało. Nie wiedziała co dokładnie kryję się pod słowami chłopaka "przejmujemy jego interes". Gdy Calum ułożył ją na siedzeniu pasażera swojego auta, złapała go za dłoń, przypominając sobie o najważniejszej osobie.
- Gdzie Luke? - zapytała a w jej tęczówkach można było wyczytać strach. Dobrze pamiętała w jakim stanie był chłopak gdy ostatni raz go widziała, teraz jeszcze bardziej się o niego martwiła.
- Wszystko z nim w porządku, nie martw się - brunet uśmiechnął się lekko chcąc ją uspokoić, jednak Lively wcale to nie pomogło. Świadomość tego, że nie wie co się z nim dzieje i w jakim na prawdę jest stanie przytłaczała ją i przyprawiała o mdłości, które już i tak wywoływał paraliżujący ból. Modliła się by tylko znaleźć się w bezpiecznym domu chłopaków i by zażyć coś przeciwbólowego. Gdy tylko Calum ruszył z podjazdu i jechał już Blue Hill Cress odchyliła głowę do tyłu, starając się ignorować swoje dolegliwości. Przez kilka minut w samochodzie panowała kompletna cisza, którą zakłócało jedynie cicho puszczone radio. Jednak Lively obserwując kątem oka przyjaciela, widziała jak chłopak bije się z myślami.
- Calum co się dzieje? - zapytała dotykając lekko jego dłoni, którą trzymał na drążku.
- Wszystko jest w porządku - zbył jej pytanie, lekko kiwając głową na boki.
- Calum, przecież widzę.
- Po prostu nie wiem jak Ci to powiedzieć - Calum szepnął przecierając dłonią twarz, wciąż skupiając się na drodze.
- Po prostu powiedz - Lively odetchnęła głośno.
- Teraz gdy twój ojciec nie żyje i Jack również, to ty jesteś właścicielem wszystkiego co miał - westchnął skręcając w kolejną mniejszą uliczkę.
- Jak to?
- Chłopaki już zajęli się sprawą jego śmierci. Znamy kilku ważnych ludzi w tym mieście, więc nie powinno być problemu aby sfałszować dokumenty, na temat prawdziwej przyczyny zgonu. Po pogrzebie to ty jesteś jedyną osobą, która ma prawo do tego domu i wszystkiego co miał - Lively otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to co chłopak mówi. Nie chciała niczego, miała dość takiego życia, a przede wszystkim tego domu. - Przede wszystkim, to ty masz prawo zarządzać jego ludźmi.
- Ja mam być głową jego pieprzonego gangu? - brunetka pisnęła głośno, nie wierząc w to co przed chwilą usłyszała.
- Tak Liv, wiem że to trudne...
- Nie Calum to nie jest trudne! To jest idiotyczne, nie chce mieć z tym nic wspólnego, nie chce tak żyć! - Lively krzyknęła głośno, zaciskając drobne dłonie w pięści. Nie potrafiła wyobrazić sobie dalszego życia, polegającego na ciągłym uciekaniu i strachu. W jednej chwili przypominały jej się słowa Shanley. Jeśli to prawda, że teraz będzie musiała nauczyć się żyć w ten sposób? Nie chciała tego.
***
W ciągu tygodnia życie Lively zmieniło się diametralnie. Nie była już pod ciągłą opieką chłopaków, których i tak widywała rzadko. Zajęli się wszystkimi sprawami dotyczącymi porachunków ojca i jego ludźmi. Nie potrafiła, a przede wszystkim nie chciała być "jego nową głową", jak określił to Calum w ich ostatniej poważnej rozmowie, którą przeprowadzili już ponad tydzień wcześniej. Wszystko przekazała właśnie im, jednak nie mogła odciąć się od wszystkich spraw, chociaż bardzo tego pragnęła. Wszystkie posiadłości i dom w Blacktown prawnie należały do niej, dlatego ustalili, że o ważniejszych sprawach będzie informowana. Pogrzeb ojca odbył się tego popołudnia, jednak nie uczestniczyła w nim. Mimo namową Calum'a, nie potrafiła stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi i udawać jak bardzo ojciec był jej bliski. Świadomość, że to ona go zabiła i tego co przez całe życie jej robił sprawiała, że wciąż nie umiała się z tym pogodzić. Wciąż nienawidziła go i nie potrafiła w duchu nie cieszyć się z tego, że w końcu jest wolna.
Postrzelona noga bolała ją z każdym dniem coraz mniej. Chociaż wciąż utykała, mogła już sama poruszać się po domu i nie prosić Calum'a o pomoc w najdrobniejszych rzeczach. Teraz pakując ostatnie karton, odetchnęła głośno, rozglądając się po pustych szafkach. Decyzję o wyprowadzce podjęła zaledwie dzień wcześniej, jednak nie zamierzała jej odwoływać. Wszystkie rzeczy, które chłopcy przenieśli z jej mieszkania do tego pokoju, zmieściły się w kilku kartonach, które stały ułożone równo pod drzwiami. Czekały na Calum'a, który miał pomóc jej zapakować je do auta, i zawieźć je do nowego mieszkania, które znalazła zadziwiająco szybko. Tylko w ten sposób mogła na dobre, oderwać się od tego co działo się wokół niej. Kiedy Calum pojawił się w jej drzwiach i zabrał kilka pudeł, sama podniosła się z łóżka na którym siedziała i zabrała dwa ostatnie. Wychodząc z pokoju spojrzała na zamknięte drzwi po drugiej stronie korytarza. Spoglądała w nie każdego ranka z nadzieją, że któregoś z nich się otworzą i ujrzy w nich utęsknioną sylwetkę Luke'a. Nie widziała blondyna od wydarzeń rozegranych w Blacktown. Martwiła się, nie wiedząc co tak naprawdę z chłopakiem się dzieje, dostawała jedynie zapewnienia od Calum'a, że wszystko z nim w porządku. Wiele razy próbowała dowiedzieć się dlaczego go tu nie ma, jednak brunet wciąż tłumaczył, że musiał wyjechać i ukryć się na jakiś czas. Nie wiedziała dlaczego, jej ojciec nie żył i nie stanowił dla nich zagrożenia, jednak domysły to jedyne co miała.
Przymknęła powieki, czując palące łzy tęsknoty i żalu, które spłynęła po jej policzkach. Luke był jedyna osobą, dla której chciała zostać w tym domu i czekać na jego powrót, poza Calum'em, który stał się dla niej jedyną podporą. Nie wiedziała jednak jak długo musiałaby czekać na powrót chłopaka i czy potrafiłaby jeszcze spojrzeć w jego oczy. Zacisnęła mocniej dłonie na trzymanym kartonie i lekko utykając, ruszyła korytarzem w stronę wyjścia. Popołudniowe słońce od razu ogrzało jej twarz, kiedy znalazła się na zewnątrz. Podała Calum'owi pudła, które chłopak zapakował do bagażnika i zajęła miejsce pasażera w jego samochodzie. Chłopak dołączył do niej po kilku sekundach i spojrzał na nią swoim ciepłym karmelowym spojrzeniem.
- Jesteś pewna Lively, że chcesz wyjechać? - brunet zapytał, nie próbując nawet ukryć troski w głosie.
- Tak Calum, jedźmy już - Lively zapięła pasy bezpieczeństwa i odwróciła głowę w stronę okna, kiedy chłopak kiwnął lekko głową i odpalił silnik.
Opuszczając podjazd w Clovelly brunetka czuła w sobie pustkę, której nie potrafiła się pozbyć. Chciała zacząć wszystko od nowa, jednak gdzieś głęboko w sobie miała nadzieję, że rozpocznie nową przygodę z Luke'iem, którego teraz brakowało jej najbardziej. Musiała jednak nauczyć się żyć z tęsknotą, nie czekając na jego telefon czy pojawienie się w jej drzwiach. Musiała zacząć wszystko od czystej kartki, zapisując na niej swoje nowe, lepsze życie.
##################
Nie mogę uwierzyć, że to już koniec tej części.
Ten czas od listopada upłynął tak szybko.
Ale w tym momencie chcę wam podziękować za poświęcony czas na czytanie, za wszystkie komentarze i wasze wsparcie kiedy przez chwilę miałam ochotę zostawić to wszystko....
To dzięki wam dałam radę i jeszcze mocniej się w to zaangażowała.
Mam nadzieję, że zostaniecie jeszcze ze mną i wpadniecie na drugą częśc pod tytułem "Revenge", którą znajdziecie na moim profilu już z prologiem.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam xx
Edit2017.
Ps. Nie potrafie uwierzyć co sie tu stało! Kiedy kończyła pisać tą książkę było tu 37 tyś wyświetleń i 2 tysiące gwiazdek, a teraz, nie potrafię uwierzyć ze jest tu az wyświetleń, po prostu nie potrafię.
Dziękuje!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top