28.
„ i'm not gonna let anything happen to you"
Lively z drżącymi dłońmi trzymała wyciągniętą broń przed siebie, i z lekko przymkniętymi powiekami celowała w ich napastnika. Jej serce uderzało mocno o ściany klatki piersiowej a jej oddech stał się płytki i urywany.Trzymany palec na spuście drżał mocno, tak jak całe dłonie. Chociaż brunetka nie wiedziała jak się obsługiwać trzymaną w dłoni bronią, adrenalina w jej żyłach sama kierowała jej ruchami. Shanley nie wyglądała nawet w małym stopniu na zdenerwowaną, wyciągnęła pistolet na wysokość głowy ich włamywacza i w chwili gdy ten dostał się do mieszkania, przyłożyła broń do jego skroni i zatrzymała ją zaciskając na niej obie dłonie.
- Żadnego ruchu! - blondynka warknęła niskim głosem, w którym nie było ani krzty strachu czy zdenerwowania. Lively otworzyła szeroko oczy i opuściła dłoń, gdy jej czekoladowe tęczówki zatrzymały się na brunecie stojącym w ich drzwiach, z bronią przyłożoną do głowy. Chłopak opuścił pistolet, który zwisał na jego palcu i uniósł ręce na wysokości głowy, w geście poddania.
- Calum? - pisnęła Shanley wysokim głosem, rozpoznając przyjaciela. Uderzyła bruneta mocno w ramię i schowała broń zawieszając ją na tylnej kieszeni swoich spodni. - Idioto, mogłam odstrzelić Ci tą roześmianą buźkę!
- Myślałem, że coś się wam stało - Calum odpowiedział z grymasem wymalowanym na twarzy i rozmasował miejsce, w które uderzyła go blondynka.
- Wisisz mi kasę za ten wazon! - Shanley krzyknęła wymijając chłopaka i kierując się ponownie do kuchni. - Zawsze pakujesz się do czyjegoś mieszkania z bronią?
- A Ty zawsze witasz swoich gości, przykładając im ją do głowy? - odgryzł się Calum uśmiechając się pod nosem. Blondynka wystawiła mu jedynie język i ściągnęła z kuchenki wciąż gotujący się sos.
Lively przez długą chwilę stała na środku pomieszczenia, przyglądając się całej sytuacji z niemałym szokiem. Gdyby ona była na miejscu Shanley, Calum już dawno mógłby leżeć na podłodze, z niemałą raną od postrzału. Podziwiała blondynkę za jej opanowanie i umiejętność posługiwania się bronią, gdy ona sama spanikowała. Wiedziała jednak, że dziewczyna musiała się tego nauczyć żyjąc w tym świecie. Przez głowę Lively przebiegła myśl, czy ona będzie kiedykolwiek w przyszłości potrafiła być tak opanowana i wszystko przyjmować z zimną krwią. O ile jakakolwiek przyszłość ją jeszcze czekała. Z jej chwilowego zamyślenia wyrwał ją Calum, który podszedł do brunetki i mocno objął ją, zamykając w szczelnym uścisku. Poczuła miłe ciepło rozpływające się po jej ciele, wiedziała że tęskniła, chociaż nie widziała go zaledwie jeden dzień. Jednak odwzajemniając uścisk chłopaka, spojrzała w kierunku drzwi, a w jej serce uderzyła mała iskra zawiedzenia. Mimo wszystko chciała ujrzeć w nich Luke'a, za którym tęskniła najbardziej. Wiedziała, że chociażby blondyn pojawiając się tu, nie obdarzyłby jej nawet najmniejszym spojrzeniem czy nawet gestem. Nie wiedziała czy tęsknota była już gorsza, czy jego obojętność i chłód.
- Chyba nie jest Ci to potrzebne - Calum zabrał z jej dłoni pistolet, odsuwając się od niej i odłożył go na komodę, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stał kryształowy wazon, którego szkło wciąż rozsypane było po podłodze. Shanley widząc jak brunet stara się ominąć ostre kawałki, wyciągnęła z szafki szufelkę.
- Nie myśl, że minie Cię sprzątnięcie tego! - uśmiechnęła się zwycięsko, wyciągając w stronę chłopaka miotłę. Calum jedynie jęknął, ale posłusznie zabrał z jej dłoni narzędzie i zabrał się za robienie porządku.
Lively usiadła przy wyspie kuchennej, przyglądając się jego ruchom, pod nosem śmiejąc się z przekleństw wypowiadanych przez chłopaka. Calum zdecydowanie nie był stworzony do sprzątania, gdyż robił to na prawdę długo i niechętnie, lecz bardziej to wszystko spowodowane było jego lenistwem. Gdy tylko uporał się z bałaganem, zajął miejsce tuż obok brunetki i wspólnie przyglądali się ruchom Shanley.
- Widzę, że dobrze trafiłem - chłopak oblizał wargi, gdy tylko blondynka polewała trzy talerze wcześniej nałożonego makaronu, czerwonym sosem.
- Ty zawsze wiesz kiedy przyjść i narobić mi szkód - Shanley zacisnęła usta, by tylko się nie roześmiać i postawiła przed nimi pełne talerze. Sama zajęła wolne miejsce i wzięła pierwszy kawałek makaronu do ust.
Lively wciąż nie czuła apetytu, przyglądała się jedynie ładnie pachnącemu daniu, które mimo wszystko nie zachęcało jej. Poczuła lekkie szturchnięcie w ramię, odwróciła głowę w stronę Calum'a, który patrzył na nią wyczekująco i czekał aż zacznie jeść, zachęcając ją do tego gestem ręki. Brunetka z grymasem zjadła kilka widelców posiłku, widząc zawiedzione spojrzenie Shanley. Nie chciała urazić blondynki, gdyż jej posiłek na prawdę był smaczny. Zjadła tyle na ile pozwalał jej skurczony żołądek, jednak dla Calum'a wciąż było to za mało. Chłopak zdecydował się ją nakarmić, co spotkało się tylko z jej głośnym śmiechem i kolejnym odmową. W końcu brunet zrezygnowany sam dokończył jej porcję, oblizując się na koniec i gratulując Shanley pysznego posiłku. W mieszkaniu po raz kolejny rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Blondynka odruchowo sięgnęła do tylnej kieszeni, gdzie wciąż miała schowany pistolet i zabrała go do dłoni, chowając go pod stołem. Ciche kroki z korytarza dobiegły do ich uszu, a po chwili do kuchni zaglądnęła blond czupryna. Lively zacisnęła mocniej dłonie w pięści, położone równo na stole, a jej serce zabiło kilka razy za szybko. Shanley szybko odłożyła broń na stół i podbiegła do blondyna, rzucając się mu niemalże na szyje.
- Lukey! - zacisnęła dłonie mocno na jego szyi, a Luke objął ją lekko w pasie, przyciągając do swojego ciała i starając się wciąż utrzymać równowagę. - Tak dawno Cię nie widziałam.
Lively starała się nie przyglądać tej dwójce, jednak było to naprawdę ciężkie. Oddychała płytko, widząc przyciśnięte ciało blondynki do chłopaka. Nie odbierała tego w zły sposób, jednak podświadomie to ona chciała być na miejscu Shanley i móc poczuć mocne perfumy Luke'a. Przyglądała się im dyskretnie, unikając jedynie niebieskich tęczówek chłopaka, w które bała się spojrzeć. Bała się, że nie zobaczy w nich nie tych uczuć, które chciałaby ujrzeć, bała się, że będzie to ta sama obojętność co zawsze. Luke odsuwając się od blondynki, wszedł głębiej do pomieszczenia i oparł się niedbale o szafki, stojące na wprost stołu. Shanley od razu zasypała go nowymi pytaniami, a Lively starała się spoglądać wszędzie, tylko nie na niego. Napotykając po drodze zatroskane spojrzenie Calum'a, pociągnęła go dyskretnie za dłoń i razem wyszli na niewielki balkon. Zanim brunet zdążył zorientować się, wyciągnęła z jego tylnej kieszeni paczkę papierosów i szybko odpaliła jednego, wręczając mu resztę. Calum przyglądając się jej jedynie pokiwał ze zrezygnowaniem głową i schował paczkę na jej poprzednie miejsce. Lively odwróciła się do niego plecami, opierając się łokciami o barierki i zaciągając się dymem. Nie wiedziała dlaczego to robi, zawsze była przeciwniczką palenia, ale było w tym coś tak uspakajającego, czego nie potrafiła zrozumieć.
- Dlaczego to wszystko musi być takie trudne. - Lively jęknęła głośno, spuszczając głowę ze zrezygnowaniem. - Za niedługo ojciec mnie znajdzie, jest coraz bliżej... Jeszcze Luke, on chyba mnie nienawidzi Calum. Po tym co ostatnio mu powiedziałam... - brunetka zaciągnęła się kolejny raz, nie skończyła jednak zdania, gdy poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach, które odwróciły ją w swoją stronę. Po chwili miękkie wargi znalazły się na jej, muskając je delikatnie, a Lively z zaskoczenia wypuściła trzymany w ustach dym, wprost do ust chłopaka. Ten jedynie zaśmiał się cicho odsuwając się od niej i wydmuchując dym ze swoich ust. Lively podniosła zaskoczone spojrzenie, spotykając intensywne niebieskie tęczówki, mocno wpatrujące się w nią. Luke po raz kolejny złączył ich usta, delikatnie przygryzając jej dolną wargę. Lively mimo, że w środku cała cieszyła się z tego drobnego gestu, odsunęła Luke'a od siebie, przerywając tym samym ich pocałunek.
- Luke przestań - wyszeptała, opierając wyciągnięte dłonie na klatce piersiowej blondyna, upuszczając trzymanego wcześniej papierosa. Luke nakrył jej dłonie swoimi, przyciągając ją bliżej siebie i podnosząc delikatnie jej podbródek, tak by móc spojrzeć jej w oczy.
- Nie nienawidzę cię Lively - uśmiechnął się lekko. Ten drobny gest spowodował, że na sercu brunetki rozlało się przyjemne ciepło. Widok uśmiechu na ustach Luke'a nie był codziennym widokiem, jednak był dla Lively tak piękny, że mogłaby oglądać go codziennie.
- Więc dlaczego przez te pięć dni nie zrobiłeś nic, bym tak nie myślała?
- Ja... - Luke przerwał wyraźnie bijąc się z myślami. Lively widziała jak nerwowo przegryzał zębami czarny kolczyk w wardze, słowa, które chciał wypowiedzieć nie przychodziły mu łatwo. - Przepraszam - niemalże wyszeptał, wpatrując się w czekoladowe oczy brunetki. Luke nie należał do osób, które potrafiły wyrażać swoją skruchę. Był twardy a każde okazanie pokory uważał za strach i słabość. Tego wymagał od niego gang, będąc jego głową musiał nauczyć się żyć bez uczuć i bez bliskich ludzi. Jedynymi, których wpuścił do swojego życia byli chłopaki, a kolejną stawała się Lively. Chociaż bardzo się bronił, nie potrafił być na nią obojętny.
-Luke, ja nie chce twoich przeprosin - Lively odpowiedziała równie cicho co on. - Potrzebuje zrozumienia, prawdy.
- Dostaniesz ją - blondyn przeniósł dłoń na policzek dziewczyny, gładząc delikatnie kciukiem jej skórę, oblizując przy tym nerwowo usta. - Po prostu musisz mi dać czas Liv.
- Po prostu tylko mnie nie okłamuj.
- Nie będę, obiecuję.
- Nie obiecuj, Luke. Po prostu to zrób - blondyn przymknął powieki, lekko wzdychając, próbując nie rzucać swoich słów na wiatr. Lively wspięła się na palce, tym razem to ona złączyła ich usta w nieco dłuższym pocałunku. Potrzebowała tego niemalże bardziej niż powietrza, zdawała sobie sprawę, że na prawdę cholernie tęskniła. Nie chciała usłyszeć pustych obietnic, które mogłyby okazać się niemożliwe do spełnienia. Potrzebowała tylko nadzieji, jedynie ona trzymała ją jeszcze w całości.
- Musisz się ukryć - Lively powiedziała do Luke'a gdy ten tylko przymknął powieki i oparł swoje czoło o jej.
- Dlaczego?
- Ojciec nie szuka tylko mnie, ale również Ciebie. Wini nas za śmierć Jack'a.
- Nie bój się, nie pozwolę by coś się stało - złożył subtelny pocałunek na jej czole i objął dłońmi jej talie, chowając głowę w jej włosach.
***
- Shanley! - krzyk Calum'a rozniósł się po całym apartamencie. Po chwili było już słychać odgłosy szpilek a w salonie pojawiła się blondynka. Miała na sobie czarną dopasowaną sukienkę, która sięgała jej do połowy uda, a krótkie włosy opadały jej lekko na ramiona, dotykając ich końcami. Dziewczyna prezentowała się na prawdę świetnie, Lively nie mogła nadziwić się temu jak szczupła była blondynka. Sama miała na sobie pożyczoną od Shanley bordową krótką spódniczkę, do której założyła czarną dłuższą koszulkę, którą przewiązała w pasie.
- Nareszcie! - Calum otworzył przed nimi drzwi, a po chwili znajdowali się już w czarnym Mustangu Luke'a. Lively zajęła swoje miejsce wraz z Shanley z tyłu, a Calum, tuż obok blondyna.
Droga do klubu, do którego tego wieczoru się wybrali nie zajęła im wiele czasu. Ich celem nie była chwila relaksu, a interesy, które mieli tu właśnie załatwić. Po niecałych dziesięciu minutach Luke zaparkował swój samochód, obok lekko zniszczonego już budynku, którego szyld nie świecił w całości. Nazwa "Shadow", swoim blaskiem oświetlała niemalże całą ulicę, mimo paru wypalonych żarówek, wraz z małym wejściem do klubu. Lively przez całą drogę nie potrafiła pozbyć się nieprzyjemnego uścisku w żołądku. Czuła, że coś tego wieczoru wydarzy się, jednak starała się odpędzić to wrażenie od siebie. Kierując się za Calum'em w stronę wejścia, poczuła na swojej dłoni przyjemny uścisk, a obok niej pojawił się Luke, lekko uśmiechając się. Ochroniarz przepuścił ich bez większego problemu, a po chwili znaleźli się w środku na prawdę ekskluzywnego baru. Z zewnątrz budynek był na prawdę obskurny i tego samego Lively spodziewała się w środku, jednak ku jej zaskoczeniu wnętrze utrzymane zostało w czerwono czarnych kolorach, z eleganckimi srebrnymi zdobieniami. Bar zastawiony był przeróżnymi kolorowymi kieliszkami, a przy nim stały wysokie krzesła. Luke od razu pociągnął brunetkę w jego kierunku, zajmując swoje miejsce i zamawiając im po szklance kolorowego drinka. Upiła kilka łyków płynu, który mimo wszystko był na prawdę dobry i przeniosła swoje spojrzenie na wpatrującego się w nią Luke'a. Chłopak tylko uśmiechnął się, przejeżdżając językiem po dolnej wardze, dłonią znacząc kółka na jej odkrytym udzie. Lively cieszyła się chwilą, którą mogła spędzać z blondynem, nie wiedziała jak wiele jeszcze czasu będzie mogła cieszyć się jego obecnością. Świadomość, że Luke jest tak blisko lekko podnosiła ją na duchu a to, że bez skrępowania mogła przyglądać się jego idealnej linii żuchwy, cudownym dołeczkom gdy tylko się uśmiecham czy przede wszystkim niebieskim tęczówką, było wszystkim czego pragnęła.
Ich chwile intymności przerwała dwójka młodych chłopaków, którzy przywitali Luke'a i szeptając coś między sobą skierowali się do jednej z mniejszych lóż.
- Wrócę za chwilę - Luke nachylił się nad Lively i muskając delikatnie jej skroń, próbował przekrzyczeć głośną muzykę. - Nie ruszaj się stąd, okej? - brunetka skinęła jedynie głową i odprowadziła chłopaka wzrokiem.
Gdy tylko zniknął upiła kolejny łyk alkoholu i rozejrzała się po sali, próbując wypatrzyć w tłumie Calum'a i Shanley, którzy zniknęli zaraz po wejściu do klubu. Wśród tańczących na parkiecie ludzi nie dostrzegła jednak znajomych sylwetek. Odwróciła się z powrotem w stronę barmana, który przygotowywał inny równie kolorowe napoje co jej. Spoglądając w kierunku wejścia do klubu, dostrzegła znajomą sylwetkę. Przyjrzała się uważniej profilowi wysokiego bruneta, myśląc, że pomyliła się, jednak gdy tylko chłopak spojrzał w kierunku baru, była pewna, że jest to Nick. Nie zważając na wcześniejszą prośbę Luke'a wstała ze swojego miejsca, kierując się pod drzwi, gdzie chwile wcześniej widziała chłopaka. Nie znalazła go tam, jednak zdecydowała się szukać dalej, zastanawiając się gdzie mógł pójść. Boczne wyjście z klubu, które zdążyła dostrzec było otwarte, więc bez zastanowienia pokierowała się w jego stronę. Chłodne powietrze owiało jej nagie ramiona, gdy tylko znalazła się na zewnątrz. Noc była wyjątkowo zimna, co rzadko zdarzała się w Sydney. Potarła dłońmi chłodne miejsca i rozejrzała się po kompletnie pustej okolicy. Skarciła się w duchu za zbyt dużą wyobraźnie, która tylko przedstawiła jej obraz chłopaka w głowię, w zbyt realistyczny sposób. Gdy miała już wracać do środka, tuż za rogiem dostrzegła bruneta opartego o ciemną ścianę budynku. Rozważając chwilę, czy na pewno dobrze robi, podeszła do niego lekko potrząsając jego ramię.
- Nick? - zapytała drżącym z zimna głosem.
Gdy tylko brunet podniósł swoje spojrzenie na jej czekoladowe oczy, Lively dostrzegła w nim ból i strach. Nie rozumiała w żaden sposób jego dziwnego zachowania, złapała mocniej jego ramie i potrząsnęła nim jeszcze raz. Nie spodziewała się tego co miało się stać za chwilę. Ciemny rozpędzony samochód zatrzymał się przy nich, niemalże wywracając brunetkę. Lively przymrużyła oczy, oślepiona światłami samochodu i cofnęła się kilka kroków. Dwóch wysokich mężczyzn wysiadło z pojazdu i podchodząc do ich dwójki, przyparli zaskoczoną Lively do muru, krępując jej ręce i nogi. Przerażonym spojrzeniem, próbowała szukać pomocy u Nick'a, który wciąż stał w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o krok. Spojrzał na nią jedynie przez ułamek sekundy, wypowiadając bezgłośne "przepraszam" i zniknął ponownie wewnątrz budynku. Brunetka próbowała wyrwać się mężczyzną, którzy jednak byli zbyt silni.
- Pomocy! - krzyknęła ostatkiem sił, gdy niemalże została wrzucona na tylne siedzenia samochodu i uciszona kawałkiem materiału, przyłożonym do jej ust. Zamykając po woli coraz cięższe powieki czuła, że jest to koniec, jej koniec. Nikt nie usłyszał jej wołania, a ona po raz kolejny została porwana. Spełniał się jej najgorsze koszmar, znów miała zobaczyć się z ojcem.
☆☆☆☆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top