27.
„ i always winter to do this"
Wymknięcie się z domu, nie było dla Lively tak proste jak przypuszczała. Pusty wieczorami salon, tego dnia zajmował Ashton, oglądając głośno telewizję. Jeszcze raz przeszła się po kuchni, starając się wymyślić, jak mogłaby wydostać się z domu, nie zdradzając swojej nieobecności. Shanley już dawno zniknęła w jednym z pomieszczeń i nie stanowiła dla niej przeszkody, był nią jedynie Ashton. Wróciła do swojego pokoju i zmieniła buty na wygodne trampki, a na ramiona nałożyła ciemną bluzę z kapturem. Sprawdziła swoje okna, jednak wciąż nikt nie umieścił w nich ponownie klamek, przeklinała cicho w głowie ich strach, że ucieknie, czego już dawno zaprzestała. Ponownie wyszła na korytarz, rozglądając się po nim, postanowiła sprawdzić inne pokoje. Ominęła jedynie pierwsze drzwi, w których godzinę wcześniej zniknęła blondynka i jak najciszej potrafiła, dostała się do kolejnych, naciskając ich klamkę. Każde sprawdzone pomieszczenie okazało się być zamknięte, pozostawał jedynie pokój Luke'a, do którego nie miała ochoty wchodzić. Jednak był jedynym i ostatnim wyjściem, chcąc nie chcąc musiała spróbować mimo, że wiedziała, że nie będzie blondyna w środku, miała obawy przed wejściem do pomieszczenia. Była w nim tylko raz i to właśnie w tedy Luke kazał jej trzymać się od niego z daleka. Nigdy tego nie chciała, jednak myśl o nim bolała ją teraz jeszcze bardziej. Nie widziała go od czterech dni, co zdecydowanie było zbyt długim czasem. Przez te wszystkie wydarzenia, zrozumiała, że czuła coś do niego, coś więcej niż nienawiść czy sympatie. Było to uczcie, o którym bała się mówić głośno.
Odetchnęła głęboko, zaciskając dłoń na klamce, która po chwili ustąpiła pod jej naciskiem. Rozejrzała się po korytarzu, który nadal był pusty i wślizgnęła się do pomieszczenia. Zamykają drzwi poczuła ten sam charakterystyczny zapach, którego nie czuła już dawno. Zapach perfum Luke'a, pomieszany z dymem papierosowym, który chociaż nie chciała, podobał się jej. Szybko starała się zignorować go i skupić się tylko i wyłącznie na próbie wydostania się z domu. Zegarek na półce przy łóżku Luke'a, wskazywał już dwudziestą trzecią, została jej zaledwie godzina aby zdążyła dostać się do Bondii. Podeszła do jedynego okna w pokoju i odetchnęła z ulgą gdy zauważyła w nim klamkę. Otworzyła je na całą szerokość i wychyliła się, chcąc sprawdzić wysokość, z której będzie musiała skoczyć. Ciemność panująca dookoła przerażała ją, nie mogła dostrzec nic nawet trawnika. Zagryzła wargę, rozważając czy nie wrócić i spróbować wymknąć się obok Ashton'a, jednak plan ten nie był najlepszym rozwiązaniem. Przerzuciła nogi przez okno i usiadła na parapecie, próbując ponownie oszacować wysokość. Złapała się mocno rynny, znajdującej się tuż obok okna i powoli opuściła się po niej. Ku jej zaskoczeniu wysokość dzieląca ją od trawnika, była zaledwie metrowa, co ułatwiało jej powrót do domu, bo miała nadzieję, że wróci.
Lively odetchnęła głęboko gdy tylko znalazła się za bramką i naciągnęła na głowę ciemny kaptur bluzy. Szybkim marszem starała się jak najszybciej pokonać cztery kilometry, które dzieliły Clovelly od plaży w Bondii. Unikała małych ciemnych uliczek, co napewno wydłużało jej drogę, jednak bała się ich, odtwarzając w głowie wszystkie wydarzenia związane z jej porwaniem. Po prawię pięćdziesięciu minutach stopy brunetki dotknęły suchego piasku, usiadła zmęczona, na samym środku plaży, tak by łatwo można było ją znaleźć. Nie wiedziała czy robi dobrze, jednak była to jej ostatnia szansa uratowania jej życia, jak i życia chłopaków. Wyciągnęła z kieszeni telefon, który zawibrował na znak otrzymanej wiadomości, jednak widząc, że jej nadawcą jest Calum, zignorowała ją, nie mogąc się teraz rozpraszać rozmową z brunetem. Wiedziała, że gdyby tylko wiedział co teraz robi, napewno przyjechał by po nią, a następnie nie szczędziłby ostrych słów, mówiąc o jej głupocie. Taki był Calum i za to naprawdę go lubiła.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał równą północ. Nerwowo zacisnęła dłoń na telefonie i rozejrzała się po plaży, która była kompletnie pusta. Gdzieś w głowię zastanawiała się czy aby napewno to wszystko nie było pułapką, a za kilka chwil ktoś zwiąże ją i kolejny raz porwie. Myśli te opuściły jej głowę, z chwilą kiedy wysoki brunet zajął miejsce obok niej. Przyjrzała się mu uważniej, dostrzegając wszystkie drobne zmiany, jakie zaszły w nim wciągu tego roku. Jego ramiona pokrywało jeszcze więcej tatuaży, które przykuły uwagę Lively, a w szczególności jeden. Mały napis na nadgarstku wydawał się być znajomy, a litery wyglądały tak jakby kreślone były jej dłonią. " W pamięci na zawsze...", były to słowa, które napisała w ostatnim liście do niego. Odwróciła szybko głowę, przyglądając się falą podmywającym brzeg. Nick był jedyną osobą, która trzymała ją przy życiu, gdy żyła z ojcem. On jako jedyny starał się jej pomóc, wciąż mimo wszystko pozostając lojalnym z jej ojcem. Namawiała go by uciekł z nią, by razem zaczęli nowe życie, jednak on nie chciał, a ona w tedy nie rozumiała dlaczego. Teraz słysząc od Shanley, że to właśnie on, Nick Cooper ją szuka, jej świat załamał się, był to największy cios jaki mógł jej zadać.
- Dlaczego chciałaś się spotkać?
- Proszę Cię Nick - Lively westchnęła chowając twarz w dłoniach. - Nie udawaj, że nie wiesz.
- Wiem, że przez ojca, jednak nie rozumiem dlaczego wciąż tego chciałaś.
- Chce Cię zrozumieć - brunetka spojrzała ponownie na chłopaka, który przecierał nerwowo dłonią czoło. - Nie rozumiem dlaczego wciąż pracujesz dla niego.
- Lively, to nie jest tak proste jak myślisz.
- Nick, ale jak nic nie myślę, rozumiesz! - dziewczyna podniosła lekko głos, zirytowana, tym, że ktoś po raz kolejny próbuję zbyć ją, tymi samymi słowami. - Namawiałam Cię byś uciekł, byś spróbował żyć na nowo ze mną i nie wiem dlaczego w tedy tego nie zrobiłeś.
- Musiałbym zginąć, by wyplątać się z tego gówna - Nick, powiedział pod nosem, nie chcąc by Lively go usłyszała, jednak jego słowa docierały do niej wyraźnie. Nie odwracała spojrzenia od jego twarzy, która napięła się mocno. - Robię wszystko by cię nie znaleźli, ryzykuję wszystko co mam.
- Nic nie masz Nick! Życie w gangu z moim ojcem nie daje ci niczego, po za kolejnymi przestępstwami i zabójstwami.
- Nic innego mi nie pozostało.
- A ja? Czy przez ten rok zastanawiałeś się jak wygląda moje życie? Czy nie tęsknie? - jej głos lekko załamał się, targały nią uczucia o których już dawno chciała zapomnieć.
- Widziałem Cię codziennie. Jak pracowałaś w kawiarni, jak wracałaś do domu, czy nawet kiedy chodziłaś na treningi. Byłem zawsze Lively. - spojrzał na nią po raz pierwszy tego wieczoru, a w jego oczach brunetka mogła wyczytać ból i tęsknotę. - Nie chciałem być tym, który musi cię teraz szukać, nie potrafię cie związać i zaprowadzić do ojca, wiedząc jakie piekło już przeszłaś - na policzkach Lively pojawiły się pierwsze łzy bezsilności. Nie wiedziała czego oczekiwała po tym spotkaniu, jednak te słowa były wszystkim co chciała usłyszeć przez ten cały rok. Teraz nie czuła do chłopaka tego co jeszcze rok temu, może i był w jej sercu i zajmował ważne miejsce, jednak zbyt wiele się zmieniło, by mogła mu wybaczyć wszystko. Był innym Nick'iem, nie tym którym zauroczyła się w Blacktown.
- Wiesz, że nie dlatego chciałam się spotkać. Chce wiedzieć czego ode mnie chce mój ojciec, dlaczego jestem mu tak potrzebna?
- Chce nie tylko ciebie, ale i Hemmings'a - Nick odpowiedział po chwili ciszy, odwracając od niej swoje spojrzenie. - Chce pomścić śmierć Jack'a.
- Chce nas zabić?
- Tak, tylko tego pragnie. Przykro mi Lively - w jego głosie dziewczyna mogła wyczuć strach ale i również przeprosiny, tak jak by to on był winny temu, że Michael zastrzelił jej brata.
- Więc dlaczego mnie teraz do niego nie zaprowadzisz, gdy ja sama do Ciebie przyszłam i nie musisz mnie już szukać?
- Nie chce być tym, który to zrobi. Nie chce by tobie coś się stało.
- Znajdą mnie, trafie tam chociaż nie chcesz tego.
- Wiem, ale mogę chociaż o kilka dni przedłużyć Twoje życie.
Lively nie mogła już dłużej słuchać o tym, że śmierć zbliża się do niej coraz szybciej, a ona w żaden sposób nie może temu zapobiec. Wstała gwałtownie z miejsca, otrzepała ciemne jeansy i odwróciła się od Nick'a, odchodząc i nie żegnając się. Brunet jednak złapał ją przy wyjściu z plaży i zatrzymał na chwilę. Spojrzał jej w oczy i gwałtownie wbił się w jej usta. Niczego nieświadoma poczuła jego ciepłe wargi na swoich, jednak pocałunek ten nie był takim, jak zawsze go sobie wyobrażała. Mimo, że chłopak całował ją delikatnie, nie poczuła nic, co w żaden sposób obudziło by jej uczucia do niego. Pomyślała o gorących wargach Luke'a, które wywoływały u niej dreszcze i przyjemne ciepło w okolicy podbrzusza i szybko odepchnęła Nicka od siebie. Chłopak nie był jednak tym zaskoczony, widziała w jego oczach małe ogniki, które przeraziły ją.
- Zawsze chciałem to zrobić - brunet uśmiechnął się smutno, widząc, że pocałunek ten nie był w żaden sposób przyjemny dla Lively, która cofnęła się od niego kilka kroków, z wymalowaną na twarzy dezaprobatą dla jego gestu. - Odwiozę Cię.
- Będzie lepiej jak wrócę sama.
- Daj mi ostatni raz zadbać o twoje bezpieczeństwo.
***
Budząc się rano, wciąż w głowie miała obraz Nick'a, który całuje ją. Nie potrafiła go wyrzucić ze swoich myśli, bo był to gest, którego przez długi czas mieszkania w Blacktown chciała. Jednak teraz obrzydzał ją, nie potrafiła myśleć o nim w żaden sposób miło. Nie pomagała jej również myśl, że z każdym kolejnym wyjściem z tego domu, może być schwytana przez ludzi, który zaprowadzą ją wprost do ojca, tylko i wyłącznie po to by ją zabił. Była gotowa oddać się w jego ręce, jeśli by tylko zgodził się nie zabijać Luka. Jednak Louis Blackthorn nie należał do ludzi, którzy godzą się na kompromis, więc nie widziała żadnych szans w uratowanie życia blondyna. Niechętnie wykonała poranne czynności i zeszła do kuchni, w której przy stole siedziała już Shanley. Blondynka uśmiechnęła się do niej lekko, co zbiło Lively z jej myśli i gdy tylko nalała sobie soku, odwróciła spojrzenie od dziewczyny, odwracając się w stronę okna. Od kilku dni nie potrafiła nic przełknąć, jedynie kilka kanapek, które na siłę wciskał w nią Calum. Teraz nie było go więc nie musiała udawać, że cokolwiek je.
- Gotowa? - Shanley zwróciła się do niej, odkładając pusty kubek po kawie do zlewu. Lively skinęła jedynie głową, na znak, że mogą już jechać. Nie musiała się ponownie pakować, gdyż jej torba była jeszcze nie rozpakowana. Nie wiedziała też na jak długo zamieszka u blondynki i jak dużo rzeczy będzie musiała zabrać, jednak nie widziała potrzeby zabierania czegokolwiek poza ubraniami.
Ashton'a nie widziała od samego ranka, nawet gdy pakowała swoje rzeczy do samochodu Shanley, chłopak nie zszedł by zobaczyć czy już wyjeżdżają. Zajmując miejsce pasażera wyciągnęła z kieszeni komórkę, przypominając sobie o wiadomości od Calum'a, którą otrzymała poprzedniego dnia. Teraz oprócz niej na jej wyświetlaczu pojawiło się kilka innych, również od bruneta, wszystkie z prośbą odpisania i ze słowami, że się martwi. Uśmiechnęła się pod nosem, czując miłe ciepło w okolicy serca. Calum był jedyną osobą, którą obchodziło to co się z nią dzieje i jak się czuję, jedyną osobą, która pokazywała, że zależy mu na niej. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że ma kogoś, kto nie udaje przyjaźni, kto jest z nią bo sam tego chce. Szybko wystukała na klawiaturze, że wszystko z nią w porządku i schowała telefon na poprzednie jego miejsce, nie zauważyła nawet kiedy Shanley ruszyła z podjazdu i teraz wjeżdżała już w centrum Sydney. Jazda z blondynką była przyjemna, nie jeździła z zabójczą prędkością i Lively dostrzegała to jak podoba się jej kierowanie pojazdem. Po niecałych dwudziestu minutach dziewczyna zaparkowała swój samochód na parkingu, przy jednym z nowszych apartamentowców w mieście. Wysiadły jednocześnie i zabierając bagaż brunetki, skierowały się w stronę budynku. Hol w którym się znalazły, był przyjemnie ozdobiony zielonymi kwiatami, a za małą recepcją przywitał ich z uśmiechem młody mężczyzna o dłuższych blond włosach. Shanley uśmiechnęła się do niego zalotnie i po zamienieni kilku słów ruszyła do windy a Lively tuż za nią. Brunetka z zaciekawieniem przyglądała się zmieniającym się cyferką pięter, aż do momentu kiedy winda zatrzymała się na ósmym. Shanley wysiadła pierwsza, a po chwili otwierała już swoim kluczem jedne z bordowych drzwi. Tuż za nimi przywitał Lively przestronny salon, z niską czarną kanapą i szklanym stolikiem do kawy.
- Twój pokój to pierwszy po prawej, kolejne drzwi to łazienka. - poinformowała ją blondynka i zniknęła w kuchni, do której prowadziło otwarte przejście po ich lewej stronie.
Lively zostawiła swoją torbę przy dużym łóżku, przykrytym czerwoną pościelą. W pokoju, który przygotowała jej Shanley znalazł się również duży telewizor wiszący nad łóżkiem, jasna komoda i mała toaletka. Lively zastanawiała się skąd stać Shanley na tak drogie mieszkanie, jednak nie znała dziewczyny i nie mogła nawet domyślać się jak zarobiła na nie. Nie chcąc spędzić w samotności kolejnego popołudnia, wyszła do kuchni, w której zastała blondynkę, gotującą coś na kuchence.
- Mam nadzieję, że lubisz Spaghetti. - po raz kolejny dziewczyna uśmiechnęła się do niej lekko, wprawiając Lively w zakłopotanie. Kiwnęła głową, nie odwzajemniając uśmiechu i zajęła miejsce przy kuchennej wyspie. Bawiła się swoimi placami, gryząc się w język przed zadaniem dziewczynie pytań, które zaprzątały jej głowę. Chciała ją poznać, jednak nie wiedziała jak blondynka zareaguję na jej dociekliwość.
- Jak długo znasz chłopaków? - zapytała jednak po długiej chwili ciszy, zgryzając swój policzek od środka i podnosząc czekoladowe tęczówki na Shanley. Dziewczyna zamieszała w garnczku sos i wycierając dłonie o ściereczkę, odwróciła się do niej, opierając się plecami o blat.
- Od sześciu lat, jednak to wystarczając długo by nie móc już z nimi wytrzymać. - Lively uniosła mimowolnie kąciki ust do góry słysząc słowa blondynki. Dziewczyna opowiadał o nich w zabawny sposób, pokazywała ich w innym świetle niż sama brunetka zdążyła ich poznać.
- Też jesteś w ich paczce? - nie wiedziała jak inaczej mogłaby nazwać ich gang, nie chcąc używać tego słowa. Wciąż wydawało się jej to nierealne, by w Sydney istniały gangi, które niszczyły siebie nawzajem i likwidowały innych ludzi.
- Paczce? - Shanley zaśmiała się z jej słów. - Można tak powiedzieć, jednak nie załatwiam wszystkiego czym się zajmują. Jestem od tej mniej brudnej roboty i po prostu przyjaźnie się z nimi.- Ponownie odwróciła się do kuchenki sprawdzając smak potrawy i wyciągając dwa talerze.
- Wiem, że nie możesz się w tym wszystkim odnaleźć. - powiedziała po chwili odwracając się ponownie do Lively, napotykając jej pytające spojrzenie. - To nie Twój świat, jednak przygotuj się, że tak już będzie wyglądało Twoje życie. Ciągła ucieczka, ukrywanie się, czy walczenie o życie. Świat jest zepsuty Lively.
- Ty nauczyłaś się w nim żyć?
- Musiałam i ty też musisz to zrobić.
- Nie zdążę. - Lively odetchnęła głośno, opierając się o oparcie krzesła i spuszczając wzrok ponownie na swoje dłonie. - Ojciec znajdzie mnie, nawet pod najlepszą ochroną.
- Jeśli nawet, Luke nie pozwoli by cię zabrali.
- Skąd możesz wiedzieć? Już raz chciał to zrobić.
- Nie znasz go tak jak ja. Skoro nadal tu jesteś i cię chroni, musi być coś co nie pozwala mu tego zrobić. Zależy mu na Tobie. - Lively uniosła ponownie swoje spojrzenie na dziewczynę, napotykając jej zielone oczy mocno wpatrzone w jej sylwetkę. Zaskoczyło ją to, że mimo, że jej nie zna, mówi o uczuciach Luke'a do niej. Była już drugą sobą po Ashton'ie, która próbowała wmówić jej rzecz, która dla brunetki nie mogła istnieć. Jednak słowa dziewczyny utkwiły w jej głowię, sprawiając, że miała w niej jeszcze większy bałagan. Nie pytała już o nic więcej, oceniała Shanley inaczej niż gdy pierwszy raz zobaczyła ją z Ashton'em. Biła od niej pewność siebie, jednak teraz wiedziała, że musiała się jej nauczyć, chcą żyć w tym świecie.
Jej myśli przerwał głośny dzwonek do drzwi. Shanley z niemałym zaskoczeniem odłożyła ścierkę na blat i ruszyła w głąb mieszkania. Lively próbowała dosłyszeć co dzieje się za ścianą, jednak odpowiadała jej głucha cisza. Zerwała się gwałtownie z krzesła gdy usłyszała dobrze jej znany dźwięk przeładowywania broni, a wyłaniająca się za ściany blondynka podała jej w dłoń pistolet i przyłożyła palec do ust nakazując milczenie. Stanęła obok drzwi podnosząc broń i przekręcając w nich zamek. Drzwi otworzyły się z hukiem, a za nich Lively usłyszała już tylko głośne strzały i rozbijające się szkło wazonu i opadające na drewniane panele.
-
Shanley jest dość sprzeczną bohaterką,
ciekawie na nią reagujecie, zobaczymy kto ma rację
czy Ci co podejrzewają ją o złe zamiary,
czy może okaże się dobrym bohaterem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top