26.

„ he cares about you"

    Czarną zapakowaną torbę, Lively zniosła i zostawiła przed czarnym Bugatti Ashton'a. To z nim właśnie miała wracać do Clovelly, gdyż reszta miała coś do załatwienia i mieli dojechać trochę później. Chociaż domyślała się, że będzie to coś nielegalnego i na pewno niebezpiecznego, nie ciekawiło ją to. Przez ostatnie cztery dni, starała się zając swój czas wszystkim, oprócz problemów z szukającym ją ojcem i matki, której nie chciała więcej znać. Odetchnęła głośno, ostatni raz spoglądała na niebieski dom czując, że chwile dla siebie miała już po raz ostatni, na długi czas. Wracając do Clovlley, wracała w sam środek jej wszystkich problemów i kłopotów. Musiała się z nimi zmierzyć, dlatego te ostatnie dni potrzebne jej były, aby przez chwilę odetchnąć i zapomnieć. Czas spędzała głównie nad jeziorem, czytając książkę, którą gdzieś znalazł dla niej Calum a wieczory wspólnie przesiadywali na jej niewielkim balkonie.

    Odwróciła się w kierunku samochodu, którego drzwi otwierał jej już Ashton, jednak w ostatnie chwili zatrzymała się czując uścisk na dłoni. Przeniosła swój wzrok na uśmiechniętego Calum'a, który nie zdążył pożegnać się z nią przed wyjazdem. Lively zaśmiała się cicho, przecież za zaledwie kilka godzin zobaczą się znów i spędzą czas razem. Jednak brunet nie odpuszczał, przyciągając dziewczynę mocno do siebie i zamykając ją w szczelnym uścisku. Zjechał dłonią na jej pośladek, wkładając coś do tylnej kieszeni jej spodni. W chwili gdy Lively miała zaprotestować, czując jego dłoń, Calum szybko ją zabrał i przeniósł na jej plecy.

    - Gdyby coś się działo dzwoń. - szepnął jej do ucha i odsunął delikatnie od siebie. Po chwili zniknął za drzwiami domu, zostawiając Lively zdezorientowaną.

    Nie posiadała telefonu, gdyż jej jedyny zniknął wraz z jej porwaniem, więc nie wiedziała jak mogłaby zadzwonić do bruneta. Szybko przejechała dłonią w stronę tylnej kieszeni, trafiając palcami na małe urządzenie. Zaśmiała się cicho, wiedząc że Calum po kryjomu wsunął jej tam telefon, ale nie chciała go wyciągać, nie wiedząc co z tym zrobi Ashton. Zarówno on jak i Michael nie interesowali się nią, wykonując jedynie polecone im przez Luke'a zadania, związane z nią, co z góry było jej na rękę. Jednak zdecydowanie przerażała ją wizja, kilku godzin spędzonych z ciemnym blondynem w jednym małym pomieszczeniu. Czuła się niezręcznie w jego towarzystwie, nie wiedziała nawet o czym mógłby rozmawiać, tym bardziej  że nie czuła żadnej potrzeby rozmowy z nim. Nie czekała jak ktoś jeszcze z nią się pożegna, nie widziała Luke'a na oczy od ich ostatniej rozmowy, chłopak chyba spełniał to o co go poprosiła. Zniknął, nie wychodząc już nawet z pokoju. Albo robił to nocą, albo kompletnie zaszył się w swoich czterech ścianach. Przerwała swój natłok myśli i zajęła swoje miejsce, dziękując Ashton'owi słabym uśmiechem, widziała jeszcze jak zabiera jej torbę, wrzuca do bagażnika a następnie zajmuję miejsce obok niej. Odpalił silnik a już po chwili jechali główną drogą. Lively oparła się wygodniej w fotelu i utkwiła wzrok za oknem. Czuła, że ta droga będzie jej najdłuższą drogą w życiu.

    Po godzinie kompletnej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami z radia, Lively nawet na chwilę nie oderwała wzroku od okna. Ashton podśpiewywał lecącą w radiu piosenkę, co spotkało się z lekkim uśmiechem na ustach brunetki. Odwróciła głowę w jego stronę, zauważyła jak chłopak zabawnie porusza głową i wystukuję rytm o kierownicę. Ashton po chwili odwrócił głowę w jej kierunku, czując jej palące spojrzenie na sobie. Lively szybko odwróciła wzrok, spoglądając przez przednią szybę. Nie miała ochoty tłumaczyć się z tego, że przyglądała się mu i miała cichą nadzieję, że chłopak nie zapyta. Ashton ściszył radio i co kilka chwil zerkał w kierunku brunetki.

    - Chcesz całą drogę spędzić na wpatrywaniu się w okno? - blondyn zapytał, przerywając ciszę. Lively nie spojrzała na niego, jednak lekko podskoczyła, zaskoczona dźwiękiem jego głosu.

    - Raczej nic innego nie mogę tu robić. - westchnęła głośno, poprawiając się na fotelu, czując jak plecy bolą ją z powodu niezmieniania pozycji.

    - Możemy porozmawiać. - Ashton wzruszył obojętnie ramionami, co dostrzegła obserwując go kątem oka.

    - Nie wiem, czy mielibyśmy o czym - spojrzała na niego, dostrzegła jak skupia się na drodze, jednocześnie marszcząc brwi na jej odpowiedź. Przez kolejne kilka minut, znów było słychać jedynie wolną piosenkę, akurat lecącą w radiu.

    - Nie oceniaj tak surowo Luke'a - Ashton zdecydował się po raz kolejny nakłonić ją do rozmowy, tym razem zatrzymując na chwilę jej oddech. Lively przełknęła głośno ślinę, czując że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.   

    - O czym Ty mówisz?

    - Wiele już poświęcił, abyś tu nadal była.

    - Podsłuchiwałeś?! - bardziej stwierdziła niż zapytała, wciąż utrzymując wzrok na drodze przed nimi.

    - Wystarczająco głośno krzyczałaś, by usłyszał Cię każdy w domu - Lively mentalnie skarciła się za to, że rozmowę z Luke'iem przeprowadziła przed domem. Jednak wszystko co mu powiedziała było prawdą, więc nie rozumiała dlaczego Ashton próbuję go bronić.

    - Zależy mu na Tobie - Brunetka zacisnęła mocniej pięści i przygryzła pliczek od środka, gdy tylko słowa Ashton'a dotarły do niej.

    - Dlaczego próbujesz mi to teraz wmówić? - zapytała po chwili, przymykając oczy i starając się aby jej głos nie zadrżał.

    - Ja niczego nie próbuję Lively - Ash spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła szczerość. Nie rozumiała dlaczego nagle chłopak próbuję przekonać ją do Luke'a, gdy tak naprawdę nigdy nie interesował się nią, czy chociażby tym co było między nimi.

    - Gdyby tak było, nie próbowałby oddać mnie ojcu!

    - Uwierz mi, wiele ryzykował nie robiąc tego. W tym świecie obowiązują pewne zasady, których nie możemy łamać, nawet jeśli zależy od tego nasze życie. Luke przez to co zrobił, jedną z nich złamał.

    Lively przetwarzała w głowie każde słowo Ashton'a. Mimo, że nie chciała mu wierzyć, wszystko kazało jej to zrobić, widząc pierwszy raz bijącą od niego szczerość. Nie potrafiła zrozumieć tego, że w jakikolwiek sposób Luke chciał o nią zadbać, a jednocześnie ukrywać przed nią wszystkie informację. Gdyby wiedziała od początku na jakich zasadach działa ten świat, podeszła by do tego inaczej. Po części żałowała swoich słów wypowiedzianych w stronę Luke'a, jednak z drugiej strony wciąż miała do niego żal, którego nie potrafiła się pozbyć. Mimo wszystko duża jej cześć wybaczyła chłopakowi, brakowało jego go, nie wyobrażała sobie tego, że nie zobaczy go jeszcze długo. Zacisnęła powieki mocniej, starając się nie pokazać Ashton'owi jak bardzo namieszał jej w głowie. Potrzebowała chwili przerwy i dużej ilości świeżego powietrza, nie wystarczało jej to, które wpadało przez otwarte okno.

    - Możemy zrobić sobie przerwę? - spojrzała na Ashton'a, który zmarszczył brwi na jej propozycję. Sprawdził szybko telefon i ponownie przeniósł wzrok na drogę.

    - Myślę, że tak. Przyda mi się kawa - przetarł dłonią zmęczone oczy. - Za kilometr jest stacja, możemy się na niej zatrzymać - Lively pokiwała jedynie głową, że się zgadza.

    Po paru minutach Ashton zaparkował samochód przy samych drzwiach małego budynku. Zniknął za drzwiami łazienki a Lively weszła do sklepu znajdującego się przy stacji i spacerowała między półkami, załadowanymi przeróżnymi produktami.  Nie czuła, że jest głodna, jedynie chciała na chwile oderwać swój umysł od myślenia o Luke'u, mając nadzieje, że skupi się na kolorowych opakowaniach. Próbowała również przyglądać się robiącym zakupy ludziom, jednak to też nie pomagało. Malutki chłopiec biegał wesoło po stoisku z przeróżnymi słodyczami, a rozzłoszczona matka próbowała przywołać go do siebie. Malec jednak nie zwracał na nią uwagi, biegając w każdą stronę i wpadając w wysokiego mężczyznę o ciemniejszej karnacji. Lively początkowo nie zwróciła na niego swojej uwagi, jednak gdy poczuła na sobie jego zimne spojrzenie, zdecydowała się spojrzeć w jego kierunku. Intensywne zielone oczy wpatrywały się w nią, obserwując każdy, nawet jej najmniejszy ruch. Schowała się między półkami z płatkami a napojami sprawiając, że mężczyzna na chwilę stracił ją z pola widzenia. Jego nagie ramiona pokrywały przeróżne tatuaże, a największy z nich zajmował prawie połowę przedramienia i przedstawiał nagą czaszkę. Przyjrzała się jeszcze raz rysunkowi, była pewna, że gdzieś wcześniej już go widziała, jednak nie mogła przypomnieć sobie kiedy. Mężczyzna rozglądając się dookoła wyciągnął z przypiętego do paska pokrowca broń, odbezpieczył ją i ruszył w jej kierunku. Lively przełknęła głośno ślinę i odszukała dłonią w tylnej kieszeni telefonu, który podarował jej Calum. Spoglądając na urządzenie dostrzegła, że jest to jej własny telefon, którego używała przed porwaniem. Szybko przejrzała listę kontaktów, zauważając oprócz paru starych numer do Calum'a. Szybko wybrała go i przyłożyła urządzenie do ucha, próbując wypatrzyć mężczyzny, który zniknął jej z oczu. Widząc wciąż wolną drogę, wycofywała się powoli w kierunku wyjścia, przeklinając w głowię już kolejny sygnał.

    - Hallo? - po piątym już dźwięku brunet podniósł słuchawkę.

    - Calum chyba jest tu jeden z ludzi mojego ojca - Lively szepnęła najciszej jak mogła do słuchawki, tak aby chłopak ją usłyszał.

    - Gdzie jest Ashton? Dlaczego nie ma go z Tobą? - brunet od razu ożywił się niemalże krzycząc do telefonu.

    - Jest w łazience. Zadzwoń do niego, cokolwiek.

    - Schowaj się gdzieś Lively - Calum rozłączył się, a dziewczyna szybko schowała urządzenie na jego poprzednie miejsce.

    Drogę ucieczki miała wolną, jednak wiedziała, że gdy tylko wybiegnie ze sklepu mężczyzna ruszy za nią. Jedyną opcją było dobre ukrycie się między półkami, tak by nikt jej nie znalazł. Jednak na jej nieszczęście mężczyzna wyłonił się z za regału w chwili gdy dziewczyna chciała zniknąć w kolejnym. Przez kilka niedługich sekund mierzyli się wzrokiem, jednak gdy tylko brunet uniósł broń na wysokość jej głowy, Lively jednym skokiem udało się uniknąć spotkania z metalową kulą. Upadła na zimną posadzkę, uderzając się w dłoń. Syknęła głośno z bólu, który przeszył całe jej ramie. Złapała za obolałe miejsce i poderwała się z powrotem na nogi, chcąc jak najszybciej wydostać się z budynku. Jednak nim zdążyła dotrzeć do drzwi usłyszała kolejne strzały a czyjaś dłoń pociągnęła ją za sobą, chroniąc ją własnym ciałem. Spojrzała przed siebie rozpoznając kręcone włosy Ashton'a, swoją dłonią mocno oplatał ją w pasie, w drugiej natomiast trzymał broń celując w mężczyznę i skutecznie raniąc go jednym z wystrzałów w nogę. Gdy mężczyzna runął z bólu na ziemię, Ashton wypchnął ją niemalże ze sklepu, a po chwili odjeżdżali już z piskiem opon ze stacji. Gdy znaleźli się na głównej drodze Lively odetchnęła głośno, wciskając mocniej głowę w oparcie fotela i spoglądając na swoje drżące dłonie. Adrenalina, która buzowała w jej żyłach po woli ustępowała miejsce świadomości, że to jeden z kolejnych ataków na jej życie. Coraz bardziej rozumiała, że jej ojciec nie odpuści, dopóki nie dostanie jej albo jej martwego ciała.

        ***

    Po kolejnych dwóch godzinach drogi, dotarli do Clovelly już bez większych atrakcji. Gdy Ashton zaparkował pod domem który pamiętała, kazał zostać jej w samochodzie a sam udał się sprawdzić, czy aby nikt nie kręci się po ich terenie. Od wyjazdu ze stacji nie zamienili już ze sobą praktycznie żadnego słowa, jedynie Ashton zapytał czy znała tego mężczyznę, na co odpowiedziała zgodnie z prawdą, ze wydawało jej się, że widziała go w towarzystwie ojca. Blondyn wrócił po kilku minutach informując ją, że wszystko jest czyste i może spokojnie udać się do środka. Zabrała od niego swoją torbę, zapewniając, że da sobie z nią radę  i najszybciej jak potrafiła dostała się do pokoju, który przydzielono jej przed wyjazdem. Po wejściu do pomieszczenia przywitał ją ten sam co zawsze zapach lawendy, który kojarzył jej się jedynie z mieszkaniem w Bondii. Torbę zostawiła przed wysokim łóżkiem a sama zajęła na nim miejsce. Była wykończona podróżą, ale również przytłaczała ją myśl, że ojciec jest już coraz bliżej. Przez to narażała już nie tylko swoje życie, ale również życie chłopaków. Mimo wszystko, ta sprawa nie dotyczyła ich w stu procentach. Ojciec był tylko i wyłącznie jej problemem i to ona powinna się z nim uporać. Z kieszeni wyciągnęła telefon i ułożyła go na pościeli przed sobą. Chciała zakończyć to wszystko raz na zawsze, jednak było coś co trzymało ją w tym domu, a raczej ktoś. Chciała chociaż raz zobaczyć jeszcze Luke'a. Wiedziała, że nie ma dużo czasu, z każdym dniem jej ojciec był coraz bliżej nich.

    Wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni, chcąc napić się czegoś. Z połowy korytarza usłyszała znajomy głos Ashton'a, który kłócił się z kimś przez telefon. Z tego co zrozumiała chodziło zajście w sklepie a osobą, z którą rozmawiał blondyn był Calum. Cieszyła się że brunet martwi się o nią, jednak nikt nie mógł przewidzieć tego co się stało ani zapobiec temu. Wchodząc do kuchni zauważyła że Ashton nie jest sam. Obok lodówki stała oparta wysoka blondynka, ubrana w ciemne rurki i obcisłą koszulkę odsłaniającą jej płaski brzuch. Dziewczyna nie zauważyła nawet wejścia Lively, gdyż mroziła swoim spojrzeniem Ashton'a, który starał się już zakończyć rozmowę z Calum'em. Rzucił telefonem o szklany blat stołu i wyrzucił z siebie wszystkie możliwe przekleństwa.

    - Skończyłeś już swój romans z Hood'em? - blondynka założyła ręce na piersiach, widząc ja Ashton stara się zignorować jej osobę.

    - Uważa, że to moja wina, że nie dopilnowałem dziewczyny, ale kurwa ja nie mogę przewidzieć wszystkiego - warknął wściekle blondyn, uderzając pięścią w stół.

    - Nie powinieneś jej zostawiać samej.

    - Jeszcze ty masz zamiar na mnie po najeżdżać?! Nic się kurwa takiego nie stało więc do cholery dajcie mi spokój - wstał z miejsca i wyciągnął z lodówki butelkę wody. - Luke powinien się cieszyć, że nadstawiam za niego głowę.

    - Zapomniałeś ile raz on Tobie pomógł Irwin? - blondynka przewróciła oczami na słowa chłopaka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej zielone tęczówki natrafiły na postać Lively i przez długą chwilę obserwowały jej drobną postać. Ashton widząc, że coś zaciekawiło dziewczynę, również odwrócił głowę w stronę Lively.

   - Długo tu stoisz? - zapytał odwracając się w z powrotem w stronę lodówki.

    - Wystarczająco - Lively podeszła do blatu i nalała sobie do szklanki soku pomarańczowego. Czuła spojrzenie blondynki na sobie, jednak starała się nie pokazywać, że krępuje ją ono. Zdecydowanie była przekonana, że blondynka może być nową dziewczyną Ashton'a, jednak nie była co do tego przekonana.

    - Poznaj Shanley - po długiej chwili Ashton przedstawił dziewczyny sobie i zniknął za drzwiami.

    - Jesteś dziewczyną Ashton'a? - Lively zapytała chcąc przerwać niezręczną dla niej ciszę.

    - Ten idiota najpierw musiałby wydorośleć - Shanley zaśmiała się pod nosem, wciąż nie spuszczając Lively z oczu. - Ta banda debili to moi przyjaciele, znam ich od dobrych kilku lat.

    - To znaczy, że wiesz kim jestem?

    - Tak wiem. Wiem też, że długo nie będziesz tu bezpieczna. Nick kręcił się tu parę dni temu i nie minie dużo czasu zanim trafi do nas. Clovelly nie jest duża dzielnicą...

    - Chwila, mówisz o Nick'u, czy to Nick Cooper? - Lively przerwała dziewczynie, rozpoznając imię chłopaka.

    - Tak, mówię o nim. Był u Ciebie w mieszkaniu i jakimś cudem znalazł nas tu. Dlatego przeniesiesz się do mnie na kilka dni, dopóki reszta nie wróci - chociaż Shanley początkowo wydawała się Lively na zimną i oschłą, było w niej coś co sprawiało, że chciała ją poznać bliżej. Zastanawiała się chwilę nad tym co dziewczyna do niej powiedziała i wiedziała już, że nie ma dużo czasu aby rozpocząć się plan.

    - Kiedy mam się przenieść?

    - Jutro - Shanley westchnęła przecierając dłonią twarz. - Mieszkam w centrum więc dziś już nie będziemy tam jechały i prześpimy się tutaj.

    - Będziesz tu spać?

    - Tak mam tu swój pokój, więc dam sobie radę - blondynka uśmiechnęła się do Lively po raz pierwszy, ale od razu wiedziała, że uśmiech ten jest szczery. Nie wiedziała czy może jej zaufać, jednak skoro robił to Calum, postanowiła również to zrobić to ona. Skinęła jedynie głową, że rozumie i opuściła kuchnie.

    Wracając do pokoju od razu złapała w dłoń telefon i jeszcze raz przejrzała listę kontaktów, mając nadzieję że wciąż posiada potrzebny jej teraz numer. Ucieszyła się gdy znajome imię wyświetliło się przed jej oczami. Szybko nacisnęła kopertę, otwierając puste okienko wiadomości. Przez chwilę wahała się czy aby na pewno dobrze robi, jednak wystukała kilka liter i wysłała wiadomość. Nie musiała długo czekać na odpowiedź, która przyszła prawie po kilku sekundach

Od:Lively.

    "Spotkajmy się"

Do:Lively.

    " 24;00, plaża w Bondii".

    Odetchnęła głośno czytając treść wiadomości. Teraz jedynie pozostało jej dostać się do Bondii.

                       *.*

I co myślicie ? Z kim Lively się umówiła ?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top