25.
"I wish we never meet"
Lively oddychała już coraz ciężej, jednak nie przerywała swojego morderczego biegu. Nie wiedziała co się z nią dzieję, dlaczego nogi prowadzą ją tak daleko, jedyne co w tej chwili czuła, to pragnienie zapadnięcia się pod ziemię. Chciała zniknąć, uciec gdzieś, gdzie nikt już nigdy nie będzie mógł ją znaleźć. Wiadomość którą przyniosła jej wizyta w barze, nie tylko zwaliła ją z nóg, ale najzwyczajniej w świecie rozczarowała. Mia była jedyną osobą na świecie, której naprawdę ufała, wierzyła że ona jako jedyna, nigdy by jej nie skrzywdziła, nie okłamała. Słysząc prawdę z ust kobiety, czuła jak resztki jej zbudowanego świata, rozpadają się na drobne kawałki. Cała prawda o jej życiu, o wszystkich których w mniejszym, czy większym stopniu kochała, stała się jednym wielkim żartem. Od samego początku oczekiwała od wszystkich prawdy, jednak teraz, kiedy okazała się ona naprawdę brutalna, przeklinała się w głowie. Z jednej strony cieszyła się, że uciekła od ojca, od ludzi którzy ją krzywdzili, z drugiej jednak nie wiedziała, że robiąc to, wpakuję się w jeszcze większe bagno. Jednego była pewna, życie w kłamstwie było najgorszą rzeczą, jaką wszyscy mogli jej zafundować. Teraz miała w sobie jedynie nienawiść i bezsilność. Nie chciała znać matki, a poznanie prawdy uważała za największy błąd. Przeklinała w duchu swoją ciekawość i dociekliwość, która pierwszy raz w życiu ją zawiodła.
Nie pamiętała jak długo biegła przed siebie. Zatrzymała się dopiero widząc małą ścieżkę, która odchodziła w głąb lasu. Rozejrzała się dookoła. Ściemniło się już wyraźnie tak, że widziała już coraz mniej szczegółów miejsca, w które dobiegła. Znajdowała się po środku niczego, tak na prawdę nie poznawała otoczenia, a wysokie drzewa przysłaniały jej jakikolwiek widok. Droga, którą biegła brunetka, od dobrej chwili była kompletnie pusta, żaden samochód nie przejeżdżał nią od długiego czasu. Przystanęła na chwilę, wyrównując swój oddech, wciąż walcząc ze słonymi łzami, które cisnęły się jej spod powiek. Odeszła kilka kroków w ciemną ścieżkę, mając nadzieje, że nikt jej tam nie znajdzie. Oparła się plecami o jedno z drzew, po chwili siadając na ziemi i ukrywając twarz w dłoniach. Nie miała pojęcia, jak wróci do domu i gdzie w ogóle się znajduję. Dopiero w tej chwili, zdała sobie sprawę ze swojej własnej głupoty. Strach zawładnął jej ciałem, rozglądała się przerażona dookoła siebie, kiedy nawet najmniejszy szmer, wydawał się jej przerażający. Jedyne czego Lively chciała, to zapomnieć na kilka chwil o wszystkich problemach i tajemnicach, które wciąż ją otaczały. Zacisnęła mocno powieki i westchnęła głośno, wiedząc że po raz kolejny pozwoliła emocją górować nad jej zdrowym rozsądkiem . W tej ciszy która panowała wokół niej, było jednak coś, co sprawiało, że chciała tu pozostać już zawsze. Pomimo strachu, Pomimo zmęczenia, w tym miejscu po raz pierwszy poczuła, że jest wolna. Była zmęczona jak nigdy, oczy piekły ją, a powieki stawał się coraz cięższe. Walczyła ze snem, starała się utrzymać przy świadomości, wiedząc, że musi odnaleźć drogę i wrócić do domu. Kiedy po raz kolejny uchyliła zamykające się powieki, zauważyła zbliżające się do jej ciała światła samochodu. Brunetka przekonana, że to właśnie Luke, który ją szuka, poddała się i pozwoliła po raz kolejny, zamknąć się swoim oczom. Do świadomości przywróciło ją mocne szarpnięcie za ramię, które zmusiło ją do przeniesienia czekoladowego spojrzenia na klęczącego przed nią chłopaka. Nie poznawała twarzy chłopaka, nawet jego ciemnozielonych oczu, które błyszczały w ciemności. Strzepnęła z ramienia dłoń chłopaka i rozejrzała się dookoła. Wciąż znajdowała się pod tym samym drzewem, a samochód, który zauważyła, stał teraz zaparkowany tuż obok nich. Odetchnęła cicho, gdy zorientowała się, że usnęła dosłownie na chwilę. Przebudziła się wystarczająco, aby szybko podnieść się na równe nogi i z uwagą, jeszcze raz przyjrzeć się brunetowi. Był wysoki, znacznie górował nad nią wzrostem, ciemne włosy, lekko dłuższe, układały się po obu stronach jego twarzy, kontrastując z jej bladym odcieniem. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie nawzajem, nie wymieniając ani słowa. Lively zaciskała nerwowo pięści, a przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Czuła, że sytuacja jest coraz bardziej niebezpieczna, a sama nie będzie potrafiła się obronić, całe odczucie bezpieczeństwa znikło. Pierwszy raz przeklinała w duchu, że nie ma z nią chociażby Calum'a, czułaby się pewniej. Jedyne co mogła zrobić, to cofnąć się kilka kroków w tył i uważnie obserwując chłopaka, czekając na jego kolejny krok.
- Wszystko w porządku? - brunet zapytał w końcu, nie spuszczając z Lively wzroku.
- Ta...tak - odpowiedziała bardzo niepewnie i nieufnie. Starała się nie pokazać, jak bardzo w środku jest roztrzęsiona ostatnimi wydarzeniami i swoją bezradnością.
- Co tu robisz?
- O to samo, mogę zapytać ciebie - odpowiedziała ostrożnie, chcąc tak naprawdę wybadać sytuację. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem i odwrócił się na sekundę, w kierunku swojego czerwonego samochodu.
- Podwieźć Cię? - zapytał, wracając wzrokiem na jej twarz.
- Nie, nie jest to konieczne - Lively odsunęła się od niego jeszcze kilka kroków. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna, a chłopak nie wyglądał jej na bezinteresownego. Gdyby tylko chciał, mógłby spokojnie wpakować ją do swojego samochodu, a ona i tak nie byłaby wstanie wyrwać się mu. Nie wyglądał na osiłka, jednak też nie był chuderlakiem, z którym brunetka sama ze swoim wzrostem, mogła sobie poradzić.
- Jesteś pewna, że nie chcesz skorzystać? - szatyn uśmiechnął się dwuznacznie i przejechał językiem po swojej dolnej wardze. Lively pokonała ostatnie dwa kroki w tył, natrafiając na drzewo, które uniemożliwiło jej kolejne ruchy. Widząc śmiałe ruchy chłopaka, jej tętno przyśpieszało coraz bardziej.
- To jedyna rzecz, której jestem pewna - odpowiedziała, starając się ukryć to, jak bardzo łamie się jej głos. Czuła, jak jej ręce coraz bardziej drżą, gdy dotykała kory drzewa, szukając czegokolwiek, czym mogłaby się obronić.
- Uwierz mi, zechcesz - zaśmiał się z goryczą w głosie, pokonując szybko odległość, która ich dzieliła i szarpnął za jej ramię. - Szukałaś wrażeń w lesie, to je znalazłaś.
- Zostaw mnie! - Lively krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i próbowała wydostać się z mocnego uścisku chłopaka, szarpiąc się na wszystkie strony.
Starania brunetki nie zdawały się na nic, gdyż po chwili chłopak przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, unosząc lekko do góry i zatykając dłonią usta. Lively machała nogami, które znalazły się w powietrzu, starając się uderzyć chłopaka, jednak ten tylko zaśmiał się do jej ucha i wolną dłonią otworzył tylne drzwi swojego samochodu. Zaparła się nogami, walcząc z chłopakiem, który z wszystkich sił starał się wepchnąć ją do środka. Jej ciało z każdą chwilą poddawało się, zmęczone wysiłkiem jaki wkładała w obronę. Nie chciała ponownie dać się porwać, gdy tak naprawdę nie uwolniła się jeszcze od pierwszych porywaczy. Już ostatkiem sił odpychała się od siedzenia samochodu, czując jak brunet napiera na nią z jeszcze większą siłą. Traciła nadzieję, że uda jej się wyswobodzić z mocnego uścisku. Światła kolejnego, szybko nadjeżdżającego samochodu oświetliły ich ciała, a zaskoczony brunet, przykrył dłonią oczy, zabierając ją z zatkanych ust Lively. Dziewczyna wykorzystała fakt, że brunet poluzował swój uścisk, ostatkiem sił wyrwała swoją dłoń chłopakowi i uderzyła go mocno łokciem w brzuch. Zatoczył się do tyłu, wypuszczając ją z uścisku i zgiął się w pół. Lively mimo, że została oślepiona przez światła, próbowała jak najszybciej oddalić się od bruneta, który jednak w ostatniej chwili złapał mocno jej nadgarstek i zatrzymał w miejscu. Dziewczyna szarpała mocno ręką, krzycząc z bólu i przerażenia. Myślała tylko o ratowaniu swojego życia, które i bez tego, było jednym wielkim koszmarem.
Lively nie zastanawiała się ile sekund minęło od tego, jak usłyszała szybkie zamykanie drzwi samochodu który nadjechał, do tego jak obok głowy zauważyła broń, wycelowaną wprost w zaciskającego dłoń na jej nadgarstku bruneta. Chłopak gdy tylko zauważył co się dzieje, poluźnił swój uścisk i wyprostował się, odsuwając się kilka kroków w tył. Brunetka mogła dostrzec na jego twarzy cień zdenerwowania i strachu, ale osoba stojąca za nią, wciąż celowała wprost w jego głowę. Dziewczyna bała się zrobić jakikolwiek ruch. Nie wiedziała kto stoi za jej plecami, co może za chwilę zrobić z szatynem jak i z nią.
- Zostawisz ją teraz w spokoju i odjedziesz! - Lively od razu rozpoznała głos chłopaka, który warknął wściekle, zabezpieczając broń i chowając ją za pasek spodni.
- Ja nie wiedziałem, że... Myślałem, że ona...
- Nie obchodzi mnie co myślałeś, a czego nie - Luke rzucił krótko i opuścił broń, jednak nie schował jej na jej poprzednie miejsce. - Teraz grzecznie stąd odjeżdżasz i zapominasz o całej sytuacji - szatyn pospiesznie ominął ich, wsiadł do samochodu i niemalże z piskiem opon odjechał z miejsca. Luke od razu odwrócił się w stronę dziewczyny, przyglądając się jej uważnie.
- Nic Ci nie zrobił? - zapytał, dotykając delikatnie policzka Lively. Mimo, że dotyk Luke'a był w pewien sposób przyjemny, brunetka wciąż miała przed oczami obraz tego, co działo się tu zaledwie kilka chwil wcześniej. Szybko odsunęła od siebie jego dłoń, starając się unikać jego wzorku. Obchodząc samochód, wsiadła do niego, nie czekając nawet aż blondyn otworzy jej drzwi, jak robił to zawsze. Zapięła pasy i obróciła głowę w kierunku okna. Luke poszedł w jej ślady i po paru minutach wyjeżdżali już z wąskiej leśnej dróżki. Całą drogę do domu pokonali w nerwowej ciszy. Lively starała się nie zwracać uwagi na Luke'a, który co kilka chwil spoglądał w jej kierunku, jednak ona nawet na sekundę nie oderwała wzrok od obrazu za oknem. Nerwowo ściskała brzeg swojej bluzy, w jej głowie kotłowało się tysiąc niechcianych myśli, który nie potrafiła z niej wypędzić. Gdy tylko zatrzymali się pod domem, prawię wybiegła z samochodu, nie chcąc rozmawiać z blondynem. Nie miała już sił ukrywać łez, ale również nie chciała rozklejać się przy Luke'u. Nie wiedziała dlaczego tak było, po prostu płacząc czuła, że jest słaba, bezbronna. Nikt nie mógł tego widzieć, nawet Luke.
- Powiesz mi o co Ci chodzi? - Luke zatrzymał Lively jeszcze przed drzwiami, zmuszając ją, by odwróciła się i w końcu na niego spojrzała.
- Dziękuję, że mi pomogłeś - dziewczyna odpowiedziała cicho, odwracając się ponownie w kierunku drzwi. Nie mogła na niego patrzeć, sama naprawdę nie wiedząc dlaczego. Czuła jak coraz więcej łez, zbiera się w kącikach jej oczu i tylko resztkami sił broniła się, aby nie wypłynęły na zewnątrz.
- Co ja takiego zrobiłem? - Luke nie chciał odpuścić, złapał ją mocno za nadgarstek. Widział, że jest coś nie tak, coś w jej zachowaniu zmieniło się na tyle, że czuł że to w jakiś niezrozumiały dla niego sposób, jego wina. Lively syknęła z bólu, jaki sprawiał jej uścisk blondyna i spojrzała na niego wymazując wszystkie uczucia ze swojego spojrzenia.
- Daj mi czas Luke. Ja nie wiem, co o tym wszystkim mam myśleć.
- Nie powinnaś przejmować się, tym co powiedziała Ci ta kobieta.
- Luke, ale tu nie chodzi tylko o moją matkę - brunetka westchnęła po raz kolejny, kładąc swoją dłoń na dłoni chłopaka. - Popatrz gdzie my jesteśmy, co my robimy?
Luke doskonale wiedział, że dziewczynie nie chodziło o miejsce w jakim byli, ale o miejsce w ich życiu, w którym teraz trwali. Ona poznawała najgorszą prawdę o swojej rodzinie, całym swoim życiu, które jak dotąd przez wszystkich było zakłamywane. On wcale jej nie pomagał, szukając własnego interesu, w tym kim była. To co pozornie ich do siebie przyciągało, schodziło na dalszy plan, kiedy w grę wchodziła nie tyle ich przeszłość, co ich życie. Dzieliło ich tak wiele, a łączyło prawie zupełnie nic.
- Wiem, co chcesz przez to powiedzieć - blondyn zabrał dłoń, którą zaciskał na jej nadgarstku i przeczesał nią swoje włosy. - I w zupełności masz rację. To wszystko nie powinno się tak potoczyć - Luke nie spoglądając już na nią, wycofał się w głąb korytarza, zostawiając Lively, która nie miała sił zaprzeczać jego słowom. Odprowadziła tylko jego znikającą sylwetkę wzrokiem, a pierwsza łza spłynęła po jej rozgrzanym policzku. Gdy tylko zamknęła drzwi pokoju, z pod jej powiek wypłynęły kolejne, skapując na jej dłonie, w których ukryła twarz. Fala gorąca oblała jej ciało, a dziewczyna dusiła się słoną cieczą, która wpływała do jej rozchylonych ust. Była wykończona wszystkimi wydarzeniami tego dnia, których było dla niej za wiele. Jednym ruchem odsunęła ciemne rolety, przysłaniające okno i po chwili znalazła się na niewielkim balkonie. Oparła się o zimną barierkę i pochyliła zapłakaną twarz, tak aby łzy nie moczyły jej ubrań. Czuła pierwszy raz w życiu, że jest naprawdę bezsilna, nie miała pojęcia jak odsunąć to wrażenie od siebie. Łzy płynęły po jej policzkach i skapywały na betonowy balkon. Nie zauważyła nawet, kiedy Calum znalazł się obok niej i objął ją delikatnie swoim ramieniem, głaszcząc po plecach. Potrzebowała kogoś w tej chwili. Podniosła na chłopaka swoje zapłakane spojrzenie i wyprostowała się, ocierając mokre ślady na policzkach.
- Jak się czujesz?
- Nie zapytasz co się stało? - Lively patrzyła przed siebie, starając się uspokoić.
- Najpierw chciałem dowiedzieć się czy wszystko w porządku - Calum uśmiechnął się lekko, czego Lively nie mogła dostrzec, gdyż odwróciła się do niego plecami.
- Nic nie jest w porządku Calum - chłopak oparł się o barierkę, zaraz obok niej i wyciągnął papierosa z paczki, po chwili go odpalając. Lively przyglądała mu się, kiedy po raz kolejny, płynnie zaciągał się trującym dymem.
- Więc co się stało?
- Czułeś kiedyś, że twoje życie, to tak naprawdę jedno wielkie kłamstwo? - Lively zadała do pytanie retorycznie, nie oczekując na nie żadnej odpowiedzi. Westchnęła po chwili ciszy ze strony chłopaka i naciągnęła rękaw swojej bluzy, ścierając nim resztki łez z twarzy. - Mia, to moja matka, którą od czternastu lat, uważałam za nie żyjącą. Wiesz co jest najgorsze? To że straciłam ostatnią osobę, która była dla mnie kimś naprawdę ważnym. Cholernie żałuję, że nie zostawiłam tej jednej sprawy w spokoju - dziewczyna nie płakała już, czuła tylko jak bezsilność i rozpacz, powoli przejmują kontrolę, nad jej już i tak mocno wykończonym organizmem. Calum milczał, tak naprawdę, nie wiedząc co mógłby powiedzieć. Każdy z nich stracił coś, na czym im życiu zależało, jednak brunetka traciła wszystko co tylko miała.
- Daj mi jednego. - Lively przerwała wpatrywanie się w jezioro i spojrzała na zdezorientowanego jej prośbą chłopaka.
- Ale co?
- Papierosa.
- Przecież Ty nie palisz.
- Może chce zacząć?
- Lively..
- Ten jeden raz pozwól mi zadecydować o tym, co mi wolno - brunetka podniosła głos zirytowania. Miała dość tego, jak Calum stara się ją przed wszystkim bronić i ostrzegać. To czy zniszczy swoje zdrowie przez palenie, było tylko i wyłącznie jej decyzją i jedyną rzeczą, której nie mogli jej zabronić. Chłopak westchnął cicho, ale wyciągnął w jej stronę paczkę, z której Lively wyciągnęła jednego papierosa i przyłożyła go do ust. Kompletnie nie wiedziała jak się do tego zabrać, ale odpaliła go i wciągnęła do ust dym, po chwili go wypuszczając. Zauważyła, jak Calum śmieje się cicho z jej poczynać, wiec spojrzała na niego pytająco.
- Po prostu się nie zaciągasz - wyjaśnił krótko. - Nigdy tego wcześniej nie robiłaś, prawda? - Lively pokiwała przecząco głową. - Pokaże Ci - brunet zabrał od niej papierosa i zaciągnął się, tłumacząc jak powinna to zrobić. Jednak Lively mimo wielu prób, nadal nie potrafiła tego zrobić, co spotkało się tylko z kolejnym cichym śmiechem Calum'a.
- Luke idzie! - brunet szepnął do ucha Lively w chwili, gdy dziewczyna próbowała ponownie wciągnąć powietrze do ust, powodując, że zaciągnęła się dwa razy mocniej i pierwszy raz tak jak powinna to zrobić. Lively od razu zakaszlała kilka razy, czując gryzący dym w płucach i przełyku i spojrzała na przyjaciela palącym spojrzeniem, gdy ten śmiał się z jej reakcji.
- Co to miało być? - zapytała zirytowana, próbując jeszcze raz powtórzyć czynność, tym razem wiedząc jak to zrobić.
- Tak uczyli mnie palić. Co prawda do mnie wołali, że to mama idzie - Lively zaśmiała się z pomysłu chłopaka i lekko uderzyła go w ramię. Był jedyną osobą, która potrafiła chociaż w małym stopniu poprawić jej humor i za to była mu wdzięczna. Jedyną dobrą rzeczą w tym wszystkim co działo się w jej życiu było to, że to właśnie dzięki temu poznała tego chłopaka.
__
jestem na tt :@EverythingIDSff
i prywatnie, pod tą samą nazwą co tu meeeetka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top