24.

" I'm broken"

Porozrzucane dookoła niej kartki, w niczym tak na prawdę jej nie pomagały. Lively namiętnie wpatrywała się w pierwszą z nich, z małym zdjęciem kobiety, która od ostatnich dwóch dni zaprzątała jej myśli. Była kolejną zagadką, która nie dawała jej spokoju, ale jedyną którą miała możliwość rozwiązać. Drugą z nich i ostatnio równie trudną dla niej, był Luke. Blondyn umiejętnie namieszał jej w głowię, po czym zniknął i od ostatnich dwóch dni nie dawał znaku życia. Calum, z którym we dwójkę zostali sami w tym domu, starał się zapewniać ją, że wszystko z nimi w porządku, jednak widziała w jego oczach ten sam niepokój. Odkąd wzięli ją pod ochronę, jak ostatnio nazywała w głowię swój pobyt z nimi, nie wyjeżdżali w ogóle. Nie wiedziała jak miała zrozumieć tę nagłą dwudniową nieobecność, starała się ten czas zapełnić myślami na temat Mii i wszystkiego, co zdołała dowiedzieć się na jej temat. Niestety nie było tego zbyt wiele, zaledwie kilka informacji na temat miejsca zamieszkania, wieku czy koloru oczu. Były to na tyle nieistotne informacje, że nie potrafiła z nich ułożyć nic, co naprawdę mogłoby dać jej pewność, że nie myli się i może być to jej matka. Chciała zapytać o to Luke'a, widziała w jego oczach zaskoczenie, gdy zabrał od niej teczkę, w czasie ostatniego spotkania na jego balkonie. Jednak w ten sposób zdradziłaby, że wie o wiele więcej na temat jego przeszłości, niż on sam jej opowiedział, a nie chciała by Calum, miał przez nią nieprzyjemność.

- Jesteś może głodna? - za drzwi jej pokoju wychyli się Calum, uśmiechając się w jej stronę łagodnie.

- Nie, nie jestem - Lively podniosła wzrok na bruneta, odwzajemniając uśmiech. Przetarła zmęczoną twarz dłońmi, następnie zbierając wszystkie dokumenty i ponownie wkładając je do szarej teczki.

- Przez to wszystko zapomniałem o tym - Calum zajął miejsce obok dziewczyny, na jej łóżku i podrapał się nerwowo po karku.

- O czym?

- O tych dokumentach. Miałaś mi wszystko wyjaśnić.

- Wiem - Lively westchnęła głęboko - Ale chyba się myliłam Calum.

- Kim jest Mia? - brunet zapytał, przeglądając dokumenty, które zabrał z dłoni Lively.

- Nie wiem, myślałam, że może być moją matką - wyprostowała jak dotąd skrzyżowane nogi i poprawiła swoje ciemne rurki.

- Myślałem że Twoja matka nie żyję?!- zdezorientowany Calum przerzucał wzrokiem miedzy dokumentami, a twarzą Lively.

- Tak przez czternaście lat utrzymywał mój ojciec, ale sam dobrze wiesz, że wszystko w co mu wierzyłam, teraz okazuję się być kompletną bzdurą. Nie wiem sama w co mam myśleć, ale coś podpowiada mi że znam tę kobietę - brunetka zabrała z dłoni chłopaka dokumenty i jeszcze raz przyjrzała się zdjęciu. - Ma identyczne oczy jak Jack - westchnęła głośno na samo wspomnienie brata. Mimo, że nadal nie wybaczyła mu tego co jej zrobił, wpomnienie widoku jego martwego ciała  paraliżowało ją. Śmierć nawet obcej osoby wywierała na niej ogromne wrażenie, a co dopiero osoby, z którą żyło się osiemnaście lat pod jednym dachem. Nie potrafiła przejść obok tego obojętnie, chociaż starała się nie pokazywać tego na zewnątrz.

- Jednak z tych wszystkich informacji wynika, że przynajmniej od kilku dobrych lat pracuje w tej knajpce i mieszka nie daleko. Nic po za tym, co mogłoby chociaż świadczyć o jej innym życiu - Lively odłożyła teczkę na mały stolik i z bezradnością zacisnęła ręce na materiale swojej koszulki, mnąc go.

- Nie myślisz, że najprościej byłoby ją po prostu zapytać? - Calum spojrzał na nią po raz kolejny, unosząc brwi ku górze, czekając na odpowiedź dziewczyny.

- Mam podjeść i zapytać czy czasem nie jest moją matką, która miała nie żyć od czternastu lat? - Lively pokręciła głową z politowaniem.

- Nic nie stracisz, a może dowiesz się prawdy - Brunet wzruszył obojętnie ramionami i skierował się w stronę wyjścia z jej pokoju. - Jeśli będziesz miała ochotę w końcu wyjść z tego pomieszczenia, to jestem w salonie - posłał dziewczynie ostatni uśmiech i zniknął za drzwiami.

Lively westchnęła głośno i opadła na miękką pościel. Wiedziała, że Calum miał rację, powinna w końcu wyjść z tego pokoju. Od ostatnich dwóch dni nie robiła nic innego, poza analizowaniem zawartości teczki i swojej relacji z Luke'iem. Pocałunek tak na prawdę ich pierwszy, nie wliczała do tego pocałunku gdy Luke był pijany, dał jej nadzieję na coś nowego, coś lepszego w jej życiu. W jej sercu rodziło się uczucie, które za wszelką cenę chciała w sobie stłumić, wiedziała, że nie może zakochać się w blondynie, jednak mimo wszystko to robiła. Był oschły obojętny i zimny, jednak potrafił pokazać jej swoją dobrą stronę, co dawało jej nadzieję. Pamiętała jego obietnice, jednak teraz nie chciała by ją spełniał. Wyrzuciła z głowy wszystkie myśli i gwałtownie podniosła się. Zdecydowała posłuchać Calum'a i opuściła pokój, kierując się po schodach w dół. W połowie drogi usłyszała w salonie cichą rozmowę. Zatrzymała się gwałtownie, gdy rozpoznała wszystkie głosy.

- Mogliście chociaż dać znać - Calum lekko podniesionym głosem starał się, przelać całą swoją złość na pozostałą trójkę. Lively nie myliła się, zarówno ona jak i brunet przez ostatnie dwa dni nie dostawali żadnych znaków życia od Luke'a, Ashton'a, czy Michale'a.

- Wyluzuj Cal - ciało Lively momentalnie zalała fala gorąca, słysząc głos Luke'a. - Musieliśmy rozwieźć nowy towar, chłopakom się skończył, a wiesz że rozrzuceni są po całym Sydney. Nie opłacało się nam wracać w nocy - mimo, że nie widziała reakcji chłopaka mogła przysiąść, że wzruszył w tym momencie ramionami, z tą samą obojętnością co zawsze.

- Jeden telefon by was nie zbawił - warknął Calum, a po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nigdy nie słyszała, by chłopak mówił z taką wściekłością w głosie. Z każdą chwilą zdawała sobie sprawę, że wszystko wciąż wie o nich relacjach niewiele. - Nieważne. Dzwonił wczoraj Dylan, ludzie od Blackthorn'a kręcili się na naszej ulicy  - Lively wstrzymała oddech. Domyślała się, że ojciec ją szuka, jednak nie myślała, że jest aż tak blisko niej.

- Więc zostajemy tu jeszcze kilka dni. Wrócimy kiedy znudzi im się przeszukiwanie tego terenu - Luke wstał ze swojego miejsca, z zamiarem opuszczenia salonu. Lively słysząc nagłą ciszę, szybko postawiła ostatnie głośniejsze kroki na schodach, tak aby jej zejście na dół było przypadkowe. Nie chciała tłumaczyć się z tego, że podsłuchiwała, ale dzięki temu dowiedziała się o wiele więcej, niż jeśli by miała wyciągać te informację od Calum'a.

Na ostatnim stopniu niemalże wpadła na Luke'a, który zaskoczony złapał dziewczynę w pasie, tak by nie straciła równowagi. Jego zaskoczone niebieskie spojrzenie analizowało najmniejszy kawałek jej twarzy, tak jakby przez chwilę zapomniał o jej obecności w tym domu. Po chwili jednak splótł swoje palce z jej i pociągnął zdezorientowaną dziewczynę ponownie na górę. Zamykając za nią drzwi do jego pokoju, jednym ruchem odwrócił ją w swoim kierunku i przyciągnął mocniej do siebie, wpijając się w jej usta. Lively początkowo zaskoczona, stała sparaliżowana dotykiem jego warg, jednak po chwili oddawała już pocałunek, zaplatając dłonie na jego karku. Uśmiechnęła się delikatnie, czując chłód kolczyka Luke'a na swojej wardze. Blondyn po chwili przerwał tą przyjemną dla nich obojgu czynność i odsunął Lively od siebie, by móc na nią spojrzeć.

- Tęskniłaś? - zapytał z zadziornym uśmiechem, widząc iskry w jej oczach. Ich relacja była tak dziwna, że sami jej nie rozumieli. Lively przez chwilę zastanawiała się, czy ich uczuciami nie rządzi zwykłe pożądanie, którego obydwoje nie potrafili zatrzymać.

- Chciałbyś - Lively zaśmiała się cicho, odsuwając się od chłopaka i siadając na rogu jego łóżka. Miała wiele pytań, które chciała mu zadać, jednak powstrzymywała się od tego, ciesząc się tą chwilą. To co działo się wenątrz niej, było dla niej czymś nowym, czymś co czuła po raz pierwszy. Zamknięta w czterech ścianach domu w Blacktown, nauczyła się że nie jest godna, aby doświadczyć takiego uczucia jak miłość.

- Nie działo się nic przez te dwa dni? - Luke zapytał nagle, przyglądając się uważnie jej twarz.

- Przecież możesz o to zapyta Calum'a - Lively spojrzała na niego zdziwiona. - Ja nic dziwnego nie zauważyłam  - wzruszyła obojętnie ramionami i odwróciła wzrok w kierunku okna balkonowego. Dostrzegała stąd idealnie gładką tafle wody na jeziorze, o którym kompletnie. Miała ochotę ponownie posiedzieć nad jego brzegiem, jednak wiedziała, że będzie musiała z tym jeszcze poczekać. Teraz miała ważniejsze sprawy, albo przynajmniej jedną. Teraz gdy Luke wrócił, mogła przestać martwić się i zająć się sprawą Mii. Dobrze wiedziała, że Calum miał rację i powinna udać się ponownie do baru, jednak nie mogła zrobić tego sama. Wróciła spojrzeniem na Luke'a, który wciąż się jej przyglądał, bawiąc się jednocześnie swoim czarnym kolczykiem w wardze.

- Pamiętasz te dokumenty, które ostatnio oglądałeś? - chłopak pokiwał jedynie głową. - Mam pewne przepuszczenia, że Mia to moja matka - twarz Luke'a przybrała na pozór wyraz szoku, jednak Lively dostrzegła coś  w nim, co mówiło jej że ta informacja nie była dla niego czymś nowym. Nie wiedziała tylko, czy była to sprawa Jack'a, który być może opowiadał mu o ich matce, czy aż tak dobrze poznał tajemnice z jej życia, kiedy odkrył kim na prawdę była.

- I co zamierzasz z tym zrobić?

- Chcę z nią porozmawiać. Mógłbyś pojechać tam ze mną?

****

Lively nerwowo przygryzała policzek, starając się jednocześnie zamaskować to jak bardzo drżą jej ręce. Obawiała się tej rozmowy, od niej mogło zmienić się tak wiele. Myśl, że jej matka wciąż mogła żyć, przytłaczała ją. Jeśli byłaby to prawda, nie potrafiłaby zrozumieć tego, jak mogła zostawić ją samą w tym okropnym domu. Gdy Luke otworzył przed nią drzwi baru, jej nogi zmiękły i bardzo niepewnie dostała się do jego środka. Przełknęła gulę, która powstała w jej gardle, a cała pewność siebie nagle z niej uleciała. Zajęła miejsce na jednym z wysokich krzeseł tuż przy barze i wzrokiem wypatrywała znanej już kelnerki. Mia szybko znalazła się przy nich, jednak widząc Lively na jej twarzy od razu pojawił się niewielki grymas, kobieta zdawała się, nie być zaskoczona ich widokiem.

- Czułam, że tu wrócisz - Mia odezwała się jako pierwsza, zaskakując tym Lively. Dziewczyna wpatrywała się w nią, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Kiedy poczuła mocniejszy uścisk Luke'a na swojej dłoni, szybko potrząsnęła głową, tak jakby to miało jej pomóc, ułożyć rozbiegane myśli.

- Mogę zadać jedno pytanie? - brunetka zaczęła niepewnie, widząc zniesmaczoną minę kobiety.

    - Tylko jedno - Mia odpowiedziała zrezygnowana, poprawiając swój biały fartuszek.

- Czy Ty... - Lively przerwała na chwilę, nie będąc pewna tego, czy napewno chce usłyszeć prawdę. - Czy Ty jesteś moją matką? - kobiet cofnęła się o kilka kroków, wzdychając cicho. Lively wciąż czekała na to, aż kobieta zaśmieje się jej prosto w twarz i zaprzeczy temu, co usłyszała. Jednak tak się nie stało. Mia oparła dłonie na ciemnym blacie i zacisnęła na nim swoje pięści, starając się przez chwilę, unormować oddech. Po długich minutach podniosła ponownie wzrok na dziewczynę, starając się nie pokazywać targających nią uczuć.

- Tak Lively, jestem Twoją matką.

Te słowa uderzyły w brunetkę niczym noże. To co przez długie lata uważała za prawdę, rozpadło się, a na jej sercu powstała kolejna rysa. Przez długą chwilę układała słowa kobiety w swojej głowię, jednak w żaden sposób nie mogła jej zrozumieć. Uczucie, które początkowo było bezsilnością, z każdą chwilą przeradzało się w nienawiść. Nie potrafiła nazywać matką kobiety, która tak po prostu zostawiła ja w domu, który mogła nazwać piekłem, nie martwiąc się o jej los.

- Dlaczego? - jedyne pytanie jakie zdołała w tamtej chwili zadać, opuściło jej gardło.

- Zrozum mnie, nie mogłam dalej pozwalać na to, by Twój ojciec mnie krzywdził  - kobieta westchnęła głośno. - Upozorowałam wypadek i swoją śmierć,  niedługo później zaczęłam nowe życie tutaj.

- Pozwoliłaś na to bym tam została ? - Lively nie kryła już swojej irytacji.

- Wiedziałam, że Cię kocha i będzie Ci tam lepiej niż ze mną. Ja musiałam zaczynać wszystko od nowa, a ty przy ojcu miałaś wszystko.

- Kocha mnie?! Posłuchaj samej siebie! - Lively powiedziała to na tyle głośno, aby zwrócić uwagę osób, które siedziały najbliżej nich. - On nigdy nikogo nie kochał!

- To dlaczego wciąż z nim jesteś?

- O co Ci chodzi ? - dziewczyna spojrzała na kobietę zdezorientowana.

- Gdybyś wciąż nie mieszkała z ojcem, nie kazałby Luke'owi przyjechać tu z Tobą! - wskazała głową na blondyna, a zdenerwowanie od razu wymalowało się na jej twarzy.

- Boisz się, że przysłał mnie po Ciebie ojciec, żebym przywiozła Cię z powrotem? - Lively zaśmiała się cicho. - Widzisz, nawet Luke poszedł po rozum do głowy i odszedł od niego - zauważyła kątem oka jak Luke spogląda na nią zdziwiony, jednak nie przejmowała się tym teraz. - Tylko, że on stara się mnie chronić, czego Ty nie potrafiłaś zrobić  - Lively warknęła głośniej, zaciskając dłonie na zimnym blacie baru. - Kiedy myślałam ze nie żyjesz, oni zabawiali się mną tak jak Tobą wcześniej, to ja stałam się ich tanią rozrywką mimo, że miałam dopiero osiem lat - dziewczyna usilnie walczyła ze łzami, które cisnęły się jej do oczu.

- Liv, ja nie wiedziałam  - Mia starała się opanować swój drżący głos. - Jack obiecał mi, że będzie się Tobą opiekował - dodała już ciszej.

- Czyli on też wiedział? - Lively prychnęła cicho pod nosem, starając się opanować swój gniew. - Po Twojej rzekomej śmierci ojciec stał się jego autorytetem, a ja dla nich nikim. Patrzył na mnie z pogardą do ostatniego dnia.

- Jak to ostatniego dnia? - kobieta zdziwiona otworzyła szerzej usta.

- Jack nie żyje, a Ty powinnaś skończyć tak jak on. Żałuję, że miałam taką matkę jak Ty! - ostatnie zdanie wykrzyczała najgłośniej jak potrafiła i wybiegła z baru.

Nie żałowała żadnego słowa, wypowiedzianego w stosunku do tej kobiety. Nie potrafiła uważać jej za matkę, ona już dawno dla niej zginęła i tak miało pozostać. Oparła się o maskę czarnego Mustanga Luke'a i nabierała gwałtownie powietrza w płuca. Jej całe ciało drżało, a ona walczyła z łzami. Nienawidziła całego swojego życia, nie potrafiła już znieść więcej bólu. Uspokoiła się, gdy Luke objął ją swoimi dłońmi i odwrócił w swoją stronę tak, że mogła wtulić się w jego czarną koszulkę. Objął ją szczelnie swoimi dłońmi, chowając twarz w jej włosach. Tego potrzebowała najbardziej, silnych ramion, w których mogła odpocząć. Jednak wiedziała, że tą osobą nie może być Luke. Odepchnęła chłopaka od siebie i nie odwracając się, uciekła od niego. Miała nadzieje, że ucieka od całego świata.

___

dajcie znać co uważacie,

lubię czytać wasze komentarze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top