23.
" I can feel it in my bons"
- Calum do cholery, proszę! To dla mnie ważne! - Lively westchnęła, wystukując nerwowo dłonią, rytm na drewnianym stole. Od kilku minut próbowała przekonać do swojego planu bruneta, który kończył już swoją drugą porcję ciasta jabłkowego.
- Nie ma mowy! - odpowiedział Calum z pełną buzią, smakowitego deseru. - Mają tu dobre jedzenie i nie chce by mnie stąd wyrzucili.
- Są tu tylko dwie kelnerki, nikt Cię nawet nie zauważy - powtórzyła po raz kolejny brunetka. - Proszę Cal - wysunęła lekko do przodu dolną wargę i spojrzała na niego spod długich, ciemnych rzęs. Calum dokończył swój deser, odsunął od siebie talerz i oparł się o czerwony materiał, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Dobrze - powiedział po chwili przyglądania się Lively. Brunetka lekko się uśmiechnęła i zaklaskała delikatnie w dłonie. - Ale... - uśmiech z jej twarz od razu znikł, gdy zauważyła ciemne spojrzenie chłopaka.
- Ale? - Lively zapytała zniecierpliwiona jego przeciąganiem.
- Porozmawiasz z Luke'iem, wyjaśnicie wszystko - Calum uśmiechnął się zwycięsko, widząc jak brunetka zaciska usta w wąską kreskę. Wiedział, że Lively nie zgodzi się na to, gdyż starała się go ze wszystkich sił unikać.
Dziewczyna swoimi brązowymi tęczówkami, skanowała zwycięski wyraz twarzy Calum'a. Przeklęła cicho w duchu, że brunet wie o niej tak wiele rzeczy i tak umiejętnie potrafi je wykorzystać. W głowię zaczęła rozważać opcję zgodzenia się, na rozmowę z Hemmings'em, nie mając zbyt dużego pola manewru, chcąc zmusić Calum'a, do zakradnięcia się do biura właściciela tego baru. Odetchnęła głośno i przeniosła swoje wściekłe spojrzenie ponownie na chłopaka.
- Dlaczego Ty tak dużo o mnie wiesz ? - Lively jęknęła cicho pod nosem i spojrzała na swoje złożone dłonie. - Zgadzam się? - bardziej spytała, niż odpowiedziała chłopakowi.
- Słucham? - zapytał wesoło Calum, opierając dłonie na stoliku i udając, że nie dosłyszał odpowiedzi brunetki. Dziewczyna spojrzała na niego wściekle i przewróciła oczami.
- Porozmawiam z Luke'iem - wysyczała przez zęby i spojrzała w kierunku baru.
- Nie myślałem, że się zgodzisz - zaśmiał się cicho Calum. - Więc co mam zrobić?
- Masz dostać się do biura i zabrać wszystko co znajdziesz na temat Mii. Rozumiesz? - nachyliła się nieznacznie w stronę bruneta, tak by nikt inny nie usłyszał tego co do niego mówi.
- Dlaczego Ci tak na tym zależy? - Calum zapytał unosząc z zaciekawieniem brwi.
- Później Ci wyjaśnię okej? - brunet przytaknął jedynie głową. - Teraz idź, a ja muszę coś wymyślić by wyciągnąć zza baru te kelnerki - Calum wstał od stolika i niezauważony zniknął za drzwiami toalety.
Lively bawiła się nerwowo pełną do połowy szklanką, z wodą i uporczywie próbowała wymyślić coś, by zwabić na kilka minut do siebie obie kobiety. Niechcący popchnęła mocniej szklankę, która przetoczyła się po stole, rozlewając całą wodę i upadła na podłogę, roztrzaskując się na drobne kawałki. Zasłoniła dłonią usta, a cichy jęk zaskoczenia wydostał się z jej gardła, gdy zauważyła co narobiła. Jednak szybko zrozumiała, że może wykorzystać swoją nieuwagę, gdy obie kelnerki podbiegły do niej, pytając czy nic się jej nie stało, sprzątając całe szkło i rozlaną wodę. Lively zaprzeczyła kilka razy i przeprosiła cała zdenerwowana, obiecując zapłacić za szkody. Kobieta z plakietką "Mia" przypiętą do fartuszka, zapewniła ją że nic się nie stało i szybko wycofała się z zamiarem wrócenia do baru. Lively już chciała zawołać ją ponownie, jednak w ostatniej chwili zauważyła Calum'a, wychodzącego z męskiej toalety i powstrzymała się. Brunet posłał mijającej go kobiecie szeroki uśmiech i przysiadł się do niej ponownie.
- Co tu narobiłaś? - zaśmiał się cicho, widząc jak druga kelnerka, ściera resztki wody z podłogi.
- Miałeś iść do biura a nie załatwić swoje potrzeby! - warknęła cicho Lively, kiedy druga kobieta odeszła od nich. Widząc uśmiech na twarzy Calum'a, który już trochę ją irytował, przewróciła oczami, ale chłopak uchylił róg kurtki, pokazując że coś jednak dla niej ma.
- Nie unoś się tak kobieto - rozchylił szerzej skórzaną kurtkę, pod którym trzymał szarą teczkę. Brunetka odetchnęła cicho i poprawiła dłonią opadające na jej czoło włosy.
- Przepraszam, nie widziałam w ogóle kiedy się tam znalazłeś.
- Dlatego mówią na mnie Ninja - uśmiechnął się tajemniczo i puścił brunetce oko.
- Ktoś tak na Ciebie mówi? . - odpowiedziała, śmiejąc się cicho z Calum'a. - Nie ważne. Wracamy?
- Jasne - Calum zapłacił za ich rachunek i po chwili wracali już do posiadłości.
***
Wracając z Calum'em, Lively ściskała przy piersi szarą teczkę. Nie odważyła się otworzyć jej w samochodzie, przeczuwając że znajdzie w niej wszystko czego naprawdę się obawiała. Chociaż pamiętała sylwetkę matki jak przez mgłę, Mia za bardzo ją przypominała, aby mogła spokojnie żyć ze świadomością, że może ojciec okłamywał ją również w tej sprawię. Jednak jeśli tak było, to na czyj nagrobek chodziła każdego roku w jej rocznice śmierci? Niegdyś z ojcem, a w późniejszych latach już sama, czy wszystko w jej życiu było kłamstwem?
Chciała jak najszybciej zamknąć się w pokoju, który chwilo był jej prywatnym pomieszczeniem. Jednak pech nie opuszczał jej tego dnia. Zapatrzona w dokumenty trzymane w dłoniach, wpadła na kogoś i wypuściła szare plik z dłoni. Teczka upadł na podłogę, otwierając się i ukazując nagłówek z nazwiskiem "Mia Roberts". Szybko podniosła dokumenty i już chciała nakrzyczeć na któregoś z chłopaków, aby uważał jak chodzi, jednak zauważając przed sobą niebieskie tęczówki Luke'a, zamilkła. Hemmings ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, wpatrywał się w dokumenty w jej dłoni, a po chwili jej czekoladowym oczom. Lively westchnęła cicho i chciała go już wyminąć, jednak chłopak zatrzymał ją uściskiem na ramieniu i odwrócił w swoją stronę.
- Możemy teraz porozmawiać? - Luke zapytał nie spuszczając z niej swojego spojrzenia.
- Nie Luke - Lively odparła cicho i wyjęła ramię z uścisku blondyna.
- Umowa - Calum szepnął do niej tylko jedno słowo, przechodząc obok, a Lively od razu w myślach pozbawiała go życia. Posłała mu już kolejne tego dnia mordercze spojrzenie, ale Calum jednak nie przejął się tym. Za plecami Luke'a posłał jej całusa w powietrzu i zniknął za białymi drzwiami, prowadzącymi do kuchni.
- Zabiję go kiedyś - szepnęła cicho brunetka i odetchnęła głęboko.
- Co? - Luke spojrzał na dziewczynę zdezorientowany.
- Nie ważne - odparła. - Dobrze, możemy porozmawiać - przyznała cicho, przeklinając zawartą umowę z Calum'em.
Luke rozluźnił spięte mięśnie i zaprowadził Lively do swojego pokoju. Przepuścił brunetkę w drzwiach, zamykając je za nią i szybko rzucając okiem na jego wnętrze. Panował w nim względny porządek, brązowe ściany idealnie kontrastowały z białym łóżkiem i meblami. Otwarta, nierozpakowana torba stała obok wysokiej komody, a na łóżku pozostawała wciąż niezaścielona niebieska pościel. Lively ścisnęła mocniej w dłoniach szarą teczkę i podążyła wzrokiem za Luke'iem, który otworzył drzwi balkonowe i wyszedł na zewnątrz. Szybko ruszyła za nim i po chwili mogła cieszyć się świeżmy powietrzem. Jednak zatruł je Luke, odpalając papierosa i zaciągając się mocno jego dymem. Skrzywiła się, gdy dotarł do niej wypuszczony przez chłopaka obłok. Nie lubiła gdy ktokolwiek palił w jej towarzystwie, gdyż sama tego nie robiła. Dziwiło ją to, jak samemu z własnej woli, można zatruwać swoje zdrowie.
- Przepraszam za to, co powiedziałem Ci poprzedniego wieczora - Luke przerwał ciszę panującą miedzy nimi i ponownie zaciągnął się białym dymem.
- Wcześniej myślałam, że mogę Ci zaufać.
- Dlaczego teraz miałabyś tego nie robić?
- Daj mi jeden powód, abym zmieniła zdanie! - spojrzała na niego, widząc jak zaciska mocno szczękę. Dla niej ta rozmowa też nie była łatwa. Jednak czuła, że jeśli nie wyjaśnią sobie wszystkiego teraz, kolejna okazja może sie szybko nie nadarzyć. Blackthorn było coraz bliżej, a kłamstwa, których obydwoje nie szczędzili w swoją stronę, w niczym im nie pomagały.
- Zanim wiedziałem kim naprawdę jesteś, widziałem w tym interes.
- Moje prawdziwe nazwisko to zmieniło, tak? Teraz nie widzisz w tym żadnego interesu? - Lively zaśmiała się głośno, irytowało ją to w jaki sposób Luke próbuję przekonać ją, że tak nagle zmienił zdanie. Dziewczyna nie potrafiła uwierzyć, że jedna wiadomość, tak mogła zmienić to czego pragnął.
- Myślisz że to takie proste! - warknął wściekle blondyn, gasząc po butem wypalonego peta.
- Bo jest Luke! Wystarczysz że mi powiesz, wtedy albo Cię zrozumiem...
- Albo mnie znienawidzisz - przerwał jej i dokończył za nią. - Lively na prawdę chcesz wiedzieć dlaczego wciąż tu jesteś?
- Chce znać prawdę - odpowiedziała po chwili trochę niepewnie. Spodziewała się najgorszego, jednak gdzieś głęboko w sobie czuła, że nie potrafiłaby mimo wszystko go znienawidzić.
- Możesz mi pomóc zniszczyć Twojego ojca. To wszystko czego chce, chce go zniszczyć - Luke zacisnął mocno pięści, na metalowej barierce, o którą się opierał. Brunetka zauważyła jak jego niebieskie oczy ciemnieją.
- Co jeśli teraz się nie zgodzę, jeśli nie chce tam wracać?
- Widziałaś listę. Jeśli stąd wyjdziesz, on i tak Cię znajdzie i zabiję. Na razie jesteś bezpieczna - przeniósł swoje spojrzenie na jej zdenerwowaną twarz. - Nie pozwolimy by coś Ci się stało, ja nie pozwolę - delikatnie złapał dłonią jej policzek i pogładził go kciukiem. Lively zauważyła, jak jego tęczówki odzyskują swój naturalny niebieski kolor. Jego dotyk sparaliżował ją, ale w małym stopniu był przyjemny. W jej myślach pojawił się ponownie poprzedni ich pocałunek, a ciepło automatycznie rozlało się po jej brzuchu. Byli jak dzieci błądzące we mgle. Nie znali się, nigdy nawet nie rozmawiali tak normalnie, ale jakaś tajemnicza siła przyciągała ich do siebie, mimo że żadne nie potrafiło się do tego przyznać głośno.
- Nie powinniśmy Cię wtedy porywać, nie powinnaś tu teraz być. Nie powinnaś poznać tego świata.
- Luke ja zawsze w nim byłam. Nie wiedziałam, ale w nim żyłam - dziewczyna odpowiedziała cicho, delikatnie łapiąc jego dłoń i na chwilę zatrzymując przy swoim policzku. - Więc teraz Ty mnie nie okłamuj, jeśli naprawdę mam Ci zaufać. Nie rób tego, co przez całe życie robił mój ojciec - poczuła jak po jej policzku spływa jedna samotna łza, która była obrazem całej jej bezsilności.
Luke przybliżył się jeszcze do Lively, a wolną dłonią objął jej drugi policzek i starł błąkająca się po nim łzę. Trzymał jej twarz w swoich dłoniach i spoglądał w zaszklone czekoladowe oczy, które uporczywie skanowały jego bez emocjonalną twarz. Nie wiedział co robi, dlaczego nie potrafi oderwać się od jej czekoladowego spojrzenia. Jej gładkie policzki, delikatnie rozgrzewały od środka, jego zmarznięte dłonie. Oblizał nerwowo usta, które stały się suche, zahaczając językiem o zimny kolczyk. Nachylił się lekko nad brunetką, pozostawiając zaledwie kilka milimetrów przestrzeni między ich ustami. Ich oddechy mieszały się, stając się coraz bardziej nerwowe. Brunetka przymknęła powieki, a po chwili poczuła ciepłe wargi Luke'a, na swoich. Pocałunek ten był inny, od tego w jej sypialni. Blondyn całował ją delikatnie, co chwilę pogłębiając pocałunek. Przejechał językiem po jej dolnej wardze, co spotkało się z jej lekki uśmiechem i wypuszczeniem z dłoni trzymanej wciąż teczki. Luke odsunął się nieznacznie od dziewczyny, przerywając ich bliskość i spojrzał na szare dokumenty. Podniósł je i otworzył na pierwszej stronie. Lively chociaż obserwowała jego ruchy, wciąż nie potrafiła się poruszyć, czując jeszcze gorące wargi Luke'a na swoich. Przejechała dłonią po dolnej wardze, gdzie wciąż czuła chłód metalowego kolczyka. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego pozwala na to wszystko. Wiedziała że to nie jest dobre, że prędzej czy później spotka się z rzeczywistością, w której ona i Luke nie mogli istnieć. Nie rozumiała intencji chłopaka, ani tego w jaki sposób na nią działał. Jednak wszystko w środku chciało tego pocałunku, chciało aby jego dłonie wciąż trzymały ją delikatnie za policzki, żeby jego ciepłe usta mocno ścierały się z jej. To było tak niewyobrażalnie nie przyzwoite i mimo że o tym wiedziała, wciąż tego pragnęła.
- Co to jest? - Luke zapytał przeglądając pobieżnie plik kartek.
- Kolejna tajemnica - Lively westchnęła cicho, przyglądając się zdjęciu kobiety, przypiętym do pierwszej strony dokumentu.
*.*
jest coś, co może wam się spodoba,
ale wiem że nie jest idealnie,
nie potrafię nie krytykować siebie, po prostu wciąż uważam, że to mało doskonałe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top