22.

" Shot of Truth"

     Lively nie zastanawiała się, ile czasu spędziła milcząc z Calum'em, na kamienistym wybrzeżu jeziora. Dopiero gdy słońce znajdowało się wysoko nad ich głowami, a wysoka temperatura powietrza mocno dawała o sobie znaki, zorientowała się, że godzina musi już zbliżać się do południa. Mimo prażącego słońca, nie miała ochoty wracać do domu za ich plecami, wiedząc że wciąż jest w nim Luke. Nie chciała z nim rozmawiać, tym bardziej będąc pewna, że blondyn niczego nie pamięta. Wciąż w głowię miała mętlik i mimo, że poznała niewielką część jego historii, było jeszcze wiele pytań. Była również zmieszana po wyznaniu Calum'a, który zaskoczony wyjaśnił jej, że nie miał nic wspólnego z próbą oddania jej ojcu. Zaskoczona, przez długi czas układała sobie tą informację w głowię, wciąż pamiętając słowa Luke'a i  kolejne jego zapewnienia, że jednak nie zrobi tego co zamierzał. Wyjazd do tego miejsca dawał jej początkowo nadzieję, na ostateczne poznanie wszystkich tajemnic blondyna, a stał się tylko ich mocniejszym pogłębieniem i znalezieniem kolejnych pytań. Brunetkę irytowała już ta niewiedza, jednak jak mocno się starała, tak jeszcze bardziej oddalała się od prawdy. Calum siedząc obok niej, wpatrywał się tak samo w idealnie równą, błękitną tafle jeziora, przegryzając tylko jabłko, które sama zabrała wychodząc z domu. Chociaż nie chciała wierzyć Calum'owi, coś podświadomie przekonywało ją do jego prawdomówności. Nie wiedziała co to za siła, ale przez ostatni tydzień poznała go niemalże z każdej strony, więc miała nadzieje, że chociaż on jeden nie okłamywałby jej. Wytworzyła się między nimi mała nić porozumienia, a cała ich relacja dążyła w każdym calu do czegoś większego, zdecydowanie do przyjaźni.

    - Chodźmy coś zjeść, na pewno jesteś głodna - Calum uśmiechnął się lekko i podał jej dłoń, wstając z miejsca.

    - Nie chce tam wracać, nie mam ochoty - dziewczyna odpowiedziała zrezygnowana i nie ruszyła się z kamienistego podłoża.

    - Dobrze zabiorę Cię gdzieś. Jest tu niedaleko dobra knajpa - brunet uniósł delikatnie brwi, czekając na jej reakcje. Lively westchnęła cicho.

- W sumie to jestem trochę głodna - przyjęła jego dłoń i wspólnie skierowali się do środka domu.

    Czekając na chłopaka oparła się o ściankę, oddzielającą korytarz od przestronnej, kremowej kuchni i wpatrywała się w swoje dłonie. Pierwszy raz przejęła się swoim wyglądem, o który od ostatnich trzech tygodni w ogóle nie dbała. Z paznokci w niektórych miejscach odprysnął już niebieski lakier, falowane, długie, kasztanowe włosy, potrzebowały porządnej odżywki, a cała skóra błagała wręcz o chociażby najmniejszą ilość balsamu. Zdecydowanie potrzebowała chwili dla siebie, jednak wiedziała że nie będzie takiej okazji, tym bardziej teraz, gdy powinni zastanawiać się co zrobią z wciąż szukającym ich jej ojcem. Miała cichą nadzieję, że kolejny wymyślony przez chłopaków plan, pozna chociażby w minimalnym stopniu. Przyglądanie się swoim paznokciom przerwała w chwili, gdy drzwi obok, których się opierała otworzyły się. Podniosła głowę, spotykając niebieskie tęczówki blondyna, który właśnie wychodził z pomieszczenia.

    Luke przyglądał się Lively, która widząc go cofnęła się o kilka kroków w głąb korytarza i zakładając ręce na klatce piersiowej, spuściła wzrok na czubki swoich butów. W jej postawie i czekoladowych oczach mógł dostrzec strach i wycofanie, tak jakby brunetka bała się właśnie jego. Nie rozumiał co zrobił aż tak strasznego, doprowadzając dziewczynę do takiego strachu, gdzie zaledwie dzień wcześniej, potrafiła pokazać swoją buntowniczość i dociekliwość. Po raz kolejny skarcił się w myślach za to, że doprowadził się do takiego stanu poprzedniego wieczoru, nie mogąc odnaleźć teraz w pamięci najważniejszej jego części. Dużo łatwiej byłoby mu zrozumieć zachowanie Lively, gdyby tylko wiedział co takiego zrobił czy chociażby powiedział. Był mężczyzną i nie raz kierowały nim popędy, jednak czuł, że nie mógłby zrobić tej z pozoru silnej, ale jednak kruchej brunetce nic złego. Jedynym sposobem na odświeżenie pamięci z ostatniego wieczoru była rozmowa, ale widząc wciąż wycofaną postawę Lively, obawiał się czy otrzyma odpowiedzi na swoje pytania.

    - Lively? - Luke delikatnie złapał ramię brunetki, które dziewczyna natychmiastowo wyrwała z jego uścisku. Spojrzał w jej kierunku z jeszcze większą dezorientacją, cofając swoją dłoń.

    - Czego chcesz Luke? - Lively zapytała  cicho, tak że ledwie usłyszał jej słowa.

    - Porozmawiać? - odpowiedział, a wręcz zapytał niepewnie. Sam zaskoczył się swoją niepewnością w głosie, nigdy wcześniej nie zdarzało mu się wyrażać w rozmowie z innymi skruchy czy obaw przed konfrontacją. To z nim ludzie bali się rozmawiać i to on decydował o tym, jak przebiega ich rozmowa. Tym razem było inaczej, nie mógł zrozumieć dlaczego przy tej dziewczynie zanika jego ciemna strona, którą wokół siebie budował.

    - Nie mamy o czym.

- Lively co ja takiego zrobiłem? - Luke spuścił luźno dłonie po obu stronach swojego ciała, zaciskając je mocno w pięści. Nie mógł znieść tej niepewności i tego, że to on musi czekać na odpowiedź dziewczyny. Wzbierała w nim złość i nie mógł tego opanować.

    - W końcu powiedziałeś prawdę - Lively na chwilę obdarzyła go swoim spojrzeniem i uśmiechnęła się pogardliwie, prychając cicho pod nosem. Widząc jego zdenerwowanie i wpatrujące się w nią niebieskie oczy, przestała na kilka chwil obawiać się go, czując że w tej rozmowie, to ona jest górą. - Ale widzę że nic nie pamiętasz - odparła po chwili zaciskając mocniej dłonie w okół swojego ciała. W duchu cieszyła się z tego, że Luke nie pamięta poprzedniego wieczoru, mogła udawać, że to co się stało tak naprawdę się nie wydarzyło. Jednak było inaczej, bo w głowię wciąż miała pocałunek w jej pokoju, jak i również jego mocne słowa, które wycisnęły na niej swoje piętno. Czuła niechęć do siebie i swoich myśli, wiedząc że to nie powinno się zdążyć.

    - Wytłumaczysz mi co powiedziałem? - Luke zbliżył się do Lively, obejmując jej ramiona obiema dłońmi, sprawiając tym samym, że dziewczyna spojrzała na niego. Ciałem dziewczyny zawładnęło dziwne uczucie, którego nie potrafiła wytłumaczyć, a zaciskające się dłonie Luke'a, sprawiały jej coraz większy ból. Syknęła cicho, gdy blondyn zmocnił swój uścisk, po chwili jednak poluźnił go, wciąż uporczywie wpatrując się w jej czekoladowe tęczówki.

    - Przyznałeś że chciałeś oddać mnie ojcu - Lively odpowiedziała po chwili ciszy, wpatrując się w oczy blondyna, w których malowało się ogromne zaskoczenie. Luke nie dowierzał, że mógł powiedzieć o tym brunetce. Jednak nikt oprócz niego nie wiedział o tym, więc opcja że dowiedziała się od któregoś z chłopaków nie wchodziła w grę. Lively wykorzystując chwile jego nie uwagi, wyrwała się z jego obejmujących ją dłoni i odetchnęła cicho, widząc schodzącego po schodach Calum'a.

    - Możemy jechać - Cal uśmiechnął się promiennie do dziewczyny, obejmując jedną dłonią jej rękę i prowadząc w stronę drzwi. Lively pozwoliła pokierować sobą, wciąż spoglądając na zdezorientowany wyraz twarzy Luke'a.

     - Lively, ja nie... - blondyn szybko złapał ją za nadgarstek, który Lively od razu wyrwała.

    - Nie Luke, nie chce tego słuchać - odpowiedziała oschle i znikła wraz z Calum'em za drzwiami. Nie chciała słuchać tłumaczeń blondyna, wiedziała co chciał jej powiedzieć, ale mimo wszystko nie potrafiłaby nadal uwierzyć w jego słowa. Zbyt mocno zniszczył zaufanie, którym go obdarzyła, by mógł tak szybko je odbudować.

    ***

     Niewielka knajpka do której zabrał ją Calum, znajdowała się zaledwie piętnaście minut od domu w którym się zatrzymali. Utrzymana była w kolorach błękitu i czerwieni, a jej wnętrze urządzone było w stylu amerykańskich przydrożnych barów, które Lively mogła oglądać w różnych komediach romantycznych. Zajęli miejsce przy jednym z okien, które wychodziły na główną szosę, którą poruszało się nie wiele pojazdów. Zamówili swój posiłek, który u Calum'a składał się z pełnego talerza jajecznicy i bekonu, natomiast Lively zdecydowała się na zwykłe naleśniki z syropem. Wysoka, szczupła kelnerka około czterdziestki, postawiła ich talerze przed nimi i życząc smacznego, opuściła ich z uśmiechem. Lively przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, odnajdując w jej sylwetce coś znajomego, jednak nie wiedziała, czy to burza opadających na jej ramiona kasztanowych włosów, czy brązowe tęczówki, przypominały jej osobę, którą jednak mało pamiętała. Oderwała wzrok od kelnerki czując na sobie spojrzenie Calum'a, który zachęcał ją do zjedzenia, dość smakowicie wyglądającego posiłku.

    - Lively ja nie wiedziałem nic że Luke...

    - Wiem Cal, teraz już wiem - uśmiechnęła się lekko w stronę bruneta, widząc zakłopotanie na jego twarzy. Wiedziała, że Calum nie chciał usprawiedliwiać Luke'a za to co zrobił, jednak sam do końca nie mógł zrozumieć jego zamiarów. Nie chciała teraz o tym myśleć, wystarczająco przytłaczała ją to, że będzie musiała zmierzyć się z tym problemem po ich powrocie.

    - A Ty, jak trafiłeś do tego świata? - zapytała po chwili ciszy, kończąc ostatniego naleśnika.

    - To dość banalna historia - Calum machnął z rezygnacją dłonią, chcąc przekonać dziewczynę, że jego opowieść nie będzie ciekawa. - Jak każdy nastolatek potrzebowałem kasy, a w domu nie powodziło się wtedy zbyt dobrze. Spotkałem handlującego pod szkołą, jednego z chłopaków Davidsona, spadł mi w tedy jak z nieba oferując szybki zarobek. Byłem głupim dwunastolatkiem,  nie myślałem o konsekwencjach, tylko o szybkim zysku - brunet przegryzł ostatnie kęsy jajecznicy.

    Lively zaskoczyło to, jak w łatwy sposób każdy z nich trafił do świata narkotyków, broni i niebezpieczeństwa, a w dodatku, że byli w tedy tylko dziećmi. Nie potrafiła uwierzyć, że to wszystko tak naprawdę nadal się dzieję. Nadal te małe dzieci, wchodzą w ten świat, nie zdając sobie sprawy, że to droga bez możliwości ucieczki. Mimo, że nie znała historii Mikey'a i Ashton'a, domyślała się, że brzmiała ona podobnie jak pozostałej dwójki. Przez zły wybór z dzieciństwa, zniszczyli sobie całe życie. Jednak wtedy nie myśleli o konsekwencjach, postrzegali to wszystko w kontekście dobrej zabawy i zarobku.

     Lively przeczesała dłonią swoje kasztanowe włosy, spoglądając po raz kolejny w stronę baru, przy którym ta sama kelnerka, która realizowała ich zamówienie, wycierała blat. Coś Lively nie dawało spokoju, podsuwając podświadomości, że zna tę kobiet. Jasna cera, ciemne włosy i jasne brązowe tęczówki, przypominały jej własną matkę, która nie żyła już od czternastu lat. Mimo, że nie była na jej pogrzebie, miała w tedy zaledwie osiem lat, pamiętała dzień w którym ojciec powiedział jej, że więcej nie zobaczy matki, że kobieta nie żyję. Jednak po ostatnich wydarzeniach, nie była pewna czy w to również może wierzyć ojcu, a kobieta za barem pobudzała tylko jeszcze mocniej jej myśli. Przeprosiła na chwilę bruneta i podeszła do zastawionego sprzętem do kawy baru. Kobieta uśmiechnęła się pogodnie do niej, jednak coś w jej mimice wystraszyło Lively. Uśmiech kelnerki szybko zmienił się w niepewny grymas i cofnęła się kilka kroków w głąb. Lively poprosiła tylko o szklankę wody, próbując dostrzec imię na plakietce kobiety. Trzy krótkie litery ułożyła w imię Mia i szybko zdezorientowana wróciła do stolika. Spojrzała na Calum'a, który przyglądał się jej z niepokojem i upiła kilka łyków wody z wysokiej szklanki.   

    - Calum, musisz coś dla mnie zrobić.



                                   ~~

dziękuję za miłe słowa przed maturami,

dzięki wam poszło mi bardzo dobrze :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top