18.

„ they killed him"

Duży i nowoczesny dom w Blacktown z zewnątrz wyglądał niepozornie. Jego jasno brązowe ściany i duże białe okna, z każdej strony zasłonięte ciemnymi roletami, sprawiały wrażenie zwykłego, bogatszego domu jak większość w tej dzielnicy Sydney. Jednak to czego nie mogli dostrzec inni mieszkańcy tych okolic, wewnątrz skrywało wiele tajemnic. Długi oświetlony korytarz, pomalowany na ciemno niebieski kolor, widział więcej niż nie jedna osoba przez całe swoje życie. Na końcu korytarza pod czarnymi drzwiami, stał zmęczony i zdenerwowany Cooper. Wytarł lekko spocone dłonie, o ciemny materiał koszulki i westchnął cicho. Nick Cooper nie należał do ludzi, którzy bali by się czegokolwiek. Życie nauczyło go walki ze strachem, ale Louis Blackthorn, był jedynym mężczyzną, którego obawiał się bardziej niż wszystkich innych rzeczy na świecie. Mimo że zawdzięczał mu życie, to jeśli tylko mógłby cofnąć czas, nie zgodził by się na układ, który z nim zawarł. Brunet spojrzał jeszcze raz na ciemną powłokę i zapukał głośno, naciskając drżącymi dłońmi klamkę. Pokój przerobiony na gabinet był naprawdę duży. Na środku ustawione było duże biurko, zrobione z ciemnego drewna, a tuż za nim wielki czarny fotel obrotowy, ustawiony do niego tyłem. Cooper zamknął za sobą drzwi i zdenerwowany podszedł do biurka, przecierając dłonią pobijaną twarz. Rozcięcie na policzku nie zagoiło się jeszcze dobrze i piekło, gdy tylko dłoń chłopaka dotknęła tego miejsca.

- Jestem szefie - odezwał się lekko zachrypniętym głosem, wpatrując się w punkt przed nim.

Ciemne krzesło odwróciło się, a na nim miejsce zajmował mężczyzna w średnim wieku. Louis Blackthorn, swoimi łagodnymi brytyjskimi rysami, nie przypominał bezwzględnego mordercy i szefa najgroźniejszego gangu w Sydney. Ciemne dłuższe włosy, nosił zaczesane lekko do góry, a na sobie jak każdego dnia miał białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i eleganckie czarne spodnie. Jego brązowe oczy odzwierciedlały oczy Lively, jednak nie można było dostrzec w nich niewinności i strachu. Swoim spojrzeniem przenikał każdą najdrobniejszą komórkę Nick'a, mrożąc krew w jego żyłach. Chłopak nie znał jego dawnego życia, domyślał się tylko wielu spraw, słysząc o nich od współpracowników. Pan Blackthorn nie był rodowitym Australijczykiem, co zdecydowanie można było zaważyć w jego, wciąż odmiennym akcencie i zachowaniu. Jego rodzina wywodziła się z Wysp Brytyjskich, a w Sydney znalazł się za sprawą miłości jego życia. Matka Lively, Mia na tyle rozkochała go w sobie, że porzucił swoje dawne życie i na stałe przyniósł się do tego miasta. Jednak na początku życie było dla niego ciężkie, a z dnia na dzień co raz trudniej było mu utrzymywać się. To właśnie w tedy wpadł w handel narkotykami, gangi i zabójstwa. Jego pozycja z roku na rok stawała się mocniejsza, aż zaprowadziła go na sam szczyt ciemnej strony miasta. Przyglądał się teraz zdenerwowanemu brunetowi, lekko mrużąc oczy.

- Gdzie moja córka? - zapytał po dłuższej chwili ciszy. Nick lekko spiął mięśnie i zacisnął pięści, opuszczone po obu stronach ciała.

- Nie mam jej szefie - odpowiedział spuszczając wzrok i czekając na gwałtowną reakcję swojego pracodawcy.

- Nie potrafisz załatwić już nawet najprostszej sprawy, jak odebranie dziewczyny?! Znów Ci uciekła? - Blackthorn podniósł lekko głos, poirytowany postawą młodego chłopaka. Od początku widział w nim potencjał, jednak po raz kolejny chłopak zawalał, powierzone mu sprawy.

- Nie, oni nie chcą jej oddać.

- Jak to?

- Uważają, że nie wywiązaliśmy się z umowy.

- Nie potrafiłeś załatwić tego inaczej?

- Nie przywieźli jej nawet ze sobą, nie wiem gdzie ją przetrzymują.

- To masz się dowiedzieć! - uderzył mocno dłonią w drewniane biurko, a po pomieszczeniu rozniósł się odgłos uderzenia. - Chce mieć ją tu żywą, jak najszybciej!

Cooper skinął głową na znak, że rozumie i odetchnął widząc reakcję szefa. Obawiał się o wiele bardziej drastycznego widoku, chociażby nawet groźby ze strony szefa. Nie raz był świadkiem, jak Louis pozbywał się swoich pracowników, którzy nie wywiązywali się ze swoich obowiązków. Wycofał się szybkim krokiem i naciskał już klamkę, gdy po raz kolejny usłyszał głos swojego szefa.

- Jack już wrócił? - Nick nabrał gwałtownie powietrza w płuca i odwrócił się ponownie w kierunku mężczyzny.

- Niestety nie, zabili go - powiedział cicho, jedna z mocą w głosie. Wiedział, że jego szef nienawidzi widoku słabości i skruchy, więc starał się nie pokazywać swojego strachu co do jego osoby.

- Pożałują tego, że zabili mojego syna! Macie przyprowadzić mi Hemmings'a żywego. To on odpowie za to! Chce widzieć jego i moją córkę! Masz się pospieszyć, wiesz że nie będę długo czekał! - Blackthron odwrócił się od niego i utkwił wzrok w ciemnej ścianie.

Cooper wiedział, że nie ma wiele czasu, musiał zacząć działać bo jego życie zależało od tej sprawy. Szybko wyszedł z pomieszczenia i zniknął w jednym z kolejnych pomieszczeń.

***

Brązowy dom w Bondii, był teraz jedynym miejscem, gdzie Luke mógł spokojnie przemyśleć kolejne kroki, które powinni podjąć. Mieszkanie było puste i to właśnie tu od kilku dni spędzał dnie, z dala od Lively i ich domu w Clovely. Nie miał ochoty oglądać brunetki, a w jej towarzystwie coraz trudnej było mu myśleć o najważniejszych sprawach. Nie mógł zrozumieć co tak na prawdę się z nim działo. Od dawna nie zachowywał się tak jak przy tej dziewczynie, która coraz bardziej mieszała mu w głowie swoją osobą. Nie potrafił wyzbyć się jej z myśli a nawet ze snów, więc starał się to ostatnie ograniczać jedynie do ilości potrzebnych do normalnego funkcjonowania. Opierając się o drewnianą ramę łóżka, wygrywał na gitarze nieznane mu melodie. Jedynie w ten sposób potrafił zapomnieć na chwilę o wszystkim i oczyścić swój umysł. Zdawał sobie sprawę, że nie mają wiele czasu na wymyślenie kolejnego planu. Lively była teraz ich jedyną bronią i szansą na pokonanie gangu Blackthorn'a, a to że był jej ojcem o wiele ułatwiło im tą sprawę. Nie chodziło tu tylko o potyczki między ich skłóconymi gangami. Dla Luke'a był to o wiele bardziej osobista sprawa, którą w końcu mógł załatwić.

Jego spokój przerwała melodia, wydobywająca się z jego telefonu, leżącego obok. Odłożył gitarę i wziął urządzenie do ręki, szybko odblokowującego ekran. Prześledził wzrokiem treść otrzymanej wiadomości i już po kilku minutach wsiadał do czarnego Bugatti. Drogę do ich domu pokonał z zawrotną szybkością, łamiąc wszystkie przepisy drogowe, jednak nie przejmował się tym zbytnio. Zatrzasnął za sobą białe drzwi dużego domu i skierował się do pokoju Ashton'a na drugim piętrze. Pomieszczenie, jak zawsze, zagracone było różnymi urządzeniami i ciuchami chłopaka, jednak widok ten nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Znał przyjaciela na tyle dobrze, że wiedział, że i tak chłopak nigdy tu nie posprząta. Podszedł do chłopaka zgarbionego na fotelu i przyjrzał się ekranowi laptopa, przy którym chłopak coś sprawdzał.

- Co masz? - Luke zapytał wyrywając Ashton'a z jego zajęcia.

- Nie mogłem przedrzeć się przez zabezpieczenia, a gdy to zrobiłem nie mogłem rozgryźć hasła. Nigdy nie pomyślałbym, że zapisze go jako imię córki - odpowiedział Ashton nie odrywając wzroku od ekranu, śmiejąc się pod nosem.

- Ale udało Ci się?

- Tak.

- Mów co znalazłeś! - blondyn lekko zirytowany, klepnął w ramie przyjaciela.

- Jest tu cała lista jego stałych klientów i niektóre przeprowadzone transakcję. Był jeden plik specjalnie zabezpieczony i dlatego tak długo mi to zajęło - chłopak opowiedział spokojnie, otwierając folder. Przed ich oczami pojawiła się długa lista nazwisk, z niektórymi już przekreślonymi.

- Co to jest ? Dlaczego my tu jesteśmy? -Luke lekko zmarszczył czoło, zastanawiając się nad tym co widzi. Wskazał palcem swoje i przyjaciół nazwiska, ku swojemu zaskoczeniu, znajdując na nim również imię Lively.

- Nie jestem pewien. Ale kurwa, Luke na co Ci to może wyglądać? - Ashton odwrócił sie do przyjaciela, przyglądając się mu z uwagą. - Kilka dni temu zginął Clark, dwa tygodnie temu Brown, nie wydaje Ci się to powiązane?

- Masz na myśli... - blondyn zamilkł na chwilę, jeszcze raz przypatrując się zapisanym nazwiskom.

- Myślę, że powinno być to dla nas ostrzeżenie Luke. Blackthorn to popieprzony gość, jednak nigdy nie myślałem, że aż tak bardzo. Kto normalny tworzy listę osób do zlikwidowania? - Luke nie opowiedział na pytanie przyjaciela, które tak na prawdę nie wymagało żadnej odpowiedzi. Doskonale wiedział, i to nie od dziś, że Louis Blackthorn nie był normalnym człowiek, pod każdym możliwym rozumieniem tej tak zwanej normalności.

~*~

dziękuje za to co tu robicie,

ponad rok temu było tu was tak niewiele,

a teraz po prostu nie wierze w to co widzę,

dziękuję raz jeszcze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top